Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

sobota, 24 sierpnia 2013

217.Epitafium forumowe

Ostatni weekend urlopu. Nastrój denny. Nie jestem pewien jaka jest główna tego przyczyna. A może nie ma jednej, lecz zbieg kilku?
Pogoda od kilkunastu dni przywodzi mi na myśl zapowiedź jesieni. Chłodne noce sięgające swą rześkością aż po wczesne przedpołudnia. Ciepło w nasłonecznionych miejscach, graniczące z chłodnym powiewem cienia, którym towarzyszy irytacja przy wyborze ubrania - co włożyć, żeby i nie przewiało i nie spocić się.
Jesień kojarzy mi się z końcem, z zamknięciem, generalnie smutno. To nie jest dogodne połączenie - powrót do pracy, któremu towarzyszy uczucie raczej przygnębiającej pesrpektywy, a nie zaraźliwego entuzjazmu. Nadejście ciepła, słońca i długich jasnych dni wiosną pozytywnie na mnie wpływa. Lubię słońce, choć nie upały. W sierpniu dostrzegam już, że dzień jest wyraźnie krótszy, wcześniej robi się ciemno i zapowiada to mrok końca roku. Do tego pierwsze półrocze (szkolne) to długa prosta, nieprzerwana żadną istotną ulgą wolnych dni - to męczy i wpływa niekorzystnie na psychikę. Drugie półrocze jest pod tym względem o wiele lżejsze, bo liczne przerwy i coraz dłuższe, coraz bardziej słoneczne dni nastrajają optymistycznie.

Po wielu rozmyślaniach ostatecznie zrezygnowałem  z uczestnictwa w branżowym forum i napisałem pożegnalnego posta. Kiedyś już przestałem się na kilka tygodni tam udzielać, ale wróciłem i znów zacząłem pisać. Zastanawiałem się nad tym co mnie ku temu (tj. rezygnacji) popycha. Obawiałem się, czy to przypadkiem nie skrywany przed samym sobą rodzaj ciotodramy, dla zwrócenia na siebie uwagi. Mam nadzieję, że nie. Zastanawiałem się co forumowanie mi daje, a co zabiera. Dawało zajęcie uwagi, absorbowało, pozwalało skupić się na czymś co odwracało od smutnych myśli na temat mizerii własnej egzystencji. Chyba dowartościowywało, dzięki temu że pisząc mogłem prezentować atrakcyjniejsze strony siebie. Dawało pozór uczestniczenia w jakimś życiu zbiorowym, wśród ludzi podobnych do mnie, przed którymi nie musiałem udawać kogoś kim nie jestem. Było 20-calowym oknem samotni przez które mogłem sobie popatrzeć na normalniejszy, szczęśliwszy świat. 
Ale z czasem coraz wyraźniej dostrzegałem coś, na co jestem wyczulony - na podróbę, na pozór prawdy. Forum to był wirtualny świat, z wirtualnymi kontaktami, z których w gruncie rzeczy żaden nie ziścił się w realu. To było odwracanie uwagi od problemów, a nie jakiekolwiek przybliżenie do rozwiązania któregokolwiek z nich. Nie sposób było nie dostrzegać kontrastu między złudzeniem "prowadzenia życia" na forum, a poczuciem pustki w życiu prawdziwym, w miarę jak traciłem siły i nadzieję na poznanie kogoś wartościowego w realu. Kiedy kogoś szukałem, forum było chyba wartościowym uzupełnieniem, ale na koniec kiedy zostało tylko ono, poczułem dysnonans. Jestem przy tym świadomy tego, że było ono także swoistą kotwicą, hamującą powrót do szafo-skorupki.
Czuję brak, muszę powstrzymywać odruch kliknięcia, żeby sprawdzić co ktoś nowego napisał. Być może to była forma uzależnienia. W takim razie dobrze, że odszedłem. Muszę tylko wymyślić sobie czym wypełnić czas i uwagę. Powrót do pracy na pewno to ułatwi, gorzej będzie wieczorami po jej zakończeniu. Sam na sam ze sobą to nie jest optymistyczna perspektywa.

Kilku userów wyraziło żal, że odchodzę. Przyszło mi na myśl, że przy takich wirtualnych kontaktach żałowanie człowieka jest warte tyle co żałowanie dobrze skonstruowanego bota. A zresztą czy w ogóle można tu mówić o żalu za człowiekiem, czy może tylko za chwilami własnej przyjemności z czytania jego tekstów? I nie żałujemy człowieka, tylko tak naprawdę siebie?

Został mi jeszcze tylko ten blog.

