Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

środa, 31 stycznia 2018

745.Szuflowy

Ferie się skończyły, a tu wciąż styczeń. To tak jakby ferii w ogóle nie było. A do świąt jeszcze całe osiem tygodni.

Na tratwie Meduzy tradycyjne niespodzianki. Mam wrażenie, że kształtuje mi się standardowy zestaw pytań: 
nr 1. - Czy to było kiedyś tak ogłoszone / ustalone / zapowiedziane?
nr 2. - Jaki jest tego sens?
Oba pytania mają naturalnie charakter retorycznych, a odpowiedzi na nie zwykle są nadzwyczaj łatwe do zgadnięcia.

Siedzę na kolejnymi zadaniami do wykonania i czuję się jak operator szufli w śnieżycy.

Nieopatrzne zagadnięcie kolegi w pracy. Prawicowość to jednak bardzo osobliwy stan umysłu i rozumowania.

Niby powinienem się przyzwyczaić do samotności, a jednak jakoś tak przykro, że nie mam nikogo bliskiego.

poniedziałek, 29 stycznia 2018

744.Radość

Jak cudownie wrócić do pracy! Jak przyjemnie przytulić się do kochanego kieratu! Jak rozkosznie i upajająco znów poczuć się potrzebnym! Zobaczyć te iskierki miłości i wdzięczności w oczach stęsknionych za mną i moimi lekcjami młodych ciekawych świata ludzi!


Prace świetliste przede mną i kurwica strzelista we mnie. Jednak jest gorsza klątwa od wspomnianej w notatce nr 726., jest nią, jak sądzę - "Obyś wypracowania sprawdzał!"

Wiedziony impulsem, który być może określić by można mianem odruchu życzliwości, wychynąłem troszeczkę ze skorupki składając niezobowiązujące życzenia z okazji. Teraz myślę, że chyba nie warto było. 

sobota, 27 stycznia 2018

743.Odcięcie

Urlop, urlop, i po urlopie. Robota prawie nie tknięta. Rozbrajająco naiwne kalkulacje - co też zrobię w ferie, ile i kiedy, żeby tak ładnie się porozkładało, równomiernie tak, żebym i prace posprawdzał, i nowe, lepsze lekcje przygotował, wyraźnie sugerują, że w poprzednim wcieleniu musiałem być przewodniczącym państwowej komisji centralnego planowania w jakimś komunistycznym państwie - podobny poziom kreowania fikcji. Dokonałem (niezbyt odkrywczego, przyznajmy) odkrycia, że kiedy mam wolne, mój organizm gwałtem domaga się odpoczynku, który rozumie jako odcięcie się od wszelkiej pracy, tę zaś rozumiejąc szeroko, jako coś co muszę zrobić, bo ktoś tego ode mnie się domaga. Kiedyś tak nie miałem, a zrobiło mi się to jakoś parę lat temu. Być może to przejaw wypalenia zawodowego. Stąd feryjne wezwania: napraw mi baterię, spłuczka cieknie, meble mi zmontuj! odchorowywałem między wezwaniem i wykonaniem. Na widok prac do sprawdzenia leżących na półce aż się wzdrygiwałem. M.miała dość podobną refleksję - żeby naprawdę odpocząć musi opuścić dom i gdzieś wyjechać, bo w domu wszystko jej przypomina o obowiązkach, o tym że musi coś.
Skończyłem pierwszy tom sagi "Obca" i zacząłem "Uwięzioną w bursztynie". Kolejność: najpierw ekranizacja, potem literacki pierwowzór, ma jednak pewien sens, bo serial, choć wierny książce, ma pewne różnice, dzięki temu czytając książkę ma się poczucie pewnego "dodatku", poczucie że czyta się historię rozszerzoną, bogatszą w stosunku do tego co się widziało. Opowieść mi się podoba.


środa, 24 stycznia 2018

742.Źli pacjenci

Mr Aberfeldy był niedawno u dobrego dochtóra. Otrzymał plik skierowań na badania różne i dyspozycję:
- Proszę zrobić te wszystkie badania i przyjść w lutym, ale jeśli rezonans panu zrobią trochę później, to może pan zaczekać na niego i przyjść ze wszystkim w marcu.

