Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

niedziela, 24 października 2021

1209.Po aberfeldzku i à la Pepeche

Za oknem piękne słońce. Wczoraj, kiedy wychodziłem pogoda była nieładna, wietrzna i do opadów się sposobiąca. A dziś kiedy siedzę w domu, piorę i przed pracą uciekam - śliczna słoneczność. Rzut oka na termometr podpowiada wprawdzie, że ten widok to pułapka, bo pięć stopni to już przedpole zimy, ale i tak szkoda troszkę.
Nadzieja - prawda że słabowita i rachityczna - że może jednak hipoteza iż dzieci przez dwa lata zdalnego oduczyły się uczyć jest przesadzonym czarnowidztwem, rozwiewa się jak sen złoty z każdą lekcją i sprawdzianem. Dramatycznie to wygląda. Tylko klasy maturalne jeszcze jakoś próbują się trzymać, ale i w nich jest źle - jeśli na sprawdzianie w klasie rozszerzonej stawiam połowie jedynki, to nie jest  dobrze. A praca z podstawowej faktografii i orientacji w problemach.
Z ulgą patrzę na konto ocen - stawiam przyzwoite ilości, a więc założenie, że kryzys w tym zakresie wynikał tylko ze zdalnego nauczania, a nie był trwałą zmianą, okazuje się prawidłowe. Nadal mnie wzdryga na samo przypomnienie uczestniczenia w tej fikcji i kwitowania swoim podpisem tego żałosnego przedstawienia. 
O ile ja utrzymuję tempo przyzwoite - przynajmniej jedna ocena miesięcznie na ucznia, o tyle koleżanka Pepesza rozkręca się, że łohoho! Tysiączek już nabiła. Przodowniczka pracy. Profesora oświaty jej dać. A to nie przedmiot ścisły, gdzie - jak to widujemy w pokoju - sprawdzająca przeleci szybko wzrokiem po pracy, spojrzy na wynik i cyk - ocenka. Ja czytam dokładnie, zaznaczam błędy nie tylko merytoryczne, ale i językowe, dopisuję uwagi czego zabrakło, jak być powinno itp. Mimo zwięzłości adnotacji - czasu zajmuje to sporo i mózg omłaca, że sama słoma z niego zostaje. Jest zaś tajemnicą poliszynela - sama zresztą tego w smalltalkach Pepeszka nie ukrywa, że nie czyta sprawdzanych prac, ale dyrekcja taktownie udaje że o niczym nie wie, choć jakim cudem mogłaby nie wiedzieć, to pozostaje zagadką.

sobota, 16 października 2021

1208.Wycieczki za miasto

Pojechałem ze Schwester na Wólkę groby dziadków i babć ogarnąć. Pamiętam pierwszą mą bytność w tym miejscu - kiedy babcię chowaliśmy, jeszcze za nieboszczki komuny - łysy wygwizdów to był, przygnębiający lodowatą pustką niemal po horyzont gdzie majaczyła ściana lasu za ogrodzeniem. Dziś było pięknie - drzewa i krzewy ślicznie się rozrosły i w swym urozmaiconym bogactwie tworzą piękne wielobarwne obrazy. Pogoda też szczęśliwie dopisała. A i my bez spięcia - o dziwo - się obeszliśmy. Prawie pół dnia nam jednak na całej wyprawie zeszło, bo grób dziadków wściekle atakuje bluszcz z sąsiedztwa i przycinanie tego gąszczu zajęło nam sporo czasu (i wysiłku).

Idąc przez cmentarz utyskujemy na zwyczaj umieszczania na nagrobku maksymalnie lakonicznych informacji: imię, nazwisko, daty roczne urodzenia i śmierci lub tylko śmierci i... koniec. W skrajnych przypadkach imię nazwisko i "żył/a lat ileśtotam". A kiedy umarł/a? Czort znajet. Fatalną manierą  jest nie umieszczanie nazwiska panieńskiego żony, co powoduje, że często nie bardzo wiadomo jakie zależności łączyły pochowane w tym grobie osoby. Dobrym obyczajem byłoby podać choć zawód zmarłego/ej, może tytuł naukowy (ale nie "magister"!😁). Bez tego cmentarz zmienia się w miejsce nieco schizofrenicznego pomieszania - półanonimowość nagrobków nadaje charakteru im prywatnego, kiedy ich ostentacyjna okazałość (materiał i forma) wyraźnie sugerują ambicje okazowania się w przestrzeni publicznej. Nasuwa się pytanie, czy nie mamy tu do czynienia z przejawem pewnej naszej hipokryzji - udajemy, że chodzi nam o upamiętnienie zmarłego, a w rzeczywistości głównie zależy nam na popisaniu się przed żyjącymi, zaś zmarły staje się co najwyżej pretekstem.

W połączeniu z niedawną wycieczką szkolną (w charakterze opiekuna-dozorcy) do podwarszawskiego muzeum to wyrobiłem swoją normę wyjazdów za półdekadę... albo i więcej.


wtorek, 21 września 2021

1206.Kolejna reforma w oświacie

No i uchylił pokrywki dzbanek, pokazując co nakisił. Podwyżka pensji o 1/4 - brzmi wspaniale! Podwyżka wymiaru pracy o 1/4 - oj tam, oj tam! Nieważne, skoro więcej pieniędzy będzie! 

Obawiam się, że na naszej tratwie (i innych podobnych jej jednostkach dryfujących) bez problemu znajdą się osoby uważające ministerialną propozycję za bardzo dobrą ofertę, wartą oklasków i poparcia. Ogarnięcie, że "podwyżka" od przyszłego roku w ogóle pomija kwestię galopującej inflacji i faktycznie będzie obniżką, to raczej takie osoby przerasta. Obniżką podwójną, bo dla części ludzi zabraknie godzin do pełnego wymiaru zatrudnienia. Ja np. w tym momencie nie miałbym etatu, gdyby policzono go po nowemu. Do tego w ramach ograniczania biurokracji doszłoby dokumentowanie ośmiu godzin tygodniowo na inne działania, którego dziś nie ma. Analfabeci funkcjonalni będą jednak bić brawo.

sobota, 18 września 2021

1205.Hipopotam, który...

