Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

piątek, 7 czerwca 2013

174.Błogosławieństwo pracy

Wreszcie znów słońce. Piątek gdzieś mi przeleciał niezauważenie. Fakt, że jak się wychodzi z pracy jako ostatni, po 17. to jakoś większosć dania zagospodarowana, ale troszkę dziwnie się czuję - że już tak późno. Małolaty na poły zmęczone, na poły zdemotywowane, na lekcjach jawnie olewają pracę i nauczyciela, zajęte smartfonami, grami, słuchaniem muzyki, wgapianiem się w fejsa itp. 

Dyrekcja w fazie intelektualnej ze swoimi bezcennymi przemyśleniami na temat objawów i diagnoz obniżania przez nas lotów. Trafnością i powiązaniem z rzeczywistością przypominają jako żywo tłumaczenia z czasów nieboszczki komuny, iż w sklepach nie ma towaru tylko dlatego, że spekulanci go wykupują.

Koleżanka załamana sprawdzianem rocznym, a ściślej jego wynikami, zwłaszcza w kontekście wchodzącego w przyszłym roku rozszerzenia. Cóż, ja się już dawno nauczyłem, a właściwie - uczniowie mnie nauczyli, że robienie sprawdzianów rocznych jest praktyką szkodliwą i niezdrową, mogącą ucieszyć jedynie psychoterapeutę nauczyciela, który zyska dzięki nim pewność zatrudnienia jeszcze przez czas jakiś. W sytuacji, kiedy uczniowie po 1-2 tygodniach od zwykłego sprawdzianu nie pamiętają już podstawowych danych, oczekiwanie że będą na sprawdzianie rocznym pamiętać informacje sprzed kilku miesięcy jest doprawdy rozbrajająco naiwne.

A ja odczuwam błogosławieństwo pracy - pozwala choć na trochę zapomnieć o sobie.

Aaa, byłbym zapomniał - wreszcie MEN & IBE opublikowali raport na temat badania czasu pracy polskich nauczycieli. Wyjaśniło się, czemu jakoś tak cicho o tych badaniach się zrobiło, czemu pożal się Boże minister oświaty jakoś tak półgębkiem mało wiarygodnie bąkała pytana o losy raportu, bądź czemu ex-minister Wittbrodt jeszcze przed opublikowaniem raportu ogłosił, że jest niewiarygodny, bo metodologia badań byłą niewłaściwa.
Ano się okazało, że wyniki wyszły inne niż, jak się wydaje, samorządy i MEN oczekiwały. Wyszły wyższe. Mianowcie okazało się, że ten leń i obibok polski nauczyciel zatrudniony nominalnie w wymiarze 40 godzin tygodniowo, faktycznie pracuje 46 godzin. Można się spodziewać, że teraz jedni będą udawać że żadnego raportu i badań nie było, gdy inni zaś - że badanie było do luftu, bo przecież oni wiedzą lepiej jak jest, a skoro badania tego nie potwierdzają, to jest to oczywisty dowód na ich wadliwość. Bo nikt nam nie wmówi, że białe jest białe!


6 komentarzy:

  1. tak na serio, to prawdziwa informacja o tym, ile nauczyciel pracuje obchodzi tylko nauczycieli... społeczeństwo i tak wie lepiej... ja co prawda, w tym roku nie pracuję tylu godzin, ale prawda jest taka, że znam takich nauczycieli, którzy te 40 godzin spokojnie wyrabiają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Społeczeństwo wie wszystko lepiej. Polak bez narzekania i przepowiadania czego kto nie robi, nie byłby sobą.

      Usuń
  2. Taka ta nasza oświata. Ciągle chce się ją reformować i doskonalić, ale problem w tym, że nikt z tych co nią rządzą nie chce się dokształcić z zakresu realnego żywota nauczyciela z miejscowości XYZ... Wykreowano jeden typ nauczyciela i się tego trzyma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuszna uwaga. A przecież praca nauczyciela LO i praca nauczyciela podstawówki różnią się zasadniczo. Podobnie na tym samym etapie edukacyjnym - nauczyciela polskiego i wuefisty. Kiedyś pensum było zróżnicowane, ale dziś trudno sobie wyobrazić ministra oświaty, który by się odważył takowe wprowadzić.