Przed przystąpieniem do robienia rzeczonych badań Mr Aberfeldy zadzwonił do rejestracji zapisać się na wizytę kolejną. Zapisał się bez problemu - na koniec lipca. Siedzi teraz i patrzy na te skierowania na badania i ma poważne wątpliwości - czy to ma w ogóle sens? Zapisanych pigułek, co mają pomagać, wystarczy mu do końca lutego (abstrahując zresztą od tego, że działają tylko częściowo). Żałuje, że obecnej wiedzy nie miał kilka tygodni temu, kiedy usłyszał wygłoszone spod zmarszczonego czoła utyskiwanie (innego) lekarza, że pacjenci zaniedbują schorzenia i nie chodzą do lekarza. Żałuje, bo by coś palnął w odpowiedzi.

Już dziś czuję zbliżającą się pracę. Będzie źle.

wtorek, 23 stycznia 2018

741.Ucieczka przed tsunami

Drobne zakupy - pościel, żarówki, dwa kieliszki do wina, kubeł na śmieci. Oparłem się pokusie zbudowania na bazie tych rzeczy jakiejś metaforycznej opowieści o życiu, zwłaszcza swoim.

Telefon od Schwester mógł znaczyć tylko jedno, no dobra - jedno z dwojga: żądanie pomocy technicznej (alternatywa - opowieść o jej życiu i frustracjach). Nawet nie pisnąłem - jaki jest sens negocjowania z tsunami czy z trzęsieniem ziemi? Pojechałem, zmontowałem kilka mebli z IKEI, wymierzyłem i wyliczyłem karnisze, a potem pojechałem do marketu po części rzeczonych karniszy. Mam nadzieję, że uda mi się wykręcić od ich montowania, ale to dość nikła nadzieja. Bo będzie - jak zwykle - ultradźwiękowa fala oburzenia: "Bo ty mi NIGDY nie chcesz pomóc jak cię proszę!!!
Mieszkanie przebudowane i gruntownie wyremontowane lśni nowością i efektownością. Ze smutkiem pomyślałem o mojej stareńkiej kuchni, aż krzyczącej o remont.

EDIT: Kieliszek do wina Pokal.
źródło zdjęcia IKEA


poniedziałek, 22 stycznia 2018

740.Priorytety

Kapelan Służby Ochrony Państwa ma wyższą grupę zaszeregowania (tzn. płacę) niż lekarz i psycholog w tej formacji. Budżet Instytutu Pamięci Narodowej na 2018 rok jest prawie 5-krotnie większy od budżetu Polskiej Akademii Nauk. A to Polska właśnie - zaścianek i ciemnota in saecula saeculorum. Biedny, nieszczęsny kraj i biedni my.

niedziela, 21 stycznia 2018

739.Bilansowanie

Już tylko tydzień wolnego - zaraz trzeba będzie wracać do pracy. Niefajne, bardzo, bardzo niefajne. Potem dwa miesiące do świąt. Parę dni przerwy bez odpoczynku. Potem trzy i pół tygodnia do odejścia klas trzecich i majówki, też bez odpoczynku. Potem siedem tygodni wysiadywania na maturach i kończenia zajęć. Po drodze, zapewne, dostanę wychowawstwo na przyszły rok, co sprawia, że już teraz mnie coś skręca w środku i robi się niedobrze na samą myśl.

Emuś sobie przypomniał - skoro ferie, to "możemy się spotkać". Tylko, że ja nie mam już na to ochoty. Nie znajduję niczego zachęcającego w wysłuchaniu godzinnego monologu o cudzym życiu, aż do następnej sesji za pół roku, jak będzie następne wolne czyli wakacje. Nie mogę się tylko jeszcze zdecydować w jakiej formie to ująć żeby dotarło. W zeszłym roku pewien młody forumowicz dziwił się mojemu stwierdzeniu, że znajomości wirtualne są dla mnie prawie bezwartościowe, że za jedyne godne uwagi i starania uważam tylko te realne - zetknięcia w rzeczywistości z prawdziwymi ludźmi. Dla niego jedne i drugie są tak samo ważne i liczące się. Być może to różnica pokolenia - chłopię jest przeszło dwa razy młodsze ode mnie. Być może to moja (poważna?) wada, że kiedy dochodzę do wniosku, że znajomość jest trwale wątła lub zbyt nierówna, to de facto skłaniam się ku jej zakończeniu, czy to przez zerwanie, czy też przez niepodtrzymanie. Po co tkwić w czymś deficytowym?


