Jawne i totalne olewanie przez niektóre klasy tego co mam do powiedzenia, budzi mój głęboki niesmak i zniechęcenie.
Polowanie z nagonką na rodziców, żeby podpisywali zagrożenia swoich pociech.
Dyrekcja apelująca do pracowników o wypełnianie podstawowych obowiązków pracowniczych i przypominająca, że przypomina o tym już od wielu lat - eee... muszę to nazywać? Bo tak trochę jakby brak słów, a może raczej - chęci żeby takie coś komentować.
Do tego gromkie potępianie palaczy i nakaz zdecydowanego ich ścigania, przy jednoczesnym tolerowaniu przez tęże dyrekcję nielegalnej palarni nauczycielskiej w środku szkoły, o której wszyscy wiedzą, bo trudno nie poczuć wydobywającego się stamtąd tytoniowego smrodu.
Jak to dobrze, że niebawem urlop nieprawdaż? :)
OdpowiedzUsuńI dobrze i źle. Dobrze, że odpocznę od tego wszystkiego. Źle, że zostanę sam na sam ze sobą, a praca jednak zajmuje większość dnia i uwagi.
UsuńJak odpoczynek, to zdecydowanie lepszy zespołowy, a skoro wolne, to więcej czasu na organizację takowego wespół zespół, albo ja jakoś źle rozumuję...
UsuńRozumujesz jak najbardziej logicznie. Tyle że w odniesieniu do mnie taka ogólna logika ma ograniczone zastosowanie. Po prostu od wielu, wielu lat nie ma już żadnego zespołu.
UsuńZespół zawsze się daje jakoś zorganizować...
UsuńDo flaszki - istotnie. Do poważniejszych przedsięwzięć - nie zawsze. :-)
Usuńw jednej z moich szkół wprowadzono zmiany takie, że to obowiązkiem rodzica jest dowiedzenie się o zagrożeniach jakie syn/córka ma na semestr/koniec roku a nie obowiązkiem nauczyciela ściganie rodzica by podpisał te zagrożenia - uważam, że tak powinno być zawsze, w końcu po to robi się zebrania by jeden rodzic z drugim ruszyli swe dupska i dowiedzieli się, co się z ich dziećmi dzieje :]
OdpowiedzUsuńOczywiście, że tak powinno być, bo przecież jest to zgodne ze zdrowym rozsądkiem. Ale niestety - tam gdzie kończy się zdrowy rozsądek, tam zaczyna się oświata.
Usuńu mnie nie ma obowiązku. to powinność rodzicielska - nie interesują się, ich sprawa. jednak cała masa innej roboty spoczęła na nas, jak zwykle w ostatnim miesiącu...
UsuńTy, Vermisiu, to w ogóle stachanowiec jesteś, bo przecież jeszcze sprawdzanie gimzaminu i matur w weekendy miałeś, więc to już w ogóle góra roboty, a nie tylko masa.
UsuńZa wysyłanie tzw. zagrożeń powinna odpowiadać administracją szkoły, ma przecież czas pomiędzy ranną kawą i południowym lunchem. Poza tym autorytet osoby dyrektora w relacji z rodzicem gwarantuje skuteczność. Warto przypomnieć dyrekcji iż praca w szkole to przede wszystkim służba.
OdpowiedzUsuńŻyczę nabrania dystansu do takich drobiazgów. Życie nie jest tylko szkołą, a szkoła nie może wypełniać nikomu całego życia.
pozdrawiam Ciebie i twoich pobratymców.
Administracja ma inne ważniejsze zadania. Dyrektor ma bardzo dużo czego innego do roboty.
UsuńOd takich czynności jest wychowawca. Za niedopilnowanie poinformowania rodzica o zagrożeniach grozi mu nagana. Przy czym owo "niedopilnowanie" należy rozumieć tak, że to wychowawca musi udowodnić na piśmie, że poinformował. W razie konfrontacji rodzica z wychowawcą, słowo wychowawcy nie ma wagi - tylko papier z podpisem rodzica lub list polecony go chroni.
Prawo szkolne.a to oznacza , że napisane jest w duchu demokracji i tolerancji, a to skutkuje znalezieniem furtki na jego obejście.
OdpowiedzUsuńInformowanie uczniów o zagrożeniach jest największą głupotą prawa szkolnego. Skutkuje ono bowiem sytuacjami, które podważają autorytet nauczyciela i szkoły. Obowiązkiem ucznia jest uczenie się a rodzica -interesowanie wynikami syna/córki.
Uczeń , który zostanie wykazany, jako zagrożony może sobie bimbać. A ten, który dostał informację może nie dostarczyć potwierdzenia i grac nauczycielowi na nosie.
Szkoda, że nauczyciele nie udoskonalacie prawa, w tej chwili jest u nas prawna ochrona lenistwa i krętactwa uczniów.
Drogi Panterazie!
UsuńJesteś w błędzie twierdząc, że my - nauczyciele, nie udoskonalamy prawa oświatowego. Ależ oczywiście, że je udoskonalamy nieustająco - tak samo jak Ty udoskonalasz polskie prawo cywilne, administracyjne, konstytucyjne itp. :-P
Prawda jest taka, że z nauczycielami nikt nie konsultuje przeprowadzanych zmian w prawie oświatowym - władza wie lepiej, a urzędnicy z Alei Szucha zdają się być oburzeni na sam pomysł, że jakiś nauczyciel miałby się wypowiadać na temat tego co oni szykują.
Uczeń mający zagrożenie - jest szansa, że może weźmie się do roboty, choć w końcówce. Systematyczność pracy nie jest dziś wartością cenioną i popieraną przez system - liczy się tylko efekt końcowy.