Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

niedziela, 29 października 2017

695."Skins"

Skończyłem oglądać "Skins" (pol. Kumple). Kiedyś, za telewizorowych czasów, obejrzałem drugi sezon i bardzo mi się podobał, choć jednocześnie nieco przerażał ukazaniem świata nastolatków o którym nie miałem wyobrażenia. No, a teraz dzięki Netflixowi mogłem sobie obejrzeć wszystkie 7 sezonów po kolei. Smutny bardzo obraz; właściwie przerażający nawet - alienacji, samotności, braku komunikacji, destrukcji. Co gorsza, moje obserwacje zawodowe potwierdzają wszystkie te pokazane zjawiska, choć oczywiście w serialu są one znacznie bardziej skoncentrowane niż w realnym życiu. Śmierci też były.

A niedzielna pogoda jakby z planu Skinsów ściągnięta - leje, wieje, szaro i ponuro. Jak tu w ogóle wyjść z domu? Miałem nosa, żeby do Schwester w piątek późnym wieczorem pojechać zrobić jej tam drobne prace, o które mi dupę truła od paru tygodni, na koniec sfochowana, że śmiałem nie odebrać jej telefonu. Robota banalna, dorosły syn w domu, ale to ja się muszę tłuc tam z narzędziami...

W potoku zwykłych Emusiowych wynurzeń trafiłem na przerwę między dwoma grzbietami fal i wyrwała mi się refleksja, niewątpliwie pod wrażeniem niusa o jego kolejnym doświadczeniu.
- Wiesz co, z twoich przygód jakie miałeś od kiedy się przeniosłeś do Wawy, to można by książkę napisać.
- Nie jestem degeneratem!!
- O rany, przecież niczego takiego nie sugeruję! Po prostu... można by kilku ludzi obdzielić twoimi przygodami.

Przede mną prace do sprawdzenia, a w głowie wieczny smutek.

czwartek, 26 października 2017

694.Dłubanie ćwiczeń

Ludziom spoza branży wydaje się, że belfer to ma klawe życie, bo wydawnictwa robią różne zbiory ćwiczeń i testów, nierzadko w formie elektronicznej, tak że tylko klik-klik, wrzucić na drukarkę i gotowe! Rach-ciach-mach czerwonym długopisem i już sprawdzone! I trzy miesiące wakacji! A tymczasem ta ilość nie bardzo przechodzi w jakość, a szczególnie - w użyteczność. Jak siadam do przygotowania moim jakiegoś zestawu ćwiczeń do konkretnego tematu, to okazuje się, że z gotowców nie ma co sensownego wybrać. I trzeba rzeźbić samemu, jak za dawnych dobrych [] czasów, wyszukując źródła i wymyślając jakieś stosowne zadania, cały czas zastanawiając się jak te konkretne i realne dzieciaki sobie będą z nimi radziły. Trudno przy tym zapomnieć o pewnej prawidłowości: zadania lekkie do ułożenia, ciężko się sprawdza, a jeśli chcesz mieć łatwe sprawdzanie, to musisz się natrudzić przy układaniu zadania. No i właśnie się trudzę...Choć jestem zmęczony i jakoś wyjałowiony pod względem kreatywności.

poniedziałek, 23 października 2017

693.Nie kłaść się

Liczę sobie i liczę, i jakoś tak mi wychodzi, że powinienem się nie kłaść spać, żeby na jutro wyrobić się z robotą. 
Przedmiot przedmiotowi nie równy - z belferskiej strony biurka patrząc. Tak zbierając z własnych doświadczeń i różnych rozmów z koleżankami (tylko dwuprzedmiotowcy) moja prywatna lista wygląda tak: [od największego do najmniejszego wysiłku na lekcji] polski i historia, po nich geografia, biologia, ewentualnie chemia i fizyka, potem w trzeciej grupie matma, wos, w kolejnej - języki obce, a na koniec michałki.

