Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

niedziela, 30 października 2016

534.Skowyt ze Składnicy

Ciszę mieszkania nagle rozdarł zdławiony skowyt, aż się wzdrygnąłem! A... to ja sam. Odczytałem wskazanie wagi...


Wyciągnąłem stare, porozgrzebywane modele (niektóre leżą już z parę lat pewnie) i zrobiłem przegląd co jest przy nich do zrobienia. Trochę pomalowałem, sięgając przy okazji po farby, które chyba ze 3 czy 4 lata temu kupiłem, ani razu jeszcze nie używszy. Właściwie to pomalowałem całkiem sporo, aerograf był w obrocie więcej niż przez ostatnie 3 lata. Niestety, przy okazji zanurzyłem się w przeglądanie ofert modeli na Allegro i w sklepach. Piszę "niestety", bo kupowanie idzie mi szybciej niż robienie i troszkę jakby mi miejsca brakowało na moje różniste zbiory z różnych faz zainteresowań modelarskich. Sam nie wiem... może to odreagowywanie mizerii lat dziecięco-młodzieńczych, kiedy w PRL modele były trudno dostępne? Takie chomikowanie biedaka. Trzeba było polować na czeskie modele Kovozavody Prostejow czy (święto!!!) Matchboxa w Centralnej Składnicy Harcerskiej przy Marszałkowskiej, względnie jechać z walizką pieniędzy na giełdę - na Wolumenie a później na Skrze, gdzie handlarze za krocie sprzedawali przywożone z zachodu modele dobrych firm. Te bajecznie kolorowe pudełka pobudzające wyobraźnię! Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że za 30 lat będę miał problem gdzie trzymać w domu takie pudełka  z modelami, za to będzie mi brakowało chęci do ich sklejania, a zwłaszcza malowania, to bym parsknął szczerym śmiechem na tak nieprawdopodobną fikcję z niewyobrażalnie odległej przyszłości.

sobota, 29 października 2016

533.Jesień

Nie czyści ze smutnych myśli
Spacer wśród żółtych liści,
Krótkie bez słońca dni
I wiatr co z ciepła drwi.
O tym co nigdy się nie ziści.

wtorek, 25 października 2016

532.Ignoramus et ignorabimus

Przygotowałem ćwiczenia dla bambini. Jedno z nich polegało na odgadnięciu z opisu, o które wydarzenie historyczne chodzi. Rodzaj, czas i miejsce zawężone: wojskowość RP XVII wieku. Zadanie było pomyślane jako trudne, więc napisałem opisy nieco archaizującym językiem. Do wykonania zadań mogli wykorzystać podręcznik i net. Chodzę po sali, rozglądam się, przyszłość narodu jakoś tam się stara, ale widzę, że coś im to zadanie z opisami tak nie teges idzie. Podchodzę do Jasia i Stasia i zerknąwszy w pracę mówię: 
"W tym zadaniu musicie rozumieć wszystkie słowa. Niektóre są trudne i macie święte prawo ich nie znać. Czy wszystkie rozumiecie?"
"Wszystkie wiemy!"
"A ja jestem królewna Śnieżka" - myślę sobie i pytam:
"Super. A co znaczy to? I to?" (słowa klucze - ich zrozumienie czyni odgadnięcie banalnym, tym bardziej że wyraźną wskazówkę mają w poprzednim zadaniu na tej samej stronie).
"Yyyyy..." 
"Sprawdźcie w necie co znaczy to słowo i to słowo."

Jedna rundka po sali, druga, trzecia. Podchodzę do Jasia i Stasia.
"No i jak, sprawdziliście?" Zaglądam do pracy - odpowiedź od czapy.
"Tak, już wszystko wiemy! To słowo to znaczy toito"
"Bardzo dobrze. A to drugie?"
"Eeee... nooo... yyy...."
"Otwieraj koma i sprawdzaj, ale już!"
Z miną wilka nad miską szpinaku Jasio wpisuje w wyszukiwarkę ów tajemniczy termin. Widzę, że mu się wyświetla odpowiedź. Rzuca okiem na ułamek sekundy i wyłącza smartfona z jęknięciem:
"Oj, niewaaażne!!!"

