Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

środa, 28 listopada 2018

897.Środowe Varia

W pracy jakoś  wszystkie lekcje na pełnych obrotach, tak, że pod koniec już jakoś tak oddychało się troszkę inaczej. Po pracy - drzemka ścięła z nóg. Teraz - prace przede mną się szczerzą. Lekkomyślnie obiecałem klasie, że im jutro je oddam. Lecz jestem w połowie i mam dość. Jutro trzeba wstać o piątej - cóż za nieludzka godzina! Tak wczesne wyjścia z domu zwykle budzą pewne wspomnienia. Mam już drugi prezent - dla Dziedzica. Dla Dziedzicowej - pomysł. Ani prezentu, ani pomysłu dla Schwester, no i oczywiście dla ojca - ten zresztą jak zwykle najgorszy do oprezentowania. 
Skończyłem "Operację 'Dzień Wskrzeszenia'" - głównie dlatego, że przelatywałem wzrokiem po niektórych (większości) stronach, zaciekawiony jak się ogólnie potoczy historia. Zacząłem "Wampira z M3"... No, niestety - Pilipiuk... Mam wrażenie, że moja nostalgia za Peerelem nie jest dość silna, żeby przesłonić "walory" tej literatury; z pewnością nie pomaga w tym fakt, że tej nostalgii mam nader znikome ilości.

poniedziałek, 26 listopada 2018

896.Zajumali

Weekend mi zajumali. Ktosie. Jacyś. Sterujący czasem, moim życiem, wszystkim? Nie wiem jakim cudem już poniedziałkowe popołudnie. I już szarówka. 
W pracy opędzanie się od czypanów ("Czy pan sprawdził?"), gonienie palaczy, udawanie niewidzenia jak głęboko w dupie w ma to co robię ta czy inna klasa. 

Grupa dobrych naukowców stworzyła potężne dzieło "Przeszłe społeczeństwa" o dawnych dziejach ziem polskich. Było to potrzebne, bo poprzednia taka publikacja została wydana ze trzydzieści, jak nie więcej, lat temu, a stan badań przez ten czas mocno poszedł do przodu. Państwo dofinansowało projekt (imponującą jak na humanistykę) kwotą 1,4 mln złotych. Kiedy opus magnum ukazało się w całej pięciotomowej okazałości, cena okazała się też magna, bo 200 złotych za tom. Gdyby ukazywały się w jakichś większych odstępach czasowych, to dałoby się to jakoś przełknąć, ale tak na raz tysiączek wyłożyć na jeden tytuł, to jednak dla wielu, z piszącym to włącznie, bariera. Na szczęście okazało się, że troskliwi luminarze nauki zadbali o te bolączki czytelniczego pospólstwa i książka ukazała się w nakładzie 100 egzemplarzy. Po odliczeniu egzemplarzy autorskich (piszących zapewne był legion), na rynek ma zostać około 60 kompletów, co czyni dylemat "kupić, czy nie kupić?" bezprzedmiotowym. Nasuwa się pytanie: czy nie można było zrobić większego nakładu w przyjaźniejszej dla nabywcy cenie, tym bardziej że przecież projekt został obficie zasilony pieniędzmi z naszych podatków.
Idąc z duchem czasów publikacja została wydana w formie elektronicznej. Brawo! Szkoda tylko, że wyłącznie w formacie dostępnym na urządzeniach Chciwego Jabłuszka. Posiadaczy Kindla, Androida i innych Windowsów odesłano na drzewo.

Za to książek pełnych bałamutnych bzdur i fałszów po 20-30 złotych jest na rynku do wyboru do koloru.

sobota, 24 listopada 2018

895.Rutyna - siostra...

Sobota - dzień sprawunków i nieudolnego zapominania o wczorajszej pracy. Nie ma to jak kończyć tydzień lekcją z klasą, której określenie natychmiast podsuwają emocje, ale rozum blokuje jego publikację, bo nauczycielowi nie wypada. Bo misja, bo powołanie, bo wszystkie dzieci są nasze, bo czym się różni pedofil od pedagoga...

Dla uczczenia weekendu - spięte plecy i szyja. Durna pała.

Z zakupami u rodziców i jak zwykle przy zderzeniu z działaniami ojca, emocje troszkę się wymykają spod kontroli. Doktór A. powiedział - nie robić, bo nie potrzeba, i uzasadnił dlaczego, doktór B powiedział robić - bo nie wie że już nie trzeba, bo za postępem medycyny przestał nadążać zapewne gdzieś w okolicy ministerium Maksymowicza, bądź Balickiego, ale doktór B to PROFESOR i wyrocznia, więc pozamiatane. A nie chodzi o łyknięcie lub nie łyknięcie multiwitaminy, tylko coś o potencjalnie groźnych następstwach. Rada, żeby się skonsultować z doktorem A, bo od niego tu dużo więcej faktycznie zależy - gwałtu rety!