niedziela, 22 października 2017

692.Nosorożcom łatwiej

W weekendy tak strasznie trudno mi zmusić się do pracy, że aż wstyd! Właściwie weekend to czas Dzikiego Gonu - rozpaczliwej ucieczki przed czekającymi obowiązkami. Myśl o sprawdzaniu prac budzi obrzydzenie - poczucie jałowości mojego wysiłku jest tu szczególnie dojmujące. Sansio nie jest tu sam.
Niedawno odwiedziły mnie absolwentki z mojej klasy wychowawczej. Ich wspominki zeszły w pewnym momencie na klasówki z mojego przedmiotu i bez najmniejszego zażenowania, zupełnie radośnie opowiadały o tym jak ściągały i oszukiwały. Przysłuchiwałem się temu w milczeniu, w stanie najgłębszego zniesmaczenia. Powinienem może powiedzieć im dosadnie co o tym myślę, lecz milczałem, w myślach starając się odsunąć, zdystansować od toczącej się rozmowy, jakby ona nie dotyczyła mnie, jakbym był gdzieś obok, gdzieś indziej. A to przecież nie były złe dziewczyny, wręcz przeciwnie - takie, które każdy by zasadnie określił "dobre i porządne". Złudzeń, że mogę zmienić moralność wyniesioną przez moich uczniów z domu, pozbyłem się dawno temu. Lecz takie zderzenia z ludzką małością i brakiem szacunku dla drugiego człowieka (dla mnie!) odbieram wciąż bardzo źle. Zdecydowanie lepiej w tym zawodzie mieć grubą skórę.

środa, 18 października 2017

691.Kciuki

Wygląda na to, że Emuś jednak posłuchał moich perswazji, żeby nie skupiał się na samej pracy, lecz przyłożył się bardziej do rozwoju znajomości, bo dziś oznajmił ze wzruszeniem: "Mam chłopaka!". Trzymam kciuki za pomyślność tego związku, lecz nie mogę powstrzymać westchnienia: "Pourvu que ça dure!
Znowu usłyszałem od uczniów słowa uznania za gust obuwniczy. No miłe. 
W sprawdzanych pracach czytam o broni drzewnej, wojskach bardziej manewnych i że cechą piechoty była jazda na koniach. No nie miłe.

wtorek, 17 października 2017

690.Pooooowooooliiiii...

Senny koszmar: staramy się uciekać przed jakimś strrrasznym niebezpieczeństwem, lecz nogi odmawiają nam posłuszeństwa, ruszają się nam tak rozpaczliwie pooooowooooliiiii... Znane. 
Jawny koszmar: staram się sprawdzać prace, lecz stos nie maleje. Czas pędzi, terminy następnych lekcji zbliżają się jak potwór z morderczym narzędziem, a ja stoję z tymi klasówkami w miejscu. Stare ciało zdaje się odmawiać posłuszeństwa, zachęcane jesienną aurą, domaga się snu i odpoczynku. A tu jakieś dyrdymały trzeba przygotowywać do pracy, odsuwając na bok pomysły na nowe lekcje i pomoce.
Przemknęła myśl, jak wyglądałoby moje życie, gdybym je sobie potrafił z kimś ułożyć kiedyś, kiedy był po temu czas odpowiedni. Nie wiem. Czysta abstrakcja, nie do ugryzienia.

niedziela, 15 października 2017

689.Urok prostych recept

Zaglądam na tęczowe forum, choć nic już tam nie piszę. Wiem, że nie powinienem, że lepiej byłoby się odciąć i od tego, by skuteczniej zapomnieć, lecz jakaś tęsknota wciąż pcha kij w szprychy i wiedzie kursor ku linkowi. 

Jakiś czas temu zwróciłem uwagę na pewien, dość powszechnie występujący, typ reakcji na czyjeś smuty - można go ująć następująco: widać mu dobrze i wygodnie z tym co ma, bo jakby mu było źle, to by to zmienił, jak mu się radzi. 
Źle ci samotnie? Znajdź sobie chłopaka! 
 Źle ci w związku? Rzuć faceta!
Źle ci z rodzicami? Wyprowadź się! 
Twierdzisz że nie możesz? Bzdura! Nie chcesz po prostu! Wygodny jesteś! Znaczy - dobrze ci z tym!

Jest to bardzo bliskie takiej ludowej terapii depresji: Co tak siedzisz? Weź się do roboty, to ci przejdzie!

Doktor Dobraradzki ma gotową diagnozę i receptę na każdy problem. Można by odnieść wrażenie, że w poprzednim wcieleniu był orzecznikiem w ZUSie. 

Sam nie wiem, co budzi mój większy podziw - zdolność tak uproszczonego spojrzenia na ludzi i mechanizmy nimi powodujące, czy też sama prostota rozumowania, wyraźnie przywodząca na myśl skojarzenie z mechaniką pracy cepa. 
Chciałem napisać: "zaskakująco wielu", ale po krótkim zastanowieniu doszedłem do wniosku, że byłoby to przejawem jajogłowego złudzenia; dlatego napiszę - wielu ludzi prezentuje zadziwiającą wiarę w istnienie skrajnie prostych recept na najróżniejsze życiowe problemy. Wydaje im się, że można prawie wszystko załatwić krótkim, prostym poleceniem, a jeśli ktoś do tego się nie stosuje, to tylko dlatego, że nie chce. Apriorycznie zakładają, że podane przez nich rozwiązanie jest doskonale dopasowane i skuteczne. Do tego typu umysłów najwyraźniej nie dociera (i robią wiele, by nie dotarło), że życie jest skomplikowane, a zdarzenia i ludzkie poczynania  są wielorako uwarunkowane, co powoduje, że recepta nie może być prosta, bo musi tę złożoność uwzględniać. A prosta recepta, jaką podają, swą prostotę zawdzięcza wyłącznie kompletnemu zignorowaniu owych uwarunkowań, co czyni ją zupełnie bezużyteczną, a radzącego stawia w świetle ukazującym go jako głupca.