...myślał, że jest kozicą. 

Nie mam problemu z wchodzeniem po schodach po dwa stopnie, nawet na piąte czy szóste piętro, ale być może zaczynam mieć problemy z koordynacją. Zapieprzając wczoraj na najwyższy pokład tratwy źle stanąłem na zakręcie schodów i coś mi się stentegowało w kolanie. Do domu dokuśtykałem zatrzymując się co kilkadziesiąt metrów, jak jakiś pierdolony paralityk, klnąc jak szewc. W nocy nie za bardzo szło zasnąć. Plany weekendowej eskapady na przedmieścia w poszukiwaniu jesiennego przyodziewku musiałem odwołać. Mocno upierdliwe i irytujące jest pamiętanie, że po własnym mieszkaniu trzeba się teraz inaczej  ruszać i głupie wstawanie z krzesła wymaga odmiennych ruchów. Mam nadzieję, że do poniedziałku z grubsza minie. 😡

środa, 15 września 2021

1204.Starocie na karuzeli

W pracy galop bez okienek - wszystkie zapchane zastępstwami. Sale nadal przypisane do klas (teoretycznie) więc ganiamy między salami, co sprawia, że z przerw niewiele mi zostaje. Starzy ludzie powinni się ruszać, żeby im się kości nie zastały, więc to tak bardzo dobrze, że mogę sobie poganiać po wszystkich kondygnacjach np. lekcja na I piętrze, do jaskini belferskiej na parterze klucz oddać, potem na drugie piętro na dyżur, po dzwonku na parter po klucz i do podziemi na następną lekcję. A to tylko ruchy w pionie, zaś nasza tratwa jest długa jak tankowiec.

Po pracy coś na szybko zjem i mnie ścina sen. Po dwóch godzinach takiej drzemki mam z głowy zaśnięcie w nocy o sensownej porze, co sprawia, że śpię za krótko. Następnego dnia jestem niedospany i po pracy znów mnie ścina. I tak się to kręci jak jakaś pieprzona karuzela.

Co dzień po parędziesiąt godzin do obsadzenia zastępstwami. To jest zajeżdżanie ludzi. A to nie są młodzi ludzie - średnia wieku w naszym zawodzie to tylko kilka lat poniżej mojego. Uczniów za to nie trzeba zastępować. Ilu by nie przyszło, lekcję się robi. A absencja od 25% do >50%. Ledwie zdążyłem wyczyścić skrzynkę pocztową i pozaznaczać wszystkie zwolnienia i usprawiedliwienia, a już nowe wiadomości. W trzy dni miałem ich chyba więcej niż średnio w miesiącu przychodzi.

Siedziałem do późna kończąc materiały do zapoznania maturzystów z procedurami maturalnymi. Pięknie zrobione, zapisane. Niestety dopiero na lekcji okazało się, że owszem - zapisane, ale część na dysku, a nie na pendraku którego wziąłem. Nie wypadało kląć przy uczniach i dyrekcji. Problem częściowo się zredukował, bo okazało się że żaden ze szkolnych rzutników jakie zabezpieczyłem - nie działa i nie wyświetlę nawet tego co wziąłem. Miło byłoby założyć, że dyrekcja widząc takie działanie szkolnego sprzętu wyciągnie jakieś praktyczne wnioski co do wyposażenia placówki i działania odpowiedzialnych pracowników, ale byłoby to raczej założenie skrajnie naiwne.


wtorek, 7 września 2021

1203.Dziurka w denku

Siedem godzin na fullobrotach. Na przerwach dyżury, rada, gaszenie "pożarów". Nie było kiedy herbaty zrobić. 

Uwielbiam wieczorne telefony z informacją: "Masz w klasie aferę!" Następnego dnia jest latanie i próba jakiegoś takiego pokierowania sprawy, żeby nie było huku, a zwłaszcza żeby się gros nie skupiło na mnie, że nic nie zrobiłem, nie pomogłem i w ogóle. Jasio do grupy pani Kowalskiej nie pójdzie, bo chce być w grupie lepszej, z wyższym poziomem nauczania, a poza tym (jak się zdaje) pani Kowalskiej nie lubi i uważa, że ona nie zna dobrze języka którego uczy. Więc nie i koniec. W tle grzejący silniki i ładujący amunicję rodzic. Ostatecznie sprawa Jasia załatwiona. Ciekaw jestem tylko, czy nie okaże się, że Stasio, Franio i kolejni nie dojdą do podobnego wniosku i staną okoniem wobec przenosin.

Znalazłem salę na zajęcia z maturzystami - sukces. Szkoda tylko, że nie ma rzutnika. Jest krucyfiks, ale to jednak nie to samo.

Ciekawa sprawa - whisky stojąca nietknięta od czerwca właśnie zaczęła niknąć w oczach. Może się dziurka w denku zrobiła... albo co...?

piątek, 3 września 2021

1202.Zaskoczenie

Lekcje, szkolenie, zebranie - na zakładkę, galopem, w napięciu. Od rana do zmroku. Następnego dnia na dyżur przed pierwszą lekcją, a potem ciurkiem 8 godzin. Za stary już jestem na takie maratony. Po powrocie zjadłem co się udało znaleźć w opustoszałej lodówce i padłem. Nie wiem kiedy teraz uda mi się zasnąć, bo jak się zdrzemnę późnym popołudniem, to nie mogę zasnąć nawet po drugiej w nocy. Plecy, szyja i głowa bolą. W robocie jak zwykle bałagan, szereg rzeczy (z organizacji) nie przygotowanych. Można powiedzieć, że nowy rok szkolny znowu zaskoczył osoby odpowiedzialne (nie wszystkie, ale i tak aż nadto dość, żeby wkurzało).

środa, 25 sierpnia 2021

1201.Wybitnie

Zimno, wietrznie, paskudnie. To  ma być lato? To jakaś kpina.

