Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

środa, 7 sierpnia 2013

204.Zabijanie przez malowanie

Modelarstwo całkiem nieźle sprawdza się jako zabijacz czasu. Wczoraj cały dzień zeszedł mi na grzebaniu w sieci w poszukiwaniu informacji na temat malowania modeli. Chodzi o to, żeby model pomalować tak, by możliwie wiernie przypominał oryginał. Oczywiście w okresleniu "możliwie wiernie" kryje się szeroki wachlarz standardów, a także nieuniknionych kompromisów. Trudność zasadnicza malowacza modeli pojazdów z drugiej wojny światowej polega na tym, że brakuje wiarygodnych źródeł na temat używanych wówczas kolorów do malowania pojazdów i wyposażenia. Można powiedzieć, że modelarstwo przywiązujace kluczową (czasem przegiętą) wagę do precyzji i wierności, narodziło się zbyt późno w stosunku do II wojny i nie zdążyło pobrać materiałów źródłowych. A rekonstrukcja barw natrafia na niezliczone trudności i na przykład do dziś nie udało się uzgodnić jak właściwie wyglądał niemiecki kolor Dunkelgelb, używany do malowania maskujacego pojazdów w latach 1943-45. Rozrzut odcieni sugerowanych przez modelarzy i historyków oraz oferowanych przez przemysł zawiera się mniej więcej od szarawokremowego przez żółtooliwny po jasnobrudnobrązowy. Zważywszy na to że to był jeden kolor RAL 7028, można popaść w zakłopotanie. Nie widać najmniejszych znaków wskazujących na rychłą perspektywę uzgodnienia jednego stanowiska: jak do cholery naprawdę wyglądał ten cholerny Dunkelgelb!
Z pewnością przyczyni się do tego fakt, iż kolor ten w zasadzie w praktyce nie istniał jako jeden, z tego względu, że nie była to farba robiona jak dziś, syntetycznie, z precyzyjną kontrolą odcienia, lecz koncentrat (pasta, lub proszek), dostarczany do jednostek, gdzie żołnierze dodawszy jakiegoś nośnika po zmieszaniu uzyskiwali dopiero gotowy do nanoszenia produkt. A nośnikiem było to co im się nawinęło: benzyny różnego rodzaju, nafta, olej napędowy, terpentyna itp. Nietrudno się domyślić, że uzyskiwany odcień bywał różny, tym bardziej jeśli uwzględnimy takie drobiazgi jak: precyzja proporcji i staranność wymieszania, jakość wojennych surowców, kolor podłoża (ciemny czy jasny), czystość nośnika (dodatki mogły reagować z substancjami koncentratu), sposób nanoszenia (pędzel czy pistolet natryskowy), liczba warstw. Do tego trzeba pamiętać, że farby ówczesne nierzadko szybko zmieniały odcień na świeżym powietrzu (rekordzistką był amerykański lotniczy Olive Drab). 

Tymczasem modelarze potrafią się spierać zażarcie o taki czy inny odcień na tym czy innym pojeździe, liczyć nity na kadłubie, pomstować że się na kołach jezdnych liczba śrub nie zgadza, oraz ze zdjęciem z epoki studiować wnikliwie co w modelu zostało zrobione inaczej niż oni na fotce mają. I weź tu powiedz takim, że jednego odcienia Dunkelgelb... po prostu... nie było.*)

A ja szperałem nie tylko w poszukiwaniu odpowiadającego mi odcienia, ale jeszcze i wyboru firmy farbiarskiej, bo pierwszy wybór, choć ze ścisłej czołówki światowej, nie przypadł mi do gustu i chcę wybrać inną. A to nie takie proste.

__________________________________________
*) Ale trzeba też pamiętać, że nawet wiele lat po wojnie możliwe są odkrycia wywracające do góry nogami jakieś ustalenia historyczne w zakresie kamuflażu. Przez parędziesiąt lat po wojnie przedstawiano nasze samoloty z Września 1939 r. jako malowane na kolor ciemnozielony (khaki), aż znaleziono oryginalne blachy z jakiejś maszyny z doskonale zachowaną powłoką malarską i okazało się, że nasz khaki był odcieniem brązu!

2 komentarze:

  1. ja bym nie nadawał się do malowania, nie rozróżniam różnych odcieni danego koloru, dla mnie to jeden i ten sam... niestety pod tym względem jestem bardzo upośledzony ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo, jeśli odwołać się do płciowego stereotypu, bardzo męski. ;-)

      Usuń