Znów sobota i nie wiadomo, kiedy i na czym tydzień przeleciał. Rutyna - siostra śmierci.

środa, 21 listopada 2018

894.Tarcica

No i przyszła zimnica. Siedzę w pracy - za oknem błyśnie słoneczko. Wychodzę z pracy - znów ponura szarówka i wygwizdów. Przydałoby się więcej spać, ale kiepsko mi to wychodzi. Nie zdążyłem wyczyścić półki z prac do sprawdzenia, kiedy już nowe nadlatują jak z karabinu maszynowego wypluwane. Cóż, kiedy ilość uczonych klas osiąga wartość dwucyfrową, to tak bywa. Szkoda tylko, że na pasek wypłaty ten wysiłek się tak nie za bardzo przekłada. Pierwsze prezenty świąteczne już zakupione - te najłatwiejsze, niestety. Dobrze jak 10-15 minut dziennie na warsztat poświęcę. 

Po kilka stron dziennie do poduszki brnę przez "Operację 'Dzień Wskrzeszenia'" Pilipiuka. Zdumiewa mnie jak kogoś z tak nieporadnym, prymitywnym wręcz piórem można w ogóle wydawać, o zaliczeniu do kolekcji "Mistrzów Polskiej Fantastyki" nie wspominając. Mam wrażenie, trochę z pewnością absmakiem przesadzone, że to zaledwie poziom wyżej od mojej pokracznie koślawej pisaniny (nie mam na myśli bloga), którą ze spokojną pewnością zaliczam do kategorii połupane z pieńka szczapy, gdy literatura klasy Martina, Wegnera, Ziemiańskiego czy Pratchetta to pięknie ogładzone deseczki, woskiem lub politurą lśniąco wykończone. Płody literackie pana A.P. byłyby w tej metaforze nieobrzynaną tarcicą, świeżo z traka zeszłą.

Odetchnę literacko, mam nadzieję, przy zamówionej dopiero co nowej powieści Martina "Ogień i krew, część 1", choć nie wiem, czy jej sobie na święta nie zostawić, razem z 7. sezonem "Gry o tron", którego jeszcze nie oglądałem. Byłyby to literacko odświętne święta, z uwagi na zapowiedzianą na mniej więcej ten czas, długo oczekiwaną, kolejną część meekhańskiego cyklu Wegnera.

niedziela, 18 listopada 2018

893.Obfitość z netu

Dziwny dzień. Późno rozpoczęty, bo choć przebudzenie nastąpiło około ósmej, to świat na zewnątrz łóżka i kołdry wydał się tak niezachecający, że przedrzemkując pozostałem w pieleszach do pół do jedenastej, co jest dla mnie porą wstawania ekstremalną, osiąganą zwykle raz na kilka lat. Za oknem zimno, mokro, paskudnie. Cóż za kontrast z wczorajszym lazurem nieba!

Warsztatowej dłubaniny ilość symboliczna, może kwadrans się uzbierał. Jeden ludek ostatecznie skończony poszedł na półkę. 

A ja siedzę i siedzę nad prezentacją o wojskowości Rzeczypospolitej w XVI-XVII wieku. Niektórym się wydaje, że zrobienie czegoś takiego to tak hop-siup i gotowe ("Przecież masz internet! Tam wszystko masz gotowe!" ). A merde, nie gotowe. Jak się zaczyna szukać czegoś konkretnego i specjalistycznego, to się okazuje, że schodzi na to cholernie dużo czasu. Przykładowo: husaria. Ilustracji pierdylion, ale większość to pseudohistoryczny kicz, i to raczej ze schyłkowego okresu formacji, zaś kiedy szukam czegoś wcześniejszego i rzetelniejszego historycznie, to kicha. A że do tego potrzebuję konkretnej informacji (np. ukazanego kompletu uzbrojenia), a nie tylko kolorowej foci "żeby była ładna", to mam już stromo pod górkę. Albo inny przykład: znajdźmy ilustrację przedstawiającą czytelnie petyhorców, ale taką, na której nie będą ich udawać pancerni. Kupa.

A obok prace do sprawdzania. 
A w pamięci wciąż smutne tęsknoty z poranka.

piątek, 16 listopada 2018

892.Parę dobrych rad dla impresariów

No i nowa chryja...

