Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

poniedziałek, 28 września 2020

1159.Piąty

Nowy plan. Piąty. Coraz gorszy. Będą kolejne. Dziś już po trzech lekcjach czułem że mi się wyczerpuje akumulatorek. 

U progu nowego roku szkolnego któryś z epidemekspertów oznajmił, że należałoby zlikwidować pokoje nauczycielskie - dla ochrony belferstwa, rzecz jasna, żeby nie przesiadywało w nich, gdzie jak wiadomo przesiaduje popijając kawę i się obijając. Zabawne w tym kontekście jest widzieć nasz pokój, który nigdy nie był tak zatłoczony na przerwach jak teraz. Do tej pory większość z nas zostawała na przerwę w salach, gdzie można było szereg prac na kolejnych przerwach wykonać a teraz, kiedy mamy z każdą klasą w innej sali musimy schodzić do pokoju, choćby żeby klucze wymienić. W efekcie w salach pusto, a pokój nauczycielski pęka w szwach.


sobota, 26 września 2020

1158.Początek jesieni

Wiem, powtarzam się, ale wciąż zaskakuje mnie jak szybko czas mknie, kiedy się pracuje. Po poniedziałku od razu robi się piątek, a rano w sobotę człowiek się budzi jedną nogą w poniedziałku. Szwankujące zdrowie nie wpływa korzystnie na nastrój.

Na Netfliksie oglądam sobie "Top Chef" - zabawne nawet; zwraca uwagę stopień cięć materiału, by zmieścić wszystko w odcinek. 

Do podusi jakoś lecę G.R.R.Martinem: po wyjątkowo niepodobających mi się "Żeglarzach nocy", znośny, choć w gruncie rzeczy banalny "Tuf Wędrowiec", a teraz zacząłem pierwszy tom "Dzikich kart". Wszystkie książki już dość dawno kupione, swoje odleżały w poczekalni. Po "Dzikie karty" sięgnąłem głównie dlatego, że to wielotomowy cykl i w kontekście zmian na Bonito na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy zaniepokoiłem się, że kiedy po lekturze pierwszy tom "Dzikich kart" mi się spodoba (po kilkudziesięciu stronach podoba się dość umiarkowanie...), to może się okazać, że w tej księgarni już następny tom będzie niedostępny. Przykładem mogą być Gabaldony, z których cały cykl "Obca" jest już tam niedostępny. A kupowanie w Bonito to jednak mega wygodne dla mnie jest.💗

Z zakupami zawitałem do rodziców, i tam wdepnąłem przypadkiem na Dziedzica z famułą. Wicedziedzic jak zwykle zareagował na mnie podkówką i nie przeszedł do ryku tylko dzięki szybkiej reakcji rodzica ewakuującego pociechę ze strefy dyskomfortu. Cóż, jaki będzie to się zobaczy, ale na razie - mądry dzieciak i z poczuciem estetyki. Mądry, bo widzi w jaką rodzinkę wdepnął, i prawidłowo reaguje na estetykę krewnego.


poniedziałek, 21 września 2020

1157.Kulki bzykają...

 ...znaczy front tuż, tuż. Zaczynają przychodzić pierwsze maile od rodziców, że ich dzieci wylądowały na kwarantannie - bo rodzic, bo rodzeństwo zetknęli się z kimś komu stwierdzono c-19. Przeciskając się w zbitym tłumie na korytarzu bądź schodach możemy się tylko zastanawiać, kiedy sami oberwiemy. 

Pogoda głupawa - kiedy rano wychodzę jest ziąb taki, że muszę się ubierać w trzy warstwy plus czapka, a kiedy wychodzę z pracy, to dość samej polo.

Koczownicze warunki pracy frustrują, mam duże trudności z realizowaniem zadań, które miałem obcykane w warunkach własnej pracowni (uprzednio zadbawszy o jej wyposażenie). Pięć lekcji i każda w innej sali, sale rozrzucone na trzech kondygnacjach, i biegamy, biegamy. Dla urozmaicenia dyżury też porozrzucane po wszystkich lokalizacjach. Sama frajda kończyć lekcję na drugim piętrze, pozamykać sprzęt, zebrać manatki i kłusem pomknąć na dyżur w piwnicy. Naturalnie koniec lekcji i początek dyżuru następują w tym samym momencie i równie naturalnie nie wolno skończyć lekcji przed czasem ani spóźnić się na dyżur. Speeeeedy Gooonzaleeeeeeees!!


piątek, 18 września 2020

1156.Biełużka ty maja!

