Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

środa, 30 kwietnia 2014

317.Producenci

Rozmowa z mamusią przyszłości narodu. Belfer tłumaczy się czemu oceny jej pociechy są takie chudzieńkie i niekorespondujące z oczekiwaniami.
     "Tę jedynkę dostał bo na sprawdzianie ściągał ze smartfona, a tę..."
     "Jaś nie ma smartfona!"
Nauczyciel podaje cechy charakterystyczne.
     "Hmm... No ma."

* * *

Jaś wyparował. Wychowawca pisze do ojca sms:
     "Janek był na pierwszych 3 lekcjach, potem zniknął."
Po chwili dostaje sms od papy:
      "DLACZEGO  SIĘ  ZERWAŁEŚ??!!!"

* * *

Przyszłość narodu zainteresowała się oceną zachowania. Jaś dopytuje się:
     "A ta praca na rzecz środowiska, to może być opieka nad zwierzętami?"
     "Jakimi zwierzętami?"
     "Bo ja się siostrą opiekuję. Taka [tu unosi rękę nad ławkę, demonstrując wielkość] małpa."
Ponury głos z boku:
     "A ja się użeram z hieną."
Aha, Zosia znowu widziała się z tatusiem.

* * *

niedziela, 27 kwietnia 2014

316.Groza wycieczki

Korespondują z tym mądre zalecenia po kolejnej kontroli, która nas nawiedziła. W wycieczce szkolnej jednymi z najważniejszych zadań jest np. zebranie wszystkich podpisów uczestników, że zostali poinformowani i zapoznani z regulaminem wycieczki. Regulamin winien być dopasowany do danej konkretnej wycieczki - nie może być po prostu "regulaminem wycieczek", lecz regulaminem "tej konkretnej".

Konieczne jest pisemne potwierdzenie, że uczestnicy wycieczki zostali zapoznani z planem, założeniami i programem wycieczki - winni potwierdzić to własnoręcznym podpisem. Ciężkim błędem jest niepojmowanie sprawy tak podstawowej i oczywistej, że kierownika wycieczki nie wolno liczyć jako opiekuna. Bo to dwie absolutnie różne osoby. A więc jeśli klasa idzie na wycieczkę z wychowawcą, to znaczy, że nie ma opiekuna, bo wychowawca jest kierownikiem wycieczki, a co za tym idzie podanie, że liczba opiekunów wycieczki wynosi 1 jest poświadczeniem nieprawdy.

Absolutnie niedopuszczalne jest dawanie uczniom na wycieczce jakiegokolwiek czasu wolnego. Bo to oznacza, że uczniowie są pozbawieni opieki. A więc nauczyciel ma obowiązek zajmować się uczniami przez cały dzień wycieczki - od rana do nocy, w taki sposób by mieć ich wszystkich pod swoją kontrolą - czyli w zasięgu wzroku i głosu. Oczywiście, odpowiada także za to co uczniowie robią w nocy. To że też potrzebuje snu, nie jest żadnym wytłumaczeniem, tylko wykrętem od niewłaściwej organizacji wycieczki.

W razie by się ktoś nie domyślił - mówimy o młodzieży licealnej. Jak ma wyglądać przygotowywanie ich do życia, skoro próbujemy roztoczyć nad nimi totalną kontrolę i opiekę? Upupiamy ich i tyle.

I teraz zagadka dla Was, drodzy Czytelnicy - ile razy Mr Aberfeldy musi upaść na głowę, żeby przy takich uregulowaniach pojechać z klasą na jakąkolwiek wycieczkę?

piątek, 25 kwietnia 2014

315. Znów odchodzących żegnam ślad

No i poszły moje diablęta weneckie w świat. Trzyletnia wspólna wędrówka przez życie dobiegła końca. Jestem zbyt zmęczony, żeby to do mnie już dotarło - że nigdy już  wszyscy nie spotkamy się, że nie będzie już żadnych wspólnych zajęć. Grupa społeczna o nazwie klasa prof. Aberfeldy'ego przestała istnieć - dziś przeszła do historii. 30 młodych ludzi poszło każdy w swoją stronę. Zostały mi po nich tylko blaknące wspomnienia i zdjęcia w pożegnalnym albumie, który mi ofiarowali.

