Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

sobota, 27 kwietnia 2013

155.Tulipanik

Pogoda troszkę się popsuła. Słoneczko zniknęło. Może to maturzyści je ze sobą zabrali?

Bo poszli sobie.

Ostatni dzień był w stylu naszej szkółki - jakieś żałośnie dziadowskie, puste rytuały, z których nic nie wynika poza niesmakiem. Trzeba coś zrobić, to się to robi, tylko bez refleksji co to ma oznaczać i czemu ma to służyć. Bo w gruncie rzeczy chodzi przede wszystkim o to, by odfajkować. Bezmyślność, zabijająca pracę wychowawczą i (z małym opóźnieniem) dydaktyczną, u nas rozkwitła bujnie i szeroko. "Nie myśl - trwaj!" taki napotkany gdzieś napis mógłby być naszą dewizą.

Jeszcze kilka lat temu maturzyści pojedynczo i grupkami przychodzili do nas żegnać się. Było to miłe i ważne, bo dawało nam jakoś szczere potwierdzenie, że nasza praca i nasz wysiłek miały sens, że wnieśliśmy coś ważnego w życie tych młodych ludzi. W ogóle nie chodziło o czekoladki czy kwiatki (które zresztą dla niezmotoryzowanych były potężnym problemem logistycznym), ale właśnie o te słowa, wyrażające szczere emocje. 

A dziś?

Cóż zmieniły się i czasy i - szczególnie - młodzi ludzie do nas uczęszczający. Odruch, żeby się pożegnać, o podziękowaniu za wspólnie spędzone trzy lata nie wspominając, zanikł u niemal wszystkich. Niektóre klasy, przymuszone jeszcze działającym z rozpędu terrorem wychowawców, rozsyłają ekipy "W imieniu klasy 3coś chcieliśmy panu podziękować za blabla..." - dźwięk równie dobrze mógłby lecieć z odtwarzacza wbudowanego w kwiatek czy torebkę herbaty/kawy w charakterze załącznika do vocalu.

Podziękowań spontanicznych było jedno. Żadnych krępujących suwenirów, za to szczery uścisk dłoni i słowa, że było super. Sam nie wiem czy to przypadek, czy może właśnie powiązane, ale to uczeń z grupy tych, których żegna się zarazem radośnie - że idą z sukcesem w świat, i z żalem - bo postać barwna i sympatyczna.

Wracałem spacerkiem z przyjaciółką; przygnębiona gorzko komentowała naszą rzeczywistość i to czym się nasza szkółka stała. Mijaliśmy akurat ogólniak dużo lepszy od naszego, przed którym szykowali się do wejścia tamtejsi maturzyści. Jakoś trudno było nie zauważyć, że tamta młodzież jakoś inaczej od naszej prezentowała się - byli dużo bliżsi temu, co się określa mianem ludzi dobrze wychowanych i  kulturalnych. Nagle nasz wzrok równocześnie spoczął na okazałych wiązankach niesionych przez eleganckich chłopaków. Uniosłem swój samotny, chudziutki tulipanik i spytałem:

- Czy dostrzegasz pewną różnicę?

Oboje parsknęliśmy śmiechem. Czy muszę dodawać - jaki był ten śmiech?


21 komentarzy:

  1. zdarzają się na szczęście wyjątki... jakiś kubek z dedykacją czy długopis z grawerem. ale to sporadyczne przypadki i bynajmniej nie o rzeczowe prezenty chodzi. miło usłyszeć słowa dziękuję po trzech latach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Ja nie lubię dostawać prezentów nawet symbolicznych od uczniów, a materialnych - to nawet z góry zapowiadam, żeby nie próbowali dawać. Chodzi o zwykłe "dziękuję", nawet niekoniecznie przy użyciu tego słowa.