Jutro już do pracy. Cieszę się na to, jak prawdziwy Polak na uchodźców. Kiedy pomyślę, że mam wracać do tego chaosu i niepewności, to mi się niedobrze robi. Jak policzyłem sobie, kiedy mniej więcej zeszedł stres po zakończeniu roku, a nie wszedł jeszcze nowy na okoliczność powrotu, to wyszedł mi niecały tydzień - tyle było powiedzmy, że odpoczynku. Szkoda tylko, że nie bardzo go zauważyłem. Wybitnie kiepskie wakacje.

Powinienem się ucieszyć, że wyniki tubkowania bardzo dobre, ale radości starczyło na kwadrans. Reszta mnie przytłacza. Mam wrażenie, że ta rurka, którą w zaworze bezpieczeństwa nadmiar uchodzi, to mi się zatkała. Wybitnie kiepskie samopoczucie.

Panthera, o dziwo, prawie skończona. Na Netflixie oglądam "Black list" - interesujące. Choć przykro patrzeć na Jamesa Spadera - jak się zestarzał; niby trudno się dziwić, w końcu rocznik 1960, ale ja go wciąż pamiętam z czasów "Barw prawdy" czy "Gwiezdnych wrót". Przy niektórych aktorach mam wrażenie, jakby mi się zgubiło 20-30 lat ich kariery i nie zauważyłem jak się przez ten czas zmieniali. Może to przez to, że w ostatnich latach XX wieku oglądałem dużo filmów na kasetach, a po 2000 roku oglądałem już tylko kupne na płytach (siłą rzeczy znacznie mniej) - zanim pojawił się Netflix. I stąd ta dziura kilkunastoletnia właściwie.

poniedziałek, 16 sierpnia 2021

1200.Posuwanie

 Coroczne posuwanie w diskotubce, Poprzednie znosiłem jakoś dużo lepiej. Chyba tzw. całokształt kształtuje to teraźniejsze odczucie. Info o rezultatach będzie wyjątkowo późno, akurat w środku przygotowań do nowego roku szkolnego. Cóż za wyborny wybór momentu.

Nie jestem pewien czy lektura filmowa ostatnich dwóch tygodni była w tych okolicznościach rozsądnie dobrana. "Good doctor" z Freddiem Highmorem. Koncepcja lekarza z autyzmem jakoś wydaje mi się naciągana. Przypomniał mi się od razu "Doogie Howser - lekarz medycyny" - brama do popularności Neila Patricka Harrisa. Nie umiem wystarczająco niedwuznacznie zdefiniować swych odczuć na temat takich filmów, ale coś mi w tak fundamentowanych fabułach przeszkadza.

No i właściwie to urlop w tym roku trwał mi niecały tydzień. Urlop rozumiany nie jako (tylko) czas, kiedy się nie pracuje, ale jako czas, kiedy choć trochę człowiek uwolni się od stresów i ze zdumieniem odkrywa, że nic go nie boli i może normalnie oddychać i zrobić coś, co mu kiedyś sprawiało przyjemność. Za krótko niestety to było, żeby skończyć Pantherę.

środa, 28 lipca 2021

1199.Otrucie

Wczoraj zjadłem ostatniego lodka z pudełka (sześć ich w nim było), co je Nestle z rynku wycofuje z powodu szkodliwej substancji. Mogli napisać o tym wcześniej, a nie czekać aż skończę. Teraz umrę, gdyż albowiem otrutym został. Byłoby miło, jak nie w męczarniach. 

Aberfeldy incognito

na tytuły miejsca nie ma


Plus dodatkowy byłby taki, że nie słyszałbym już relacji na poły zbulwersowanej, na poły zgorszonej Mamy na temat nowych występów Dziedzicowej. Być może kiedyś rozlegnie się dialog w rodzaju:

-Tato! Tato! Patrz! To latający spodek?!

-Nieee synku... To mamusi dekiel - znowu jej wysadziło.


sobota, 24 lipca 2021

1198.Symulator

 Nadgruntownik Czarnek - niech żyje!

Na pohybel polococtowcom!


Pierwszy tydzień urlopu bez bytności w szkole właśnie się kończy. Nie mam za grosz poczucia odpoczynku, czuję się raczej jak w krótkiej, niespodziewanej i niewiadomonaco przerwie w pracy. Nie znaczy to, że za pracą tęsknię i chciałbym już do niej wrócić. Plecy i od nich głowa - jak zwykle, co tydzień, dzień-dwa (-trzy), z nocami włącznie. 

Próbuję coś tam dłubać przy zaczętej lata temu "Pantherze", ale wciąż to samo uczucie, że coś w tym hobby mi już umarło. Zakupy już nie rajcują - nie mogę bardziej zagracać mieszkania, to już byłoby przekroczenie granicy za którą już całkiem blisko do sąsiadów wzywających telewizję. Symulator miasta jakiś czas temu przestał działać prawidłowo (nie widać żadnych budowli, rzek i wzgórz, co przekreśla sens gry). Cóż bym zrobił bez pasjansa...

Od kilku tygodni niezbyt uważnie odświeżam sobie "Teen Wolfa". Zadziwia mnie jak wiele z fabuły pozapominałem. Zauważyłem ciekawostkę - dziadzio Gerard przecina biednego wilkołaka schwytanego w lesie Andurilem - oprawa identyczna, choć maskowana owijką. 

Do snu zacząłem cykl "Zwiadowcy" Johna Flanagana. Cóż, czuć że to powieść dla (młodej) młodzieży... Nie za skomplikowana taka. Pozostawia niejaki niedosyt podobny do tego, kiedy otwieramy paczkę z czymś i nagle zauważamy: "O! To już wszystko? Nic więcej nie ma w pudełku?". 

Hmmm, właściwie to ostatnie to pasuje jako komentarz*) do tego bezsensownego życia.

_______________________________

*)  a może motto?