sobota, 14 października 2017

688.Nasłuch i pioruny

Ostrzeżenia wysyczane przez rozsierdzone koleżanki: "Uważaj na Zośkę! Nic przy nie mów!". Otóż, okazało się, że rzeczona koleżanka Zosia gdzie się da nadstawia ucha na nowe pomysły - tu posłucha, tam zapyta, po czym leci do dyrekcji i sprzedaje zasłyszane pomysły jako własne. A dyro zadowolony, że mu eventy pęcznieją i publicity rośnie, chwali i poklepuje. Potwierdzeniem słuszności wybranej taktyki był dzień Świętego Nauczyciela z jego corocznym rozrzucaniem dukatów, kiedy koleżanka nasłuchowa zaportkowała nagrodę dyrektora. Bałem się spojrzeć na koleżanki, bo te jadowite pioruny z ich oczu bijące mogłyby mnie niewinnego przypadkiem porazić.

piątek, 13 października 2017

687.DEN

Wywiad z groteskową namiastką ministra odpowiedzialnego za rozwój i kształcenie społeczeństwa. Załganie, manipulacja i tupet aż zapierają dech w piersiach.

Na pokładzie tratwy "Meduzy" Dzień Świętego Nauczyciela taki, że nigdy nie było takiego za mojej "kariery" pracowniczej. Dzień Edukacji Narodowej to święto podobne do Wigilii, w tym sensie, że belferstwo zstępuje z Olimpu i siedząc przy wspólnym stole z pracownikami administracji i obsługi próbuje zachowywać się naturalnie. Śmichy-chichy, ale tak naprawdę to potrzebne i ważne, byśmy nie zapomnieli, że szkoła to nie tylko nauczyciele i inni pracownicy są też niezbędni. Dbało się więc u nas o odświętność dnia, stołu i talerza. Ponieważ budżet placówki na takie fanaberie nie przewiduje ani grosza, od lat sami się zrzucaliśmy po kilka złotych, do tego pojedyncze osoby dorzucały coś w naturze (ciasta, jakąś lepszą herbatę itp.) - w sumie było dość.
A w tym roku to była woda, cukier i jakaś anonimowa herbata oraz odrobina ciasta z życzliwości jednej czy dwóch klas, kubeczki z tworzywa i to wszystko. Ciasto trzeba było szamać z ręki. Rozlegające się po kątach szepty, że to zemsta dyra za brak chętnych na wymyślone przezeń szkolenie na wyjeździe, nie brzmiały niestety jak rojenia paranoika - za dużo w nich było prawdopodobieństwa. Podobnie jak szkolenie, które odbyło się po "poczęstunku". Aż chciałoby się powiedzieć - "świąteczne szkolenie". 

czwartek, 12 października 2017

686.Gimnastyka trupa

Zakiełkował mi powrót do ćwiczeń. Pewnie jak zwykle wytrwam w najlepszym razie parę miesięcy, po czym zapadnę w zapaść na parę lat. Przydałoby się poruszać, bo lata lecą i stare kości z nie młodszymi mięśniami coraz bardziej się zapiekają i zacierają. Zeszły rok dał mi ostrzeżenie, że wyrok lat nieubłaganie grozi kontuzjami i nie można już ćwiczyć tak dziarsko jak w początkach Rzeczypospolitej. Jednocześnie mam wrażenie, że dłużej bym wytrwał przy codziennych treningach, niż przy 2-3 w tygodniu. Problemem jest jednak niebezpodstawna obawa przed przeciążeniem i kontuzjami.
Kiedyś ćwiczyłem w jakże absurdalnie złudnej nadziei zyskania choć niewielkiej ...buahahahaaaa! pardon! wciąż nie wiem czy to poczucie czarnego czy abstrakcyjnego humoru... atrakcyjności. Atrakcyjność tę należałoby jednak rozumieć jako przejście od kaszalota do słonia morskiego - w najlepszym razie.  Dziś powinienem ćwiczyć, żeby zachować sprawność na poziomie normalnego, codziennego funkcjonowania, aby  przedwcześnie nie stać się sztywną, półsprawną pierdołą. Troszkę żałuję, że tu gdzie mieszkam nieprzyjemnie się biega, bo bieganie podobało mi się najbardziej ze wszystkich form aktywności fizycznej.
Dokupiłem sobie ciężarków w Decathlonie i zamówiłem fikuśny gryf w necie, bo doszedłem do wniosku, że jednak mam za małe obciążenie przy pewnym ćwiczeniu. Zobaczymy jak długo wytrwam tym razem.

wtorek, 10 października 2017

685.Domknij szafę!

