Ziąb, mróz, śnieg - zimą pełną gębą. Niezbyt mi się z twarzy podoba ta pani. Zwłaszcza kiedy muszę na wygwizdowie w środku nocy czekać w zadymce na spóźniający się nocny autobus.
Łaska boska - studniówka już za mną. Miałem nieszczęście w szczęściu w nieszczęściu, że wyszedłem przed końcem - objawy przeziębienia zaczęły mi się pogłębiać tak, że w końcu nie dałem rady. Kiedy dotarłem wreszcie do domu, to miałem główną myśl: "Do łóżka! Pod kołdrę! Szybko! Nie zdążę! Czemu tyle rzeczy mam na sobie i nie mogę wskoczyć od razu?!"
Studniówka - tradycyjnie, ze stałymi elementami składowymi:
1. getto belferskie w najdalszym kącie sali, z wyjściem okrężnym tak, żeby zdążyć zawiadomić ludzi, że belferstwo wypełza.
2. jedzenie paskudne - szumne nazwy pod publiczkę, ale jakość żenująca. Poza tym nader oszczędnie dawkowane - w połowie imprezy już się właściwie skończyło. Zabawne było oglądać zdesperowanych podnoszących pokrywkę za pokrywką w poszukiwaniu czegokolwiek do szamania, kiedy z każdą kolejną pokrywką stopniowo docierała do nich prawda, że papu już nie ma. Niestety, ale tak było na wszystkich studniówkach - jedzenie zdecydowanie kiepskie i to na poziomie jakości przyrządzenia, a nie wyrafinowania.
3. co bardziej lubiani i co bardziej zastraszający belfrzy odegrali swą zwykłą rolę misia na Krupówkach, dając się focić młodzieży spragnionej pamiątki.
4. polonez - jak zwykle mieszanka pochodu skazańców z przemarszem turetyków.*)
5. muzyka - nie pojmuję jak to lecące z głośników gówno można nazwać muzyką. Poza kilkoma zaledwie porządnymi kawałkami (dziwnym zbiegiem okoliczności, wszystkie mają metrykę >30-letnią) reszta to była jakaś straszliwa kakofonia, bez melodii, co najwyżej z jakimkolwiek rytmem, wręcz atonalne wycie, pozwalające duetowi pawiana i karetki pogotowia zdobyć Bursztynowego Słowika.
Do tego głośność na poziomie niedowartościowanej syreny okrętowej rozumie się sama przez się.
A muszę zaznaczyć, że moje gusta muzyczne są bardzo eklektyczne i podobają mi się piosenki z baaardzo szerokiego spektrum.
6. w toaletach - jak słyszałem... ekhem, ekhem... powiedzmy że jamajski klimat.
7. barmani oferujący ukradkiem gorzałę z przebitką, która zawstydziłaby najbardziej chciwą babcię meliniarę.
A ja teraz siedzę okutany w kilka warstw odzieży i modlę się, żeby szybko wyzdrowieć, bo jutro z powrotem do WYZIĘBIONEJ JAK PIEPRZONA LODÓWKA pracy. :-(
__________________________________
*) od zespołu Tourette'a.
Biorąc pod uwagę wszystkie anty, musisz mieć świadomość, że dobrze mieli bawić się uczniowie - to ich bal. Ciało stanowiło jedynie ozdobę:P
OdpowiedzUsuńOzdobę, która nieformalnie jest faktycznie w pracy - oto schizofrenia współczesnej studniówki poza szkołą.
UsuńObecność obowiązkowa ? Jestem w szoku.
UsuńWychowawcy - tak. To się tak łatwo mówi, ale warto sobie uświadomić, że to oznacza siedzenie 9-10 godzin przez całą noc!, bez polecenia służbowego na piśmie i bez żadnej gratyfikacji za pracę w porze nocnej. Nie muszę chyba dodawać, że dyrekcja, o ile się w ogóle pojawi w komplecie, to nie siedzi nawet w przybliżeniu tak długo.
UsuńA prawny status obecności wychowawcy na takiej imprezie jest nieokreślony, jeszcze bardziej - jego status jako pracownika, np. w kontekście ubezpieczenia za wypadki przy pracy.
Nauczyciel pracuje 40 godzin tygodniowo. Prawda?
UsuńFormalnie - tak.
UsuńChyba nie chcesz sugerować, że siedzenie na studniówce mieści się w owym 40-godzinnym zakresie obowiązków nauczyciela?
UsuńWczoraj doświadczyłem tych mrozów w Warszawie :) Odpadały mi ręce i stopy
OdpowiedzUsuńO! to, to! Mam tak samo. Na stopy to jeszcze daje radę: podwójne skarpety i filcowe wkładki do butów, ale łapki mi marznoooooo! :-(
UsuńTo ja mam na odwrót. Mam ciepłe rękawiczki, ale gorzej ze stopami, które ciężko ogrzać. Chyba mam problem z krążeniem...
UsuńZapewne masz - witaj w klubie. :-(
Usuńna łapce brak możliwości rękawiczki, w stopy zmarznięte od 1 grudnia do 30 kwietnia tak w przybliżeniu, to dlatego o ucieczce gdzieś w okolice Karaibów
UsuńA może zainteresuj się - o ile już tego nie zrobiłeś - czymś co się nazywa "ogrzewacz do stóp" są jednorazowe chemiczne i wielorazowe elektryczne. Jest tego pełno na Allegro, choć sądzę, że najlepiej by się sprawdziły opracowane dla turystów i sportowców zimowych.
