Tydzień w pracy ma się ku końcowi, tydzień pracy - trwa nadal. Moje cholery jeszcze się nie pozbierały po przerwie świątecznej - zawsze powrót do pracy po jakiejkolwiek przerwie to dla nich wielki i bolesny wysiłek, dobrze w czasie rozciągnięty.
Na tratwie Meduzy załoga dochodzi do siebie po ostatnich akcjach. Po tylu latach nie powinno już robić większego wrażenia, a jednak zdarza mi się przystanąć i przypatrzyć z zadziwieniem ludziom, którzy nasrawszy w wentylator szczerze dziwią się głośno: czemu w pokoju sami piegowaci.
Dziś rankiem zbudził mnie budzik, w samym środku jakiegoś prozaicznego snu. Wstałem niezwłocznie i zrobiłem może trzy kroki od łóżka, kiedy w głowie eksplodowała mi straszna myśl: "O Boże, a może ci, którym wczoraj wieczorem nastawiałem jedynek za duby smalone w kartkówce naplecione, to może oni się z książki tylko uczyli, może tam jest gdzieś w jakimś zakamarku inaczej omówione co im tak usilnie na lekcjach objaśnialem?! Może to ja gdzieś to przegapiłem? Oj biada mi, biada! Cóżem uczynił - dziecim pokrzywdził niesprawiedliwością! Przecież to niemożliwe, żeby tak się nie przygotowali, to ja musiałem coś przegapić ze zmęczenia i alzheimera!" Więc na pięcie zwrot i pędem do stołu, do kartkówek i dawaj - wertować podręcznik w poszukiwaniu miejsca z którego dzieci swe mądrości zaczerpnęły, których jam stary i sklerotyczny nie rozpoznał; dawaj - jeszcze raz kartkówki czytać i oceny weryfikować.
Nie zaprzeczę, że odczułem ulgę, kiedy sie przekonałem, że te oryginalne wywody w kartkówkach, to na pewno z podręcznika nie były wzięte, a żadnej oceny zmieniać nie muszę, bo wszystkie prawidłowo ustaliłem. Cóż - fiksum dyrdum...
hahaha, mam to samo czasami :D zwłaszcza jak czytam na kilku kartkówkach te same głupoty, zaczynam się wtedy zastanawiać, czy na pewno wszystko dobrze im powiedziałem i czy w książce czegoś innego nie ma... czasami aż sięgam po ich zeszyty by zobaczyć, czy są tam te bzdury, co na kartkówkach czasem widzę... okazuje się, że i w zeszycie, i książce, to samo co w mojej głowie, więc skąd te bzdury? można sfiksować w tej pracy, oj można :P
OdpowiedzUsuńAno właśnie, tak to wygląda belferka od kuchni. :-)
UsuńDobrze, że są jeszcze nauczyciele, którzy się tak przejmują jak Wy bo mój nauczyciel historii nie mogący zapanować nad uczniami zawsze dyktował nam notatki przez cała lekcję, do dzisiaj pamiętam jak mnie bolała ręka dopóki nie zacząłem olewać jak inni :D Jeżeli przy mnie są poruszane jakieś kwestie wiązane z komunizmem/drugą wojną światową to uwierzcie mi ja siedzę cicho i nic się nie odzywam.
UsuńNo cóż... na lekcji to zasadniczo ja nawijam i złoszczę się, że im się nie chce choć najważniejszych kwestii zanotować. :-x Ale faktycznie - nie dyktuję.
UsuńChociaż...
Może...
Może to jest POMYSŁ?! ;-D
No może i pomysł dobry, żeby poskromić czasem potworki :D Ha! jakbyś się kilku osób z mojej licealnej klasy zapytał kim był Gomułka to byś zszedł na zawał.
UsuńKochany, takie zawały to ja mam co tydzień, góra co dwa tygodnie. Jakbyś chciał wiedzieć, to stan wojenny w 1981 wprowadził Piłsudski. :-)
Usuń:D leżę i kwiczę ze śmiechu !!!:D
UsuńGłupota się szerzy, rozrasta, ale ważne by umiejętnie ją zwalczać ;-)
OdpowiedzUsuńNiestety, ale to mrzonka - ona jest niepokonana. Nie powstrzyma się fal morza rozpostartymi rękami.
UsuńTo trzeba szukać innego sposobu jak otwierać ręce ;-) wiem, wiem, łatwiej powiedzieć, niż wcielić w życie, ale wiara czyni cuda, wierzę, że się uda ;-)
UsuńAch, ta młodzieńcza naiwna wiara! ;-)
UsuńMoże za kilka/naście lat powiem to samo, ale dziś wychodzę z przekonania, że wiele można zyskać, wiele może się udać ;-)
UsuńTy z niego nie wychodź! Ty w nim zostań! :-D
UsuńBędę pamiętał o tym w chwilach skomplikowanych;-)
Usuń