Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

środa, 18 czerwca 2014

337.Oświatowe plasterki kojące

Szkoła to miejsce, w którym uczymy młodych ludzi wiedzy i umiejętności, oraz oceniamy stopień ich opanowania przez tychże. Ocena pełni funkcję informacyjną. Nie jest naszym zadaniem i stosownie do tego nie mamy narzędzi ani uprawnień do kompensowania trudnych sytuacji życiowych. Szkoła nie jest miejscem do rozdawania ocen w charakterze plastrów kojących deficyty socjalne, rodzinne, wychowawcze, międzyludzkie itp.
Sama informacja o trudnej sytuacji rodzinnej nie jest podstawą do dyspensy od obowiązujących zasad oceniania, lecz jest elementem do szerszej oceny zachowania ucznia - jednym z wielu, i podlegającym weryfikacji.

Przykładowo: ciężka choroba w rodzinie.

Uczeń A jest przygnębiony, rozkojarzony, ciężko mu się uczyć, ale stara się jak może, chodzi, stara się uważać na lekcji, coś tam zanotować, coś napisać na kartkówce czy sprawdzianie, na poprawę jak na szafot ale przyjdzie z własnej woli. Efekty ma kiepskie, ale nie ulega wątpliwości, że próbuje coś robić. Dla mnie jasne jest, że trzeba dzieciakowi pomóc, zachęcić, wesprzeć, jak trzeba - nagiąć delikatnie lecz rozsądnie zasady.

Uczeń B nie uważa, nie pracuje, na lekcjach notorycznie bawi się smarfonem (net, gry, muza). Na zwrócenie uwagi potrafi strzelić fochem "dlaczego on ma się tego (przedmiotu) uczyć, to mu do niczego się nie przyda, bo on tego zdawać nie będzie". Na pracach pisemnych tyleż bezczelnie co nieudolnie ściąga, na poprawy nie przychodzi, albo przychodzi zieloniutki jak sztandar PSL, prac fakultatywnych się nie podejmuje. Na tydzień czy dwa przed końcem roku przypomina sobie, że "przecież on nie może mieć poprawki!" i rozpoczyna się presja na nauczyciela, żeby "dał szansę!', "jeszcze jedną szansę!", "ostatnią szansę!" A czemu? No bo przecież on ma taką trudną sytuację rodzinną! Więc jak można odmówić? Toż trzeba serca nie mieć, być nieludzkim, takim ludziom nieżyczliwym! To dziecko biedne takie, trzeba zrozumieć. A "dziecko" zdumione jak to możliwe, że styka się z odmową, że nie dostaje jeszcze tego co sobie zażyczyło. A tu mamusia śpieszy z odsieczą jak kawaleria federalna, a właściwie - zważywszy na lane od progu jak na zawołanie potoki łez - jak SEALsi. I za co tu prezent w postaci promocji, bo byłabyż ona prezentem właśnie, bez uczciwej własnej pracy uzyskana, co najwyżej za pozoracją tejże. Prezentem niezasłużonym i niemoralnym w tych okolicznościach.
Na tym ma polegać szkoła i uczenie? 

I tak po ludzku współczuje się człowiekowi tego co nań los zrzucił, ale trudno uniknąć surowej oceny głupiego wychowania, jakie swemu dziecku zafundował, krzywdząc je na starcie samodzielnego życia.


4 komentarze:

  1. Aberfeldy, uwielbiam Twój styl pisania, cały kunszt i warsztat pisarski! Tak przyjemnie mi się czyta to, czym chcesz się podzielić. Twoje porównania i wtrącenia o humorystycznym zabarwieniu są cudowne! :)

    Masz naprawdę trudną rolę do spełnienia. Codziennie zamierzasz się z wieloma dylematami etycznymi i moralnymi. Musisz mieć silną i wytrwałą psychikę, że dajesz sobie z tym wszystkim radę.

    Wiedziałem, iż nigdy mnie nie zawiedziesz i dbasz o uczniów, dla których życie jest nieco mniej łaskwe. Masz dobre serduszko! :) Czasami żałuję, że to Ty nie uczyłeś mnie historii. Wtedy to dopiero by się działo. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znowu słodziak słodzi. :-P

      Bardzo trafnie spostrzegłeś, że ta praca wymaga silnej i wytrwałej psychiki, z czego wielu, także tych podejmujących ją, nie zdaje sobie w pełni, lub w ogóle, sprawy. Przyznam, że sam też nie domyślałem się nawet, jak silnie obciążający psychicznie jest ten zawód.

      Usuń
  2. Jak czytam co piszesz to jakby jeszcze bardziej utwierdzam się w słuszności decyzji o rozejściu się ze szkolnictwem, z którym kiedyś chciałem się zetknąć na dłużej, a nie tylko na praktykę studencką. Sam kiedyś w technikum brałem udział w takich stękaniach na koniec roku przed nauczycielami, znam z drugiej strony, na szczęście na studiach było już inaczej, może dlatego, że kierunek sam wybrałem, a nie jak do szkoły średniej poszedłem bo rodzicie chcieli abym poszedł do tej a nie innej. Oprócz podzielenia uwag do wpisu Matt-a, bo przyjemnie czyta się Twoje wpisy, współczuję wykonywanego zawodu. Nie piszesz o tym, ale zdaję sobie sprawę, że niejednokrotnie wracając do domu myślisz czy przykładowy dylemat jaki opisałeś powyżej rozwiązałeś prawidłowo. Czy zrobiłeś moralnie czy nie, czy sumienie będzie gryzło czy nie? Od tego nie da się jak po innych pracach fizycznych nagle uwolnić i nie myśleć więcej wszak na drugi dzień stykasz się z uczniami ponownie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz całkowitą rację - zajęcia się kończą, wychodzę ze szkoły, a w głowie zaczyna się odtwarzać taśma z zapisem zdarzeń tego dnia. Tym razem - w normalnej, a nie przyśpieszonej prędkości odtwarzania. I zamiast odpocząć, ja nadal jestem w pracy, tym razem psychicznie. Bywa, że kładąc się do łóżka łapię się na tym, że właśnie myślę, analizuję itp.
      Na szczęście mam taką konstrukcję, że kiedy podejmę decyzję, to nie rozpamiętuję jej jojcząc "Ajaj, a żebym wiedział...! A trzeba było...!" Podjąłem taką jaką podjąłem, na podstawie takich danych jakie miałem i szlus! Nie ma sensu rozpamiętywać POST FACTUM, że trzeba było inaczej. Trudno.
      Powyższe nie oznacza, że trzymam się kurczowo raz podjętej decyzji wbrew wszystkiemu. Jeśli dostaję nowe istotne dane to rozważam zmianę i jeśli to możliwe i uzasadnione to zmieniam. Jeśli już za późno to nie lamentuję - wierzę, że podjąłem decyzję najlepszą jaką umiałem W TYM MOMENCIE. Jeśli jest ona niedobra to trudno - nie jestem Bogiem, lepiej nie potrafiłem.

      Usuń