Bardzo źle jest zorganizowane zakończenie roku klas trzecich - zamiast pożegnania, które powinno przebiegać w jakiejś miłej, spokojnej atmosferze, jako emocjonalne zamknięcie pewnego ważnego (przynajmniej na tym etapie) rozdziału w życiu człowieka, był pośpiech, biurokracja, nerwowość. Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że zostałem w sali sam - wszystkie zadania wykonane, wszyscy już poszli. Zamiast móc spokojnie porozmawiać na pożeganie ze swoimi wychowankami, musiałem skupić się na dystrybucji dokumentów i pilnowaniu zbierania pokwitowań - tylko to jest, okazuje się, ważne i liczące w naszej pracy. Jeden papier, drugi - tu pokwituj, trzeci i czwarty - pokwituj tu, i tutaj jeszcze, a tu masz to i to i tamto i sramto i pierdamto! Przerażająca jest dehumanizacja szkoły. Taśma produkcyjna zamiast wychowywania i kształtowania charakterów. Ludzie kierujący oświatą, o innych nie wspominając nie pojmują, że do wychowania drugiego człowieka przede wszystkim potrzeba: czasu, cierpliwości i czasu. Niczego z tego nie ma nauczyciel przytłoczony godzinami ponadwymiarowymi i innymi zadaniami. Zamiast wychowawcy mamy dozorcę. Bo taniej.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

314.Marnotrawny

I po świętach. Niedziela brzydka, poniedziałek ładny.

Kiedy szedłem wczoraj do rodziców na świąteczne śniadanie, przyszło mi na myśl czemu (między wieloma inymi) nie idę tam radośnie i w doskonałym nastroju. Bo można by to odczytać jako swoistą porażkę - przychodzi znów sam, nie założył rodziny, nie ma żony, nie wyprodukował nastepnego pokolenia, faceta zresztą też nie ma skoro już taki jest. Majątku nie zrobił, zarabia tyle, by koniec z końcem związać i nic więcej. Po takich szkołach jakimś cudem nie ustawił się na resztę życia.

Wyszedł z tego domu w świat przed laty i wciąż wraca taki sam, wciąż z pustymi rękami. I nie chodzi tu o jakieś artykułowane oczekiwania rodziców, jakieś aluzje czy coś w tym rodzaju, nie - ten temat nie istnieje. Świadomie jakoś nigdy o tym tak nie myślałem, ale w podświadomości najwyraźniej gdzieś mi to siedziało. Myślę, że tu chodzi nie tyle o to, że ich jakoś zawiodłem wyżej wymienionymi, ile że mi tego brakuje. Nie w sensie ściśle wyliczonym: że żona, że pieluchy itp. ale - własnej rodziny, mojej, z mojego starania i wyboru, a nie zastanej w momencie przyjścia na świat.

Zdaję sobie sprawę ze szkodliwości ustawiania sobie życia pod kątem oczekiwań innych, ale nie o to tutaj raczej chodzi. Poczucie winy wobec rodziców, że gdzieś tam jakoś ich pozawodziłem swoim życiem to mam już jakoś przepracowane - radziłem sobie jak mogłem, żyłem jak mi wychodziło, wybierałem jak potrafiłem z tym wyposażeniem psychicznym jakie miałem. Potężnie wdrukowana w dzieciństwie zasada, że głównym zadaniem dziecka jest to, by rodzice byli z niego zadowoleni, bardzo już zblakła i osłabła i dziś jest już tylko cieniem dawnej dyrektywy rządzącej. Ale właśnie... mówi się o cieniach przeszłości - to widać jeden z nich.

sobota, 19 kwietnia 2014

313.Ludzie "Zośki"

Przeglądałem zasoby NAC (Narodowe Archiwum Cyfrowe) i trafiłem na zdjęcie Arsenału, które skłoniło mnie do poczytania o Akcji pod Arsenałem, a od niej naszła mnie chęć sięgnięcia ponownie po wielką monografię batalionu "Zośka" Anny Borkiewicz-Celińskiej. Za każdym razem kiedy czytam tę książkę, podobnie "Parasol" Piotra Stachiewicza, mam takie same odczucia - smutek i żal po tych młodych ludziach, którzy mieli pecha żyć w tamtych okropnych czasach (rewolucji w Polsce 1939-56). Przygnębiające jest czytać, jak tylu młodych, wartościowych chłopaków poszło na rzeź w 1944 r.... Jakie to były okropne i niepowetowane straty naszego społeczeństwa!  Kolejny akt hekatomby naszych elit. 