      Usuń
  2. a ja w tym roku wyjątkowo podarowałem sobie pożegnanie z maturzystami... między innymi by uniknąć tego dziwnego rozczarowania nimi i pracą ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prawdzie, to i my się zabraliśmy wcześniej niż dawniej, nie siedząc do późna by czekać na tych, którzy i tak do nas nie przyjdą. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Panowie, nie powiem nic ani budującego, ani nowego, ale to, o czym piszecie to u nas też ma miejsce.
    Piszę z perspektywy tych złych, także boję się, że będzie burza po tej wypowiedzi. Nasi nauczyciele opowiadali, jak to ich klasy się nie starały na pożegnania, ile emocji itd. Jakieś prezenty rodem z marzeń (biolożka kochająca góry dostała świetne buty, jakiś inny wychowawca dzieło artystyczne klasy, zdjęcia itp.).
    My, a w sumie towarzyska koleżanka, której mama jest mocno zżyta ze szkołą (2ka dzieci, rada rodziców), przygotowała jakiś album z naszymi zdjęciami opatrzony komentarzami, na wstępie oczywiście wszystkich podpisy, ale to w kategorii "w imieniu klasy 3coś...".
    Wiele moich znajomych nie przygotowało zupełnie nic czysto od siebie, bo ogólne wrażenie tych 3 lat do tego nie zachęcało. I tak w sumie zawsze znajdzie się ktoś, kogo do końca się kocha, ale jednak jest takie uczucie "ja chcę już stąd wyjść", zwłaszcza kiedy ma się dość własnego wychowawcy, a to u nas było w zdecydowanej większości.
    Bo czy nie jest jednak tak, że tak jak my nie przepadamy za niektórymi nauczycielami, tak Wy nie przepadacie za nami i to, że na koniec roku uciekamy bez słowa to po prostu tego wynik? A nawet jeśli nie chodzi o zawód personalny, może jakieś niepowodzenie na polu edukacyjnym?
    Przykładowo (z życia): koleżanka pyta moją wychowawczynię, czy przygotuje ją pod konkurs Wygraj Indeks z biologii. A szanowna Pani praktycznie ją zbyła, mówiąc, że to trudne i wymaga dużo czasu. Przepraszam - czy to jakby nie jest w interesie obu stron, żeby taki laureat konkursu gdzieś się pojawił, zaświecił i mógł powiedzieć, że on z takiej szkoły?
    Podczas gdy w gimnazjum jeszcze nie ma, a przynajmniej mój rocznik tak nie miał, takiego rozpamiętywania co kto komu, tak w liceum pewne decyzje i zaangażowanie zostawia trwały ślad, wrażenie po kimś, bo wpływa to na naszą przyszłość. Państwo macie to już w dużej mierze za sobą, nam pokazują (pożegnanie maturzystów by rocznik '95) że po maturze będziemy zamiatać w Biedronce i chcielibyśmy się z tego szczerze śmiać, a przypomina nam się, jak nauczyciel przedmiotu rozszerzonego mówi że "do biedronki to może punktów nie starczyć". Coś co ma być śmieszne może gdzieś głębiej być smutne, bo dostarcza wielu refleksji.
    Pozostaje pytanie - czy to tylko my, maturzyści, Wasi uczniowie, robimy się coraz bardziej wredni i niewychowani, czy Państwo jesteście zmęczeni próbowaniem zrobienia każdego z nas idealnych i kończy się to tak, że każdy coś wie, ale Ci co mają wiedzieć wszystko, muszą dokształcać się na korkach a potem mieć nadzieję, że jakoś to będzie?

    Mimo wszystko, co do jednego muszę przyznać rację - dobre wychowanie by wymagało, że bez względu na to, jak te 3 lata się układały, to jednak włożyliście Państwo w to swój czas, siłę i energię, za co zawsze jednak będziemy wdzięczni, chociaż jak mówię - młodzi gniewni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się burzyć nie będę :-) bo w tym co piszesz jest wiele prawdy, a reszta to obserwacja rzeczywistości z jednej strony.

      To o czym piszemy to różne przejawy kryzysu edukacji z jednej strony i ewolucji społeczeństwa z drugiej. Masz rację, Jamesie94, że zmieniają się obie strony - nauczyciele i uczniowie. Obie też za to płacą.