13 komentarzy:

  1. jak dla mnie, to dziwne, że rezygnujesz z czegoś, co, o ile dobrze rozumiem, dawało Ci frajdę - piszesz, że to tylko wirtualne, ale właściwie co z tego? ja bym nie rezygnował z czegoś, co daje mi przyjemność, a jednocześnie nie szkodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo wirtual to dla mnie ersatz prawdziwego życia - ja jestem dinozaurem jeszcze z przedsieciowych czasów.
      Może to dziwnie zabrzmi, ale czułem się trochę jakbym się oszukiwał, jakby to forumowanie było udawaniem życia. Gdyby było "oprócz" to OK, ale ja miałem wrażenie, jakby to było "zamiast". Forum przypominało trochę grę komputerową - wciągające, absorbujące, ale nic poza tym z tego nie wynikało, taki zabijacz czasu w gruncie rzeczy. To zabijało czas, ale nie zapełniało pustki.
      A poza tym stykanie się, choćby wirtualne, z ludźmi którzy lepiej sobie ułożyli życie na dłuższą metę podziałało na mnie depresyjnie.

      Usuń
  2. Czy można mówić o żalu za człowiekiem, czy tylko za chwilami własnej przyjemności z czytania jego tekstów? Ciekawie postawione pytanie... Trochę podobne do rozważania o dobrych uczynkach: czy możliwy jest altruistyczny dobry uczynek, skoro kiedy zrobimy coś dobrego, czujemy satysfakcję, a więc w zasadzie czerpiemy z tego przyjemność, czyli altruistami nie jesteśmy... Myślę, że to tak naprawdę zależy od wrażliwości wyrażających żal, przecież część na pewno pomyślała, że szkoda, że na forum nie będzie już fajnego faceta...
    Absolutly_amateur

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teoretycznie masz rację. Jednak mam wątpliwość co do tej części wspomnianych na końcu - ci ludzie nie znali mnie, znali tylko moje forumowe wypowiedzi, które były zupełnie inne niż te tu na blogu. Tu pozwalam sobie na większą szczerość [choć być może niejeden czytelnik stwierdziłby, że raczej rzygam psychoekshibicjonizmem ;-)], tam zaś trzymałem gardę wysoko i nie lałem żadnych smutków czy zwierzeń. A ja na żywo to jeszcze ktoś inny niż w wariantach blogowym i forumowym. Więc wracając do początku mojego komentarza - w najlepszym razie żałowali nie mnie, lecz wykreowaną przeze mnie postać skrytą za awatarem. Tu zaś znów kłania się mój stosunek do świata realnego i wirtualnego.

      Usuń
    2. Teoretycznie się zgodzę. Jednak myślę, że te 3 osoby (Ty realny, Ty forumowy, Ty blogowy) jednak nie są odrębnymi bytami - wersje "forumowa" i "blogowa" to także Ty, choć może nieco "obciosane", wykrojone z całości, niepełne. Jak najbardziej, Ty realny jesteś najważniejszy, bo najpełniejszy, ale przecież w wersjach wirtualnych nie kłamałeś, nie tworzyłeś fikcji.
      Absolutly_amateur

      Usuń
    3. Istotnie, starałem się pisać prawdę, choć naturalnie nie całą, bacząc jednak by ta częściowość nie stawała się kłamstwem.
      Jednak kiedy czytałem co napisałeś o "wykrojonym z całości", to od razu przyszedł mi na myśl pewien miły, uroczy w kameralnym gronie pan, stary kawaler, wegetarianin, nie palący, miłośnik muzyki klasycznej, uwielbiający góry i górskie widoki, miłośnik psów. Adolf Hitler się nazywał. ;-))

      Usuń
    4. O rany... Upadłem :)
      Absolutly_amateur

      Usuń
    5. Oupsss... Chciałem zapewnić, że Twojego upadku nie miałem w planach ani ja, ani żadna tożsamość wykrojona z mojej całości. ;-)

      Usuń
    6. Domyślam się, jednak przyznam, że nawiązanie do Adolfa i tak rozłożyło mnie na łopatki :) Jest trafnie dobrane do kontekstu, ale dość mocne, trzeba przyznać :)
      Absolutly_amateur

      Usuń
    7. Bo w gruncie rzeczy na przykładzie tej postaci możemy ujrzeć, jak bardzo na naszym myśleniu historycznym ciąży czarno-białe postrzeganie i etykietowanie.

      Usuń
    8. Etykietowanie ogólnie ciąży, nie tylko w kontekście historycznym :)
      Absolutly_amateur

      Usuń
    9. Masz rację. Wygląda na to, że etykietowanie jest zarazem przejawem mądrości ewolucyjnej i głupoty człowieczej.

      Usuń
  3. Trafnie powiedziane.
    Absolutly_amateur

    OdpowiedzUsuń