Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

czwartek, 30 sierpnia 2018

856.Złachanie

Po czterech dniach w pracy jestem pół żywy. Pospinane plecy w nocy mnie ze snu wybijają. Dziś z pracy wróciłem jak oszołomiony. Super, po prostu super. Jutro  też zapowiada się mordęga. Dyro z rozbrajającą szczerością wyznał mi, że właściwie to do organizacji nowego roku szkolnego jeszcze nic nie ma przygotowanego. Dlatego część papierów z jego działki spadła na mnie.

Schwester mnie zirytowała. Pokazałem powłokę malarską na swojej szafce, pokazałem farbę, pouczyłem jak ją nakładać, powiedziałem gdzie kupić i...  i guzik z pętelką. Przecież ona wie lepiej, gdzie kupi lepiej co innego.

Jak dziś (mimo fatalnego samopoczucia psychofizycznego) pojechałem zmontować pomalowaną szafkę, to mało się nie przewróciłem, kiedy zobaczyłem to coś, co jej zdaniem jest pomalowaną szafką. Szkoda mojej pracy, jaką włożyłem w budowę tego mebla. Co mówiłem, to jak grochem o ścianę. Zrobiłem już trochę mebli i człowiek rozumny może by uszanował, że jak daję konkretne praktyczne rady, to warto by ich usłuchać, a nie jak skończony dureń puszczać je mimo uszu i robić po swojemu wydumanemu z dziadowskim efektem.

Nie mówiąc o tym, że jak tylko wszedłem to już w przedpokoju usłyszałem wyraz żalu, że właśnie w IKEI pokazała się taka ładna szafeczka bambusowa, która by idealnie pasowała w to miejsce, świeżo zapełnione zrobioną przeze mnie. Przemiło.


wtorek, 28 sierpnia 2018

855.Emetyk

Wróciłem z rozmowy z dyrekcją z plikiem papierów i zadaniami do wykonania. Oczywiście - zadania na jutro - dosłownie. Po drodze odwiedziłem chorą koleżankę, której te papierzyska pokazałem. Stwierdziła, że od kilku dni już nie ma odruchu wymiotnego, ale teraz, kiedy obejrzała te zdegenerowane płody oświatowej biurokracji, znów jej się na wymioty zbiera i czuje się tak chora, że musi mnie przeprosić i się położyć.

Nowe dokumenty z Ministerstwa Edukacji

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

854.Nowa Zelandia i Islandia

Krótki, jednodniowy wypad na Nową Zelandię (kraina nielotów kiwi) i Islandię (kraina gejzerów).

Znaczy - egzaminy poprawkowe i ich konsekwencja. W starciu ze zdającymi komisja, w której zasiadłem poniosła klęskę - nikomu nie udało się nie postawić niedostatecznej. Dwoiliśmy się i troiliśmy, ale klapa kompletna - zdający latać nie chcieli. 

Cytat dnia; na pytanie o osiągnięcia gospodarcze II Rzeczypospolitej: 
"- ...Tory kładli jakieś... kolejowe...
- A skąd i dokąd je kładli?
- Nie wiem."

A po egzaminach - zalewająca się łzami mamusia, rozpaczająca, że pociecha nie zdała i coterazcotobędzie! Godzinę nas trzymała.


Już tylko dwa metry były do wyjścia.

- Ooo! Panie Aberku! Jak to dobrze, że pana widzę!
- (Kurwa mać...)

niedziela, 26 sierpnia 2018

853.Takie tam różne na koniec wakacji

Ostatni dzień urlopu. Od rana do wczesnego popołudnia kończenie budowy szafki. I tak dobrze, że wykończenie - pomalowanie, zostawiłem inwestorce. Samo malowanie to pikuś, ale upierdliwe jest szlifowanie po pierwszej warstwie farby, szczególnie w przypadku szafki z szufladami. Wszystko zgrabnie wyszło, mimo drobnej usterki w postaci 2 błędnych (a więc nadliczbowych) otworów; na szczęście trzeba się dobrze przyjrzeć w środku żeby je zauważyć. Sypialnia to zdecydowanie nie jest odpowiednie miejsce na realizację takich przedsięwzięć; szczęśliwy kto ma miejsce na warsztat z prawdziwego zdarzenia. Troszkę męczący był to projekt - ten nieustający niepokój, że coś zrobię niewłaściwie i wyjdzie krzywo, był uciążliwy.