Niektórzy uwielbiają ewenty i lans. Niedobrze, kiedy powstaje wrażenie, że głównie dla tego jakieś stanowisko się piastuje (o ile nie jest się kaowcem). 

Jeszcze gorzej, kiedy w tle kryje się głód uznania, gdyż zdarzające się niepowodzenie szkodliwie silnie godzi w samoocenę. 

Bardzo niedobrze, kiedy ma się silną skłonność do traktowania innych ludzi jak narzędzia służące do osiągania wyżej wspomnianych celów. Sęk w tym, że takie podejście do ludzi kiepsko rzutuje na skuteczność organizacyjną w przedsięwzięciach opartych na czynniku ludzkim. 

Poważnym błędem jest nazywanie "zadaniowością" skupienia na celu z ignorowaniem uwarunkowań, gdyż skutkuje to tym, że efekty bywają skromniejsze niż sobie wyobrażano.  

Mądrzy ludzi mówią, żeby nie porównywać się z innymi; jest to dobra rada, bo można spostrzec, że cudze przedsięwzięcie wyszło jakoś sprawniej, zgrabniej i efektowniej, mimo mniejszego rozmachu i zadęcia w surmy, i znieść to źle lub bardzo źle. 

Słusznie mówi się, że diabeł tkwi w szczegółach. Dobry efekt jest zwykle wynikiem dopracowania (dopilnowania) ważnych kwestii, ale do tego konieczne jest najpierw ich zidentyfikowanie, a to wymaga autentycznego dostrzegania innych ludzi, jako żywych myślących i czujących istot, a nie ożywionych narzędzi.

Wreszcie pożyteczne jest pamiętanie,  że demonstrowanie furii płynącej z frustracji, iż efekt uzyskany nie był taki jaki sobie wymarzyliśmy, nie wpływa korzystnie na wizerunek i autorytet.

środa, 14 listopada 2018

891.Hop, siup, po kanapie...

...psychiatra mnie nie złapie! 

Raniutko trzeba było wstać, więc się jakoś pozbierałem do spania. Z siedmiu planowanych godzin spania w trakcie owego zbierania zrobiło się góra sześć, ale i tak zapowiadało się nie najgorzej. Północ minęła, w łóżku kilka minut zmagań z płodem literackim pana Pilipiuka *) i gasimy**) światło. Już buzi-buzi z Morfeuszem***), już oczka zamknięte... już... Hmmm, a właściwie to kiedy ja mam tę klasówkę w If? Czy na pewno w czwartek to będzie lekcja przed sprawdzianem i zdążę wtedy oddać im te ćwiczenia tak, żeby je obejrzeli przed sprawdzianem? Muszę sprawdzić! Światło, klapki i do kalendarza. Noszkurważeszmać!!! Jutro jest ostatnia lekcja przed sprawdzianem! Jutro muszę im oddać te cholerne ćwiczenia! Opcja była jedna i oczywista - siadłem przy biurku i sprawdziłem. Ile snu ostatecznie wyszło nawet nie liczyłem, żeby się nie zdołować.

Pointę dopisało życie ****), kiedy okazało się na początku lekcji, że przeoczyłem jeden temat i muszę go nadrobić, tym samym przekładając sprawdzian z tego na przyszły tydzień.

______________________________________
*) Przegrałem - przekartkowałem "Hotel pod Łupieżcą, czyli wakacje Jakuba Wędrowycza", bo tego nie dało się czytać.

**) Liczba mnoga w pierwszej osobie jest często spotykana u ludzi, którzy zbyt długo są sami.

***) Jedyne całowanie jakie zostało.

****) To taki eufemizm skrywający mojego alzheimera.


wtorek, 13 listopada 2018

890.Akumulatory

Akademia z okazji 100-lecia niepodległości Polski załatwiona. Dyrekcja zachwycony, wice zalała się łzami patriotycznego wzruszenia, dzieci siedziały jak nie nasze i potem mówiły, że im się bardzo podobało. Dla mnie żadna to nowina, że z koleżanką tworzymy wyrastający ponad szkolną sztampę duet producencki. Dobrze, że to już za mną, bo ta cała impreza to jednak napięcie było i teraz czuję się jak rozładowany akumulator. Tym bardziej, że snu zażyłem tylko cztery godziny, zbudziwszy się przed świtem jakimiś niepokojącymi snami.  Przede mną leży i szczerzy zębiska kupa roboty. 