 O matulu... Dużo. Za dużo dla starego człowieka. Z zastępstwami wyszło mi w tym tygodniu ponad półtora etatu. Po przyjściu do domu nie byłem w stanie już prawie nic do roboty zrobić. W biurwokracji mam zaległości - nie mogę się zmusić do przesłania dyrekcji papierów, które uważam za bzdurne mnożenie bytów. To co istotne mam ogarnięte, ale wyżej wspomniane odkładam na później, być może do opeeru, ale nie mam siły się zmusić. Dzisiaj wreszcie mogłem w ogóle jakieś zakupy po pracy zrobić - najpierw Biedrona (część dla rodziców), potem spory spacer (w sumie 6 km) do marketu biurowego (planowane od dawna, dla siebie i dla rodziców, zaskoczyło mnie znacznie zmniejszone wnętrze - poprzednio byłem tam dobrze przed lockdownem). Wróciłem i próbuję dojść do siebie. Przebłysk geniuszu, niewątpliwie napędzany potrzebą, przypomniał o kurzących się od paru lat prezentach od Dziedzica. Jednak whisky z colą smakuje zdecydowanie lepiej niż "Beluga", ale cóż, na bezrybiu i rak ryba. Grunt, że procenty są. Co za bezsens... To jakaś porażka takie życie.


wtorek, 15 września 2020

1155.Pigułka

Dziś chyba na przerwie wyglądałem mało kwitnąco i niedostatecznie promiennie, bo zauważyłem, że uczennice zaczęły mi się z pewnym niepokojem przyglądać i spytały, czy aby na pewno wszystko ze mną w porządku. A ja po prostu tylko byłem w fazie przestawiania się z lekcji właśnie zakończonej na lekcję nadchodzącą, z jednoczesnym podładowywaniem akumulatorków wyzerowanych lekcją minioną.

W ramach zaciekłej walki z wirusem zastosowaliśmy śmiertelnie dlań groźną broń masowego rażenia, czyli zasadę, że klasy zostają w salach lekcyjnych, a nauczyciele przychodzą do nich. Chodzi o to, by uczniów przesunąć z zatłoczonych korytarzy do sal. 

Pomińmy fakt, że cofnęliśmy się do czasów przednapoleońskich - bo wtedy zdaje się wprowadzono pracownie przedmiotowe, gdyż rzeczywistość jest tak paradna, że nie warto małostkowo czepiać się przeszłości.
Belferstwo lata po szkole, bo lekcje mamy porozrzucane po całym budynku. Klniemy w żywy kamień, bo przecież nie sposób brać ze sobą potrzebnych pomocy dydaktycznych. Nowocześniejsi - mający materiały w postaci cyfrowej klną jeszcze dosadniej, bo wyposażenie sal w sprzęt jest mozaiką na wysypisku. Nie zdawałem sobie sprawy jaki szrot mamy po salach poupychany. Nadzieja, że może w sali będzie rzutnik... Że może ten rzutnik będzie miał ekran (tzn. kawałek ściany do wyświetlenia całego obrazu)... Nadzieja, że komputer będzie chodził w takim tempie, żeby się dało wpisać temat i sprawdzić listę obecności w nie więcej niż dziesięć minut... Nadzieja, że na kompie będzie oprogramowanie którym otworzymy potrzebne do lekcji pliki... Nadzieja że w ogóle w sali będzie internet... Nadzieja, że ogólne hasło logowania będzie ustawione także na tym komputerze... My po prostu tryskamy nadzieją. I jej siostrami też tryskamy - kurwamacią i kurwynędzą.
  
Klas mamy więcej niż dużych sal, co w połączeniu z lekcjami języków obcych w grupach międzyoddziałowych powoduje, że uczniowie część lekcji i tak mają w różnych salach. Podobnie jak informatykę, bo tej nie da się realizować poza pracownią. Wszystkie inne przedmioty - przecież da się...

Ale są i chwile, kiedy można się uśmiechnąć. Z zażenowaniem, kiedy wchodząc na lekcję widzimy dziennik  otwarty na koncie koleżanki, która jakoś zapomniała się wylogować z tegoż dziennika, w którym mógłbym ileż figielków podłych jej wykroić!
A bywają i chwile, kiedy można i śmiechem parsknąć, szyderczym a szczerym. Jak wtedy, kiedy ujrzałem i przeczytałem polecenie, by nauczyciele przed udaniem się na kolejną lekcję w innej sali upewnili się, że salę w której mieli zajęcia opróżnili z uczniów i starannie zamknęli. Dzięki temu uczniowie lądują na zatłoczonym korytarzu, z którego ich przecież usuwaliśmy wprowadzając zajęcia "cały dzień w tej samej sali". Polska oświata w pigułce. Pigułka na przeczyszczenie górne.
  