środa, 7 lipca 2021

1197.Nic

Nie wiem jaki będzie dalszy los tego bloga. Na ten (trwający już od dłuższego czasu) moment nie znajduję sensu w jego kontynuowaniu - mam poczucie że nic mi nie daje ta pisanina. Kolejne światełka gasną, a żadne nowe już od dawna się nie zapala. 

poniedziałek, 7 czerwca 2021

1196.Przesypywanie się

Plany naiwne, żeby w ciągu czterech dni wolnego prace posprawdzać i do szkoły wrócić po długim bożocielnym weekendzie z grubym plikiem kapiącej satysfakcji, poszły się tentegować. Z sześciu klas, sprawdziłem dwie. Gdybym był kobietą, to chyba bym nosił imię Prokrastynacja. I żebym chociaż jeszcze coś pożytecznego zrobił; przynajmniej - pożyteczniejszego niż upranie pledu.

* * *

Patrzymy na wydłużoną w porównaniu z poprzednim dniem listę zastępstw.

M. - I jak się czujemy?

Ja - Nie wypada szczerze tak przy ludziach.

M. - To psychiczne wsparcie po powrocie ze zdalnego, o którym było szkolenie, to nauczyciele powinni dostać, a nie tylko uczniowie.

* * *

Mama o Dziedzicowej: - Ona tak strasznie dużo traci przy bliższym poznaniu...

* * *

Mama: - A jak tam Jasio? Żeni się?

Dziedzic: - Babciu, a komu dziś potrzebny ślub?

Mama: - No, przecież ty się ożeniłeś.

Dziedzic: - Jak kto głupi...

* * *

Czas zapieprza, choć nikt go nie goni,

Wkrótce w urnę przesypiesz się własną.

Z ulgą chwilę nadeszłą powitasz,

gdy ostatnie światła pogasną. 

czwartek, 20 maja 2021

1195.Karbowi i pelargonie

Balkon zapelargoniowany. Kilka krzaczków miało podejrzanie wyglądające wykwity na niektórych liściach co skłoniło do nabycia (mam nadzieję odpowiedniego) środka, żeby autorów tych wykwitów wysłać do krainy wiecznych podziałów (komórkowych). Mam nadzieję, że franca zwalczoną będzie skutecznie i nie wykończy mi wszystkich kwiatków.

Zacząłem pelargonizację rodziców. Niestety musiałem też przytaszczyć ziemię (w sumie ponad 2 km dźwigania plecaka), bo Dziedzicowi coś się uszkodziło i go boli i przywieźć autem nie może (poza tym, to nim jeździ). Kwiatki będę jeszcze donosił dwa razy, bo na raz tylu sadzonek nie wezmę; dziś były tylko pierwsze krzaczki.

Co to za pogoda?! To ma być druga połowa maja? Taki chłód?! Przedświtem u mnie grzeją.

Pierwsze lekcje stacjonarne w ramach hybrydy. Pierwszaki zaczynają szkołę po raz drugi - biegają w poszukiwaniu właściwej sali. Trudno im się dziwić, przecież byli tu raptem miesiąc w zeszłym roku. Umiejętnościami są w klasie siódmej; niektórzy sądzą, że w szóstej.

Matura na gościnnych występach. Pan przewodniczący zespołu nadzorującego ze swoją gestykulacją nie wyglądał jak nasz, tylko jak czech. Jak czech naszych razem wziętych.😏

Pomysły rządzących na rewolucję w uczeniu historii... WTF?! Tyle można by na razie napisać. Wyzwania świata, potrzeby rozwojowe Polski i decyzje rządzących... Nie mogę się zdecydować, czy rządzą nami mentalni wyzwoleńcy czy mentalni karbowi; ich horyzonty myślowe wyznaczają zasięg naszego rozwoju społeczno-gospodarczego.


niedziela, 9 maja 2021

1194.Na drugą nóżkę

No i (dzieci) po majówce. Do roboty. Ja w niej siedzę wszak już od wtorku, więc koniec tego dobrego smarkacze! Zapowiada się niezłe zamieszanie na resztę maja: w tym tygodniu starym planem w towarzystwie matur, w przyszłym tygodniu przechodzimy na hybrydowe nadal z maturami, w zaprzyszłym tygodniu hybrydowe bez matur, a potem wracamy wszyscy do ławek. I czwarta fala...😈

Druga dawka Astry - jakbym się wody napił. Mineralnej, nie ognistej. Troszkę może pobolała ręka w miejscu kłucia, ale tylko troszeczkę, i to wszystko. Poza tym nadal gównianie radzę sobie ze stresami.

Lektura artykułu w gazecie obdarła mię z resztków złudzeń (to były już bardzo nędzne resztki), że może nie jestem zakupoholikiem. No, niestety, kurwa mać, jestem. Jakąś wadę w końcu muszę mieć...😟

Słucham sobie "Porucznika Czartogromskiego" Jeremiego Przybory w znakomitym (uważam, że z dostępnych najlepszym) wykonaniu Renaty Kossobudzkiej. Żadne przecież odkrycie, ale wciąż ten odruch sięgnięcia po kapelusz przed takim talentem do budowy fraz.🙏🏆

Rozwód Gatesów to żadna sensacja. To że Pszczółka Maja wrócił na forum - to jest sensacja! 


poniedziałek, 3 maja 2021

1193.Turbokury

Porucznik Czartogromski na swoim blogu mnie zainspirował do podzielenia się refleksją historyczną.


Dziś ludzi dziwi, że kiedyś kury mogły nie tylko dziobać ziarno, bądź pędraka do krainy wiecznego pełzania wysłać, lecz i na grubszą, ssaczą zwierzynę się zasadzać, bo te kury myśliwskie to dawno już zanikły. Oneż wywodziły się z jeszcze wcześniejszych kur bojowych - pospolitych w Polsce dawnej, husarskimi zwanych. Nazwa tych ostatnich do nas z czeszczyzny przyszła, gdzie hus gęś znaczy i nawiązywała do słynnych gęsi kapitolińskich, które Rzym przed zdobyciem ocaliły. Tuzin jajek tych kapitolińskich gęsi do nas trafił najpewniej w ramach wykupu rzymskich jeńców po klęsce zadanej legionom w Bramie Morawskiej przez armię polańską. Duch bojowy i waleczność tak sprowadzonych gęsi bliski naszemu znalezionym został, ale i naszemu ptactwu niektóremu zaimponował, szczególnie kurom, które wigoru i zadziorności podpatrując nabrały. Stąd je przodkowie nasi husarskimi zaczęli nazywać, a śladem tego uznania jest nazwa naszej słynnej jazdy i jej skrzydła. 