A swoją drogą, to w obu ww. książkach jest mnóstwo zdjęć żołnierzy "Zośki" i "Parasola" i nie sposób oprzeć się konstatacji: mój Boże, ależ to była ciastkarnia! ^_^
Widać, że to były kadrowe baony z wyselekcjonowanym materiałem ludzkim; przeważnie ludzie, jak to się kiedyś mówiło - z inteligencją na twarzy wypisaną.

I tylu ich zginęło, tak niepotrzebnie, tak tradycyjnie:
"...poszli nasi w bój bez broni!"

czwartek, 17 kwietnia 2014

312.Sternik wie lepiej

Początek wolnego spędziłem w pracy. Papierkowa robota sama się nie zrobi. Miałem nadzieję, że uwinę się gdzieś do południa, ale choć ścigałem się z godziną zamknięcia sekretariatu, to przegrałem. Zeszło mi do czwartej. Po powrocie od domu siadłem do rozgryzania niuansów programu do pisania świadectw. Część zrobiłem, resztę muszę dokończyć przed środą. Na parapecie leżą rządkiem stosiki prac do sprawdzania. Oczywiście moje naiwne nadzieje, że dam radę sprawdzić je i oddać przed świętami okazały się... no, powiedzmy, że naiwne. Frustruje mnie wystawianie ocen zachowania - nasz system jest skomplikowany i sztywny, ale przynajmniej ma ambicje obejmować szersze spektrum poczynań ucznia niż tylko frekwencja. Niestety, kierownictwo naszej tratwy Meduzy w praktyce (i wbrew swoim gromkim deklaracjom) dostrzega głównie (by nie powiedzieć - niemal wyłącznie) nieobecności. No i z miejsca o-pe-er! Probowałem przybliżyć sytuację, objaśnić problem, oświecić... Syzyfowy wysiłek. Przyznaję się ze smutkiem do profesjonalnej porażki - niezdolnym wytłumaczyć. Od lat to się ciągnie.
Moje diablęta weneckie kończą szkołę w komplecie. Miło. Ale nawet nie mam czasu ani siły, żeby się nad tym zastanowić, o ucieszeniu nie wspominając. Któregoś dnia zauważę po prostu, że już ich nie ma i z niejakim zaskoczeniem skonstatuję, że nie ma ich już od dość dawna. Pokiwam głową w zamyśleniu i zajmę się bieżącymi zadaniami do załatwienia. Jak tyle już razy.

* * *
M.
Wiesz, myślę, że ty się strasznie angażujesz w swoją pracę. Ja się swoją tak bardzo nie przejmuję.

Mr. A.
Bo ja poza nią nic innego nie mam.

M.
beztrosko
Oh, ja mam  swoje randki, a też nic z nich nie mam.

piątek, 11 kwietnia 2014

311.Jak cudownie że już piątek!

Chwili nawet spokoju... 11 godzin bez kęsa w ustach (mój drugośniadanio-obiad zjadła przyszłość narodu). Wyszedłem z grubsza kojarząc kierunek powrotu do domu. Wciąż mnie krew zalewa kiedy sobie pomyślę, jak będzie wyglądał mój plan lekcji w maju i czerwcu.

W gruncie rzeczy nie mam nic. To co mam jest toksyczne. Jestem zbyt stary, zmęczony i zgorzkniały by to zmienić. To nie jest krzepiąca konstatacja.


czwartek, 10 kwietnia 2014

310.Światełko w tunelu, które okazało się dziurą w sławojce

Właśnie sobie wróciłem z pracy. Cóż to był  za uroczo przemiły dzionek, spędzony wśród miłych, życzliwych i pełnych szacunku dla bliźniego ludzi!
Jakież wzruszenie czlowieka ogarnia (a może przepełnia?), kiedy ktoś o tak bujnie rozwiniętych talentach menedżerskich podejmuje tak światłe, mądre i sprawiedliwe decyzje. Wzruszenie wprost mowę odejmuje. Aż zatyka. A w tej ciszy słychać jak coś strzela. Cóż to może być takiego?

Kurwica mnie, psiakrew, strzela! Moje nadzieje, że po odejściu klas trzecich ulży mi trochę, że będę mógł choć trochę mniej czasu spędzać w szkole niż te trzydzieściparę godzin, nadzieje, które były mi światełkiem w tunelu, właśnie poszły się [piiiiip].

Dobry Boże, jak ja bym chciał móc trzasnąć drzwiami i odejść stamtąd. 