sobota, 20 stycznia 2018

738.Dogmat-zombie

Nadrobiłem nieco zaległości w oglądaniu "Gry o tron" - szósty sezon dobiegł końca. Sposób w jaki Cersei pozbyła się Wielkiego Wróbla i jego ptaszarni przywodzi na myśl znaną refleksję Siary: "Mają rozmach skurwysyny!
Zauważyłem nieco niepokojącą rzecz: choć rzeczony Ptaszor piętnował zło, to jednak zacząłem kibicować tej zdemoralizowanej kretynce Cersei. 
Nie lubię fanatyków i ludzi, którzy pod płaszczykiem jakichś wyższych idei realizują pospolitą żądzę władzy nad innymi ludźmi. Szczególnie, kiedy występują w imieniu jakiejś istoty wyższej. Do grzechu pożądania dochodzi grzech pychy. A magiczne ciągoty wielu ludzi otwierają szerokie pole do manipulacji nimi przez tych fanatyków, czy może lepiej należałoby powiedzieć - dogmatyków, gdyż przedstawiają swoją wizję świata jako dogmat, coś co wymaga bezkrytycznego zaakceptowania i jest niepodważalne. To charakterystyczne stawianie wyżej wiary od rozumu budzi mój silny sprzeciw i niechęć. To w istocie sprowadza się do komunikatu - polecenia: Wyłącz myślenie i uwierz, czyli podporządkuj się mnie!

czwartek, 18 stycznia 2018

737.Bidwell

Koniec "Outlandera" na Netflixie, lecz emocje nakręcone. Smutno mi na widok tej miłości Claire i Jamiego - lizanie przez szybę uczuć i emocji, których nie zaznałem i nie zaznam. 

Pod wpływem serialu ponownie sięgnąłem po biografię Karola Edwarda Stuarta pióra George'a Bidwella. Imponująco płodny pisarz - ponad 50 książek historycznych, to robi wrażenie. Widać, że stan badań sprzed 3/4 wieku, ujęcie bardzo, ale to baaardzo  popularne (dla mnie, przyzwyczajonego do literatury fachowej to wagonówka), ale pióro lekkie i doskonale się czyta. W swojej klasie - literatury popularnej, której zadaniem było zapoznawanie z egzotycznym tematem powszechnie wykształconego przeciętnego odbiorcy, to jednak Bidwell był znakomity. Myślę, że dziś niesłusznie jest zapomniany, a jego rola popularyzatora brytyjskiej kultury w Polsce - warta uszanowania.


Mam nieodparte wrażenie, że dziś bardzo brakuje właśnie takich autorów, którzy oferowali dość porządnie wedle aktualnej wiedzy, łatwe w odbiorze książki historyczne przyczyniające się do poszerzania wiedzy (a może i wrażliwości) historycznej u niewykształconych fachowo mas społeczeństwa).

A w Biedronie promocja na całkiem smaczne (bo nie wiem czy dobre) porto, któremu PT. Czytelniczki i Czytelnicy zawdzięczacie tę notatkę. :-)

środa, 17 stycznia 2018

736.Znikanie

Zjadłem właśnie bardzo niezdrowy obiad rozgrzeszając się nader swobodnie, że takie coś jadam tak rzadko, że mnie niestety raczej nie zabije. Właściwie to kombinację: przysmażone, cieniutkie jak pasek mojej wypłaty, plasterki boczku wędzonego z plackami ziemniaczanymi i surówką z kapusty (wszystko "Biedrona"), jem pierwszy raz w życiu. Popiłem resztką (dość pokaźną resztką...) toskańskiego wytrawnego wina i punkt życia pt. posiłek środkowy w dniu 17 stycznia 2018 roku mogę uznać za odfajkowany.

W cukierni starej jak świat (mój świat) dowiedziałem się, że być może niedługo ulegną likwidacji. Smutne to - zniknie jeden z ostatnich, a może ostatni element mojej okolicy, o którym mogę powiedzieć, że istnieje od kiedy pamiętam, a więc od lat już doooobrze ponad czterdziestu. Dopiero co zawinął się "Wróbel" z Noakowskiego, a teraz ci, jeszcze starsi. Z jednej strony fajnie, że miasto się zmienia, że jest nowocześniej, ładniej, ale z drugiej strony przykro, że znikają bezpowrotnie miejsca, które tworzyły klimat historii, tę atmosferę pozytywnej tradycji. Coraz częściej mam tak, że staję przed jakąś witryną  i bezskutecznie próbuję sobie przypomnieć co tu było za mojego dzieciństwa, za nieboszczki komuny. Naturalnie to wina sklerozy, ale i zbyt szybkich, zbyt częstych przekształceń przestrzeni. I znowu - dobrze to i źle zarazem. W miejscu "Wróbla" jest nowa cukiernia, można by rzec - dalej jest cukiernia, ale już zupełnie inna - fikuśne ciasta i torty na porcje sprzedawane z kawą, wyraźnie stargetowane (klimatem i cenami - żadne nie dla mnie) na hipsterię, jakby z nadzieją pożywienia się na odpryskach Hali "Koszyki".

