Dostałem poufną życzliwą radę: żebym coś zrobił ze swoim kalectwem, bo chodzą słuchy, że nie radzę sobie z dyscypliną na lekcji, znaczy - przez to.
Nie wątpię w dobre intencje, ale diagnoza chybiona. Problemy z dyscypliną mam, ale gdzie indziej niż się koleżankom wydaje pies leży pogrzebany. Wiem co robię nie tak, lecz kwestią zasadniczą jest czy znajdę w sobie siłę i dam radę żeby to zmienić. Zanosi się na to, że będzie mniej zajęć w nowym roku szkolnym, więc może się uda.
A to nie zależy od tego czego się uczy? Na matematyce zawsze było cicho.
OdpowiedzUsuńMasz rację, w jakimś stopniu na pewno. "Historia", a zwlaszcza w mutacji "Historia i społeczeństwo" stała się michałkiem, raczej zlewanym przez uczniów. Ceną jaką płacę za staranie by było ciekawie (co uczniowie stosunkowo często podkreślają), jest brak wzorowej ciszy i spokoju. A to dla wielu jest absolutnie dyskwalifikujące nauczyciela.
UsuńOsobnym czynnikiem jest niestety wyraźne obniżenie poziomu wychowania młodych ludzi, którym (wielu) brakuje podstaw dotyczących kulturalnego zachowania.
Mnie zawsze fascynowały zajęcia na których nie tylko nauczyciel miał coś do powiedzenia ale również uczeń. A co do wychowania młodzieży chyba nikt nie ma wątpliwości ...
OdpowiedzUsuń-powodzenia życzę :)
Nie tylko Ciebie, też bym wolał, żeby to uczniowie więcej z siebie dawali na lekcji.
UsuńA za życzenia dziękuję! :-)