Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

czwartek, 24 lutego 2022

1216.Za stary srałek z Kongresówki

No i wybuchła wojna. Najbardziej zadziwia mnie rosyjska retoryka - taka mieszanka mentalności Kalego, bezczelności i zakłamania, to jednak jest klasą sama dla siebie. Prędzej czy później my będziemy następni - Rosja nie zapomniała, że Kongresówka była kiedyś częścią Imperium.

Podanie przewidywanych ocen zachowania uaktywnia niektórych rodziców. Nawet tych, którzy na zebraniu ostatni raz byli dwa lata temu, logują się do dziennika dwa razy na rok, a maile od wychowawcy otwierają po pół roku, lub wcale. Od rana moja skrzynka pocztowa (w dzienniku) jest zasypywana wiadomościami, ledwie nadążam na nie odpowiadać.

Co i rusz zachodzą uczniowie z prośbą o opinię na temat rozwoju wydarzeń. Znaleźli sobie analityka i eksperta militarnego... marszałek Aberfeldy - doradca do spraw strategii. :-/ Przez to nie udało mi się zdążyć wyskoczyć do domu na obiad między lekcjami i radą. W efekcie siedzę w szkole ciągiem od ósmej do prawie ósmej. Za stary jestem na takie maratony. 

Dyrekcja już sobie mnie zaklepała na nowe wychowawstwo. Kurwa mać. Tak bym chciał odpocząć. Od wychowawstwa, albo jeszcze lepiej od wszystkiego. Nie nadaję się na wychowawcę, czuję się jak hochsztapler w tej roli. A tymczasem maksimum sukcesu na jaki mogę liczyć, to uniknięcie tego czy innego profilu (klasy).  Srałek nie marszałek.


poniedziałek, 21 lutego 2022

1215.Zakończenia i powroty

Smutny przykład (kolejny) serialu, który był kontynuowany, choć twórcy stracili pomysł na sensowną kontynuację. "Rita". Jeśli ktoś chciałby zacząć, to polecam, ale tylko pierwsze trzy sezony. Czwarty i piąty są kiepskie i lepiej je sobie z góry odpuścić, żeby nie psuć wrażenia po pierwszych. Przeklikałem je na szybko, bo oglądać tej kaszany w normalnym tempie się nie dało. Jakby wyrzucili pierwszego scenarzystę i zatrudnili po taniości jakiegoś "studenta"; bardzo kiepskiego "studenta".

Nie wiem co teraz oglądać.

Powrót do pracy stacjonarnej, tzn. z uczniami w szkole - trudny (nie tylko moje odczucie). Ośrodek snu jakby to przeczuwał i postanowił wczoraj w nocy nie uaktywniać się zbyt nachalnie. Już rośnie stosik prac do sprawdzenia, a ja się snuję po mieszkaniu jak półprzytomny i do pracy nie za bardzo zdolny. 

Czemuś mi się wydało, że "Spisane własną krwią" to tom kończący cały cykl przygód Claire Beauchamp-Randall-Fraser-Grey-Fraser, tymczasem okazało się, że tom ten kończy się urwaniem fabuły, a w listopadzie zeszłego roku ukazał się tom dziewiąty, zaś w pisaniu jest tom następny. Dziesięć tysiącstronicowych cegieł (a może to już nie cegły, a bloczki?), bez deklaracji, że na tym się skończy to jednak dość imponujące. I może zaczyna się robić nieco przytłaczające... Zwłaszcza, że fabułę można by spokojnie bez szkody zmieścić w objętości rzędu 1/2 bądź 2/3 tego co wydrukowano.

niedziela, 13 lutego 2022

1214.Książki i filmy

Obejrzałem sobie "Frontier" - słusznie od początku nie miałem przekonania do zabrania się do tego serialu. Niezła scenografia i charakteryzacja, a reszta właściwie nudna i nie wciągająca. Declan Harp w wykonaniu Jasona Momoi zbliżał się raczej do groteski niż do dramatyzmu. Alun Armstrong sprawiał zaś wrażenie, jakby jego Lord Benton był postacią raczej z universum Jamesa Bonda.

"Traitors" - dziwne, sprawiające osobliwe wrażenie, że tak jakby nie bardzo wiadomo po co ten serial powstał.

Wcześniej był drugi sezon "Wiedźmina". Obejrzałem, ale mam wrażenie, że poruszył mnie jak miseczka owsianki z cukrem. W gruncie rzeczy ta ekranizacja jest trochę nijaka, szybko wylatująca z pamięci.

"Zadzwoń do Saula" - absolutnie niestrawne. Bohater budził moją irytację od samego początku i po chyba drugim odcinku wyrzuciłem z uczuciem ulgi.