Jeśli chcecie zobaczyć jeden z ostatnich reliktów przeszłości, zachowanych jeszcze w stolicy, to idźcie do cukierni na rogu Krochmalnej i Żelaznej - mam poczucie jakby czas stanął tam w miejscu. Wizualnie, bo ciastek jakoś nie nie mam ochoty (odwagi?) spróbować.

Bloger robi się mocno irytujący z tym wyrzucaniem komentarzy do spamu - dopiero co mój gdzieś u kogoś wylądował, a ja właśnie wydobyłem komentarz prawdziwe niespodziewanego gościa BJ-a.

wtorek, 16 stycznia 2018

735.Dwadzieścia sześć kilometrów

Pogoda jakaś taka niezbyt zachęcająca. Ciemno, zimno, odpychająco.

Po co ma się znajomych? Po to, żeby poczuć się przydatnym. Drobna naprawa hydrauliczna oznaczała przejechanie i przejście w sumie 26 kilometrów. Po prawdzie, to jakoś nie czuję się bardziej przydatnym niż przed naprawą. Pewnie to dobry dowód na moje malkontenctwo i niedobry charakter. A ja jestem tylko znużony.

poniedziałek, 15 stycznia 2018

734.Studniówka

Kolejna studniówka odhaczona. Kto nie był wychowawcą, ten nie pojmie jak wspaniałym luksusem jest iść na studniówkę jako zwykły nauczyciel, a nie wychowawca klasy maturalnej. Możliwość opuszczenia imprezy o dowolnej porze jest prawdziwym błogosławieństwem, z bezsilną zazdrością obserwowanym przez nieszczęśników, którzy muszą siedzieć tam do samego końca nad ranem.

Miejscówka w tym roku była świetna do tańczenia, ale bardzo niekorzystna dla ogarniania towarzystwa. To też chyba przesądziło o tym, że rodzice z komitetu organizacyjnego nie zapanowali nad pociechami. Widać to było już na początku przy przemówieniach powitalnych - młodzież miała w dupie: rodziców prowadzących, dyrekcję i swoich przedstawicieli, i porozchodziła się do stołów tak, że w połowie tej części na sali zostało więcej nauczycieli niż uczniów (a wszak belferstwo zjawiło się w ilości pirazydrzwi 1/3 całego swego składu). Wezwania rodziców do powrotu na salę były ignorowane. Wyglądało to żenująco i żałośnie, delikatnie rzecz ujmując.

Wielkość miejscówki przerosła także katering - opóźnienia w podaniu dań pobiły rekordy studniówek na których byłem. Jedzenie w smaku nijakie, w kompozycji dań - dziwne (w ujemnym tego słowa znaczeniu). Deseru nie doczekałem, bo miałem już dość i poszedłem, zaś ciasta w bufecie były bardzo ubogie (w ilości i wyborze), w smaku kiepskie, a i tak zniknęły piorunem, bo młodzież nie mogąc się doczekać dań obiadowych, w desperacji szamała co było dostępne. Właściwie to nihil novi sub sole - na studniówkach jedzenie jest standardowo marne i za mało. Różnice polegają w zasadzie na tym, na czym w danej miejscówce polega marność - jakość, smak, świeżość, dobór dań. 

Organizacja generalnie zgrzytała. Niektóre pomysły komitetu studniówkowego otwierały nam szeroko oczy, bo takiego czegoś, tośmy jeszcze nie widzieli na żadnej. W klimat wpisał się dyro, który wybrawszy sobie fajniejszą imprezę, chciał jednak zaznaczyć swą obecność i na tej, więc wygłosił przemówienie zdalne. Niestety, aparatura i obsługa nie poradziły sobie z wyzwaniem i w efekcie personal mesydż z mostka naszej tratwy przywodził na myśl skojarzenie z przekazem księżniczki Lei przenoszonym przez R2D2 - widać że coś chce nam powiedzieć, ale nikt nie rozumie co mówi. Miało być podniośle, a wyszło... No, wiadomo jak.

