Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

801.W mrocznej dolinie

Wjechałem w mroczną dolinę. Czuć było czającą się wokół nienazwaną grozę. Świstały strzały goblinów, warkotały topory orków i powietrze burzyło się od przelatujących z rykiem wywern. Instynkt podpowiadał, których kamieni i kępek trawy unikać, gdyż czaiły się pod nimi skaczące miny. Niczym Almanzor darłem się między szable i groty, myląc nikczemne pogonie. Ze ścian wąwozów wylatywały zdradzieckie zatrute strzałki i wirujące ostrza, a z góry toczyły się wściekłe głazy. Przedzierałem się z rozpaczliwą determinacją, dławiąc w sobie strach i chęć rejterady. Cudem minąłem Sfinksa, Scyllę i Charybdę, oraz wyrwałem się krakenowi. Mężnie stawiłem czoła licznym demonom kuszącym, wabiącym i nęcącym, o grożących nie wspominając. Taki Roland-dupa utknął w wąwozie Ronsewalskim, a ja - proszę! - wróciłem z dramatycznej misji "po głowę księżniczki i rękę smoka" cały i zwycięski, ściskając pod pachą zaszczytną nagrodę bohatera - paczkę ze schowka InPostu.



niedziela, 29 kwietnia 2018

800.Interesy

Schwester z coroczną wizytą. Znaczy, w tym roku już pewnie nie zawita, bo przeciętnie bywa u mnie raz na rok, w momentach różnych. Częstuję napojami pobudzającymi (bezalkoholowymi), bo odchorowuje burze grasujące wokół miasta. Ma nową fazę. Grzecznie i delikatnie niszczę kształtujące się mgliste zarysy napoleońskiego planu przeflancowania mnie w bliżej nieokreślone miejsce (złośliwie rekonstruuję podpowiadając: "do kontenera pod miastem") zwane nowym mieszkaniem, w celu zbijania kroci na wynajmie tego w którym mieszkam. Koncepcja połączenia kapitałów jej i moich w celu realizacji przedsięwzięcia sugeruje raczej skomplikowanie wzajemnych stosunków niż ich utrzymanie na dotychczasowym poziomie. Jak sama oznajmiła, kapitał jaki jej pozostał po ostatniej inwestycji nie wystarczy na kolejną, ale jakbym się dołożył to... Widać że nakręciła się przygotowywaniem mieszkań pod wynajem i chciałaby dalej to ciągnąć. Tylko że ja ani myślę wchodzić w ten geszeft ze swoimi nędznymi oszczędnościami. Zresztą, w być może niedługiej perspektywie i tak dostanie wszystko i będzie mogła sobie z tym zrobić co zechce. A na razie - musi jeszcze trochę poczekać.

sobota, 28 kwietnia 2018

799.Trzylatki

No i kolejny rocznik zakończył swą edukację w szkole średniej. Dostali świadectwa ukończenia szkoły i poszli sobie w świat. Jeszcze poprzychodzą parę razy na matury, a potem ich twarze, nazwiska i przynależności zaczną blaknąć i niknąć w masie tych, którzy byli przed nimi i po nich. Wydawałoby się, że przecież dopiero co przyszli do nas. Coraz mniej dziwi tempo, z jakim te lata, te trzylatki mijają, a jednak jest ono czymś, z czym trudno się pogodzić.

Samotność wśród setek i tysięcy ludzi. Pragnienia wyskakujące niespodziewanie wśród innych myśli, niczym dawno pogrzebany trup zauważony na ulicy miasta.

czwartek, 26 kwietnia 2018

798.Radosny zestaw

Mam nowy wniosek z obserwacji siebie. Otóż od jakiegoś roku w dni, kiedy mieliśmy radę i zebranie z rodzicami łapał mnie silny ból głowy i trzymał do nocy. Pojawiło się pytanie badawcze: czy to obie te frajdy tak na mnie działają, czy któraś z nich. Sądziłem że obie, ale zacząłem się zastanawiać, że przecież rodziców do mnie przychodzi garstka liczona do 3-4 sztuk w porywach; ponadto właściwie bez jakichś pretensji. Więc czemu miałoby to mnie denerwować? No i w końcu do mnie dotarło, że taki ból mnie łapie także kiedy jest rada, a zebrania nie ma. No i chyba da liegt der Hund begraben, jak mawiają Francuzi - zetknięcie z całym tym radosnym zestawem, czyli Mostek + Załoga (z dominantą pierwszego), wywołuje we mnie coś zbliżonego do ataku paniki. Teraz wróciłem do domu i wciąż mnie ból głowy trzyma. Mam na jutro kilka rzeczy do zrobienia, jestem zmęczony i łepetyna nawala. No PKP!