To wszystko trudne, kiedy nie ma jak ani skąd podładować akumulatorków.

niedziela, 11 listopada 2018

889.Zamieszki i ekscesy w czasach różnych

Mój organizm to jednak mądrusi jest - wie, że jutro poniedziałek, więc trzeba się spiąć i pompować adrenalinkę. No bo skąd biedaczyna ma wiedzieć, że jutro specjalne święto raz na sto lat i wolne? Za oknami PiS z faszystami, a ja kursuję między kompem, na którym oglądam kuriozalne wyczyny kierowców w większości zza Buga i bez nadzwyczajnego powodzenia próbuję wciągnąć się w "Knightfall", a warsztatem, na którym pomału sklejam i maluję pikinierów Reiklandu. W tej chwili siedmiu gotowych, a sześciu w różnych fazach wykończenia. 

Zacząłem czytać do poduszki "Kroniki Jakuba Wędrowycza" Andrzeja Pilipiuka nabyte w serii "Mistrzowie Polskiej Fantastyki". Pierwsze wrażenia nienadzwyczajne. Po pierwszych trzydziestukilku stronach najbardziej przeszkadza mi język tytułowego bohatera - niepasujący do postaci, gdyż zbyt gładki i inteligencki. W ogóle mam jakieś niejasne wrażenie, że czytam opowiadanie i z niedowierzaniem patrzę na rozmiar tomiku sugerujący, że to powieść. Ogólnie, pierwsze zetknięcie z prozą pana Pilipiuka uznaję za niezachęcające; tak na "dwójkę" najwyżej.

Do papusiania czytam zaś Tomasza Marszałkowskiego "Zamieszki, ekscesy i demonstracje w Krakowie 1918-1939". Muszę przyznać, że temperatura i formy ówczesnego życia politycznego zrobiły na mnie wrażenie. Maczetowo temperamentne było i nieźle się zdziwiłem przeczytawszy, że na tle innych miast było nader spokojne. 
Ciemnota motłochu (excusez le mot, ale trudno tę część narodu łagodniej określić) też zapierała dech, jak w oszałamiającej historii "narodzin diabełka" w czerwcu 1920 r. 
Można się zadumać nad tym, jak śmierć bywa różnie wyceniana z uwagi na kontekst polityczny. W zamieszkach w Krakowie w listopadzie 1923 r. zginęło od kul wojska i policji 18 osób cywilnych - tyle samo ile w grudniu 1970 r. w Gdyni. W obu przypadkach ludzie wyszli na ulice demonstrować z powodów socjalnych (trudne warunki wyżywienia). W obu siły bezpieczeństwa się pogubiły i działały niekompetentnie.

piątek, 9 listopada 2018

888.Królestwo eufemizmów

To jednak jest niewygodna cecha publicznie dostępnego bloga - niemożność swobodnego opisania tego jak wygląda nasza tratwiana rzeczywistość. Konieczność operowania eufemizmami, przy niezbędnej tu skali złagodzenia, prowadzi do całkowitej niezrozumiałości ewentualnego opisu, co podważa sens w ogóle rozpoczynania jakiegokolwiek opisu. To zaś sprawia, że nie działa terapeutyczny wymiar bloga, wyrażający się w możliwości wyrzucenia z siebie nagromadzonych złych emocji.

Ledwie zipię. Ciężki tydzień. Ciężcy ludzie.

Skończyłem pentalogię o Alcatrazie Smedrym. Nieco irytujący koniec, choć z jednej strony może to kolejna zmyłka autora, który w tej serii szafował nimi bez umiaru, z drugiej zaś w pewnym sensie logiczna i konsekwentna kontynuacja postaci głównego bohatera.

środa, 7 listopada 2018

887.Coraz wolniej

Czas momentami przyśpiesza tak, że mam wrażenie, jakby mi się film urwał. Kiedy indziej (w długi weekend, na przykład) płynie tak wolno, że szturcham podejrzliwie zegar, czy mu się nie stanęło przypadkiem. Kolejna koleżanka zagaduje mnie, czy wszystko ze mną w porządku, bo coś marnie wyglądam. (Nie tylko ja) Mam poczucie zarobienia, choć patrząc na ilość wykonanej pracy jednocześnie mam wrażenie, że nie robię aż tak dużo, żeby uzasadniało to takie znużenie i zniechęcenie. Może to nie tylko zdupnięta psychika, ale i starość? Starzy ludzie mają poczucie, że brakuje im czasu, bo wszystko robią wolniej niż młodsi. Chodzą mi po głowie pomysły na różne nowe środki i metody do różnych lekcji, ale brakuje mi siły żeby je przygotowywać, a potem zostaję z frustracją, że nie udało mi się zrobić tego lepiej; a lekcja minęła i następna dopiero za rok.

