Wczoraj omal nie przewróciłem się z wrażenia, co w moim podeszłym wieku groziłoby starczymi obrażeniami. Zadryndała komórka, a ja idąc po nią przez pokój już miałem przeczucie kto pisze. Z niebytu przeszłości wyłonił się Emuś. Ostatni kontakt miałem z nim rok temu, kiedy wyraziwszy chęć spotkania zamilkł na amen.
Dziś miał rozmowę o pracę i chciał się spotkać. Wprawdzie z nikim się już nie spotykam i żadnych znajomości (orientacji dowolnej) nie podtrzymuję, ale tu jakoś górę wziął, bo ja wiem... sentyment?
Okazało się, że szykuje się do przenosin ze swojego Smallcity do Stolicy i chce się poradzić w sprawie pracy. Bo z marszu, z ulicy (to znaczy - z netu) i bez znajomości zdołał sobie załatwić kilka posad i potrzebował rady, które wziąć, a z których zrezygnować. Oczywiście wszystko w akompaniamencie narzekań, jaki to on jest beznadziejny i jak się boi że sobie nie poradzi.
Poradziłem jak umiałem najlepiej, pochwaliłem, dogłaskałem i dowartościowałem. Zależy mu na ożywieniu i utrzymaniu kontaktu ze mną. Cóż, zobaczymy, co weźmie górę - mój sentyment do niego, czy postępujący odruch skorupkowy (patrz: post nr 176).
Pojawienie się Emusia skłoniło mnie do pewnych przemyśleń, owocujących interesującymi wnioskami. Od dawna miałem poczucie, że relacja z kimś zarówno starszym, jak i dużo młodszym ode mnie, nie interesuje mnie, jako bezprzedmiotowa i grzecznie, lecz wyraźnie takich znajomości unikałem.
O ile w przypadku starszych dość dawno miałem hipotezę wyjaśniającą taką preferencję, a było nią negatywne skojarzenie z moim tatusiem, o tyle jakoś nigdy nie zastanawiałem się głębiej czemu nie interesują mnie dużo młodsi (czyli baaaardzo orientacyjnie: <24 lat).
Dziś, jak sądzę, zrozumiałem, że kluczową rolę odgrywa tu mój niezaspokojony instynkt ojcowski. Młody chłopak, zwłaszcza szukający ciepła i życzliwości, automatycznie wchodzi mi w rolę syna, co z kolei z miejsca wyłącza mi go jako obiekt seksualny. Pośrednio to może też tłumaczyć czemu w szkole (tj. w pracy) nigdy nie miałem najmniejszych problemów z atrakcyjnością uczniów (pociągiem ku nim). Choćby nawet bardzo przystojny i atrakcyjny chłopak, dla mnie zawsze był obiektem aseksualnym, do tego stopnia, że trudno mi było odpowiedzieć na padłe parę razy pytanie koleżanki czy ten i ów jest atrakcyjny - miałem wtedy poczucie, że muszę z wysiłkiem przestawiać sobie optykę, by spojrzeć na jakiś element otoczenia zupełnie, ale to zupełnie inaczej niż normalnie, a i tak moja wypowiedź jest jakoś niekompetentna, jakbym oceniał obraz współczesny bądź symfonię.
Wiem, że są bardzo młodzi mężczyźni, w wieku 20-22 lat, którzy nie wyobrażają sobie związku z kimś młodszym niż 45 czy 50 lat, i co więcej, kiedy go stworzą potrafią w nim pozostawać szczęśliwi. Dla mnie to zupełnie obce i kompletnie nie potrafię sobie wyobrazić siebie w związku z kimś, kto mógłby być moim synem, i to niezbyt wcześnie wyprodukowanym. Nakładałyby mi się konfilktowo role partnera i ojca. Być może łatwiej byłoby takiego konfliktu uniknąć, przy nastawieniu że nie tworzymy związku, tylko jakiś dziwoląg zwany układem. No, ale ja niestety nie pragnę fuckfrienda, tylko partnera życiowego.
ja tam lubię spotykać się z kimś, kto jest niezależny, więc najlepiej już po studiach, pracującym, mieszkającym poza domem rodzinnym... a to idzie też w parze z odpowiednim wiekiem, niestety ktoś, z kim się obecnie widuję, nie spełnia wszystkich odpowiednich warunków, ale mam nadzieję, że to szybko się zmieni, bo to jest wręcz irytujące :P
OdpowiedzUsuńMasz ostatnio talent do wywoływania u mnie skojarzeń z piosenkami. Jak to szło...
Usuń"Nie mam serca dla sieroty,
Zgubionego wajdeloty!"
:-D
To ja w takim razie się nie wypowiadam : )
OdpowiedzUsuńMr_
A niby czemu?
UsuńA w ogóle, miło przeczytać, że jeszcze żyjesz. :-P
Coście te blogi polikwidowali? Czyżby Vermisia tak nowe ordery za zasługi w dźwiganiu kaganka przygniotły, że nie ma siły blogować?
Sytuacja wymagała podjęcia drastycznych kroków. Niestety. Ale tutaj publicznie nie wypada mi nic więcej pisać...
UsuńMr_
Trochę się czegoś z takiej właśnie parafii obawiałem. :-((
Usuń