Młodzież ubrana jak zwykle - czyli większość zgodnie z podstawowymi zasadami elegancji, ale w oczy bardziej rzucały się brutalne gwałty dokonane na tych zasadach. Czerwone i bordowe koszule, białe i beżowe skarpetki, tenisówki, jasnobrązowe buty, brązowe monki bez skarpetek - wszystko to do ciemnych garniturów; no i przebój wieczoru: lakierowane mokasyny na grubej zelówce bez skarpetek do rurek. Tak, wiem, posypią się na mnie gromy, żem konserwa strupieszała, ze sklerotycznym zacięciem kurczowo uczepiona przebrzmiałych zasad, lecz skoro studniówka z założenia jest elementem tradycji to może uszanujmy tę tradycję także i w tym, że skoro robimy bal w porze nocnej, to zastosujmy się i do tradycyjnych zasad elegancji w takich okolicznościach. Żeby nie było, że tylko po małolatach jeżdżę, to część grona też nie za bardzo sobie poradziła ze stylizacją i dress codem.

Gejaszki tańczyły po bożemu - z płcią piękną, powszechnego zgorszenia nie czyniąc. Za to jedna z moich koleżanek raczej niezbyt nieszczęśliwie skomponowała sobie stylizację, bo swe wrażenie z ujrzenia z odległości ok. 30 metrów mogę ująć krótko: orientacja wprost krzyczy.

niedziela, 14 stycznia 2018

733.Pierwszy dzień relaksu

Miałem nadzieję, że pierwszy dzień urlopu uda mi się spędzić na wyciszaniu. Dwa tygodnie to, wbrew pozorom, dla mnie przynajmniej, bardzo krótki czas  na jakąś zmianę trybu funkcjonowania, ale mobilizowałem się do pozytywnego myślenia, żeby zrobić co się da. Starałem się myśleć o jakichś przyjemnościach, nawet może o malowaniu, czy wykończeniu już pozaczynanych prac. Starałem  się.
Po południu telefon od rodziców i wszystko poszło się tentegować. Cóż, tytuł arcymistrzów galaktyki w wyprowadzaniu mnie z równowagi (eufemistyczne określenie rozpierdalania psychiki) do czegoś zobowiązuje. Ból jak cholera, aż niedobrze mi się robiło, trzymał jak dług publiczny. Z trudem poszedłem spać o północy. Cztery przebudzenia i o 4.20 koniec spania, wstałem, ubrałem się i teraz szukam sobie jakiegoś (bezpiecznego) zajęcia.

czwartek, 11 stycznia 2018

732.O cudzie i lekarzu

Dzień koszmar. Wobec perspektywy popołudniowo-wieczornych atrakcji mój organizm postanowił się nie szczypać i nie bawić w jakieś subtelności tylko walnąć z rozmachem. Nie bardzo sobie wyobrażam, jak ja dotrwam do wiosny, by nie powiedzieć wprost - do końca takiego lutego choćby. Zadzwoniłem do swojej przychodni, żeby się zapisać do lekarza. Jeden nie przyjmuje nowych pacjentów, drugi, owszem, przyjmuje, ale zapisy najwcześniej na koniec czerwca. Jak ja dożyję do końca czerwca, to to będzie cud, a w razie cudu to na cholerę mi lekarz?

Dopiero co wszedłem do domu z pracy, a tu trzeba się zbierać spać, bo jutro przed świtem muszę być już na nogach. Sama radocha.

środa, 10 stycznia 2018

731.Paczka z black fridaya

Próbowałem przez parę dni spać bez magicznej pigułki i kicha kompletna. Zaczynam się martwić co ta praca ze mną robi. A przecież myślałem o niej (nie lubię określenia marzyłem) kiedy jeszcze sam byłem uczniem (a większości PT Czytelników nie było jeszcze na świecie). Przykre jest, że ta jedna z tak strasznie nielicznych rzeczy, które mógłbym określić jako jakieś moje osiągnięcie w życiu, okazuje się czymś tak źle oddziałującym na tę marną wegetację.