UsuńJeśli nie, to jest stary sprawdzony (m.in. przeze mnie) sposób - buty numer lub dwa większe i jedna lub dwie pary wkładek (np. aluminiowe i filcowe), oraz dwie lub trzy pary skarpet (najlepiej turystyczno-sportowych zimowych).
Powinieneś patrzeć w przyszłość następna za 3 lata jeżeli oczywiście sprawdzi się najgorszy scenariusz (bo na studniówki chodzisz tylko gdy jesteś wychowawcą? nie rok w rok?) No i mogło być gorzej mogli Cię wziąć do kółka, tańczyć urządzać innego typu zabawy.
OdpowiedzUsuńNiestety kolejne wychowawstwo już mi wcisnęli, poważnie się zastanawiam, czy, kiedy i jak zdecydowanie bryknąć, że nie wezmę. Tak, wychowawcy z musu u swoich, belferstwo niefunkcyjne - wedle upodobania.
UsuńCo do wciągania do zabawy, tańców itp. jestem wyjątkowo asertywny i zdecydowanie ucinam takie zakusy. Julianowanie na parkiecie nie mieści się w pojęciu mojej dobrej zabawy. Absolutnie. :-P
Współczuję, ale przynajmniej garnitur, który kupiłeś specjalnie na tą okazję nie będzie wisiał na marne w szafie :D
UsuńWłaśnie z kwadrans temu coś takiego mi przyszło do głowy - że (jedynym) plusem tej studniówki było zmobilizowanie do kupna garnituru, który przecież przydać mi się może na różne inne okazje, w których dotąd improwizowałem zestawami spodnie-marynarka, co nie było zbyt udane, z uwagi na to, że te spodnie to były z reguły dżinsy. :-x
Usuńczyli impreza udana :D:D:D a tak na marginesie, to moim zdaniem powinno się skończyć z tą fikcją studniówkową, znaczy się, jak dla mnie uczniowie powinni samodzielnie sobie ją organizować bez udziału (zmuszania do udziału) do tego nauczycieli ;) bo dla mnie to żadna frajda iść na taką imprezę, pamiętam jak się męczyłem do piątej czy tam szóstej na studniówce mojej klasy wychowawczej... bleh... teraz co prawda studniówki nie mam, czeka mnie za to bal gimnazjalny, yee! :D:D:D
OdpowiedzUsuńA u podłoża tej, jak ją słusznie nazwałeś fikcji, leży głównie chrońdupna nadaktywność urzędników oświatowych, którzy każą opiekować się pełnoletnimi ludźmi, na imprezie na której organizację szkoła nie ma wpływu (nie dotyczy to studniówek organizowanych w budynku szkoły).
UsuńGimbal to chyba jeszcze w szkole jest organizowany?
a nawet nie wiem, pierwszy raz uczę w gimnazjum :D
UsuńPojęcia nie mam czy dałbym sobie radę. Choć w gruncie rzeczy, biorąc pod uwagę zmiany w oświacie w ostatnich latach, to gimnazjum przyszło do mnie, tj. do LO. ;-)
UsuńMoja studniówka była fajna, co prawda połowinki były fajniejsze, ale... Było jedzenia, była fajna atmosfera, bawić się wybawiłem chyba 3/4 tego czasu przebalowałem... Nauczyciele również, także wydaje mi się, że się dobrze bawili - może złudzenia, ale chętnie rwali się do tańca, konkursów i jako obserwatorzy wygibasów jakie zaproponowaliśmy by urozmaicić tę okoliczność.
OdpowiedzUsuńNawiązując do papu - to u nas miało nazwę i miało ten smak, co dziś często uchwycić w niektórym menu. To zapewne dlatego, że wiedzieliśmy co wybieramy, jakie miejsce, a dobór muzyki, wystrój, układ stolików był uzgodniony na forum - każdy mógł zaproponować swoją wersję i ją wylansować jeśli była ciekawa.
Wspomnień co nie miara - także uważam, że było świetnie :D i tym samym, życzę Wam równie udanych jeśli się pojawią studniówek!
no wiesz, jak chodziłem do liceum, to też miałem udaną studniówkę :P ale to nie to samo, to inna perspektywa i sam fakt, że przymus a nie wybór pójścia ;)
UsuńMoże i inna, ale o tym zdanie wyrobię sobie może za jakiś czas ;-) póki co pozwól zostanę w przekonaniu, że to może być przyjemna noc :)
UsuńI o to się rozchodzi - co innego z własnego wyboru, a co innego z bezprawnego musu.
OdpowiedzUsuńszczerze współczuje nie ma nic gorszego niż na zawołanie i w pracy cudownie się bawić , to tak trochę jak na firmowej imprezce z pijanym Prezesem cudownie
OdpowiedzUsuńMogę sobie wyobrazić - paw na zawołanie. :-/
UsuńCzy z punktu nr. 3 przebija nieśmiała zazdrość? Tudzież skrywana skrzętnie radość?
OdpowiedzUsuńMyślę, że raczej rodzaj delikatnego zażenowania, jako że robiłem za owego misia, a nie za widza. ;-)
Usuń