Niewielu wie, gdyż pamięć o tym umyślnie zacierano, że pierwotnym naszym godłem była właśnie gęś kapitolińsko-nadwiślańska, dla cnót bojowych na sztandar wyniesiona. Dopiero wiele stuleci później, kiedy na nasze ziemie napłynęli obcy, lekkomyślnie przez naszych dobrodusznych przodków przygarniani, szczególnież Żydzi i Niemcy, w ramach szerokiej akcji podkopywania naszych narodowych sił witalnych gęsi owe nam wytruli i wyjedli, aż ze szczętem szlachetną rasę ptactwa unicestwili. Na szyderstwo z tamtych rozpowszechnili za to gęsi pospolite, głupie i bezmyślne. Z czasem ludzie tak pozapominali dawne nasze gęsi, że dali się przekonać, iż w godle nie gęś powinna być, ale coś - jak wmawiano - godniejszego i orła zaczęto wymalowywać. Ażeby w ludziach wątpliwości nie wzbudzić - orła owegoż na biało malowali, choć przecież wiadomo, że w naturze orły brązowe są. Dlatego ludzie światli, historią fałszywą nie otumanieni, nigdy gęsiny ani kurzyny do ust nie wezmą, bo to jakby towarzysza broni modo canibali zjadać. Dlatego to schabowy ze świni pospolitej prawdziwie polskim tradycyjnym jest posiłkiem.


niedziela, 2 maja 2021

1192.3D

 I pyk! Klasy trzecie sobie poszły. A przecież ledwie co przyszły. Z mozołem tłukę oceny, żeby wyglądało, że pracuję. Tłukę, tłukę, a i tak mam jakieś 2/3 tej ilości, co miałbym w normalnych warunkach o tej porze roku. Z podziwem i może nawet jakąś zazdrością patrzę na tych, którzy nasprawdzali prac, że ho-ho!

Głupia pogoda - to ciepło, to zimno, to słonecznie, to deszczowo... Zwariować można. Wychodzę troszkę częściej niż zimą, ale i tak za mało. Praktycznie pół tygodnia ciągiem nie ruszam się z domu. Chore.

Po raz pierwszy od kilkunastu lat ogarniam nową grę. W odróżnieniu od wszystkich dotychczasowych nie z płyty, tylko ze strony Microsoftu. Miasto sobie buduję. Fajna zabawa, lecz trochę irytują rosnące ceny gruntu koniecznego do rozszerzania miasta - bardzo spowalniają grę.

Kupiłem sobie pierwszą figurkę wydrukowaną (a nie odlaną jak wszystkie dotychczasowe). Szok, jaka jakość! Nie spodziewałem się aż tak dobrej. Głupie Games Workshop dawno temu zarzuciło Bretonnię (armię królestwa Bretonnii z gry Warhammer Fantasy Battle), a tu rzutcy ludzie wyczuli niszę i można sobie zbudować piękną armię Bretki na samych figurkach 3D. To samo z krasnoludami Chaosu. Cudo.

Każda wizyta u rodziców to utyskiwania Mamy na Dziedzicową, która tam ustawicznie przesiaduje. Ostatnie rewelacje powinny zaniepokoić, bo to, jak to się mówi "nie jest normalne". Tylko nie bardzo jest z kim mówić.


niedziela, 11 kwietnia 2021

1191.Brnięcie

Jak woda z dziurawego kranu tak pomalusieńku kapią mi sprawdzane prace. Zazdroszczę innym jak im to szybko idzie. Plecy i głowa... jak zwykle tylko częściej. Dziś mnie zwlekły z łóżka już po nędznych pięciu godzinach snu. Brakuje mi ocen (nie przysyłają prac), a klasyfikacja za moment. Koszmar.

Pogoda wkurzająca tymi przeskokami miedzy ciepłem i chłodem. Dziś zrobiłem sobie energiczny spacer po Powiślu i trochę byłem sfrustrowany kontrastem między ciepłem w słońcu a silnym chłodzącym wiatrem - taka kombinacja fatalnie działa na moje zatoki. Mnóstwo rowerzystów i barowiczów.

Zbyt często nie wychodzę z domu. Jak poszedłem w niedzielę wielkanocną do rodziców, to potem dopiero wyszedłem w piątek; jakoś tak samo tak głupio wychodzi. O dziwo, Wicedziedzic nie rozryczał się na mój widok, tylko skrzywił z obrzydzeniem - to pierwszy raz w życiu kiedy nie wszedł w tryb jerychoński.

Przeczytałem "Upadek Gondolinu" J.R.R. Tolkiena. Zanudził mnie. Najwyraźniej nie jestem fanem, który ekscytuje się czytając kolejne wersje fragmentu dzieła. Wcześniej - po raz pierwszy - przerwałem po kilkunastu stronach lekturę przygód Gotreka i Felixa; jakoś opowieść o "Królowej węży" mnie zupełnie nie zainteresowała. Teraz do poduszki poczytuję opowiadania Neila Gaimana "Dym i lustra".

Modele nie tknięte.

Ktoś mi znowu wyjadł całą torbę śliwek w czekoladzie.


piątek, 2 kwietnia 2021

1190.Krążenie na niczym

Dobrze, że wreszcie choć na chwilę się ociepliło i słońce wszystko zalewa. Nie chce mi się wierzyć, że już jedna trzecia roku minęła. Wydaje się, że dopiero co patrzyłem z przygnębieniem w kalendarz w połowie stycznia widząc ile tygodni do przerwy świątecznej. Całe życie mi tak na niczym zlatuje.