niedziela, 13 września 2020

1154.Zbieranie się zmiotką i szufelką

Robię się za stary do tej roboty. A może do każdej roboty? Tydzień robienia brum-brummm-brum-brum-brum! i zapieprzania jak mały brewsterek (bo meserszmitki były szczupłe). W sobotę paliwa starczyło jeszcze na zakupy w Wola Parku i odwiedziny u rodziców. A potem się ździebko roztentegowałem. Stres trzymany w ryzach do tej pory poczuciem obowiązku trzasnął i rozlał się szeroko załatwiając resztę dnia, noc i ranek. Dopiero po południu dziś wyszedłem na powolny spacer klnąc pod nosem na chłodny porywisty wiatr. Próbowałem coś zrobić do roboty, ale szło mi to z prędkością dryfu kontynentalnego i z takimiż widocznymi postępami.
Jutro zaczynamy pracę w nowych warunkach organizacyjnych - covid nie ma szans. Najmniejszych. Jakość nauczania też nie ma. 
Nie wiem od czego niektórym bardziej odbija - od strachu przed wirusem, czy od strachu przed nauczaniem zdalnym.
Trzeba się jakoś pozbierać, żeby jutro świtem wstać.

środa, 9 września 2020

1153.Pożegnanie z ennealogią

Zmęczenie daje o sobie znać, choć to dopiero połowa tygodnia, a jutro bieg maratoński i pojutrze na średnim dystansie. Nie mam siły na zrobienie czegokolwiek nowego do pracy - jadę na dotychczasowych co mnie niezbyt satysfakcjonuje. Nie wyobrażam sobie w tych warunkach sprawdzania jakichkolwiek prac.

Nowe zasady bezpieczeństwa kruszą się i rozbijają o niewzruszone skały przyzwyczajeń personelu - w bufecie jak był tłum tak jest, rysunek na ławce zastany w poniedziałek zdradza w środę, że żadna szmatka z płynem dezynfekcyjnym nawet się doń przez trzy dni nie zbliżyła.

Pilnowanie jakichś minimalnych standardów snu kiepsko mi wychodzi. Wczoraj zarwałem kawał nocy, żeby dokończyć ostatni tom ennealogii Robin Hobb o przygodach Bastarda i Błazna. Wzruszyłem się zakończeniem. Rankiem po przebudzeniu zdałem sobie sprawę, że rozmyślam o tej lekturze.

niedziela, 6 września 2020

1152.Ciemnoszara jesień

W posępnych barwach widzę perspektywę kolejnych miesięcy. Wielka ilość pracy i rozłożenie jej (chujowe plany lekcji) zapowiada wysysanie wszelkiej energii, której nader niewiele zostanie na podtrzymywanie zdrowia i funkcji życiowych. O jakichkolwiek przyjemnościach właściwie... Hmmm, właściwie jak się zastanowić, to od bardzo dawna odczuwam zakłopotanie wobec pytania: "Co sprawiło / sprawia ci przyjemność?" Nie umiem na nie odpowiedzieć inaczej niż "Nic", lecz świadomość pewnej niestosowności takiej odpowiedzi pogłębia dyskomfort. Praca i wegetacja - cóż za atrakcyjne perspektywy...

Pierwsze urodziny Dziedzicowicza trochę przygaszone wieścią o problemach rozwojowych małego wymagających dodatkowego wysiłku od opiekunów. Gdybym szczerze nie współczuł*) Schwester to bym złośliwie podworował sobie, jak to "pięknie" się układają jej plany wymarzonego odpoczynku na starość.

Chlebek III powstał przy wyciągnięciu wniosków z niedoskonałości poprzednika - mniej mąki żytniej i więcej wody. Mąka pszenna typ 650 - 250 g, żytnia typ 720 - 200 g, woda 390 ml, po łyżeczce cukru i soli, 4 łyżki siemienia lnianego, po paczuszce etkerowskich drożdży i suszonego zakwasu. Wyszedł zauważalnie lepszy i bardziej wyrósł. Nadal jednak mam poczucie, że ten z gotowej mieszanki najdłużej zachował wilgotność.


____________________________
*) Wbrew wyobrażeniom niektórych, bywam zdolny do takich uczuć.

czwartek, 3 września 2020

1151.Przepychając się

Tłok w salach, tłok na korytarzach. W niektórych miejscach i momentach trzeba się przeciskać przez zwarty tłum. Prawie normalka. Prawie, bo nigdy nie mieliśmy tyle klas co w tym roku. Tak w ogóle, to mamy o 1/3 więcej klas niż kiedy zacząłem tu pracować, a budynek ten sam (nie od razu tyle przybyło).

