Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

sobota, 8 kwietnia 2017

599.Na mszy

Jeszcze tylko trzy dni robocze do Świąt. Wielkanoc jednak nie ma takiego klimatu jak Boże Narodzenie, choć przecież z religijnego punktu widzenia to znacznie ważniejsze święto. Po raz pierwszy od dłuższego czasu byłem na mszy - można powiedzieć z konieczności, nie z własnej potrzeby. Być może ta przerwa pozwoliła mi patrzeć na to z dystansem, choć złapałem się na tym, że na samym początku chciałem odruchowo, jak reszta się przeżegnać wygłaszając stosowną formułkę - jednak lata szkolenia robią swoje. Potem jednak patrzyłem sobie na to magiczne theatrum z pewnym zainteresowaniem. Bogaty rytuał złożony z różnorakich czynności, pełen urozmaicenia gestem, śpiewem tworzy spektakl mający kreować stan wiary że uczestniczy się w czymś większym, głębszym, nadnaturalnym niż zwykłe życie. W istocie rzeczy ta manipulacja nie różni się od tańca indiańskiego szamana, który z grzechotkami tańczy wokół jakiegoś świętego ognia. Skomplikowana forma ma sugerować kontakt z wyższymi siłami, które sprowadzą na nas pomyślność. Niezrozumiałość należy interpretować jako wyższy stan świadomości. Ci, którzy tę formę akceptują bez zastrzeżeń są nazywani wiernymi, a tych którzy wskazują na pustotę tych rytuałów zbywa się stwierdzeniem, że są w pewien sposób upośledzonymi nieszczęśnikami, którzy nie dostąpili łaski wiary. Wierzący przy tym domagają się dla siebie szczególnej ochrony, z wsadzaniem do więzienia włącznie ("obraza uczuć religijnych"), co i tak jest wielkodusznym ustępstwem z ich strony, bo jeszcze historycznie nie tak dawno temu, w ogóle odmawiali niedowiarkom prawa do dalszego życia. Zabawne jest, że dla "objawień na szybie, murze itp."już ta gorliwość do nietykalności czyjejś wiary wygląda inaczej.

Cóż, zalęknione potęgą natury zwierzątko szukające jakiegokolwiek sposobu choć minimalnego zwiększenia swoich marnych szans, wciąż w nas siedzi i krzyczy ze strachu. Wysila się więc, jak by tu znaleźć dojście do Najwyższego. Bo ktoś przecież nad tym wszystkim musi stać.

3 komentarze:

  1. Bardzo się cieszę, że Wielkanoc nie ma takiego "klimatu", jak Boże Narodzenie. Oba święta są mi absolutnie obojętne, natomiast gdy już od listopada atakuje mnie zewsząd sraczka prezentowa i magicznoświąteczna, mam ochotę wziąć piłę łańcuchową i iść na miasto zrobić porządek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Omijam kościoły wielkimi łukami. Modle się w domu, albo na spacerze, mniejsza o to. W kościele jak bywałem niestety po kilkunastu minutach zasypiałem. Męcze się strasznie a te modlitwy wypowiadane (mam wrażenie) bez świadomości ich słów są żenujące. Pieśni odśpiewane jak na pogrzebach a to podobno dzień radości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczególnie trudna do strawienia na mszy jest dla mnie modulacja głosu przy inkantacji, w rodzaju "Pa-aa-aan Zastę-ęęę-póóów!" itp. Jakby celebransa na sankach po schodach spuszczali. Okropność!

      Usuń