Koleżanka, z którą jestem na stopie czysto zawodowego sporadycznego kontaktu, miałem dziś nieco nietypowy dialog. Typ - konkretna, silna osobowość, ma zdaje się debiutować jako wychowawca.

- Klasa 2f, bardzo cię chwali. Bardzo dobrze się o tobie wypowiadali.
- Nie uczę ich już, ale to miłe. Ja ich też bardzo lubiłem.
- Mówili, jakim świetnym nauczycielem jesteś, jak tłumaczysz i ciekawie prowadzisz lekcje.
- Aaa... eee...
- Ty zdaje się masz uczyć w mojej przyszłej klasie, prawda?
- Nie pamiętam, ale to możliwe... Tak, chyba tak.
- Aha.

Wyglądało to jakby dotarło do niej, że przynajmniej na odcinku tego przedmiotu, jej klasa dobrze trafi. Dla wychowawcy to korzyść i wygoda.

wtorek, 24 kwietnia 2018

797.A łyżka wam w...

 Łyżka do butów. Na długim trzonku. Wiadomo w co.

Troszkę buty letnie mi się powycierały i trzeba by odnowić ten segment garderoby. Przejrzałem ofertę Allegro, pododawałem do obserwowanych butki godne uwagi. I napisałem do dwóch sklepów czy mogli by wysłać mi pocztą, bo kurier mi nie pasuje. A kurier mi nie pasuje, bo przyjeżdża kiedy pracuję i w większości przypadków ani nie dzwoni, ani nie esemesuje, i w efekcie o tym że w ogóle był dowiaduję się z info, że paczka wróciła do nadawcy z powodu nieodebrania; aktualny rekord - wróciła do Anglii. Sklepy odpowiedziały szybko komunikatem "Spadaj!", a ściślej: "Nie współpracujemy z Pocztą." I szlus! żadnej próby zatrzymania klienta. I być może narzekanie w gronie rodziny i znajomych, że w Polsce interes słabo idzie. A chciałem kupić po 2-3 pary no, nie klapek po 30 złotych, tylko w cenach, powiedzmy... odczuwalnych. No i humor mi się popsuł, choć wydawało się, że już jest dennawy.

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

796.Prezentów nie będzie

Lekcja, lekcja, lekcja... Przesuwający się przed oczami korowód twarzy. Temat 1, temat 2, temat 3... Taśma. Ruch. Ruch. Następny! Stop! Rada. Pierdu, pierdu, pierdu. I do domu. I kroki, kroki, kroki, tupot nóg. I myśli smutnych czarnych wiatr... (wybaczcie, Bułacie Szałwowiczu, parafrazę)