      W istocie leitmotivem reform jest oszczędzanie pieniędzy - filozofia oświatowa naszych rządzących, której przyklaskuje społeczeństwo, to wydawać na oświatę jak najmniej.

      Ferdek Kiepski jako władza chyba nie działał by znacząco różnie... :-/

      Usuń
  3. Głos Ex-nauczyciela
    Kiedy zaczynałem pracę w szkole nauczyciela PRL obowiązywały następujące standardy;
    -pensum 22 godziny w szkołach średnich i 26-w podstawowych
    -dodatkowo - 2 bezpłatne zastępstwa w tygodniu, jeżeli była taka potrzeba
    -bezpłatne kółka, dodatkowe funkcje
    -bezpłatne formy doskonalenia, łącznie ze studiami podyplomowymi
    -jako nauczyciel pracujący w miejscowości do 5000 mieszkańców mogłem ubiegać się o 100 000 zł kredytu na budowę domu, który był umarzany po przepracowaniu kilku lat w takiej miejscowości /pensja wynosiła 3000zł/ a godzina nadliczbowa-40zł w szkołach średnich i 30zł w podstawówkach.
    W soboty, po wprowadzeniu wolnych sobót prowadzone były kółka, SKS-y i inne zajęcia.
    Mój pierwszy etat w LO to 27 godzin, w tym 5 nadliczbówek.
    W szkole obowiązywała prosta filozofia wychowawcza wywodząca się tradycji - za dobre wynagradzać, za złe karać.
    Nieszczęście naszej szkoły był/chyba był to generał/ za którego rządów wprowadzono Kartę Nauczyciela i jej przywileje.Łatwo wyliczyć o ile wzrósł koszt pracy nauczyciela podstawówki z 26 na 18 godzin i płatne zastępstwa i kółka.
    Dodam, iż nauczyciel nie miał do dyspozycji ksero , nie mówiąc o internecie i tzw obudowie dydaktycznej.
    Jak wzrósł i wzrasta nadal koszt pracy po wprowadzeniu systemu awansów zawodowych.
    To są realia.
    Pani Anna Radziwiłł przedstawiała piękną wizję edukacji ale jej nie zrealizowała.
    Widziała problem- niskie pensum, ale bała się go zmienić. Zmniejszyła natomiast ilość godzin na nauczanie wielu przedmiotów. Kolejne zmiany nie dały efektów.
    W czym tkwi problem, nauczyciel mógłby pracować w szkole nawet 30 godzin tygodniowo, ale nie ma odpowiedniej liczby godzin do zatrudnienia go na takie pensum.
    Jak rozwiązać ten problem? Zwłaszcza gdy do prowadzenia każdego przedmiotu należy legitymować się odpowiednim dyplomem.Może poszukać rozwiązań w innych krajach.
    W bogatej Norwegi pensum wynosi 37 godzin, a wiek emerytalny to 67 lat.




    OdpowiedzUsuń
  4. Nie jestem pewien czy w przypadku Norwegii nie popełniasz błędu podając wysokość pensum (np. myląc je z etatem, bo minimalny wymiar godzin w szkole nauczyciela podstawówki to 30 godzin, zaś w liceum jest niższy, przynajmniej wg moich informacji).
    Dziś mówi się tylko o pensum i pensji za pełny etat, nie patrząc na to, że mnóstwo nauczycieli nie jest w stanie wyrobić pensum w jednej szkole, a w przypadku niektórych przedmiotów dopiero w trzech szkołach uzbierają etat. Oznacza to, że wielu nauczycieli nie osiąga pełnej pensji, co w przypadku małych miejscowości, gdzie nie ma tylu szkół w okolicy by dozbierać godziny w innej, oznacza pracę za 600-700 złotych na rękę dla mianowanego po 10-15 latach w zawodzie.
    Specjalizacje rozumiane wąsko i mierzone dyplomem są bardzo na rekę lobby wyższych uczelni napędzając im studentów na płatne studia. A zważywszy na rozmiary tej grupy zawodowej (prawie pół miliona) to jest o co zabiegać.

    OdpowiedzUsuń