To jest niestety typowe podejście naszych uczniów do nauki. "Nie wiem i nie chcę wiedzieć, jeśli miałoby to wymagać ode mnie choć minimalnego wysiłku."

sobota, 22 października 2016

531.Kowal swojego losu

Jak liście opadły złudzenia.
Ustępując ze światła do cienia
Idę ja - kowal losu,
Wolnym krokiem wśród wrzosów,
Gdzie leżą niechciane marzenia.

wtorek, 18 października 2016

530.Nowe ramówki

Dobra zmiana wypluła z siebie ramówki (ramowe plany nauczania) dla podstawówki i liceum. Interesująca lektura. Na przykład ten fragment:

3.Na przedmioty w zakresie rozszerzonym (dodatkowo, poza wymiarem godzin określonym dla przedmiotów w zakresie podstawowym) należy przeznaczyć na :
a) język polski, historię muzyki, historię sztuki, język łaciński i kulturę antyczną oraz filozofię – po 8 godzin tygodniowo,
b) język obcy nowożytny, historię, wiedzę o społeczeństwie, geografię, biologię, chemię, fizykę, matematykę oraz informatykę – po 6 godzin tygodniowo,
w czteroletnim okresie nauczania.

No, brawo! Przedmioty z pierwszej grupy, jak widać, znacznie ważniejsze niż te michałki z drugiej.
[Dla osób spoza branży: te 6 i 8 godzin należy rozumieć jako sumę godzin tygodniowo z 4 lat nauki, czyli średnio po 1,5 i 2 godziny tygodniowo w I, II, III i IV klasie].
W sumie na wszystkie rozszerzenia zarezerwowano 20 godzin w cyklu (tj. na 4 lata LO), z możliwością dołożenia na to 2 godzin z puli dyrektorskiej.

Kurczę, to teraz będziemy gonili rozwinięty technologicznie świat, że hej! No, wiśta wio, Maluśki!

piątek, 14 października 2016

529.Boska Florence

Zdumiewające - poszedłem z własnej inicjatywy do kina (po przeszło półtorarocznej przerwie). Co jeszcze bardziej zdumiewające - namówiłem (z pewnym trudem) Emusia. Poszliśmy na "Boską Florence" - znakomita Meryl Streep! Popłakałem się ze śmiechu, zwłaszcza przy arii królowej Nocy. To naprawdę sztuka tak kapitalnie zagrać nieumiejętność śpiewu! Poza tymi momentami jednak to film wzruszający, o pasji, o miłości, o oddaniu i wsparciu, ale w całości i smutny - muszę dodać. Może i związek Florence i St.Claire'a był niezbyt wzorcowy, lecz kochali się i mieli siebie do (jej) końca. Z trudem odpędzałem dołujące myśli zaczynające się od słów "A ty...

Miałem nadzieję, że seans da Emusiowi jakąś frajdę i choć na trochę odciągnie jego uwagę od reformy edukacji. No, odciągnął... na czas swego trwania. Całą drogę do kina nawijał, do zgaśnięcia miejsc nawijał, uszliśmy może 10 metrów od kina a ten znów zionie ogniem. Współczuję mu, to paskudne znaleźć się w takiej sytuacji - perspektywy utraty lubianej pracy, której jest oddany, lecz wydaje mi się, że ostro przegina. Tłumaczę mu, że to pienienie się nie ma sensu, bo nie ma żadnego wpływu ani na Zaleską, ani, tym bardziej, na jej pryncypała, i powinien skupić się na swoich sprawach - na które wpływ ma. Grochem o ścianę. Trudno mi oprzeć się wrażeniu [wiem, wiem, ja podły!:-) ], że to w jakiejś mierze reakcja małego despoty na niepomyślny obrót zdarzeń - "Ja to lubię sobie wszystko zaplanować i ma być absolutnie dokładnie tak jak ja chcę". A tu towarzysz I Prezes nakazał po swojemu.

środa, 12 października 2016

528.Odludek

Jesienne portki zastępują letnie, niosąc hiobowe wieści. Przytyło się. Nie mam odwagi nawet zbliżać się do wagi. Cóż, zażeranie stresu słodyczami bezkarnie nie uchodzi. Niby powinno mi być ganz egal, bo już przecież od dawna nie randkuję, ale jednak samoocena leci jeszcze niżej(choć wydaje się, że niżej się już nie da), kiedy zapinam portki.

Fajnie, że w piątek Dzień Świętego Uczyciela i wolne. Za to jutro będzie... ruchy, ruchy! weiter, weiter! Jedyną przerwę, jaką miałem mieć, zapchała mi dyrekcja jakimś egzotycznym zastępstwem. Na deser tego kłusa będzie pracownicza "uczta" (składkowa) z okazji święta, uświetniona tradycyjnym wręczaniem nagród dyrektora.