Praca w oświacie ma tę zaletę, że wciąż potrafi zaskoczyć; nawet po 15 czy 20 latach pracy. Do głowy by mi nie przyszło, że rada rodziców może oznajmić, że nie da ani grosza na nagrody (książkowe) dla klas trzecich. To znaczy da, ale tylko za takie ogólnoszkolne zasługi, typu: samorząd, sztandar, zbieranie makulatury, a nie wróć, to było za moich czasów, więc teraz za jakąś akcję w rodzaju sprzątanie świata. Ale nagrody przyznawane w klasach za średnią, za frekwencję, za działanie na rzecz kolektywu itp. to niech sobie sami belfrzy kupują, bo rodzice na to nie dadzą. A czemu? A bo wynikami uczniów nie są usatysfakcjonowani. Więc za karę bachory nagród od (rady) rodziców nie dostaną. Tymczasem te nagrody dawało się za osiągnięcia w określonym kontekście - na miarę konkretnej grupy młodych ludzi, zwanej klasą, choć właściwie prawidłowo powinno się mówić: oddziałem. Średnia na przykład 3,80 może być w skali szkoły marna, ale w danej klasie, gdzie przyjęło się nie uczenie się, a z naboru zebrała się grupa słabiutka, to ta średnia może wskazywać na imponujące osiągnięcie. Podobnie, kiedy wyrobił ją uczeń z początku słaby, ale ciężko pracujący przez te trzy lata. Nagroda dla takiego człowieka jest słuszna i zasłużona, ale... rodzice widzą tylko cyferki, i że poniżej ich założeń. Miałem klasę kiepsko chodzącą i w niej ucznia-rodzynka ze 100%- frekwencją - i co? miałbym mu nie dać nagrody że nie poddał się grupie? że wytrzymał? A przecież mówimy o książkach za dwadzieścia kilka, najwyżej trzydzieści kilka złotych! I de facto pamiątce na zakończenie szkoły średniej. Smutne.

niedziela, 22 kwietnia 2018

795.Zapominanie

W nocy niepokojące odkrycie: zupełnie zapomniałem o zapłaceniu podatku od nieruchomości i za użytkowanie wieczyste. Termin minął w połowie marca, a choć decyzja leżała przede mną na biurku, to jej nie zauważałem, względnie - nie przetwarzałem widoku w myśl o zapłacie. Nigdy mi się to nie zdarzyło, ale i nigdy nie miałem takich atrakcji jak ostatnio, które skutecznie umysł absorbowały. Wydrukowałem też formularz PIT i planuję siąść do wypełnienia, bo boję się, że w nadchodzącym  tygodniu o nim też zapomnę. To ostatni tydzień klas trzecich, rady, szkolenia, uwaga będzie nieźle zaprzątnięta. Do tego usługi doradztwa dla ludności, czyli koleżanki konsultujące się w kwestiach okołoklasyfikacyjnych, nawet w domu mnie dosięgają.

Z przyjemniejszych rzeczy oprawiłem obrazek, który pójdzie na ozdóbkę do pracowni (z własnej kieszeni, żeby komuś się nie wydawało, że to z jego podatków takie fanaberie jak wystrój pracowni szkolnej jest fundowany). Posiedziałem nad projektem "Armii Połączonego Imperium" (figurki ze świata Warhammera) - udało mi się lepiej dopasować kilka jednostek. Nigdy tego nie skończę, ale przynajmniej mam jakieś zajęcie dla odwrócenia uwagi. Piękna pogoda (ma się popsuć w przyszłym tygodniu), ale nigdzie nie wyszedłem; znowu.

Skończyłem oglądać "Suits" na piątym, dostępnym na Netflixie, sezonie. Mam mieszane uczucia co do jednego z głównych bohaterów, Mike'a Rossa, bo inni bohaterowie ochy i achy nad nim, a to przecież bezczelny oszust. I w dodatku nienadzwyczajnie sympatyczny. Nie wiem, czy to celowy zabieg, czy pewien niedostatek odtwórcy tej roli, ale jakoś moralnie mnie ten film nieco irytuje w tym zakresie.

czwartek, 19 kwietnia 2018

794.Improwizator-frustrator

Ach! Gdzież te stare dobre czasy, kiedy człowiek był młody i szybko się regenerował?! Kiedy wracał z pracy i mógł ogarniać wiele rzeczy... Siedzę i pocieszam się, że na jutro właściwie to większość mam zrobioną, a co nie zrobione, to dam radę zaimprowizować w biegu. No bo czymś się trzeba pocieszać, prawda? Nawet jak się w to nie bardzo wierzy? A przede wszystkim, kiedy ma się poczucie winy, że się nie zrobiło wszystkiego jak należy. Tylko już tak nie daję rady.

Na tratwie zamieszanie i utrudnienia związane z realizacją projektów, które zdaniem mostka wspaniale dźwigają naszą placówkę i stają się mocarnym magnesem przyciągającym wyborną klientelę, gwarantującą nam promienną przyszłość. Niech to wystarczy za mój komentarz dla tego tandetnego picownictwa.