Bardziej z chęci zakończenia już i zamknięcia, niż z ciekawości co do fabuły - ostatni sezon "Sabriny". Właściwie tylko dla wdzięku Gavina Leatherwooda (swoją drogą, cóż za idiotyczne nazwisko).

"Monachium - w obliczu wojny" - raczej jako wizualna ciekawostka, z bardzo dobrym Jeremym Ironsem w roli Neville'a Chamberlaina i groteskowo pokazanym Hitlerem. Merytorycznie - dyskusyjne, z uwagi na nader wąskie spojrzenie na tamte zdarzenia.

"Książęta" - właściwie typowy (by nie rzec: banalnie schematyczny...) romans i niezbyt wysilony aktorsko, ale jak nakręcą drugi sezon to sobie z zainteresowaniem (a może nawet z przyjemnością?) obejrzę. Choć właściwie nie powinienem, bo mi się po tym smutno zrobiło.

Oglądam "Ritę" - pierwsze odcinki niezłe; pomyślałem, że scenarzysta pracował w szkole, albo ma bardzo dobre źródło informacji wśród belferstwa. Scenki i postacie wydały mi się nader znajome.

Poczytuję ostatni tom (tomiszcze) Gabaldonów. Budzi mój szczery podziw umiejętność tak obszernego rozpisywania się, jaką posiada autorka. Dlatego bywa, że prześlizguję się wzrokiem po akapitach, nie mając poczucia zbytniej straty dla śledzenia fabuły. A ta ostatnia w ostatnim tomie wykonała parę zaskakujących zwrotów. 

Z poważniejszej lektury - jakby ktoś chciał sobie poczytać o XIX wieku w Europie, ale w wyraźnie innym stylu niż to praktykują nasi historycy, to niech się nie boi sięgnąć po prace Erica Hobsbawma (wydane przez Krytykę Polityczną). Leciwe, sprzed circa 50 lat, ale inna perspektywa i wiele ciekawych informacji poszerza horyzonty. Lewicowość autora zaś grzeczna i trzymana na krótkiej smyczy.

sobota, 12 lutego 2022

1213.Wynurzenie - zanurzenie

I po "urlopie". Z jednej strony ferie zimowe to niezła sprawa, bo można odsapnąć po męczącym pierwszym półroczu i klasyfikacji śródrocznej. Z drugiej jednak, to żaden odpoczynek, bo bieg trwa nadal i z kołowrotka tylko na chwilę się zeszło, nie tracąc go z myśli bądź podświadomości. Pisałem już o tym, że w wakacje napięcie schodzi ze mnie dopiero po trzech, czterech tygodniach od zakończenia roku i ostatniej rady. Koleżanki, z którymi rozmawiałem mają podobnie - jedna z nich wszelkie swoje wyjazdy urlopowe z zasady planuje nie wcześniej niż na ostatni tydzień lipca.

Paskudna pogoda tych dwóch tygodni lutego nie działała pokrzepiająco. Plus 8-9 stopni w lutym?! Do tego te upierdliwe deszcze... I ponuro. Bleueee. A ja się muszę ruszać. To pandemiczno-zdalne uziemienie wciąż mi się czkawką odbija. Stare kości nie ruszane się zastały, a mięśnie pokurczyły i pozrastały.  Czuję się jakby przez te dwa lata przybyło mi co najmniej dziesięć lat. I te ustawicznie spinające się mięśnie... Irytujące i męczące.

W ciągu kilku minionych miesięcy obkupiłem się w różne fikuśne narzędzia modelarskie, no i czuć ten komfort pracy w dobrze wyposażonym warsztacie. Gdybym tylko jeszcze nie bał się malowania aerografem. Brzmi głupawo, zważywszy że zacząłem go używać jakieś 30 lat temu, ale jakoś nie mam zaufania ani poczucia pewności w posługiwaniu się tym chimerycznym narzędziem do precyzyjnych kamuflaży. W efekcie mam już trzeci model sklejony, a nie pomalowany (z najnowszej "produkcji"). Bo w skali 1:35 bez aerografu, to jednak na dłuższą metę ani rusz.

Zadzwoniła koleżanka podzielić się emocjami na okoliczność powrotu do  pracy.

- Wiesz, nie mam najmniejszej ochoty ruszyć czegoś do roboty. Wiem, że muszę, ale tak bardzo mi się nie chce. Ale "nie chce" nie w tym sensie, że z lenistwa, tylko... jak to powiedzieć...?

- Że nie chce ci się zanurzyć w gównie?

- [westchnienie] Jak ty to doskonale ująłeś. Tak, dokładnie to.