Przyszła paczka z zakupami jeszcze z black fridaya - niezbyt się śpieszyli z wysyłką i przewozem, jak widać. W końcu tygodnia, bądź w weekend miałem do firmy pisać maila z grzecznym sygnałem, że coś chyba niepokojąco długo, no, ale na szczęście okazało się to zbyteczne.

Jeszcze dwa dni. Szkoda tylko, że oba od świtu do nocy w pracy.

poniedziałek, 8 stycznia 2018

730.Płynność decyzyjna

Piękny początek tygodnia. Z mostka co godzinę (lekcyjną) płynęła inna decyzja organizacyjna. W sumie - trzy. Koleżanka w bezsilnej rozpaczy jęknęła: Przecież robi się z nas idiotów przed uczniami! No cóż, w tym akurat jesteśmy naprawdę nieźli, i to od lat. Generał Sosnkowski mawiał: Ordre, contrordre, desordre. Właściwie moglibyśmy to przyjąć za dewizę naszej tratwy i umieścić w gustownej oprawie pod galionem dziobowym.

Jakoś się trzymam, choć dziś miałem poczucie że obsługuję kateringowo karuzelę w wesołym miasteczku, przez którą przejeżdża wycieczka Hunów.

Jeszcze cztery dni.

niedziela, 7 stycznia 2018

729.Tunel wizyjny

Wpisałem sobie do kalendarzyka na biurku zadania na nadchodzący tydzień; tylko te ważniejsze zawodowe. Miejsce się i tak skończyło. To taka prawidłowość - przed zimowym urlopem mamy tak zwiększone tempo w ostatnim tygodniu bądź dwóch, że pierwsze dni (tydzień) urlopu, to takie zbieranie się do kupy i przypominanie jak się człowiek nazywa. Zważywszy, że na ferie będę miał kilkadziesiąt dużych i obszernych (i drugie tyle małych...) prac do sprawdzenia, to ten mój urlop będzie może (z nazwy) urlopem, ale z całą pewnością nie żadnym wypoczynkiem; mój chomikowo zakołowrotkowany umysł nawet nie zauważy, że ma wolne. :-(

Parę dni temu jechałem zapełnionym tramwajem. Wsiadło chłopię lat raczej mniej niż dwudziestu i stanęło tuż obok mnie. Po chwili zaczęło się przedstawienie: młodzian zaczął kontemplować swoje odbicie w szybie: widok trzy czwarte z prawej,  widok trzy czwarte z lewej, bródka do góry, czółko w dół, gimnastyka ust, dyskretne oględziny ząbków, macanych językiem... Wszystko z uwagą, namaszczeniem i w taki sposób, jakby nikogo poza nim w tramwaju nie było. Aha, i jakieś góra 40 cm od mojej twarzy, a ja z racji ścisku miałem ograniczone pole manewru: mogłem patrzeć  na niego, albo w okno - tylko że w tym oknie widniało właśnie jego odbicie. Chłopię było nie tyle może ładne - z uwagi na dziobatą twarz, ile przystojne i w sumie bardzo jednak atrakcyjne, jednak okoliczności sprawiały raczej uczucie niezręczności i zażenowania, co grosza pomieszanego z rozbawieniem, niż przyjemności. Po jakichś dwóch przystankach chłopię przystąpiło do ripleju przeglądu i znowu widok trzy czwarte z prawej, widok trzy czwarte z... Zabawne było to jego takie skupienie na swoim wyglądzie, że miało się wrażenie, iż stworzył sobie tunel wizyjny między twarzą a odbiciem w lustrze i nic wokół niego dla niego w tym momencie nie istniało. Bawiło mnie to tym bardziej, że łudząco przypominało pantomimę, jaką odstawiał Emuś przed lustrem, kiedy zbierał się do wyjścia ode mnie.
Aha, i polecam doskonały post Galopującego Majora.


czwartek, 4 stycznia 2018

728.W relaksacyjnej kąpieli

Nie podejmuję żadnych noworocznych postanowień, uważając takowe za dość idiotyczną działalność, jednak w przerwie świątecznej - jako grzeczny i ufny pacjent podjąłem starania aby się wysypiać i dzięki temu sypiący się organizm wspomóc w regeneracji. Gdy nadchodził zmrok wieczorny ogarniałem się tak, że koło dziesiątej łykałem proszeczek, wskakiwałem do łóżeczka i spałem jak aniołek osiem godzin. No dobra - wyjątkowo paskudny aniołek, ale! osiem godzin - nie w kij dmuchał! Urlopik się skończył, nadeszła praca, proszeczek, łóżeczko i... gówno a nie sen. Dwie godziny i budzimy, jak mawiają wartownicy. Osiem godzin w łóżku, ale sen w kawałkach po półtorej godziny, po dwie... I tak noc w noc.