Te onlajny z domu fatalnie odbijają mi się na krążeniu. Spuchnięte łydki, spuchnięte kostki - coś takiego kojarzyło mi się ze starymi ludźmi prawie nad grobem. A tu... paczpan. W poniedziałek po całym dniu siedzenia przy kompie i pracach, kiedy wreszcie skończyłem w pół do ósmej, to wprost wyleciałem na spacer, czując jakiś potężny wewnętrzny przymus wyjścia i maszerowania bez konkretnego celu, po prostu przed siebie. Wczoraj świtem do Biedrony, potem do jednego sklepu, drugiego, do rodziców. Ruszać się! Ruszać! Aż mnie po powrocie zmogło i musiałem się zdrzemnąć - chyba organizm domagał się rekompensaty za niecałe sześć godzin snu w nocy. 

Dziś wyszedłem na długi spacer pod pretekstem zakupu różnych drobiazgów. Pierwszy raz zobaczyłem czynną nową Warszawę Główną; aż nadto dobrze pamiętam tę stację przed likwidacją, żeby nie westchnąć smutno nad naszym polskim burdelem gospodarczym. Widoki zbudziły stary sentyment do kolei. Przemknęła stara i dawno wyblakła już myśl, jak fajnie byłoby zrobić sobie makietę kolejową. A jak jeszcze fajniej byłoby mieć gdzie ją zbudować. Cóż, to właściwie był duch myśli, nieodwracalnie już umarłej. Swoją drogą to ciekawe, czy jest gdzieś w Polsce jeszcze takie miasto, w którym nazwę "Główna" nosi stacja marginalna.

Pierwszy raz od może nawet dwóch lat przeszedłem się Grzybowską od Towarowej do Żelaznej. Niesamowite, jak tam się pozmieniało! Ileż nowych budynków postawiono i stawia się! Stare kamienice wyglądają już na wysiedlone. Pewnie pójdą pod kilof, jak kiedyś wszystkie pozostałe.

Żale i utyskiwania Schwester, że nie daje rady na stare lata zajmować się wnukiem. Do tego smęty związane z budową (Dziedzic spełnia swe ziemiańskie marzenia i chałupę za miastem stawia). Muszę się pilnować, żeby mi się coś nie wypsło, bo obawiam się, że przestaliby się do mnie odzywać. 


sobota, 27 marca 2021

1189.Bez rąk, bez nóg

Tygodnie przelatują w mgnieniu oka. Nie wiem kiedy. Stres mnie wykańcza.  Zbliżający się koniec klas trzecich działa na mnie fatalnie. Spina i boli już co tydzień, po parę dni. Podobnie reaguję na rodzinne spotkania, które niestety akurat przypadają (raptem dwa, ale to wystarczy). W zapamiętanych strzępach snów nieustannie już przewija się tematyka pracy. Dziś na przykład pani wizytator troskała się, że za mało zajmuję się swoją klasą. Próby odwrócenia uwagi przy warsztacie przypominają spacer człowieka bez rąk i nóg. I bez tragarza. Wspaniałe rozluźnienie i odprężenie. 

Na Netflixie (jak zwykle po kawałku)  obejrzałem "Siódmego syna" i ponownie (poprzednio w kinie) "Miasto '44". Świetne na poprawę nastroju - optymizm wprost bije z ekranu. Nie mogę sobie przypomnieć co obejrzałem wcześniej. 

Rzuciłem okiem na nowy informator maturalny dla szkoły ponadpodstawowej, tzn. informację jak będzie wyglądała matura z historii od 2023 roku. Nie wiem co oni biorą, ale to musi być mega towar... Wyrwali w kosmos tak, że Elon Musk powinien się do ich dilera zgłosić i do napędu swoich rakiet to pakować - latałyby lepiej niż Sokół Millenium.

niedziela, 7 marca 2021

1188.Jad

Zdumiewające jak ten czas mknie, już jedna szósta roku przeminęła. Wydaje się jakby dopiero co człowiek się zastanawiał jak miną lokdałnowe święta, a tu już taki kawał następnego roku stopniał. Szczepionkę zniosłem objawowo. Szczerze nie przypominam sobie, kiedy (przy prawdziwej infekcji) czułem się tak źle. Zaczęło się 10 godzin po szczepieniu, zaczęło ustępować po 24 godzinach. Noc nieprzespana. Najpierw dreszcze, potem z potwornego bólu głowy i mięśni obręczy barkowej nie byłem w stanie nawet siedzieć. Pomagała świadomość, że to przemijalne objawy chorobopodobne, które szybko przecież ustąpią, a nie prawdziwa choroba, która może trzymać całymi dniami. Fatalne było to, że następnego dnia po szczepieniu miałem normalne lekcje i musiałem robotę wykonać, a przy kompie byłem w stanie wytrzymać dwie, może trzy minuty - koszmar. Gdyby nie to, to można by machnąć na te objawy ręką i po prostu przeczekać je na łożu boleści.

Koleżanka, gorliwie nabożna i ultra prawicowa, zniosła szczepienie tak źle, że stwierdziła, że jej wstrzyknęli "jad premiera M.".

Sprawdzanie prac idzie mi koszmarnie.

Wicedziedzic konsekwentnie ryczy na sam mój widok. Nieprzyjemne to i bardzo przykre.

Coraz trudniej się żyje. 

niedziela, 7 lutego 2021

1187.Stolarzem

No, mrozy jak za dawnych "dobrych" czasów. Ja tam za nimi nie tęskniłem. Moje zatoki wolą temperatury wyższe od ujemnych, zwłaszcza kiedy muszę dużo i długo mówić w pustej i niezbyt przegrzanej sali, tuż przy kaloryferze i nieszczelnym oknie.

W ramach drobnych modyfikacji przepisu na chleb, zrobiłem tym razem z mąki czysto pszennej, bez żytniej, ale z dwóch grubości: 2/3 typu 650 i 1/3 typu 1850. Całkiem niezły, zauważalnie inny w smaku, wyraźnie inny w konsystencji - bardziej miękki, lecz i (na drugi dzień) cokolwiek gumowaty.