środa, 9 kwietnia 2014

309.Rozpad i dupa w troki

Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem dzień takiego zapieprzu w pracy, co oznacza, że to najgorszy dzień od kilku lat. Biurokratyczna papierkowa robota. Napięcie, stres, bieg, wyścig z czasem, przerwy za krótkie, obrywanie lekcji (co mi się nigdy nie zdarza), ani chwili wytchnienia, choćby żeby coś zjeść, wypić cokolwiek ponad wodę z kranu.  Tłumaczenie że białe jest białe, a nie zielono-pomarańczowe na przykład.
Do tego znowu się czymś zatrułem i czuję się okropnie. 
A jutro ciąg dalszy.

* * *
A tu coś dla Matta, żeby się nie bał zasnąć...  


* * *
A teraz mamy czwartkowy ranek, więc zbieramy dupę w troki i dziarskim krokiem ruszamy w owocny marsz ku lepszej przyszłości!


niedziela, 6 kwietnia 2014

308.W obawie przed biedronką

Infekcja trochę zelżała, ale wciąż trzyma, czając się w oczekiwaniu na dogodny moment do ponownego ataku, by rozłożyć mnie na biedronkę (znaczy że ani rączką, ani nóżką). 

Codziennie odliczam dni, które zostały do odejścia klas trzecich. Ubędzie mi godzin i zmory, jakiej mi moje niesforne cholery przysparzają. Jest niedzielne południe, a mam przed sobą stos prac do sprawdzenia na jutro i pojutrze. Tyle wypoczynku (rano zrobiłem zakupy). 

Przez ten weekend nawet nie tknąłem pędzla, zresztą przez cały ubiegły tydzień także. 

Emuś chory, infekcję jakąś złapał, wpadł jednak z wizytą. Chyba go znienawidzę za jego przemianę materii - nie ćwiczy nic, 200 metrów podwozi się autobusem, 2 piętra windą zjeżdża, żywi się kebabami i pizzą, ciastko z kremem zagryza całą tabliczką czekolady i... chudnie! Psiakrew, chudnie! A mi się przez ostatnie lata przytyło parę kilo. :-( "Zabawne", że jak szukałem faceta, to bez żadnej diety i wyrzeczeń waga mi zjechała w dół, poniżej nawet poziomu z wojska. A jak przestałem, to się dźwignęła w górę - cóż, tak się kończy (?) zażeranie stresów. 

wtorek, 1 kwietnia 2014

307.Zakręceni

Zaszedłem do pedagożki pogadać o tym, że źle się dzieje w szkółce naszej i czy ma jakiś pomysł na przyczynę, że nam się cokolwiek klasy rozłażą. Trochęśmy sobie podywagowali, ale jedna z jej wypowiedzi szczególnie mnie poruszyła:

-Byłeś w naszym pokoju? Widziałeś ludzi - jak wyglądają? Wszyscy są zmęczeni, zakręceni i wyczerpani. Nie powinno więc dziwić, że uczniowie działają tak jak działają. Do jakiej inspiracji i jakiego uczenia jesteśmy w takim stanie zdolni? Jak patrzę ile niektórzy mają godzin, to nie wierzę, że tak się da pracować. Nie tyle czasu.

No niestety, ale dziewczyna ma rację. Wiem, że piewcy neoliberalizmu, oszczędności i produkcyjnej wydajności pienią się na 18-godzinne pensum, ale władze pruskie z kapelusza go nie wyciągnęły. Może i to byli półfeudalni dziewiętnastowieczni zacofańcy, ale rozumieli wagę jaką w nauczaniu musi odgrywać świeżość umysłu i kreatywność. O autorytecie nauczyciela nie wspominając. Tymczasem przy 27-30 godzinach dydaktycznych to już jest odwalanie chałtury, to już nie uczenie tylko "realizacja programu".

Tak à propos scenka szpitalna - autentyczna. Nauczycielka zbudziła się po (planowej) operacji z narkozy i pierwsze jej słowa do anestezjologa brzmiały:

-Panie doktorze, która godzina?! Bo ja muszę iść do pracy!

Uzupełnienie 3.04.2014.

Zbudziłem się dziś rano i zaraz zmartwiłem:
- Oj, jak późno! Nie zdążę zrobić sobie śniadania. Zaspałem i muszę lecieć!
Wylazłem z łóżka, lecz w trakcie przygotowań przedstartowych spojrzałem na zegarek - była 4.37...