      Wśród nauczycieli jest wielu, którzy być nimi nie powinni. Wychowawstwa często wciska się na siłę, nie oglądając się na predyspozycje nauczyciela, zwłaszcza pod kątem możliwości dobrania się z klasą.

      Profesja nasza należy do najbardziej zagrożonych wypaleniem zawodowym, kórego jednym z objawów jest dystansowanie się od zadań (zwłaszcza nadzwyczajnych) w pracy i ograniczanie do zrutynizowanego zestawu.

      Na chamstwo i prostactwo nauczyciela usprawiedliwienia nie ma (Biedronkowe dowcipasy).

      Materialne prezenty w rodzaju biżuterii, piór, czy kompletu garnków (sic!) budzą moje mniejsze lub większe zażenowanie. Za pracę dostajemy pensję i bakszysz dla złego mzimu jest nie na miejscu. Jeśli już jakiś suwenir, to przyznaję podoba mi się jak dostanę fotkę klasy (miło jeśli z autografami, lub jakiś własnoręczny rysunek od ucznia (zbieram je wszystkie).

      Co do spławiania amatora konkursu czy czegoś podobnego. Nie zaskakuje mnie motyw olewczy z czystego lenistwa ze strony belfra, ale wiem też (z własnego doświadczenia), że bywają i inne motywy.

      W szkole 80% roboty robi 20% nauczycieli - jak to się mówi. Nie dziwię się, że obciążony robotą jak osiołek nauczyciel broni się przed kolejnym zadaniem, czując że zaraz pęknie i się rozsypie, bo tego wszystkiego zrobiło się już za wiele.

      Wiem też, że wielu uczniów przychodzących do nas z gimnazjum jest mocno bezkrytycznych co do swoich możliwości i mając jednocześnie wysokie aspiracje. Kiedy zjawia się u mnie dziecię z ambicjami na olimpiadę przedmiotową, z dotychczasowymi efektami na poziomie słabego "dopa", z gotowością do wysiłku na poziomie leniwca w czasie sjesty, to muszę sobie odpowiedzieć na pytanie: Owszem, mogę włożyć wysiłek w przygotowanie śledzia do wyścigów konnych, tylko po co? Czy to będzie miało jakikolwiek sens? Pamiętając, że odbędzie się to kosztem czegoś innego, być może bardziej sensownego.

      Obserwuję wyraźny wzrost poziomu braku krytycyzmu (wielu, nie wszystkich) młodych ludzi, przekonanych, że pewne rzeczy im się należą lub przynajmniej są dla nich osiągalne, z całkowitym zignorowaniem takich czynników jak praca i zdolności. To zaś dla wielu dorosłych jest irytujące, gdyż wiemy, że fart fartem, ale na osiągnięcie czegoś trzeba zwykle ciężko zapracować.

      Niestety, ale ogromną część winy ponosi nasz system oświaty, działając na ludzi demoralizująco.

      Usuń
    2. Dobrze, że wspominasz o wypaleniu, bo w naszym rozumieniu coś takiego raczej nie jest brane pod uwagę, zwłaszcza, że dużo nauczycieli u nas było na prawdę ambitnych i poświęcali własny czas dla uczniów, pewnie też dlatego na tym tle ów Pani źle wypada.

      Dzięki za odpowiedź, bo dużo zmienia wg mnie. Brakuje takich wypowiedzi jak to się ma na prawdę w tej norce, w której nauczycielstwo skrywa się przed całą hałastrą.

      Zanik krytycyzmu wobec własnej osoby, to tak jak mówisz żółta kartka, dlatego od zawsze byłem zwolennikiem szczerej, acz nawet do bólu szczerej dyskusji w obliczu różnych zdań między ludźmi.

      Dzięki raz jeszcze :)

      Usuń
    3. Niezamaco, zawsze do usług. :-)

      Usuń
  5. Tak jak @james94 podsumował: dobre wychowanie nakazywałoby przyjść i się pożegnać.

    Nie ma strony bez winy, zarówno nauczyciele jak i uczniowie są winni temu jak wygląda dzisiaj system edukacyjny.