Skończyłem czytać "Achaję" Andrzeja Ziemiańskiego. Niezła, choć trzeci tom wydał mi się słabszy, z wyjątkiem końcówki, w której opisane są późniejsze losy głównych bohaterów. Bardzo zadowolony jestem z serii "Kolekcja: Mistrzowie Polskiej Fantastyki" - nie sięgnąłbym do tych książek w innych okolicznościach.

Pobyt w Rzymie, urlop - muszę się wysilić, żeby sobie uzmysłowić, że było coś takiego. Na półce kurzy się suwenir z Włoch dla Emusia; przywiozłem go tknięty tam refleksją, że może pochopnie, a przede wszystkim niesprawiedliwie odsunąłem się od niego (rzeczoną refleksję pobudził telefon od niego, który odebrałem przez pomyłkę). Przecież to nie jego wina, że jest jaki jest, a więc moja - że się źle w tej znajomości czuję. Osobliwe, że po przylocie do Polski, jakoś wróciło mi przekonanie, że nie ma sensu ciągnąć tej znajomości. To, że na lepszą widać nie zasługuję, nie jest dostatecznym powodem. Nie mam sił kopać się z rzeczywistością.

Na ekranie "Mgła" wg Stephena Kinga, a na dworze piękna deszczowo-pochmurna pogoda.

sobota, 25 sierpnia 2018

852.Kisielowo

W tym momencie ostatni weekend urlopu już w połowie minął. Czas przeciekał między palcami. Nastrój bardzo kiepski, lecz raczej nie z powodu powrotu do pracy; mam poczucie powrotu do niedobrego toksycznego miejsca, lecz tak już zapoznanego, że nie budzącego gwałtownych emocji. Stara znajoma cela i stare znajome kajdany. Przychodzi tu na myśl błyskotliwy bon mot Stefana Kisielewskiego (zwanego Kisielem) - "To że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać!". Można więc powiedzieć, że ja w pracy jestem już urządzony...

A skoro o świętej pamięci Kisielu mowa, to warto przytoczyć jeszcze inną jego myśl - bardzo à propos: "Działać można tylko dopóki ma się marzenia." Ja już ich nie mam.

wtorek, 21 sierpnia 2018

851.Klimat

Ostatni tydzień urlopu.

Obudowa szafki dla Schwester zmontowana. Szuflady ustalone i rozrysowane, teraz trzeba jeszcze pojechać do marketu i przywieźć materiał na nie. Aha, i potem je zrobić.

Zacząłem nową armię. Zupełnie inna od dotychczasowych, ale... tzw. klimat mi się spodobał...

Zdjęcia w celach ilustracyjno-zachętowych ze strony producenta Games Workshop


Zupełnym przypadkiem wdepnąłem na mieście na Emusia. Do cna popsuło mi to humor, i tak marny przecież. Miałem iść po nowe figurki do sklepu, ale skręciłem i poszedłem do domu.

sobota, 18 sierpnia 2018

850.Zamiast snu

Pyk, myk, wiuuu! Mijają sobie. Dni. Życie. Sens. A nie, pardon! ten to już dawno temu, sukinsyn, się ulotnił. 
Pusto wszędzie, głucho wszędzie, 
Wiesz już, że chujowo będzie.

