Jacek Prusak SI "Powołanie do bycia singlem"
Są tam kwestie, które wydają mi się prawdopodobne - jak błędy w podejściu Kościoła. Generalnie jednak mam wrażenie, że ks.Prusak pisząc o singlach ma na myśli osoby hetero, a nie nas i mam poważne wątpliwości, czy podtrzymałby swoje tezy pisząc o osobach homoseksualnych. To zaś oznacza, że przenoszenie tez artykułu na takie osoby jest zabiegiem naciąganym i wysoce wątpliwym.
Kolejna kwestia, to zdefiniowanie "singla" - nie jest pewne co autor rozumie pod tym pojęciem. Dla mnie singiel i osoba samotna to nie są wzajemnie zamienne synonimy. W byciu singlem jest dla mnie o wiele więcej mniej lub bardziej świadomego wyboru, a więc i zadowolenia z tego trybu życia, za to osoba samotna jest nią w większym stopniu z takiego ułożenia się życia, niż jej świadomego wyboru. Naturalnie to zmienia się w czasie i mogę sobie bez trudu wyobrazić przypadek singla, który "przegapił okazje" i chciałby się sparować, ale to mu się nie udaje i staje się osobą samotną. Chciałbym zaznaczyć, że powyższe jest moim prywatnym rozumieniem i rozróżnieniem.
Ja zaś wedle powyższego nie czuję się singlem, tylko osobą samotną.
Wracając do artykułu, mam wrażenie, że autor posługuje się rozumieniem pojęcia singiel bliskim mojemu. Wówczas pisanie o powołaniu do samotności ma sens, który traci kiedy mówimy o człoweku samotnym z konieczności, wbrew jego woli - trudno sobie wyobrazić powołanie boże z musu. Co najwyżej czlowiek może racjonalizować jakiś stan wmawiając sobie i innym, że to wola boża, ale to już bardzo niebezpieczny zabieg.
I myślę, że tu jest sedno artykułu: chodzi o zracjonalizowanie pewnego stanu faktycznego w taki sposób, aby deficyt i ból zacząć postrzegać jako korzyść i wartość.
Bycie singlem to błogosławieństwo, jeśli pozostaje powołaniem i wyrazem świadomości, że jest się dzieckiem Boga.
Tylko że najpierw musi się stać powołaniem i wymaga wiary w Boga. Trąci to już nieprzyjemnie prozelityzmem i warunkowaniem: szczęście możliwe tylko dla wierzącego, niewierzący ma przechlapane. A jedyna słuszna wiara w Boga, to nasza wiara. Ja zaś w Boga wierzę, ale już w kościelne nauki - nie.
Trudno też pominąć fakt, że sprawa ma jeszcze jedno dno. Rozważania te w odniesieniu do osoób homoseksualnych mają jeszcze bardzo konkretne zastosowanie. Promowanie błogosławieństwa samotności w zestawieniu z kościelnym potępieniem "zachowań homoseksualnych" przy deklarowanym akceptowaniu faktu bycia osobą homo, nabiera nieprzyjemnego manipulatorskiego wydźwięku. Służy to odwodzeniu homoseksualistów od szukania szczęścia w potępianych przez Kościół związkach, przez uwznioślenie ich samotności i próbę przekierowania ich niezaspokojonych potrzeb na miłość do Boga, wspólnoty (zapewne - wiernych) i bliźnich.
powołanie do samotności musi taki charyzmat realizować - musi być dla dobra wspólnoty, dla dobra innych, dla dobra bliźniego
A to mi się nie podoba. Nie wiem czy ks.Prusak miał taką intencję - nie mam podstaw by mu ją przypisywać, ale nie ulega dla mnie wątpliwości, że takie odczytanie i wykorzystanie jego koncepcji dla wielu ludzi Kościoła (duchownych i świeckich) byłoby użytecznym i wartym rozpropagowania.
Połowę swojego życia przeżyłem mogąc się podpisać pod myślą:
«Nikt mnie nie chce, ja nie chcę nikogo, bo nie znajduję odpowiedniego partnera, więc decyduję się na życie w samotności»
Właściwie nawet bardzo podobnie to werbalizowałem. I co? I guzik. Okazało się w końcu, ze to było samooszukiwanie się - krew nie woda. Umysł ludzki jest potężny, może zbudować silne mechanizmy samooszukiwania się, racjonalizując bardzo wiele, nawet zachowania, wybory itp. bardzo dla człowieka szkodliwe, jako słuszne, dobre i korzystne. Może to utrzymywać długo, żyjąc w takim fikcyjnym świecie wewnętrznym wiele lat. Niektórzy - nawet całe życie. Ale niektórym zabraknie sił do utrzymywania tego auto-matrixa, runą pieczołowicie wznoszone konstrukcje zasłaniające ból i brak. Jakże łatwo wtedy odegnać precz swe wątpliwości mówiąc o kimś takim, że wierzył nie dość mocno, albo nie wierzył w Boga prawdziwie, albo - w Boga prawdziwego, albo... jakże wiele mądrych, przepojonych poczuciem wyższości i zarazem lękiem ucinających stwierdzeń.. Stwierdzamy, że to ten słaby człowiek był niedoskonały i poddał się, a my nadal jesteśmy lepsi, mądrzejsi itp.