    Idąc do LO oczekuje się Bóg jeden wie czego, gdy nauczyciel zacznie przyciskać, wówczas jest szloch, lament i wołanie o pomoc - bo on gnębi. Rodzice latają i szukają dziury w całym. A prawda jest taka, że to tylko temu nauczycielowi będziecie zawdzięczać za kilka lat to czego się nauczyliście. Obserwując ludzi - reguła ta się potwierdza.

    Bolączką nauczycieli jest faktycznie "zamkniętość", wielu jest takich, co angażują się minimalistycznie. Bo to dyrektor, bo grono, bo koledzy po fachu, oni tego nie uznają, to nie popłaca - więc po co się starać. Robią swoje i odhaczają jako wykonane. Często jednak zapominając, że są tu dla kogoś, kogoś kogo muszą ukształtować i wypuścić w świat dorosłości. I nie prawdą jest, że zachowania wynosi się z domu. Gdy szkoła przetrzymuje nas średnio od 8.00 do 14-15.00 to największy czas jednak spędzamy w szkole - to szkoła jest wychowawcą, a rodzice tylko opiekunami wychowanków szkoły.
    W wielu szkołach brakuje zgrania i jedności grona, wzajemnego dowartościowania - co odbija się na wychowankach.

    Ja, życzę wam z całego serca, by na waszych drogach pojawiało się coraz to więcej młodych ludzi, którzy będą potrafili docenić pracę drugiego człowieka, nie tylko pracę nauczyciela-wychowawcy.

    W zawodzie nie ma znaczenia jakim, miłe słowo od kogoś komu się pomogło, kogoś kogo się czegoś nauczyło, zawsze znaczy więcej niż "miliony monet".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę się podpisać pod obserwacją z trzeciego akapitu. Mamusia martwi się czy dam radę przycisnąć klasę dostatecznie mocno, bo "ich trzeba krótko, żeby się uczyli. Ja swojego muszę pilnować na każdym kroku i do nauki gonić". Po czym leci na skargę do dyrekcji i zabiera dziecko ze szkoły, bo nauczyciele je cisną, jedynki stawiają, zamiast rozpływać się z zachwytu, że on tak pięknie wiersz w obcym języku recytował.

      Zgadzam się również z obserwacją o szwankującej współpracy nauczycieli. Poważną słabością naszego systemu jest brak generowania współpracy. Nauczyciel jest przeważnie sam, pozbawiony jakiegokolwiek realnego wsparcia. I to się raczej pogłębia.

      Usuń
  6. Ja to moja pani pani profesor powiedziała, zamiast uczyć się współpracy i korzyści płynących z niej, uczymy się rywalizować. Tak też jest wśród grona nauczycielskiego.

    W moim LO, pani dyrektor doprowadziła LO do upadku. Czy to jest człowiek nadający się na dyrektora? Gdy dzwoni kuratorium chowa się po kątach, boi się odebrać telefonu - dyrektorka? - Chłam, tyle mogę powiedzieć. Tak samo jest z nauczycielami, wielu jest tych co siedzą, bo siedzą i na tym to się kończy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nauczyciel to zawód poważnie zagrożony narcyzmem. Pod wieloma względami przypomina zawód aktora. Stąd i naturalna skłonność do rywalizacji. U nas tym silniejsza, że mocno okrzepły jest model nauczyciela-samotnego gracza, a nie członka drużyny.

      Usuń
  7. System rujnuje system...

    OdpowiedzUsuń
  8. Zły system jest jak buty, które nie są dopasowane do stopy, a w dodatku czasem wpada w nie kamyk lub coś innego i uwiera.
    Można w nich chodzić, choć nie są wygodne.
    Jakie Panowie proponujecie wyjście z sytuacji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Realnego? Nie widzę szans na zmiany, przynajmniej w perspektywie kilku lat. Zbyt wiele jest zazębiających się powiązań, które trzeba by ruszyć, a za tym wszystkim stoją wielkie pieniądze, których ktoś będzie bronił.
      Indywidualne? Zmiana zawodu [lub formy bytu ;-) ].