Schwester naciska, żebym już bilet sobie kupił na wakacyjny wyjazd do jej synowej na Dalekim Zachodzie. Tylko ja nie mam ochoty nigdzie jechać.

wtorek, 17 kwietnia 2018

793.Złoty róg

W sobotę zagrzmimy. Jak trąba jerychońska. Albo chociaż złoty róg. Jak go odnajdziemy. Robienie w sobotę demonstracji belferskiej z tak gromkimi postulatami, jak wywalenie ministry edukacji, czy 1000 złotych podwyżki, to niezbyt poważna akcja. Mysz, która ryknęła, ale niezbyt głośno, aby nie zbudzić sąsiadów. Tak protestować, to możemy sobie do usranej śmierci, bez obawy, że ktokolwiek decyzyjny naszym protestem się przejmie. Może by nas zauważyli, jakbyśmy strajk zrobili w matury, albo w końcówce roku, kiedy świadectwa trzeba wystawiać. 

Gwoli uczciwości należałoby wspomnieć, że jednak nas zauważyli. Otóż dziwnym trafem akurat teraz wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego Müller ogłasza, że "Koniec z przymykaniem oczu na to, że kształcimy nauczycieli słabych. Osoby, które mają kształcić nasze dzieci bardzo często dostają się na studia z wynikiem 30 proc. z matury. Myślę, że nikt sobie nie życzy z rodziców, aby takie osoby później kształciły ich dzieci." To jasne, że nikt. Lepiej więc będzie mieć przy sobie ksero zaświadczenia o wynikach egzaminu maturalnego, żeby się wylegitymować przed uczujnionym rodzicem. Kurczę, za mojej matury wyników nie było w procentach! Co tu począć?! Czy nie uznają, że brak procentów, to jak zero procent?! A zero to mniej niż 30?! Oj, biada mi! Biada!

W centrum medycznym mogą zapisać za sześć tygodni. Ponieważ na skierowaniu jest adnotacja "Pilne", więc decyzję podejmie miejscowy bwana kubwa i odezwą się. Mieli odezwać się w następnym, czyli zeszłym tygodniu. Zadzwonili w tym. Już za dwa tygodnie dostanę się na konsultację. Proszę, to jest przyśpieszenie! :-)

niedziela, 15 kwietnia 2018

792.Zdrówko sobą

W piątek ustaliłem sobie co ogólny plan zakupów w związku z tym, że w sobotę miał być urodzinowy obiadek Dziedzica (znanego wcześniej niekiedy jako Spadkobierca). W ramach tego planu w sobotę rano pojechałem do marketu w centrum handlowym. Dochodząc do linii kas nagle zdałem sobie sprawę, że właściwie nie bardzo pamiętam po co tu w ogóle przyjechałem. Ściślej się wyrażając - po co dostatecznie ważnego, żeby się wyprawiać w tak urządzony dzień. Bo te drobiazgi, które miałem w pamięci, nie były aż tak pilne. Wszedłem więc prześlizgując się wzrokiem po półkach bez większego zainteresowania, na zasadzie - jak coś wpadnie w oko, to dobrze, a jak nie wpadnie, to nic się nie stanie. Ponieważ dzień wcześniej u konkurencji kupiłem mu suwenirową flaszkę, to skręciłem w dział narodowy, żeby porównać ofertę obu sieci. Nagle na półce zobaczyłem CUDO! Mnie! W pewnym sensie, rzecz jasna. Nie mogłem się pohamować i nabyłem niezwłocznie. Głosy finansowego sumienia i gospodarnego rozsądku zagłuszyłem i zignorowałem. Wprawdzie nigdy w życiu nie dałem tyle za flaszkę, ale co tam! Warto było. Voilà, c'est moi! Będę popijał siebie. Nie wiem wprawdzie czy sobie będę smakował, bo jeśli trafnie wybrałem nicka na bloga, to logicznym będzie, że w tej flaszce jest jakieś wstrętne paskudztwo.

