Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

piątek, 28 kwietnia 2017

608.Dzieci poszły

Dziwne uczucie - nagle wszystko wokół przestało przemykać w szalonym pędzie. Od świtu do czwartej - jak w transie. Czas przelatywał wg jakichś nowych nieznanych prawideł, można by rzec - na sąsiednim pasie. Półtora- czy dwugodzinne odstępy między stałymi punktami dnia wydawały się okruchami, w których muszę zmieścić mnóstwo rzeczy. Lista tego, co muszę zrobić, miała zmniejszyć napięcie i wprowadzić odrobinę uspokojenia, tymczasem złapałem się na tym, że denerwuję się czy nie zapomniałem czegoś na niej umieścić. Teraz wciąż mam lekki niepokój, czy o czymś ważnym nie zapomniałem i co w takim razie miałbym począć?! ścigać i ściągać wyabsolwentowanych już uczniów? Gorzej - jak ja bym wyglądał z taką wpadką?!

Wpadkę i tak zaliczyłem - na szczęście dotyczyła dupereli, tzn. drobnego kilkuzłotowego upominku dla maturzystów, ale i tak popsuło mi to humor, bo z mojej winy wyszło głupio. Zastanawiałem się nad przyczyną takiego mojego błędu i doszedłem do wniosku, że zagrały 2 czynniki: uznanie (słuszne), że w porównaniu do pozostałych spraw, które musiałem załatwić przy rozdaniu świadectw, to było najmniej istotne, oraz odruchowe potraktowanie całej mojej klasy jednakowo, bez wydzielenia dopuszczonych teraz do matury, którym się upominki należały, i pominięcia przybyłych poprawkowiczów i powtarzających. Zastanawiam się też, czy się teraz nie samousprawiedliwiam (rozgrzeszam), ale chyba odruchowo i emocjonalnie zareagowałem w gruncie rzeczy dobrze - potraktowałem wszystkich równo. Parę razy dotarła do mnie okrężnymi drogami opinia uczniów, że nikogo nie faworyzuję i traktuję równo bez względu na sympatię. I zdaje się, że dziś zadziałałem tym silnie zakorzenionym odruchem - "dostałem coś dla moich uczniów, więc rozdaję wszystkim". A tu trzeba było selekcjonować po zasługach i wpadka. No, trudno - zdarzyło się i nic już tego nie odmieni.

Indywidualnych pożegnań było niewiele.

Jasio podszedł i stoi z czerwoną twarzą.
- Jasiu, co tak milczysz?
- Profesorze... a jak tu zamknąć takie trzy lata w zdaniu czy dwóch?

Asia przydźwigała prezent - widać staranie, że spersonalizowany, z jakoś wzruszającą odręcznie wypisaną dedykacją:
"Pomimo, że nigdy interesowała mnie historia to Pana lekcje zawsze były ciekawe :) Za podejście do uczniów, cierpliwość i wyrozumiałość dziękuje".



5 komentarzy:

  1. poszły, ale wrócą jeszcze na matury :P ja niedługo swoich pożegnam, kolejna klasa wychowawcza pójdzie w świat :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na matury to już rozproszeni w tłumie i skupieni w jednym skrzydle, więc się w oczy nie rzucą. :-)
      Śpieszmy się opieprzać klasy, coraz szybciej odchodzą. :-) Mam wrażenie, jakby ich rekrutacja była dopiero co.

      Usuń
    2. ja tam już swoich nie opieprzam, co miałem im wpoić do głów z zachowania to wpoiłem i już dobrze znają granicę :P a w następnym roku przyjdą znowu nowi i znowu trzeba będzie ustalać granice... a z każdym rokiem mniej chęci na to i mniej sił... :]

      Usuń
  2. Nie wzruszaj się tak - odczekaj, który z pupilków za 3-4 lata powie Ci "Dzień dobry" na ulicy.

    OdpowiedzUsuń