Nowy pomysł Jokera polskiej oświaty:  nauczyciele będą co trzy lata oceniani z postawy moralnej i etycznej. Zważywszy, że nie jest ona nigdzie dokładnie zdefiniowana, dyrektor będzie odnosił ją do swojego widzimisię. Można się domyślać, że widzimisię dyrektora będzie naprostowywane przez kuratora i wójta. Nie sądzę, żeby czystą paranoją była obawa o los belfrów, którzy nie zdołają ukryć swej tęczowości.

http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/1076507,nauczyciele-ocena-postawy-moralnej-i-etycznej.html

poniedziałek, 9 października 2017

684.Nie powinienem

Nie powinienem oglądać komedii romantycznych - wzruszam się, a potem tylko gorzej się czuję. Nie powinienem uczyć w kiepskiej szkole - dzisiejsza młodzież odbiega rażąco od tej, którą uczyłem zaczynając pracę. Brandy mi się kończy. Nie mam siły (chęci) nic malować. Żrę słodycze jak niepoczytalny - czuję jak pudełko z ciastkami lub herbatnikami przejmuje kontrolę nad moim ciałem i wiedzie je do kuchni.  

sobota, 7 października 2017

683.Pieczone kartofelki

Rodzinno-jubileuszowy obiadek - na szczęście już za mną. Obyło się bez spięć, ale jak zwykle trochę nerwów mnie kosztowały: perspektywa udziału i sam udział. Na jeszcze większe szczęście - chyba udało się bez napadu lękowego. Najlepszym z całej imprezy było to, że wszyscy narzekali na pieczone kartofelki, które były bardzo smaczne i dzięki temu było ich więcej dla mnie.
Na przystanku zaczepiła mnie jakaś młoda kobieta, rozpoznając jako tego, kto ją uczył historii. Niestety nie pamiętałem ani kiedy to było, ani jak się nazywała, a w ustaleniu szczegółów rekonstruujących mą pamięć przeszkodziło nadjechanie autobusu, na który czekałem. Cóż, jak się ma na koncie jakieś półtora tysiąca absolwentów, to niektórzy mogli wylecieć z pamięci. W sumie trochę szkoda, że ten autobus akurat przyjechał, bo była miła i miała słodkiego towarzysza, więc rozmowa mogła być sympatyczna, choć i tak bez znaczenia.

piątek, 6 października 2017

682.Sms

Niespodziewany sms od absolwentki z wychowawczej klasy:
"Panie Profesorze, na studiach jest cudownie, ale wielka szkoda, że Pana tu nie ma!" Przykre, że to kolejne z moich upośledzeń - nie umiem się czymś takim ucieszyć, nie potrafię czerpać z tego satysfakcji ani radości. Owszem, widzę w tym potwierdzenie, że może nie jestem taką zupełną bezużytecznością - dla niektórych uczniów i przez chwilę ich życia, jednak to tylko konstatacja bez głębszych oddziaływań. Dostrzegam, rejestruję jako dowód uznania, lecz nie absorbuję, nie używam do wzmocnienia, ani do budowy. Mam tu zupełnie inaczej niż Emuś, którego to rozpromienia i uskrzydla. Czuję, że gorycz pokryła wszystko tak grubą warstwą, że nic nie jest w stanie jej przebić.

wtorek, 3 października 2017

681.7 godzin

Praca w pracy, praca w domu, seriale oglądane po kilka odcinków, coraz krótsze dni. Smutek zagłuszany niemiłymi obowiązkami. Pilnuję, żeby nie schodzić poniżej 7 godzin snu, ale jest coraz trudniej. Opóźniam pójście do łóżka gnębiony głęboko skrytym wyrzutem sumienia: idąc do łóżka kończysz już nieodwracalnie dzień - kolejny zmarnowany na pustą, jałową, gorzką i niepotrzebną egzystencję.

Na tratwie Meduzy irytuje mnie gospodarka finansowa - na rzeczy ważne pieniędzy nie ma, a na zupełnie zbędne duperele wydaje się bezmyślnie. Głęboki absmak budzą we mnie plastikowo-smartfonowe pustaki, otwarcie olewające moją pracę i staranie.

Pomału i bez napinki testuję z czym najlepiej smakuje calvados. Coś owocowego to będzie, jak sądzę.