Przyszło mi także do głowy, że zadysponuję, aby po kremacji wsypali mnie do tej puszki i Schwester postawiła sobie ją na kominku w charakterze urny, zaś do oficjalnej niech wsypie piasek dla papug i do ziemi. 

Wyobrażam sobie dialogi w rodzaju:

- A co jest w tej pięknej puszce? 
- W tej? Aberfeldy. 
     




czwartek, 12 kwietnia 2018

791.Spekulacje i odpieranie

Dopiero co się przytelepałem z zebrania. Przed nim tradycyjna rada. Chciałbym móc odsapnąć trochę przed snem, ale muszę jeszcze sprawdzić na jutro pracę, którą przesłał mi uczeń. Przesłał mi w formie zdjęć, co oznacza pewien drobiazg - wszelkie uwagi i poprawki muszę zrobić w formie opisowej, a nie zwyczajnej - czyli adnotacjami w tekście. To oznacza poświęcenie kilka (-naście) razy więcej czasu. Nie problem, chyba że jesteśmy starym, schorowanym dziadem po kilkunastu godzinach w pracy, który w dodatku musi jutro wstać o piątej z minutami, żeby dojechać na zajęcia na zadupiu.

Oświecanie rodziców w kwestii funkcjonowania ich pociech na lekcjach i perspektyw takiego dalszego działania. Moje wywody M. skomentowała (do rodziców) czymś w rodzaju małego, lecz soczystego panegiryku na temat moich zajęć. Zaraz doszedłem do wniosku, że musiałem wypaść nieprzekonująco i musiała mnie ratować w oczach rodziców zapewnieniami o mojej zawodowej zajebistości.

Dzień wcześniej mieliśmy małą rozmówkę (ja, M. i kolega).
K. - Zrobiliśmy w klasie lekcję ze statystyki i wykorzystaliśmy do tego ankietę "Kto jest najlepszym nauczycielem?" I, zgadnijcie, kto uzyskał najwyższy wynik?
J.&M. - Nie mamy pojęcia.
K. - Pan, panie kolego. I nie miał pan konkurencji z tym swoim najwyższym wynikiem.
J. - Eeee, bo oni mają mało nauczycieli, to stąd taki mój wynik.
K. - ....??? Ale oni mogli głosować na wszystkich, którzy ich uczyli!
M. - Bo Aber ma problem z przyjmowaniem pozytywnych dla siebie komunikatów.

Dzień uatrakcyjnia ból głowy, otwierający pole do spekulacji: stres, zatoki czy rak. Dwie whisky z colą sugerują że chyba częściowo stres.

środa, 11 kwietnia 2018

790.Przedszkolaki

Koniec roku klas trzecich na wyciągnięcie ręki, a niektórzy jeszcze się nie przebudzili, żeby spełnić wymagania na dopa. Podobno szczęśliwi czasu nie liczą, jeśli to prawda, to mam cała gromadkę bardzo szczęśliwych ludzi za uczniów. I jeszcze większą w niższych klasach - bardzo słabowitego zdrowia, wymagającego unikania jakiegokolwiek wysiłku na lekcji oraz dużo, dużo spania. Właściwie, jak teraz o tym myślę, to zastanawiam, się czy niektórzy nie naściemniali z wiekiem w rekrutacji - znaczy czy nie są faktycznie w wieku przedszkolnym. Tłumaczyłoby to nie robienie notatek - bo nie umieją pisać, oraz notoryczne spanie na lekcji - bo akurat mamy je w porze leżakowania.
Do tego franca zatokowa znowu się odezwała, pewnie w obawie, że mógłbym o niej zapomnieć.

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

789.Zaraza i flak

Po siedmiu lekcjach z ulgą wchodzę do domu, żeby przypomnieć sobie, że nie kupiłem mleka. Myśl o konieczności powtórnego wyjścia budzi raczej depresyjny nastrój. Z trudem i bez większego powodzenia próbuję sobie przypomnieć co mam do zrobienia dzisiaj na jutro.