Wczoraj zadzwonił Emuś. W tym samym celu co poprzednio. Musiałem wysłuchać jego wściekło-lamentującej (przeplatał) tyrady na temat "dobrej zmiany w oświacie".

-Byłem na demonstracji. Nie wiem czy to coś da. Był ktoś od was?
-Nie wiem, ale raczej nie wydaje mi się. Ja miałem lekcje i nie pojechałem.
-Co ta baba robi! Boże, jak tak można! Ja nie chcę iść pracować do podstawówki! Życzę ci żebyś też przez to przechodził! Żeby twoją szkołę likwidowali i nie miał perspektyw na pracę!!!
-...

A różni się dziwią, że nie garnę się do ludzi...

niedziela, 9 października 2016

527.Stówa w dół

No i po weekendzie. Nie bardzo odpocząłem. Cała sobota zeszła najpierw na spożywkowych zakupach, a potem na rodzinnej imprezie. Naiwnie liczyłem, że będzie skromnie i po 2-3 godzinach wyjdę. Tymczasem mama zastawiła stół na bogato, wujostwa się zasiedziały, statków do zmywania była flota cała i zeszło do wieczora. Dziś czas przeciekł między palcami na wyjeździe do supermarketu (kupiłem wczoraj trochę pigwy, a spiryt mi się skończył), na przewijaniu netu, na ułożeniu puzzla i sprawdzianu. Powinienem posprawdzać rozgrzebane prace, ale tak strasznie rozpaczliwie mi się nie chciało, że wstyd mi przed samym sobą. W piątek kupiłem sobie model do sklejania z nastawieniem, że będę miał rozrywkę na weekend. A guzik, ledwie umyłem i zapodkładowałem części, żadnej nawet nie wyciąwszy z ramek.

Obliczyłem, że razem z okienkami (na których roboty różne uskuteczniam, a nie obijam się) mam 30 godzin, z tym że rozliczane do zapłaty są tylko 23. A przecież do tego dochodzi jeszcze przygotowywanie i sprawdzanie prac. Ja zaś nie mam już tych zasobów energii co naście lat temu.
Emuś niespodziewanie zadzwonił wczoraj. Odbierając zastanawiałem się co się stało - od poprzedniej rozmowy zaledwie miesiąc minął. Okazało się, że musiał sobie pilnie ulżyć bluzgając na naszą minister. "Musimy się spotkać! Wpadnę do ciebie! Zadzwonię!" OK, będę czekał - 2 lub 3 miesiące zlecą ani się obejrzę.

Parę dni temu odkryłem, że dyrekcja obcięła mi motywacyjny o 100 złociszy (brutto). Same dobre wieści.

środa, 5 października 2016

526.Tumany

No i znowu nie mam gdzie kupować wędlin. Kolejny sklep do skreślenia. Na tej samej wadze ważą surowe mięso i wędlinę. I naturalnie, durne babsko, nie widzi w tym niewłaściwego - "bo mięso przecież nie bezpośrednio kładzione, tylko w torebce". "Przecież ta waga czysta jest!".  Na moje pytanie czy myje lub dezynfekuje ją po każdym zważeniu mięsa, patrzy na mnie tępym wzrokiem.
Dwie wagi - jedna na mięsnym, druga na wędliniarskim, ale "każda ekspedientka ma swoją osobną kasę", więc ta z mięsnego kroi wędlinę i waży na wędliniarskim, po czym idzie na mięsny i tam waży jeszcze raz przy swojej kasie. Bezsilna złość na tumanów.

niedziela, 2 października 2016

525.Poczekalnia

Czyżby to był ostatni ciepły i słoneczny dzień tego roku? Od jutra ma już być chłodniej i deszczowo. Niedobrze. Miło byłoby, gdyby nieprzesadne ciepełko ( tak 21-23 stopnie) z pięknym słońcem panowało cały rok. 
Cudownie byłoby mieć domek z ogrodem, gdzie byłaby cisza i spokój. Rosłyby tam krzewy z których zrywałbym sobie owoce na nalewki. Miałbym spiżarkę, w której zwartymi szeregami czekałyby na swoją chwilę zastępy słoików i butelek z różnymi przetworami. Teraz bym pewnie smażył powidła; zwłaszcza mirabelkowe są pyszne. Wzdłuż płotu rosłyby jakieś cisy czy inne krzaczory, tworzące obramowanie i izolację od świata. Małe przytulne schronisko - poczekalnia do spędzenia ostatnich dni.

1.Spłuczka. 2.Bateria. Kolejna naprawa już się dobija telefonicznie. Naprawiaro ergo sum. Żadna satysfakcja.