Biedny Emuś miał paskudną przygodę. Wybrał się na randkę, z klubem w programie. Tam zaś, choć nietrunkowy, dał się randkowiczowi namówić na drinków kilka, które go ścięły na maksa. Po (zmierzonych później) promilach sądząc, niejedna matka karmiąca więcej sobie golnie, no, przynajmniej w Rosji. Ale Emuś nie pije i głowę ma słabą jak niemowlę. No i Zed dead, baby, Zed dead!
Po wyjściu z klubu koleś go zostawił i pod jakimś pretekstem się ulotnił. W nocy, w mało ludnym miejscu, chłopaka z urywającym się filmem! Co za skurwysyństwo! 

Szczęściem w nieszczęściu przejeżdżał patrol i odstawił Emusia do "hotelu dla trunkowych", nim mu się jaka poważniejsza krzywda stała. Dopiero rano dowiedział się i odtworzył co się z nim działo.
Niewątpliwie to była najdroższa z jego randek (ubranko sponiewierane i honorarium pensjonatu), ale i tak łaska boska, że mu nic poważniejszego się nie przydarzyło.
Żeby człowieka w takim stanie zostawić? Porzucić narażając na rozmaite niebezpieczeństwa? Czy to zachłyśnięcia się wymiocinami i śmierci z uduszenia czy też gwałt, pobicie, okaleczenie! Ot, ścierwo.
Choć był w tym i aspekt humorystyczny, bo dziś Emuś powstrzymał się od tradycyjnej rady: "Nie możesz rezygnować. Musisz kogoś poznać, kogoś sobie znaleźć!"
Jestem rad, że Twojemu przyjacielowi nic się nie stało i jest bezpieczny. :) Na szczęście, ten nieprzyjemny epizod nie miał poważniejszych konsekwencji.
OdpowiedzUsuńNie zmienia to jednak faktu, iż osoba, z którą to wybrał się na spotkanie, by spędzić z nią wieczór, zachowała się nieadekwatniedo sytuacji i nieodpowiedzialnie. Mógł mu chociaż zamówić taksówkę do domu. Ta wszechobecna znieczulica doprowadzi mnie kiedyś do szaleństwa.
Mam nadzieję, że to się nigdy nie powtórzy. Pilnuj go wytrwale i dbaj o niego! :) Życzę Wam, abyście natrafili już tylko na dobrych ludzi na swej życiowej drodze.
Uściski!
Trafnie nazywasz - znieczulica, myślę, że także przerażająco bezwzględne wygodnictwo, nakazujące maksymalizować korzyści z każdej relacji społecznej i minimalizować niedogodności. Na pierwszy sygnał o jakimkolwiek dyskomforcie jesteśmy gotowi momentalnie porzucić drugiego człowieka i odciąć się od niego, jakbyśmy nigdy się nie znali i nie spotkali. I cóż się wobec tego dziwić, że tak mało znajomości i związków (bez względu na orientację) wytrzymuje dłuższy czas?
UsuńJak zawsze mądrze i w treściwy sposób podchodzisz do poruszanego zagadnienia.
UsuńMimo tych przykrych wydarzeń, które miały miejsce i których to słyszę niemalże każdego dnia, naiwnie wierzę, że gdzieś na ulicy mijają mnie ludzie o dobrym sercu. Takie felerne czasy zawitały do ludzkich wnętrz, lecz nie można się poddawać. Szukajmy tych ukrytych perełek nawet tam, gdzie z pozoru ich nie ma. :)
Naturalnie masz rację, że codziennie mijają nas ludzie o dobrym sercu. Sęk właśnie w tym - mijają i idą dalej, a my samotni jak dawniej, żadnego nie zatrzymawszy.
UsuńKiedyś wynajdziemy wykrywacz ludzi o dobrym serduchu, zobaczysz! Razem możemy tego dokonać! Kto wie, może nawet nam się uda? :)
Usuń