"W czasie deszczu dzieci się nudzą" jak śpiewano w Kabarecie Starszych Panów. Nieścisłe. W piękną wiosenną pogodę też. Proponuję maturalnej klasie, że lekcje które nam zostały mogę poświęcić na wzmocnienie ich przygotowania do matury z polskiego przez podbudowę historyczną lektur i tekstów z XX-wiecznej literatury. Wiem, że koleżankom polonistkom pomysł się bardzo podoba. Reakcja... ponieważ to młodzież ukulturalniona, to reaguje nie wiązanką, lecz tępym milczeniem z wyraźnym zażenowaniem na twarzy wypisanym. Zażenowaniem tym, jak się kompromituję takimi propozycjami. "Przecież 30 % bez problemu!"

Poniższą scenę z "Wolnego dnia Ferrisa Buellera" traktuję jako proroctwo, wizję przyszłości mojej pracy, która przebyła ocean i po 30 latach zbliża się do nas. Dokładam starań, żeby nie być jak ten belfer, lecz widzę, że już jest za późno - uczniowie tacy jak na filmiku już tu są. Zaraza dotarła.


niedziela, 8 kwietnia 2018

788.Słaba wola

Mam słabą wolę. Słabszą od nadziei. Miałem nadzieję, że odpychanie od siebie myśli o pracy do zrobienia sprawi, że robota zniknie, ale nie poskutkowało. Moja wola nic a nic nie zmniejszyła ilości pracy, jaką muszę (powinienem) wykonać. Nie lubię tej swojej ułomności (jednej z wielu) - jakby to było fajnie, gdybym mógł sprawić, żeby robota sama się zrobiła: prace posprawdzały, testy i ćwiczenia ułożyły się. Wiem, to infantylne. Przypomina to myśli, jakie miałem kiedy 150 lat temu chodziłem do podstawówki: dlaczego człowiek nie rodzi się od razu z całą potrzebną wiedzą, tylko musi chodzić latami do tej okropnej szkoły?!

Pomału czytam I tom "Pana Lodowego Ogrodu" i zdecydowanie nie pomału oglądam 2. sezon "Suits". Fajny serial, choć odczucia mam nieco ambiwalentne, gdyż świat w którym obracają się bohaterowie - świat prawników, nie jest zbyt sympatyczny, oględnie rzecz ujmując. Twórcy filmu bardzo starają się, żeby główni bohaterowie (Harvey Specter i Mike Ross) byli sympatyczni i atrakcyjni, ale trudno tak do końca wyzbyć się myśli, że bytują w odpychającym środowisku.

W taniej książce kupiłem dość egzotyczną pozycję: "Powrót króla. Bitwa o Afganistan 1839-42" Williama Dalrymple'a. Historia tego pięknego kraju nie interesuje mnie właściwie prawie w ogóle, ale jakiś nie bardzo odległy czas temu nowości firmy figurkowej skłoniły mnie do pozyskania jakichkolwiek informacji na temat pewnego konfliktu angielsko-afgańskiego w XIX w. I wczoraj będąc w księgarni przypomniałem sobie tamte szperania i włączył mi się komunikat: "Wypadałoby, żebyś się czegoś więcej dowiedział O CZYMŚ O CZYM NIE WIESZ". A że 16 złotych za grubą i ładnie wydaną książkę to nie majątek, to wziąłem.

Próbuję znaleźć sobie jakieś sensowne zajęcie, ale wszystko sprowadza się do siedzenia przed kompem.
.