Rachunek sumienia (który-ż to już?!),  czy nie popełniłem błędu (pochopności, popierdolenia, za wysokich wymagań itp.) w redukowaniu i wygaszaniu znajomości. Może nie warto było? No, popatrz, przecież z niczym (nikim) zostałeś! Istotnie, ale nadal jak liczę, to bilans wychodził ujemny; i dlatego nie warto było to ciągnąć.
Przenosiny defilady na Wisłostradę to durny pomysł - kiedy odbywała się w Ujazdowskich, to mogłem sobie z balkonu oglądać przelatujące latadła. Jak na złość, kiedy sprawiłem sobie fotosprzęt, którym mógłbym je w spokoju ładnie obfocić, to te ciemniaki przeniosły imprezę poza zasięg. Skoro zaś już o tym mowa, to spieszona husaria na paradzie to perełka, wprost kwintesencja tej dętej propagandówy dla naiwnych.

Pojechałem do marketu kupić płyty na szafkę dla Schwester. Sezon budowlany tak się rozkręcił, że parę już razy odszedłem z kwitkiem (panie, nie ma! w przyszłym tygodniu pan przyjdź!). Cóż, syn z samochodem, ale to ja musiałem na małym wózeczku płyty przywieźć z zadupia; przeklinając po raz kolejny debili, którzy wykładają chodniki kostką granitową. Uchwyty do szafek - ja muszę zamontować, bo on tego nie zrobi! A mówimy o sklejaczu i malowaczu modeli (o przeciętnym skillu), a nie jakiejś totalnej łamadze z dwiema lewymi rękami... Dlatego też dziś pojechałem dopasować i zamontować półkę, potem zaś doradzać (Boże, ratuj!!) w zakupach różnych techniczno-wnętrzarskich.

A po powrocie dopadła mnie atrakcja - napad paniki taki, jakiego nie miałem już od ładnych paru miesięcy. All inclusive, w rankingu tegorocznym, myślę, drugie miejsce pewne. Standardowe techniki łagodzenia nie podziałały i było... no, niemiło (tzn. paskudnie). Stąd też ta pora pisania - próba zaśnięcia nie udała się i teraz robię za nocnego marka. Szczególnie irytujące jest to, że nie bardzo wiem z czego ten atak mi się wziął. Albo tak bardzo bronię się przed przyjęciem do wiadomości, że tak - wydaje mi się - błahe czynniki mogą takie ihahaaaa! zrobić z moją gównianą psychiką.

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

849.Bez znaczenia

Coś by wypadało napisać. Przez wzgląd na tę kilkuosobową garstkę Czytelników, którzy z litości, bądź niezdrowej ciekawości osobliwości, tu zagladają, a niektórzy nawet i komentują. Przez wzgląd na obowiązkowość (skoro zaczęło się prowadzić bloga, to wypada coś pisać). Przez wzgląd na... nie wiem co... Na terapeutycznie dobroczynny wpływ? "Wyrzuć to z siebie" "Prawda cię wyzwoli" i takie tam. A taki chuj tam.
"Jak sobie pościelesz tak się wyśpisz... No to śpij, jakżeś sobie w życiu posłał. Tyle może uczciwości zostało, że wiesz, że sam sobie posłałeś, choć łóżko było ci z góry dane."

czwartek, 9 sierpnia 2018

848.Pstryk, pstryk, gul, gul!

Pstryk, pstryk i... nie wiadomo gdzie już większość kolejnego tygodnia przemknęła. Już czwartek. Nabrałem nowego zwyczaju - odkurzyłem swoją starą kawiarkę i robię sobie popołudniowe kawy. Kiedyś zniechęcił mnie do niej zbyt długi czas parzenia, jednak po powrocie z Włoch poczytałem sobie w sieci i zorientowałem się że można go prosto skrócić - nie lejąc wody zimnej, tylko gorącą. Kiedy zaleję świeżo zagotowaną wodą, to napar mam w jakieś 2-3 minuty, a to już czas akceptowalny. Szast-prast wykończyłem kawę, która stała mi już, ze trzeci rok pewnie, w lodówce i otworzyłem świeżą paczkę. Tym co mnie zachęciło (między innymi, bo sam nie bardzo wiem, co mnie naszło - w sam widok Włochów wychylających te swoje naparsteczki "małej czarnej" jako czynnik sprawczy nie wierzę), było sprawienie sobie w charakterze suweniru cudnie kolorowych filiżaneczek firmy Bialetti. 
No, a jak zacząłem sobie robić te copopołudniowe kawusie, to przyjrzałem się krytycznie swojej starej stalowej kawiarce i zdecydowałem że lepiej będzie sobie sprawić aluminiową, w wielkościach bardziej dopasowanych do moich potrzeb. Sęk w tym, że stalowa ma w górnym zbiorniku takie zagłębienie na obwodzie, które trudno doczyścić ze zbierającego się tam osadu, zaś aluminiowe - przynajmniej Bialettiego - mają zbiornik gładki, bez zakamarków. Gdybym się wcześniej przestawił, mógłbym sobie z Rzymu przywieźć kawiarkę, bo tam akurat były świetne promocje u Bialettiego, ale cóż - za późno! Nabyłem sobie wobec tego nową lepszą kawiarkę u nas i mam choć tę namiastkę odrobiny przyjemności.

