Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

środa, 14 sierpnia 2013

210.Z Googlem zamiast lupy

Wyszukuję oferty mieszkań dla Emusia. Całkiem nieźle absorbujące zajęcie, w dodatku z wątkiem detektywistycznym - jak ze strzępów informacji, przy pomocy Googla ustalić w którym domu, lub przynajmniej na którym odcinku ulicy znajduje się oferowane mieszkanie. Kiedy mieszka się w tym mieście od dawna, to ma się dużo lepsze wyczucie lokalizacji niż osoba z zewnątrz, bywająca tu tylko okazjonalnie.

Wkrótce koniec urlopu i powrót znów do tego bałaganu i bezproduktywnej pracy.

16 komentarzy:

  1. nie strasz pracą, bo ja nie chcę wracać ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Przynajmniej macie do czego wracać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, każdego coś uwiera - jednego tu, innego tam. Możemy tylko zazdrościć i podziwiać ludzi, którzy potrafią czuć się szczęśliwymi.

      Usuń
    2. Potrafią się czuć?? Zatem nie są...

      Usuń
    3. Gdyby to był ktoś inny, to powiedziałbym, że to trochę czepianie się słów, ale w Twoim przypadku to, jak sądzę, raczej zawodowa ortodoksja ;-). "Są" czy "potrafią się czuć" - dla mnie to róznica lingwistyczna, ale tożsamość merytoryczna, gdyż uważam, że szczęście jest subiektywnym odczuciem osoby, a nie stanem obiektywnym. Jeśli ktoś czuje się szczęśliwy, to tym samym jest szczęśliwy.
      Pisząc "potrafią czuć się" chciałem raczej zasygnalizować umiejętność skoncentrowania się człowieka na wybranych aspektach rzeczywistości, które pozwala mu poczuć się szczęśłiwym, mimo że, z boku patrząc, w jego życiu jest wiele smutku i niepowodzeń. Uważam, że szczęście jest powiązane z gradowaniem doznań.

      Usuń
    4. A w czym ja się różnię od innych? Ortodoksja? Dla mnie "są" a "potrafią być" to odrębne pojęcia. Obiektywne szczęście nie istnieje.

      Usuń
    5. Lemurze Kochany, pewnie parę różnic by się znalazło, ale tutaj aluzjowałem tylko do Twojego wykształcenia. :-)
      Przyznam, że nie rozumiem. Pojęcia odrębne, ale w odniesieniu do tak subiektywnego pojęcia jak szczęście mają wartość tożsamą. Są szczęśliwi, bo czują się szczęśliwi.

      Usuń
    6. Mógłbym nadal polemizować. Tej ortodoksji nie wychwyciłem za pierwszym razem, moja wina, przyznaję się bez bicia. Ale żeby nie było, że się poddaję bez walki - "być szczęśliwym" a "czuć się szczęśliwym" to tak do końca nie to samo... Prawda, Kochany Aberfeldy?? :-)

      Usuń
    7. Cóż, ja tu tego niuansu nie wychwytuję - dla mnie to synonimy. Ale ja tam prosty człowiek jestem.

      Usuń
    8. Weź pod uwagę logikę, nie zaś sam język :-)

      Usuń
    9. Ależ biorę - szczęście to poczucie (uczucie). Czujesz się, więc jesteś. Tak to widzę.

      Usuń
    10. Hmm.. bycie szczęśliwym człowiekiem to chyba nie poczucie/uczucie, tak mi się wydaje. Całkiem możliwe, że bywają stany - szcześliwy człowiek, który aktualnie na dany moment tego poczucia nie ma. Bądź odwrotne - wszelkimi "technikami" wywołuje w sobie poczucie szczęśliwości w gruncie rzeczy będąc nieszczęśliwym, na chwilę, na dłużej.
      Całkiem serio tak to widzę. Jestem osobą szczęśliwą, wcześniej nieszczęśliwą (być może jeszcze wcześniej nieświadomie szczęsliwą), co nie znaczy, że mam to poczucie towarzyszące na codzień, w każdej chwili. Natomiast nic robić nie muszę, by wrócił stan szczęścia, ja go mam, niejako wpisany w jestestwo. Czytając ten wpis, a raczej skupiając uwagę na komentarzach próbowałam wykryć co się na tę zmianę u mnie złożyło - czy pojawiły się "nowe elementy" dające szczęście, bądź usunęły "nieszczęścio-twórcze".. możliwe też, że koniunkcja obu. To z kolei utwierdza mnie w przekonaniu, że każdy ma inną predystynację(drogę/możliwości) ku szczęściu (mam nadzieję, że ku nieszczęściu jednak nikt).
      Reasumując mój przypadek - jest owszem różnica pomiędzy "jestem szczęśliwa", "mam poczucie szczęścia w danym momencie". Wg prawideł więc uświadczam połączenia obu nierzadko też;)
      Wyobrażam sobie, że niewątpliwie dla mnie były potrzebne(bądź nie tyle potrzebne z wewnętrznego pragnienia chyba, co po prostu zaistniały, najprościej w świecie) zmiany. W tym wypadku realne, nie percepcyjne, bo nieszczęśliwości swojej byłam świadoma. Natomiast próby spojrzenia inaczej, czy wpłynięcia na postrzeganie własne swojej nieszczęśliwości.. no na ten przypadek kompletnie pięść do nosa, nijak działać nie mogło "wmawianie" czy "odkrywanie" tego poczucia.
      Z kolei zdaję sobie sprawę z tego również, że to nie musi być z konieczności stan raz osiągnięty i niezmienny już. Czyli jednak czynniki zewnętrzne mają być moze decydujący wpływ, przynajmniej w tym przypadku.
      Pozdrawiam życząc szczęścia oczywiście:)

      Usuń
    11. Zgadzam się, że dla zmiany samopoczucia z "nieszczęśliwy/a" na "szczęśłiwy/a" bardzo duży, może decydujący wpływ mają zmiany zewnętrzne. W pewnym sensie w jakimś stanie jest nam źle, to kiedy zmieni się odpowiedni parametr tego stanu, zmieni się równiez nasze samopoczucie. To coś na zasadzie: jest nam zimno, kiedy włączy się ogrzewanie robi się nam ciepło. Jednak to nadal jest nasze poczucie - jak my się czujemy. A więc kluczowe jest ustalenie: co jest dla nas ważne, jakiego warunku spełnienie uznamy za osiągnięcie szczęśliwości. To indywidualna sprawa - każdy ma swój własny zestaw.

      Usuń
  3. Ej nie myśl tak o pracy. Pozytywnym myśleniem można zdziałać cuda :)
    __________
    radosuaf.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cuda to mogą być od święta, a nie na codzień, bo wówczas automatycznie przestałyby być cudami. :-P
      Poza tym perpetuum mobile nie istnieje, więc pozytywne myślenie też potrzebuje jakiegoś paliwa. A tu bak (w końcu) wysechł.

      Usuń