Dziś od rana młyn - legion przebudzonych runął, przypomniawszy sobie (po moich malowniczych zobrazowaniach ich wyników) o klasyfikacji śródrocznej. Jutro od rana Mr Aberfeldy kontynuuje swój występ jako mały zapieprzający meserszmitek. Zgodnie z najlepszą tradycją, niepoddającą się jakimś nędznym farmaceutykom, plecy - deska, głowa - wali. W trakcie relaksacyjnej kąpieli w wannie, pod owocowo pachnącym całunem bąbelków maskujących, złapałem się na tym, że od ładnych kilku minut rozważam przebieg rozmowy z pewną mamusią, w kontekście dzisiejszego występu jej pociechy. Wcześniej zaś przeanalizowałem rozkład zajęć i obowiązków pod kątem dopasowania do nowych okoliczności.

A przede mną - a to ci niespodzianka! - leżą prace do sprawdzenia.

wtorek, 2 stycznia 2018

727.Pierwszy śmiech

Nigdy bym nie zgadł, kto wyzwoli mój całkowicie spontaniczny pierwszy śmiech w nowym roku. Nawiasem mówiąc patrzę na te cyfry z mieszanką niedowierzania i zaniepokojenia - dobry Boże! 18 lat po dwutysięcznym roku... Taki szmat czasu!

Wracając jednak do wątku napoczętego - kiedy zobaczyłem manewr związany z ocenianiem drugiej połówki mojej brygady ryknąłem śmiechem, a i później, przypomniawszy go sobie podśmiewałem się z cicha.  Koleżanka nadaje nowy wymiar słowu konserwatyzm, a przymuszana - jej zdaniem - gwałtem przez rzeczywistość do zmiany starych sprawdzonych metod próbuje się dostosować w sposób tak dziecinny, że można tylko parsknąć śmiechem. A że groteskę od tragedii dzieli tylko wąski pas rzeczywistości, to prawdziwym nieszczęściem w tym jest to, że ten manewr może spokojnie przejść pod okiem mostka naszej tratwy.


Nie widzisz mnie! Jestem zamaskowana!
.

poniedziałek, 1 stycznia 2018

726.Uroki

Rodzinny obiadek noworoczny odbębniony. Oceny z różnych prac powpisywane do dziennika. Pranie się właśnie kończy. Rano z powrotem do kieratu. Dobrze, co mówię - dobrze?! bardzo dobrze! że tylko dwa tygodnie i urlop. Święta nie sprawdzają się jako czas odpoczynku. 
Jak słyszę, niektórzy członkowie załogi naszej tratwy Meduzy, chodzą po ścianach z nerwów wobec perspektywy powrotu na pokład. Taki urok tego miejsca. Czuję go właśnie w szyi. W świecie "Harry'ego Pottera" są tzw. zaklęcia niewybaczalne - takie, których użycie przeciw drugiemu człowiekowi skutkują dożywotnim zamknięciem w Azkabanie. Myślę, że warto by do nich zaliczyć także pewną starą klątwę (a może to urok?): Obyś cudze dzieci uczył!


Rodzinny obiadek został zdominowany oglądaniem starych rodzinnych zdjęć, zgodnie z życzeniem Schwester. Okazało się, że po wyjściu wyraziłem myśl nas obojga:
"Imponujące jak nasza matka znakomicie pamięta kto-co-z kim... Ludzi i zdarzenia kompletnie bez znaczenia dla naszej rodziny, jakieś nieistotne duperele dotyczące naszych kolegów i koleżanek, których my sami już nawet nie bardzo pamiętamy, że w ogóle istnieli... Do tego, to słuch i pamięć zawsze ma wyborne. Tylko do tego, co naprawdę ważne w życiu swoich dzieci to jakoś głowy nie miała."
.

725.Szczęśliwego Nowego Roku

Drogim Czytelniczkom i Drogim Czytelnikom

Aby Nowy 2018 Rok był dla Nich 

nie gorszy i nie smutniejszy od minionego

Życzy Autor