Jest ci źle, to poczuj się wybrańcem Boga (powołanym do swego cierpienia) i już ci się zrobi lepiej. Przepraszam za dosadne sformułowanie, ale dla mnie taka recepta jest w swej istocie wirtualnym odpowiednikiem narkotyku. Wiem, że niepokojąco zbliżam się tu do Lenina, ale mechanizm wyciszania człowieka jest analogiczny. A to co sądzę o narkotykach, jasno wyłożyłem w poprzedniej notatce.
Singiel a osoba samotna to dwa odrębne pojęcia.
OdpowiedzUsuńOtóż to. A my z Kattą się na tym znamy. :-)
UsuńI znów - tradycyjnie Kattowa odpowiedź, pozostawiająca jakże szerokie pole do interpretacji i poszukiwań. :-(
Usuń-Co ja tutaj robię?
OdpowiedzUsuń--Wszedłeś, bo była otwarta furtka i coś cię zaciekawiło w tej zagrodzie.
-Tak, ale z napisu na bramie wynikało, że tam żyje pustelnik.Zamiast pustelnika spotykam człowieka, który słowa Ewangelii porównuje do narkotyku.
--Staraj się go zrozumieć, pustelnicy czasem też ulegają pokusom.Samotność może powodować alienację.
-Człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa, a Chrystusa bez krzyża.Jak naśladować Chrystusa nie pojmując roli krzyża w życiu?Ktoś powiedział-kto nie weźmie krzyża sam na własne ramiona, krzyż przyjdzie do niego ....
--Daj mu spokój, nie jesteś misjonarzem. To tylko blog.W dodatku jego komentatorzy należą do specjalnego klubu.
-Rzeczywiście, widzę tu nawet Lemury.
--Tak, oni na Madagaskarze mają swoich misjonarzy, którzy przy okazji leczą trędowatych, a więc nie próbuj ich nawracać.
Misjonarze mają w Afryce pojętnych i dobrych uczniów.
-Masz na myśli posła Godsona.
--Nie tylko.Choć nikt nie zwrócił dostatecznej uwagi na symbolikę jaką wyraża ta postać.Ale nie wszczynaj tu dyskusji, bo oberwiesz.
-Masz rację, przecież jestem w cudzej zagrodzie, w dodatku jej właściciel ma obcobrzmiące imię.
-- Nie miej mu tego za złe. Żyjemy w Europie, a ona ma dwa płuca.Wiatr wieje teraz z zachodu.
-Hmmm ....
Hmmm...
UsuńWiem, że od kilku dni nie sprzątałem, ale żeby zaraz - "zagroda"? ;-)
OdpowiedzUsuńHm... Chyba mój styl nie przypadł Ci do gustu.Teksty piszę spontanicznie. To przypadek zdecydował, że akurat poszukując czegoś na portalu -Życie duchowe- znalazłem ten tekst.
OdpowiedzUsuńPomyślałem o Tobie bowiem wiem, co znaczy samotność.
Nie wiem, dlaczego z katalogu relacji międzyludzkich wypadło pojęcie-przyjaźń. Przyjaźń to najpiękniejsze uczucie, któremu mogą towarzyszyć inne rodzaje uczuć. Obecnie nachalnie reklamuje się związki, które już z samej nazwy czynią ludźmi niewolnymi, bo związanymi, jak trawa /zboże w snopie. Ale nie o tym chcę się rozwodzić.
Obraziło Cię użycie słowo zagroda. Mnie skojarzyło się z powiedzeniem- Pan na zagrodzie, a zagrodą jest twój blog.
Może lepiej było użyć słów, które ujmują to wytworniej.
My home is my castle. Myślę, iż jest to dobra dewiza życiowa.
Żegnam staropolskim zwyczajem: Szczęść Boże!!!!
Eee tam, bez przesady! Do obrazy to jeszcze daleko, raczej mnie ta "zagroda" rozbawiła, stąd emotikonek "perskie oko".
UsuńNie zgadzam się z takim definiowaniem związków ogólnie, poprzez interpretację językową nazwy. Niewątpliwie są związki toksyczne i szkodliwe, ale generalizowanie jest moim zdaniem nietrafne.
Styl masz, istotnie, dość specyficzny i może on rodzić trudnosci w odbiorze, ale z tym to już - trudno, każdemu się nie dogodzi.
Pewnie nie spodziewałeś się takiego poziomu i toku dyskusji.
OdpowiedzUsuńCenię Cię za wiedzę i zdanie.Nie wdaję się w polemikę.
Trzeba przecież różnic się pięknie.Choć mam ochotę Cię podszkolić.
W uzupełnieniu nasuwa mi się pytanie- jak duże masz mieszkanie/
Nie wiem, dlaczego lokalizowałem Twoje miejsce życia na Mazurach?
Dziś usłyszałem w radiu, że istnieje tyle recept na szczęście , ilu jest ludzi.
Życzę aby Twoja recepta pozwoliła Ci je osiągnąć.