W ramach odrywania myśli od pracy obejrzałem parę filmików na Jutubce obrazujących krok po kroku budowę mebli. Podobało się, podobało, aż... nagle smutno się zrobiło, kiedy przebiły się stare już marzenia o posiadaniu warsztatu z prawdziwego zdarzenia - stolarskiego i metalowego. Nie sądzę żebym wyżył z tego (bo po latach znajomości nie posądzam się o najmniejsze predyspozycje przedsiębiorcy), ale stolarzem byłbym niezłym - nic z tego co widziałem nie wydało mi się trudnym do wykonania, inaczej mówiąc: miałem poczucie, że widzę co i jak trzeba zrobić i dałbym radę. Nie tak jak to bywa w modelarstwie, kiedy widzę model, widzę tutorial, widzę efekty i myślę sobie: "Kurde! Ni cholery nie widzę, jak by mi to miało tak wyjść! Normalnie magia! Może po latach ćwiczeń..." No i jednak stolarka (przypuszczam, że podobnie jak inne rzemiosła, ale jej akurat praktycznie wypróbowałem), ma tę potężną zaletę nad belferką, że WIDAĆ KONKRETNY EFEKT PRACY. W pewnym sensie lekcje online są jakby spigułkowanym obrazem całej profesji belfra: gadam do monitora z kafelkami z inicjałami uczniów i wyobrażam sobie, że tam ktoś jest, że coś wynosi z mojej działalności, że korzysta, ale to wszystko może rozgrywać się tylko w mojej głowie. A przyrosty wiedzy i umiejętności moich uczniów to ja sobie mogę mierzyć tak, żeby mi piękne wychodziły. Jak sobie skalę na miarce ustawię, takie i wyjdą. I sukces edukacyjny. Że ło-ho-ho! Papier cierpliwy - wszystko zniesie. A jak szafka krzywa, to od razu widać.


niedziela, 31 stycznia 2021

1186.Dziad

Ciężki tydzień. Klasyfikacja śródroczna. Zebranie. Atak stresu I klasy, co charakterystyczne i typowe - przed wymienionymi atrakcjami, a nie po nich. Jakby mi się kilka lat temu zaczęła zatykać na amen ta rurka, co nią nadmiar stresu uchodzi. Nie polecam.

Niektórzy rodzice kręcą nosem, że na lekcjach tylko ja mówię. Szkoda, że tę pretensję adresują tylko pod moim adresem i za plecami, a nie przyjmują do wiadomości, że to efekt nieodzywania się ich dzieci, które nie odpowiadają na zadawane przez mnie pytania w odniesieniu do stawianych na lekcji problemów. Gadał dziad do obrazu, obraz ani razu i oburzenie co z tym dziadem nie tak, że tylko on gada!

Staram się wygospodarować chwilę i chęć do klapnięcia przy warsztacie i przyklejenia choć paru części. Może uzbiera się tego kwadrans lub dwa na tydzień; lepszy tydzień. Kiepsko.

Do poduszki wyciągnąłem przerwane chyba z rok, lub dwa lata temu "Dzieje głupoty w Polsce" Bocheńskiego. Niektóre zdania muszę czytać dwa lub trzy razy, żeby przez specyficzny styl autora się przebić. Wartościowa lektura, lecz obawiam się, że jakbym uczniom polecił, to by nie dali rady przebrnąć przez ten język.

Na tęczowym forum przeczytałem kłótnię o kryteriach estetycznych w procesie nawiązywania relacji międzyludzkich. O rany... Jak by jednak nie patrzeć, to ładnym łatwiej.


poniedziałek, 25 stycznia 2021

1185.Odbijanie i Dublińczycy

Podwójne ferie fatalnie wpłynęły na dzieciaki. Jak nie te same. Jak dzień do nocy. Tam gdzie do Świąt można było to i owo przepracować, teraz jakbyśmy się od ściany odbijali.

Niektórym koleżankom odbiło i produkują oceny w ilościach obłędnych. Patrzę na to z niedowierzaniem, bo trafiło nawet te, które te prace faktycznie sprawdzały. Jaki jest sens tłuc tyle ocen, kiedy jasne jest że na zdalnym to te oceny (czyli INFORMACJE!) są gówno warte?

Zainspirowany jakiś czas temu wpisem Rysiej Mamy sprawiłem sobie "Dublińczyków" Joyce'a. Uznałem, że warto troszkę podłatać dziury w wykształceniu ogólnym, skoro nie jestem pewien czy Joyce'a cokolwiek kiedyś przeczytałem. Do tego zmęczył mnie bardzo cykl "Dzikie karty" (tomów sześć, a reszta cześć!) i uznałem, że opowiadania mogą być dobrą zmianą (choć opowiadania czytam bardzo rzadko, preferując dłuższe formy). No i sobie poczytuję po troszku "Dublińczyków" do poduszki. Fajne.


sobota, 23 stycznia 2021

1184.Przeklęci

Jak wspaniale móc wrócić do pracy! Jak wspaniale móc odetchnąć pełną piersią szczęśliwego człowieka przepełnionego radością na drugą połowę (no dobra... trzecią tercję...) życia! Ach! Nie wiecie. Może się kiedyś dowiecie. Ja też. W następnym, nie daj Boże, wcieleniu.

Po pracy plecy, szyja, głowa... szkoda gadać. Niezbyt fajne, kiedy dla podniesienia z podłogi wolę kucnąć niż się pochylić. Dostatecznie długi i nieprzerwany sen znów staje się bardziej pewną ideą, niż rzeczywistością.

Patrzę na ten dramatyczny żenujący burdel ze szczepieniami i mi gorzej. Naprawdę, chyba jesteśmy narodem przez Boga przeklętym bądź porzuconym. Dlaczego nie można było przyjąć najprostszego i przez to najbezpieczniejszego rozwiązania: każdy się szczepi u swojego lekarza POZ, a (tylko) dla tych którzy z jakichś powodów nie mogą się tak zaszczepić uruchamia się punkty dodatkowe, grupy zawodowe szczepią się w swoich miejscach pracy, do których dojeżdżają zespoły ruchome. Dlaczego ustawicznie sprawiamy wrażenie, że do ośrodków decyzyjnych skrupulatnie wysuwamy co głupszych i co bardziej nikczemnych spośród siebie?!