Podaję na początku lekcji temat, wskazuję ramy czasowe, w których mieszczą się zagadnienia, które będziemy opracowywać. Rozdaję ćwiczenia, które mają wykonywać i jeszcze raz w (ustnej) instrukcji podkreślam ramy czasowe: Polska w przededniu wybuchu II wojny, lata 1938-39. Proszę, żeby nie korzystali z netu, tylko z podręcznika, no i oczywiście ja jestem do dyspozycji. W jednym z zadań mają rozpoznać z podanego tekstu źródłowego wydarzenie historyczne (wymuszenie przez nas na Czechosłowacji Zaolzia). Patrzę w jedną, drugą, trzecią pracę i mało apopleksja mnie nie trafi! Otóż wydarzenie to to... PRASKA WIOSNA 1968!!! Otóż dzieci są tak przywiązane do ułatwiania sobie życia, że naturalnie po kryjomu korzystają z netu i bezkrytycznie wpisują pierwsze co im wyszukiwarka wyrzuci, bez grama refleksji co piszą.

poniedziałek, 5 listopada 2018

886.Ryga i Rohan

No i mamy listopad, przedostatni już miesiąc roku. O kant dupy potłuc tak przelatujące życie.

Noc przespana teoretycznie - ból szyi i głowy daje się we znaki. Obeszło się bez ryskiej zabawy, ale teraz wciąż trzyma... A tu robota czeka. Ten dylemat starego perfekcjonisty jedną nogą w grobie: rzygać z powodu ataku lękowego, czy z powodu pracy do wykonania? Ach, życie i jego trudne wybory!

Żeby PT Czytelnicy mieli jakiś punkt zaczepienia do skomentowania (trudno wszak przeoczyć tę prawidłowość komentarzy  ) nadmienię, że w weekend trochę sobie pomalowałem - machnąłem kilku landsknechtów, którzy już dostatecznie (jakiś rok?) odleżeli się sklejeni i spodkładowani. Kilku plastikowych ludków, którzy po mnie pozostaną, bo przebiegle zakładam, że Dziedzicowi będzie troszkę szkoda ich wyrzucić. Przynajmniej przez jakiś czas.

Dokończyłem (ostatni sezon) oglądać "House of cards" i obejrzałem remake czarownicy Sabriny. Odczułem odrobinkę zawodu, że nie rozstrzygnięto losu Claire Underwood tak, jak niektórych innych bohaterów, ale doskonale rozumiem decyzję twórców i pewnie sam bym postąpił podobnie na ich miejscu. Z "Sabriny" największe wrażenie wywarło na mnie odkrycie, że podstarzałą ciotkę tytułowej bohaterki "gra" Eowina Eomundówna z Rohanu, czyli Miranda Otto.  Mój Boże, jak ten czas leci!

Zazdroszczę ludziom, którzy mają łatwość podróżowania i zwiedzania. Niefajnie być upośledzonym. I niefajnie jak boli głowa.

piątek, 2 listopada 2018

885.Dar

Na Mokotowskiej świecą się już świąteczne dekoracje na latarniach. Może to już coraz bardziej szwankująca pamięć, ale wydawało mi się, że w poprzednich latach zaczynało się "to-to" dyndać i świecić później, jakoś tak na przełomie listopada i grudnia.

Wolny dzień pozwolił wypuścić się do IKEI. Kupiłem parę drobiazgów dla siebie i dla rodziców. W sklepie tłumy i ambiwalentne błogosławieństwo kas samoobsługowych. Ambiwalentne, bo to jednak oznacza likwidowanie miejsc pracy kasjerów, co jest nie fajne.

W takich chwilach łapię się na uczuciu troszkę nieładnej ulgi, że śmierć będzie oznaczała uniknięcie odpowiedzialności za psucie świata, którego dokonujemy; w tym sensie, że może nie ujrzymy już konsekwencji naszych dzisiejszych działań. Cóż, jakiś - niezbyt odległy - czas temu (jak sądzę) zrozumiałem głęboki sens  i mądrość tego, że Tolkien nazwał śmiertelność ludzi - z perspektywy elfów - darem. Dawniej, kiedy miałbym wybierać, użyłbym pewnie prędzej określenia "przekleństwo", lecz dziś widzę to inaczej. Dla smutnego, pustego życia, śmierć to błogosławieństwo ulgi; nieśmiertelność - jakimż byłaby okrucieństwem!