Z pięknego lazurowego błękitu zrobiła się smętna szarość. Zdaje się, że "Jarosław" (niż) dotarł nad Syreni Gród. Przegapiłem, że dziś handlowa niedziela, dlatego nie wykorzystałem tego jako pretekstu do wyjścia z domu. Zdaje się, że większość (eee... prawie wszystkie...?) niedziel spędzam w domu - nie mam po co, ani dokąd wychodzić.
Piątek z trudem przetrwałem, zmagając się z bólem karku i głowy, w sobotę tylko trochę lżej. Kiedy człowiek młody, nie docenia jak cudownym błogosławieństwem jest dobre zdrowie i szybka regeneracja sił. Wiem, wiem - oklepany truizm.
Obejrzałem dziewiąty sezon "Walking Dead" - na szybko, przeskokami. Całość (nadal) dość irytująca, szczególnie jednak finał - czy naprawdę scenarzyści muszą tak martinować*)? Czy nie może być więcej optymizmu? Więcej (tzn. choć odrobinę...) happyendowości?
Odczuwam frustrację modelarską - wkurza mnie trudność powrotu do dawnej pasji, wypełniającej życie i zaprzątającej umysł. Wokół piętrzą się pudełka z modelami, a mnie wystarcza energii i chęci co najwyżej na idiotyczne kupno kolejnego pudełka, by odłożyć je na półkę. Tylko w wakacje zabrałem się do sklejenia i pomalowania modelu od razu po zakupie.
____________________________
*) Vide: George R.R.Martin i jego traktowanie bohaterów w "lodowo-ogniowej sadze".