sobota, 7 kwietnia 2018

787.Udręka wspomnień

Dobrze jest mieć uzbierane przez życie dobre i miłe wspomnienia. Mówi się, że pamięć ułatwia nam to, wzmacniając pozytywne, a osłabiając negatywne. Dlatego historycy wiedzą, że trzeba z dużym dystansem i ostrożnością podchodzić do wspomnień czynionych po wielu latach od wydarzeń, a zwłaszcza w wieku podeszłym.
Są jednak wspomnienia tak przykre, że z oporem poddające się temu tuningowi. Chcielibyśmy o nich zapomnieć, lecz z jakichś powodów w rzeczywistości je konserwujemy. Próbujemy od nich uciec, lecz one podążają za nami jak nasz cień. Towarzyszą nam aż po kres naszych dni. Chyba, że Alzheimer nas ich pozbawi. Sam nie wiem - może i w tym przejawia się dwoista natura świata? Przekleństwo choroby Alzheimera - utrata świadomości swojego postępowania, jest może jednocześnie błogosławieństwem (zapomnienia)? O ile nieszczęśnik nią dotknięty faktycznie zapomina i o bolesnych wspomnieniach.
Interesująca jest również kwestia, jak wspomnienia i ich wartość emocjonalna wpływają na ostatnie chwile. Czy dobre wspomnienia ułatwiają odejście z tego świata - "przeżyłem tyle dobrego, że mogę odejść w spokoju, w pewnym sensie nasycony", czy utrudniają - "szkoda kończyć coś tak fajnego"? A dotkliwe bolesne wspomnienia? Łatwiej czy trudniej? A może to w ogóle nie ma decydującego znaczenia, bo ważniejsze jest tzw. pogodzenie się z losem, a więc zaakceptowanie wszystkich aspektów śmiertelnej człowieczej egzystencji, której częścią nieodłączną jest i zakończenie bytu?


czwartek, 5 kwietnia 2018

786.O motywowaniu

Wreszcie w domu. O odpoczynku nie ma mowy, bo muszę choć trochę prac posprawdzać, żeby jutro rano dosprawdzać resztę i oddać. Powinienem oddać dwóm klasom, ale nie dam rady. Plany poszły się tentegować, z powodu wyskoczenia diabełka z pudełka, czyli przypomnienia Sami-Wiecie-Kogo o szkoleniu. Ponieważ nie mogę się dodzwonić do krajalni, żeby się zapisać, to zaplanowałem osobistą podróż na ten daleki wschód w celu rejestracji. Chciałem zrobić to dzisiaj, więc wiecie już, co się z tymi planami stało. 

Lekcje, potem rada i bardzo ważne sprawy różne. W punkcie bardzo ważne sprawy główne dowiedziałem się, że mam na dodatek Alzheimera, ponieważ kiedy dyrektor oznajmił, że osobiście spotkał się ze wszystkimi nauczycielami, którzy nie będą mieli etatu (tylko jego mniejszy lub większy ogryzek), zdałem sobie sprawę, że zupełnie, ale to zupełnie nie przypominam sobie takiego spotkania, a ponieważ, skoro władza mówi że tak było, to musiało tak być, a więc nie ma innej możliwości, jak niesprawność mej pamięci.

Szkolenie typowe w oświacie, czyli lipa, obliczona głównie na korzyść firmy edukacyjnej. Efekciarskie i mętne zwroty bezskutecznie próbowały zakryć prostą rzeczywistość: szkoła ponadgimnazjalna nie zmotywuje ucznia niezmotywowanego do nauki, bo motywację wynosi się z domu i z siebie. Szkoła sama może wzmocnić motywację, ale nie stworzyć. No, ale gdyby tę prawdę przyjąć, to ani osoba prowadząca szkolenie, ani firma by nie zarobiły. Za to my byśmy nie stracili bezproduktywnie paru godzin.

wtorek, 3 kwietnia 2018

785.Dewar's Highlander

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za sied... a nie, czekaj, wróć, to było w tym samym miejscu co teraz. Pewnego dnia trafił w moje ręce stosik Newsweeków, a w nich między innymi reklamy z innego lepszego świata. W peerelowskiej szarzyźnie były jak tęcza na niebie - urzekające, kolorowe, atrakcyjne. Zachwycił mnie element jednej z nich - wizerunek górala destylarni John Dewar & Sons. Zawadiacko kroczący tamburmajor jak ze szkockiego pułku piechoty, w przepysznym galowym stroju i w bermycy z okazałą kitą, urzekł mnie po prostu. Jednego nawet wyciąłem i nakleiłem nad biurkiem.
Z wielkim żalem muszę dodać, że późniejsza ewolucja tej ilustracji poszła w nieładną, by nie powiedzieć - w paskudną, stronę, podobnie zresztą jak w przypadku Johnny'ego Walkera. Poniżej przepiękna stylowa reklama whisky "Dewar's White Label" z 1958 roku znaleziona na ebayu.