O szczepieniach belferstwa - nikt nic nie wie, do dyrekcji nie dotarły ŻADNE informacje jak to ma być zorganizowane choćby na najogólniejszym poziomie. 

Przez większość życia nie mogłem pojąć, jak nasze społeczeństwo mogło tak lekko przyjąć rozbiory i pogodzić się z zaborami. Od kilku lat zaczynam rozumieć to coraz lepiej - najróżniejsze postawy.

Patrzę ze smutkiem na rosnący stos wspaniałych (postęp techniczny że ho-ho!) modeli i myślę jak to się smutno porobiło, że nie mam siły by się za nie wziąć. IS-3 zrobiony w ferie wskazuje, że sprawność jeszcze nie zanikła, że potrafię nowe techniki opanowywać. Tylko sił psychicznych do zajęcia miejsca przy warsztacie wraz z powrotem do pracy braknie.  To jak jakieś szyderstwo. Jakby człowiek w końcu po latach się dorobił pięknej pary butów, tylko że w międzyczasie obcięli mu nogi i nigdy już tych butów nie założy. Frustrująca praca, kończące się życie z poczuciem straty i pustki...  Jakbym też był przeklęty.


niedziela, 17 stycznia 2021

1183.Lampki i przecieki

Witaj pracy! Coś słabo świeci ten kaganek oświaty... trzeba lampkę dostawić, albo i dwie. Lampkę wina. Może trzy. 

Aby do Świąt! 

I końca kwietnia - bo wtedy godzin klas trzecich ubędzie i zawszeć to odrobinę lżej. 

A potem - aby do wakacji! 

A potem... da capo al fine... usque ad finem... ad mortem defecatam...

Do kwietnia...? To nie lampki będą potrzebne, ale skrzynki. Niedobrze jak więcej sensu widzę w nastawieniu kolejnego prania niż w swojej pracy w takich warunkach.

Lektura artykułu naukowego o zwalczaniu nieprawomyślnych wystąpień w moim ogólniaku w dobie stanu wojennego wzbudziła wspomnienia i dziwne myśli. Opisywane wydarzenia mające miejsce krótko przed moim przyjściem, nieznane poczynania postaci, które pamiętam jako elementy zapełniające fragmenty mojej przeszłości, dość zaskakująco oddziałały na emocje i wyobraźnię. Jakby tamta - wydawałoby się dawno pogrzebana - przeszłość nagle ożyła. Zacząłem rozmyślać, jakby to było, gdybym mógł jeszcze raz znaleźć się w tamtych czasach, ale z dzisiejszą wiedzą; raczej kimś innym (fajniejszym). Nader stąd blisko do spostrzeżenia, że to jak chęć przeżycia życia jeszcze raz, lepiej. Takie rzeczy to tylko w grach, po restarcie. Dość szybko doszedłem do wniosku, że właściwie jedyne co mogłoby być w tym interesującego, to jeszcze raz zobaczyć (i tym razem świadomie obfocić) tamtą Warszawę i Polskę, tamtą - z ostatnich lat Peerelu. Bo poza tym, to jeszcze raz przeżywać tamte szkolne lata - nigdy w życiu!

A swoją drogą ta potęga internetu i dostępu do informacji! W ogólniaku poważnym problemem było zdobycie książek, z których można się było przygotowywać do matury. Ksero to było urządzenie pod ścisłą i czujną kontrolą władz. A dziś mogę się zastanawiać, czy wicedyrektor mojego ogólniaka i ubek, którego przebieg służby i dane osobowe opublikowano na stronie IPN to ta sama osoba... Pozmieniało się...

piątek, 15 stycznia 2021

1182.Portal wyjściowy zablokowany

Cóż za niespodzianka - zima ze śniegiem przyszła. Zaraz za nią powrót do pracy idzie. Czuję to już od paru dni w plecach i w nocy. Powinienem się zalogować do dziennika i poustawiać lekcje zdalne na przyszły tydzień, ale aż mnie wstrząsa na samą myśl. 

Wygląda na to, że nie skończę w trakcie urlopu drugiego modelu - zabrakło mi elementów do waloryzacji  Hetzerka i dojdą najprędzej w końcu przyszłego tygodnia; tyle, że wtedy to już będzie wysokie prawdopodobieństwo, że zakręcony pracą nie będę w stanie siąść do warsztatu. I kupa, dołączy być może do Wielkiego Legionu Nieskończonych Projektów. A szkoda...

Moja mama z zapałem wzięła się za zapisy na szczepienie i gładko uzyskała dziś w swojej przychodni terminy na koniec stycznia i połowę lutego. Oczywiście zapisy via telefon. Otwarta kwestia czy uda się namówić na pójście ojca, który zdaje się ma tu jeden ze swoich napadów typowego dlań myślenia.

Od jakiegoś czasu nie udaje mi się tuningować rzeczywistości marzeniami. Nie potrafię wchodzić w ten tryb, co kiedyś przychodziło mi przecież z nadzwyczajną łatwością. I gównianie jest.


wtorek, 5 stycznia 2021

1181.Wskrzeszanie trupa/bloga

Paskudna pogoda. Czuję się fizycznie jakoś niewyraźnie. Skończyłem IS-a  - pierwszy model w 1:35 po kilkuletniej przerwie, nowymi technikami i... powinienem się ucieszyć i poczuć dowartościowanym, ale jakoś nie czuję. Zacząłem następny model, ale... I tak dominuje poczucie, że to tylko błahostki, wypełniacze czasu. Bez znaczenia. W gruncie rzeczy ten blog też nie ma już sensu.

Fotki IS-a pojawią się może jutro (albo... pojutrze...?) na moim "maziatym blogu" , który dziś wskrzesiłem fotką modelu sprzed lat - włoskiego Fiata 508.


piątek, 1 stycznia 2021

1180.Szczęśliwego Nowego Roku

 Wszystkim P.T. Czytelnikom

życzę

aby 2021 rok 

był nie gorszy od swojego poprzednika.

Niech się Wam wszystko pomyślnie układa!