Od rannego ranka jak w młynie - klasa nie zdąży wyjść z sali, a już się tłoczą interesanci. Dzwonek i muszę interesantów wypychać, żeby lekcję poprowadzić, a i oni żeby na swoje lekcje dotarli. Na poprawy - przelewający się tłumek pisarzy. Na korytarzach zaś wyrywanie uśpionych z błogiej nieświadomości i uświadamianie, że nie, jeszcze nie zdają. Legion przebudzonych runął liczny, jakby się nekromanta do Wólki Węglowej dorwał.
Druga fala, którą pierwsze aluzje mailowe zwiastują, to rodzice w pośpiechu organizujący choroby, zdarzenia losowe, uśmiercający babcie i dziadków, a raczej - szykujący papiery na to, żeby ratować swe pociechy przed jedynkami i repetami. Gdyby wykreślić krzywą zdrowia naszych uczniów, to w drugiej dekadzie czerwca nurkowałaby jak Sztukas.
Ostro w górę za to pnie się inna krzywa - wiary w pociechy i znajomości ich kompetencji przez rodziców, wyrażana deklaracją brzmiącą jak "Ani kroku w tył!" - Ja znam moje dziecko i jego możliwości i wiem że umie na dwójkę! W tle zaś pobrzmiewa bojowa melodia "Ja jako matka".
A przede mną stosik prac do sprawdzenia.
A Martini z sokiem czarnoporzeczkowym smakuje doskonale, lepiej niż z pomarańczowym.
Hm, wolę sok pomarańczowy bez Martini :P
OdpowiedzUsuńMuszę wypróbować. Martini z sokiem z czarnej porzeczki znaczy
OdpowiedzUsuń