Mądre nasze Miasto kazało w lecie otwierać dodatkowe klasy, ponad ilości założone wiosną, a teraz - jak wieść gminna niesie - w niemałej liczbie szkół są problemy z zapełnieniem klas pierwszych.

U nas organizacja tradycyjna. Niektórzy jakoś nigdy nie potrafią się wyrobić ze swoimi rutynowymi zadaniami, co utrudnia pracę innym. Koordynacja na mostku naszej tratwy Meduzy jak zwykle wzorcowa...

Z głupim w gruncie rzeczy uczuciem ulgi i nanosekundowej radości odhaczam wykonanie kolejnego zadania do zrobienia.

Zadziwiające jak zdążyłem zapomnieć, jak paskudnie pracuje się w niektórych klasach.

Staram się usilnie wysypiać się, ale nie dobijam do siedmiu godzin; w dodatku z przerwami. W środku wakacji - kiedy mogłem - spałem 8-9 godzin.

Chlebek II poniższy: pół na pół mąka pszenna 650 i żytnia 720 (= 500 g), suszone: drożdże i zakwas żytni, siemię lniane, sól, cukier. Proporcje dobierałem szacunkowo wzorując się na innych przepisach i 330 ml wody to chyba okazało się trochę przymało - chlebek z gotowej mieszanki był nieco wilgotniejszy; ale ten jest całkiem jadalny i trzyma się dobrze.



wtorek, 1 września 2020

1150.Pieprzyć miny! Naprzód!

No i się nowy rok szkolny rozpoczął. Odruchowo chciałoby się napisać - ciekawe jak się skończy, ale to przecież absurdalnie odległa perspektywa, skoro nie wiadomo co będzie w przyszłym tygodniu, o miesiącu nie wspominając. Siedzimy na bombie. A właściwie idąc jak gdyby nigdy nic, mamy przemierzać pole minowe. Miny - są. Ile - nie wiadomo. Prawdopodobieństwo wdepnięcia na którąś - nie znane. Środki zabezpieczające - czyste buty i patrzeć pod nogi. Ale jednocześnie się rozglądać, szkicować mijane elementy krajobrazu i przygotowywać się z egzaminów różnych. Nie tłoczyć się, ale iść gromadą bo nie stać nas na dodatkowych przewodników. Nie bać się, ale jak mina pierdyknie, to położy w krąg wszystkich szeroko. 

Generalnie mam poczucie, że ktoś rżnie głupa i każe mi grać w tym dętym przedstawieniu. W klasie nie musimy mieć maseczek, ale na pustym nawet korytarzu musimy założyć. W klasie mam 30 osób i mam je rozgęścić w 16 ławkach tak, żeby w miarę możności siedzieli pojedynczo. Ta możność kończy się tak szybko, że dla każdego myślącego człowieka jest jasne, że nakaz rozgęszczenia jest fikcją. Ale liczy się tylko, że władza zarządziła utrzymywanie dystansu społecznego. Uczniowie nie mogą korzystać z przyborów i podręczników kolegi, ale równocześnie nie ma zakazu, żeby korzystali z dwuosobowych szafek w szatni. Choć 95 % zakażeń odbywa się drogą fruwających kropelek a tylko 5 % przez dotknięcie zakażonej powierzchni, masek nie muszą w sali nosić, lecz ręce i przedmioty w sali będą dezynfekowane. W sali lekcyjnej może być nawet ponad trzydziestu uczniów, ale w toalecie (z dziewięcioma w sumie stanowiskami) - już tylko najwyżej trzech.

Wszystkich uczniów wrzuca się do jednego zbiorczego worka w ministerialnych dyspozycjach, choć wypowiadający się epidemiolodzy wyraźnie odróżniają małe dzieci  i młodzież, w przypadku tej ostatniej operując nawet terminem "młodzi dorośli". Mimo to, szkoły podstawowe i średnie potraktowano tak samo.

Mam wrażenie podejścia rozciągniętego w rozkroku na dwóch biegunach: masy mają udawać, że prawdopodobieństwo zakażenia jest małe i praktycznie zachowywać się jak dotąd, ale w razie podejrzenia któregoś z objawów mamy histeryczną izolację i wypchnięcie delikwenta z mniejszą lub większą grupą (aż do całej szkoły włącznie) na kwarantannę.