10 godzin ciurkiem w pracy. Szczęście, że bólem głowy tego nie uwieńczyłem. A poziom głupoty i niekompetencji wzbijał się dziś na nasze najlepsze pułapy. Bałagan.
Mówcy biorący swoje popierdalanie za krasomówstwo i zachwycone koleżanki biorące to za intelektualną oryginalność i elokwencję.
Bezmyślne powtarzanie schematów dawno przestarzałych, niepotrzebnych i nieprzystających do zmienionych okoliczności i tępy, ośli opór przed dopuszczeniem do siebie dowodów na to. Fałszowanie rzeczywistości w trybie wiary w kreowaną przez siebie fikcję. Hipokryzja.
Irytujące odkrycie we własnym dzienniku, ilu ludziom nie chce się należycie prowadzić dokumentacji, a kiedy im się podtyka gotową listę braków, to zamiast przeprosić z poczuciem wdzięczności, że nie muszą ich sami szukać, potrafią jeszcze ofuknąć. Szkoda że kindersztuba hamuje przed opieprzeniem bezczelnego wdupiemamca z góry na dół.
Wciąż zadziwiające mnie odkrywanie, że na tle reszty chyba naprawdę jestem bardzo kompetentny, świetnie zorganizowany i zdolny. Ale to ostatnie, to musi jednak być pomyłka lub złudzenie - w królestwie ślepców jednooki królem.
na koniec roku w mojej szkole wychodzą z ludzi potwory, w pracy czuję się jak w zoo ostatnio normalnie...
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest. To gorączkowe miotanie jest fatalne, tym bardziej, że zaraz po nim następuje gwałtowne zwolnienie tempa - urlop. Wirująca karuzela zatrzymuje się nagle i wszyscy z niej wiuuuut - pierdut!
Usuń