      Usuń
  9. Choć nie jestem nauczycielem, to przyznam Ci 100% racji. Rozwiązaniem na sam początek byłoby jednoczenie grona! Sprawić by nauczyciel miał oparcie w nauczycielu, dwa więcej rozmowy może indywidualnej z uczniem. Właściwie to nie wiem jak można dobrać się do problemu od podszewki, bo jak już wcześniej wspomniałem nie jestem nauczycielem, a jedynie chcę nim zostać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłoby, ale na razie czynniki separujące są silniejsze od jednoczących. Sytuacja na rynku pracy wzmacnia postawy "Niech na całym świecie wojna byle moja wieś spokojna" (w sensie - moja wieś to ja).

      Usuń
  10. Przypomina mi się Wesele Wyspiańskiego.To utwór w którym zawarta jest tożsamość Polaków.

    -Miałeś chamie złoty róg?
    -I co? Znów ktoś go zgubił?

    Dawniej wszystko zwalano na komunnę.
    A teraz kiedy mamy wolność, dlaczego z niej nie korzystamy.

    Warto przypomnieć słowa JP II- Wolność to zadanie.
    A kto najlepiej potrafi je formułować i uczyć rozwiązywać?
    Gdzie oni są, gdzie? ........ ????

    OdpowiedzUsuń
  11. Mylisz się, Panterazie, ubolewając że dziś nie korzystamy z wolności. Ależ jak najbardziej z niej korzystamy - tak jak widać dookoła.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mr Aberfeldy
    Dedykuję Ci na majowy weekend utwór który poświęcony jest wolności/rozumianej wąsko i szeroko/.
    Tekst ten ujmuje istotę wolności, jest perłą wśród tekstów.
    Muzyka tworzy doskonał klimat do refleksji nad darem wolności.
    Można go wykorzystać w pracy z młodzieżą.
    Czuj się wolny jak ptak i ćwierkaj jak barwny ptaszek.

    Marek Grechuta -Wolność


    Gdy widzisz ptaka w locie jak wolny jest
    Jak płynie sobie, aż po nieba kres
    Wiedz - niebo bywa pełne wichrów i burz
    A z lotu ptaka już nie widać róż

    Bo wolność - to nie cel lecz szansa by
    Spełnić najpiękniejsze sny, marzenia
    Wolność - to ta najjaśniejsza z gwiazd
    Promyk słońca w gęsty las, nadzieja

    Wolność to skrzypce z których dźwięków cud
    Potrafi wyczarować mistrza trud
    Lecz kiedy zagra na nich słaby gracz
    To słychać będzie tylko pisk, zgrzyt, płacz

    Bo wolność - to wśród mądrych ludzi żyć
    Widzieć dobroć w oczach ich i szczęście
    Wolność - to wśród życia gór i chmur
    Poprzez każdy bór i mur znać przejście

    Wolność lśni wśród gałęzi wielkich drzew
    Które pną się w słońce każda w swoją stronę
    Wolność brzmi jak radosny ludzi śmiech
    Którzy wolność swą zdobyli na obronę -

    Zwycięstwa, mądrości, prawdy i miłości
    Spokoju, szczęścia, zdrowia i godności
    Wolność to diament do oszlifowania
    A zabłyśnie blaskiem nie do opisania

    Wolność to także i odporność serc
    By na złą drogę nie próbować zejść
    Bo są i tacy, którzy w wolności cud
    Potrafią wmieszać swoich sprawek bród

    A wolność, to królestwo dobrych słów
    Mądrych myśli, pięknych snów
    To wiara w ludzi

    Wolność
    Ją wymyślił dla nas Bóg
    Aby człowiek wreszcie mógł
    W Niebie się zbudzić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolność to wartość, którą większość ludzi bez namysłu oddaje za mniej lub bardziej złudne poczucie bezpieczeństwa - przynajmniej u nas.

      Dziękuję za wiersz - nie znałem go.
      Ćwierkanie chyba sobie i światu daruję - bo czy ktoś widział ćwierkającego sępa?

      Usuń