Osobliwym zrządzeniem losu, jakoś nigdy nie miałem okazji spróbować tej whisky. Highlander pozostawał wciąż pięknym, lecz smak trunku - nieznanym. Aż do dziś. Jakoś wczoraj ni stąd ni z owąd przyszło mi do głowy, że może warto by skosztować, jaki  ma smak ta najdłużej mi znana z nazwy whisky. Dziś w Auchan z zaskoczeniem zobaczyłem na półce właśnie tego białego Dewara! W domu z pewnym niepokojem spróbowałem odrobinę i bardzo się ucieszyłem. Bardzo smaczna, delikatna lecz wyraźnie czuć moc, miodowa nieco, gładka w smaku, jak dla karmiących matek. Miłe. W pewnym sensie, to jak domknięcie czegoś rozpoczętego w młodości, przed przeszło trzydziestu laty.

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

784.Varia Wielkanocne

Dziś na szczęście święta we własnym domu. Wczorajsze odchorowałem, dopiero noc przyniosła jakąś ulgę. Teraz pranie nastawione, oświetlenie w szafie zamontowane, "Indiana Jones i królestwo kryształowej czaszki" oglądane (w kawałkach po kilka minut).  Wczoraj w nocy (właściwie to było już dzisiaj...) skończyłem dorzuconą w "Netflixie" przedostatnią porcję (10 odcinków, pół szóstego, ostatniego sezonu) "Teenwolfa". To zresztą była jedna z fajniejszych serii - pomysł z "Dzikim Gonem" był bardzo dobry.
Wczoraj w pewnym momencie minirodzinnej biesiady przyszła mi nagle myśl, której rozsądnie nie wypowiedziałem na głos: Szkoda, że siostrzeniec nie ma dzieci. Tak jak tam  w 5 osób siedzieliśmy, to koniec tej rodziny. Po nas już nikogo nie będzie.
Korzystając z "Easter Classics 33% off  selected products" złożyłem niewielkie zamówienie na figurki. Sam nie wiem czy to ma jeszcze jakiś większy sens niż przyzwyczajenie... 


niedziela, 1 kwietnia 2018

783.Ułomny

Ja.
Na umyśle.
Jakbym był pełnosprawny umysłowo, to bym się już przyzwyczaił, że rodzice są tacy jacy są i już się zmienią. A mi co jakiś czas puszcza, i zamiast trzymać język za zaciśniętymi zębami, odzywam się; bezsensownie przecież. 

Trzymałem się dzielnie i wytrwale długo, znosząc cierpliwie najróżniejsze dziwactwa. Bardzo długo. Aż... Schwester opowiadała jakie mieszkanie oglądała i wspomniała, że dwa pomieszczenia zostały podzielone szklaną ścianą. Na to matka przerywa z mieszanką zaniepokojenia i potępienia w głosie: - Nie powinno się tak robić! Przecież jak ktoś się potknie i poleci głową naprzód w tę szybę to ona w drobny mak i  tragedia gotowa!  

Gula w gardle podskoczyła radośnie i wystrzeliła w górę w kierunku mózgu by wyrzucić rozum z mocowań. Całe życie pracowitego budowania lęku w każdej możliwej sytuacji, każde zdarzenie, każda informacja doskonale nadawała się do wygłaszania "mądrości życiowych" na jednej melodii opartych: ojoj! nieszczęście będzie! Tragedia będzie! Archiwistyczna pamięć gromadząca wszelkie informacje o bliźnich bliższych, dalszych i najdalszych tworzyła przebogatą skarbnicę przykładów możliwych nieszczęść, jakie niechybnie spaść muszą na nas (Schwester i mnie). Przy tym - głębokie przeświadczenie o swoim trzeźwym optymizmie życiowym i wieczne wytykanie mężowi i jego rodzinie, że "prowokowali nieszczęścia wieszcząc je nieustannie, a to przecież samospełniająca się przepowiednia". Ona sączyła truciznę lękowego wychowania? Cóż za nonsens! Jedno jest tylko wyjaśnienie - mam obsesję. I już, włala, dobry nastrój przywrócony.