Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

poniedziałek, 24 stycznia 2022

1212.Jak grad

Ostatnie dwa tygodnie ciężkie zdrowotnie - stres mnie wykańcza. Mało, gęsto rwanego, snu. Wstaję gorzej się czując niż kiedy się kładłem. Sobota - wielkie ryskie podsumowanie tego pierdolonego maratonu.

Po Nowym Roku ustawicznie parę klas na zdalnym. Dziś od rana zdalne posypały się jak grad. Już ponad pół szkoły mamy extra muros. Z moich klas tylko 1/4 została w ławkach. Wszystkie zaplanowane na ten tydzień prace poszły się... no, niedomówienie takie.

Małe sukcesiki czy satysfakcje, w rodzaju ulepienia z marszu, pierwszy raz w życiu, imitacji osłony na lufę Panzerhaubitze 2000 (upierdliwy Revell), wydają się kamyczkami rzucanymi w otchłań Sahary.


czwartek, 13 stycznia 2022

1211.Wanienka

Klasyfikacja śródroczna za mną. Zrobiłem chyba życiówkę w sumie i w pojedynczej klasie. Postawionych jedynek znaczy. Mam niezachwiane poczucie, że wszystkie zasłużone. Przykre i dołujące. 

Do tego głęboki absmak z rady. Jak się agresywnego, przemocowego chama przez długie lata hoduje w poczuciu bycia wyjątkowym i niezastąpionym, to nie należałoby się dziwić, że zachowuje się stosownie i jakby splunął ludziom w twarz. Zamiast ostracyzmu durnie go milusio i przyjaźnie traktowali, a teraz dokonują "odkrycia". Zawsze taki był!

Rodzice generalnie kulturalni i rzeczowi, z jednym wyjątkiem. Papcio praktycznie niepoczytalny, ewidentnie nie radzący sobie z traumą życiową i nową dlań rolą "rodzica w szkole". Miałem wrażenie z całej rozmowy, jakby ustawił między nami wanienkę z gównem i ustawicznie gmerał w nim patykiem. Okropność.


czwartek, 6 stycznia 2022

1210.Kręgi srebrzyste

...kosą zataczane...

Późną zimą (chyba to w marcu było?) zobaczyłem na drzwiach klatki klepsydrę. Nazwiska zmarłego nie kojarzyłem, potencjalnego kandydata spośród sąsiadów wykluczyłem, bo mi wiek nie pasował, Uznałem, że widać jakiś były mieszkaniec. Jakoś tak dwa, może trzy miesiące później naszła mnie refleksja, że coś dawno jednego z sąsiadów nie widuję, a chyba mało prawdopodobne, żeby aż na tak długo wyjechał. Przypomniałem sobie tamtą klepsydrę i tym razem przemyślałem wiek zmarłego w odniesieniu do własnego. Kurde, to nie on był taki stary, tylko ja się za młodszego czułem. I murek na podwórku na którym z trudem oddychając przysiadywał z browarkiem w garści z leżącym obok flegmatycznym psiskiem pozostał już na zawsze pusty. Widywałem czasem wdowę wyprowadzającą psa na spacer, aż w grudniu zawisła kolejna klepsydra. Domyśliłem się, że młodzi ludzie zapełniający któregoś dnia kontenery rzeczami osobistymi i książkami likwidowali mieszkanie po tej (bezdzietnej) sąsiadce. Porachowanie czasu zasugerowało, że chyba jeszcze nie zdążyła na dobre ostygnąć jak się krewni już do dzieła wzięli.

Uczeń mi umarł. Wszyscy odetchnęli, że ze szpitala wyciszony i nareperowany wyszedł, a on chyba już miał wszystko poukładane jak odejść.

Od przychodni wiadomość, że umarła moja lekarka pierwszego kontaktu. Rzadko u niej bywałem, ale w sumie dzięki niej przypadkiem skrytognojka się wykryło.

W Sylwestra szwendając się z nudów po sieci trafiłem na stronę mojego dawnego ogólniaka i w roczniku wydawanym przez stowarzyszenie absolwentów znalazłem nekrolog koleżanki z klasy. No, to zaczęliśmy wymierać...