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

847.Refleksje przy myciu naczyń

Pojechałem do IKEI i kupiłem parę drobiazgów - szklanki, ręczniczki itp. I kiedy tak stałem przy zlewozmywaku i myłem świeżo nabyte szklanki (takie grube, do napojów, model Pokal) jakoś tak nie wiadomo skąd naszły mnie myśli, a może marzenia? Dwie kupiłem, a jakby to było mieć po co kupić więcej? Dla gości, którzy siedzą przy stole, w ciepły wakacyjny dzień, są bliskie, życzliwe mi osoby, przyjaciele, lub choćby sympatyczni znajomi, jest miło, w tych grubych szklankach rozdaję zimne napoje... Jakiś posiłek większy szykuję... Jest miło... przyjemnie... 
Jakaś taka głupia tęsknota za kręgiem bliskich osób, dla których jestem ważny. Nie mylić z przydatny.


sobota, 4 sierpnia 2018

846.Smęty znad kieliszka i patelni

Syndrom długoletniego więźnia. Zaczynam wypatrywać powrotu do pracy; mieszanka niestrawności (nie gastrycznej) i ulgi, albo inaczej - mieszanka wytęsknienia i niechęci. Nie jestem pewien czy nie z tego powodu fizycznie źle się dziś poczułem.

Pilnowałem się, żeby nic nie mówić rodzicom, jak mi było ze Schwester na rzymskim wojażu, ale mi się troszkę i ogólnie wypsnęło. No trudno, stało się.

W ramach nostalgii za włoską kuchnią, której nie dane mi było skosztować, pichcę sobie obiady (samo to już jest rewolucją!). Zwykle to jakieś warianty duszonych warzyw - cebula, papryka, cukinia (przeprosiłem się z tym warzywem😌), pomidory, czosnek - niekoniecznie wszystkie naraz; z chlebem, albo z makaronem. Miałem pierożki firmy "Rama" (włoskie via Biedrona; dobre bo dość smaczne, a zwłaszcza szybkie!) i potrzebowałem jakiejś omasty, żeby na sucho nie szamać. Podgrzałem na patelni odrobinę oleju z czosnkiem, na to kilka mini-pomidorków, po paru chwilach rozmaryn, oliwa, czosnek, łyżeczka pesto i niech się "parę" minut popichci żeby odparowało i zagęściło się nieco. Pycha!
Kupiłem napój rozrywkowy "Fragolino" made in Italy, bo nie jestem pewien czy to nazywa się jeszcze winem. W smaku - jak nieco sfermentowany syrop truskawkowy, więc pić de bouteille nie bardzo się da. Jednakowoż po zmieszaniu z gazomineralką to już zupelnie co innego - dość przyjemny owocowy napitek w sam raz na upalne popołudnie, o mocy pomijalnej, bo po rozcieńczeniu zostaje jakieś  3-4%.

Skończyłem wreszcie (zaczęte jeszcze przed urlopem) puzzle firmy Clementoni 1500 el. "Oresund". Zdjęcie w celach poglądowych.