No i poszły moje diablęta weneckie w świat. Trzyletnia wspólna wędrówka przez życie dobiegła końca. Jestem zbyt zmęczony, żeby to do mnie już dotarło - że nigdy już wszyscy nie spotkamy się, że nie będzie już żadnych wspólnych zajęć. Grupa społeczna o nazwie klasa prof. Aberfeldy'ego przestała istnieć - dziś przeszła do historii. 30 młodych ludzi poszło każdy w swoją stronę. Zostały mi po nich tylko blaknące wspomnienia i zdjęcia w pożegnalnym albumie, który mi ofiarowali.
Bardzo źle jest zorganizowane zakończenie roku klas trzecich - zamiast pożegnania, które powinno przebiegać w jakiejś miłej, spokojnej atmosferze, jako emocjonalne zamknięcie pewnego ważnego (przynajmniej na tym etapie) rozdziału w życiu człowieka, był pośpiech, biurokracja, nerwowość. Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że zostałem w sali sam - wszystkie zadania wykonane, wszyscy już poszli. Zamiast móc spokojnie porozmawiać na pożeganie ze swoimi wychowankami, musiałem skupić się na dystrybucji dokumentów i pilnowaniu zbierania pokwitowań - tylko to jest, okazuje się, ważne i liczące w naszej pracy. Jeden papier, drugi - tu pokwituj, trzeci i czwarty - pokwituj tu, i tutaj jeszcze, a tu masz to i to i tamto i sramto i pierdamto! Przerażająca jest dehumanizacja szkoły. Taśma produkcyjna zamiast wychowywania i kształtowania charakterów. Ludzie kierujący oświatą, o innych nie wspominając nie pojmują, że do wychowania drugiego człowieka przede wszystkim potrzeba: czasu, cierpliwości i czasu. Niczego z tego nie ma nauczyciel przytłoczony godzinami ponadwymiarowymi i innymi zadaniami. Zamiast wychowawcy mamy dozorcę. Bo taniej.
Czy mogę prosić o odpowiedź na skomplikowane pytanie ;) ? Dlaczego zostałeś nauczycielem ? Nie chcę zobaczyć odpowiedzi, że już o tym pisałeś. Bo ja na przykład wykonywanie swojego zawodu postrzegam jako " aranżowane małżeństwo za zgodą rodziców" ;) i to jest spostrzeżenie, które mi się objawiło jakiś miesiąc temu, rok temu usłyszałbyś kompletnie coś innego.
OdpowiedzUsuńZmusiłeś mnie do zastanowienia. Do tej pory zwykle odpowiadałem na takie pytanie, że po prostu chciałem nim być. Ta chęć była we mnie co najmniej od końca ogólniaka, przynajmniej w tych okolicach jestem jej pewny, ale okazjonalne myśli, że fajnie byłoby być nauczycielem miałem i wcześniej. Tyle, że były one ulotne i nie przeradzały się w motorek moich poczynań. Do zawodu trafiłem okrężną drogą - późno i przypadkowo. Byłoby to dobrą ilustracją potęgi przeznaczenia - możesz wybierać wszelkie inne opcje, ale to co jest ci przeznaczone, czyli w rzeczywistości płynie z głębi ciebie, i tak cię znajdzie, a ty się zorientujesz w tym post factum. W każdym razie - se non è vero, è ben trovato. ;-)
UsuńAle po Twoim pytaniu zastanowiłem się, dlaczego chciałem być nauczycielem. I tu odkrycie, jak dla mnie przynajmniej, gdybym sam do tego nie doszedł, lecz uslyszał od kogoś, to bym to pewnie odrzucił, albo i wyśmiał na dobitkę. Sądzę, że chciałem być naczycielem, aby dzielić się z młodymi ludźmi tym co wiem i potrafię, ułatwiać im wejście w dorosłe życie wykorzystując do tego wiedzę o ludziach, zwaną historią. To dobrze tłumaczyłoby dlaczego tak frustruje mnie, boli i wyprowadza z równowagi niechęć uczniów do uwagi choćby, jeśli nie już nie uczenia się. Kiedy zderzam się z ludźmi, których absolutnie i demonstracyjnie nie obchodzi z czym do nich przychodzę, to czuję się (emocjonalnie, a nie racjonalnie, i dopiero teraz to artykułuję) jakbym nie perły, ale siebie rzucał pod wieprze.
Kiedy teraz o tym myślę, widzę tę swoją postawę ofiarowywania w różnych innych przestrzeniach mego funkcjonowania. Ciekawe. Dziękuję Ci, Atlu, za tę inspirację.
Altu, co to znaczy;
Usuń" aranżowane małżeństwo za zgodą rodziców"?
kiedyś jeszcze w XIX w w Europie zapewne słyszałeś lub czytałeś, aktualnie z tego co wiem tylko w Indiach i niektórych tradycyjnych państwach muzułmańskich. Panna Młoda nie wybiera męża tylko rodzice ofiarują ją z posagiem przyszłemu mężowi, który zapewnia pewien status, pozycję społeczną.
UsuńInny system edukacji ten wcześniejszy i moi rodzice skierowali moje kroki w kierunku pewnego liceum i dalszych etapów edukacji. Dlatego dzisiaj wykonuje zawód jaki wykonuje. Nie winię ich, ale w trudnych momentach w pracy mam ochotę to wszystko rzucić i zostać barmanem , w kraju gdzie nie ma zimy i śniegu Niestety Australia już mnie nie przyjmie.
Oczywiście ideę "aranżowanego małżeństwa" znałem, nie mogłem tylko połączyć z wykonywaną pracą. Już wszystko wiem.
UsuńSpotkałem na swojej drodze różnych nauczycieli. Jedni byli kiepscy, mechaniczni. Tym drugim jestem wdzięczny za otworzenie mi oczu, uwrażliwienie na rzeczy, które mnie mało interesowały. Ich atutem niewątpliwie była ogromna, nieodtwórcza wiedza i osobowość.
Mimo, że moja praca jest również moja pasją, to czasami też mam ochotę rzucić to wszystko i rozkładać leżaki gdzieś pod palmą na białym piasku w krainie wiecznego słońca. Trudne momenty dopadają czasami chyba każdego.
Ale czemu nie spotkacie się? Nie można zorganizować w przyszłości jakiś spotkań "po latach"...
OdpowiedzUsuńChodziło mi o to, że nie spotkamy się WSZYSCY, bo na spotkania absolwentów przybywa mniejsza lub większa, ale tylko część dawnej klasy.
UsuńMiałbyś z kim rozmawiać? Nie uciekli ze szkoły w podskokach?
OdpowiedzUsuńMasz na myśli - rozmawiać za kilka lat na spotkaniu absolwentów? Z paroma osobami zapewne, ale zwykle jest tak, że brakuje tematów do dłuższych rozmów, a ja nie umiem nawijać o dupie Maryni i potrzebuję konkretów. Tymczasem drogi się rozeszły i czas upłynął - oni mieli po mnie inne życie, ja po nich innych uczniów. Nie bardzo jest z tego wykrzesać wiele do interesującej obie strony rozmowy.
UsuńNie, nie. Rozmowę zaraz po rozdaniu świadectw, czy jak to tam wygląda.
UsuńAaa, to w podskokach. :-/
UsuńTeż chciałbym uczyć. Szkoła średnia mnie trochę jednak przeraża, głównie młodzież. Wolałbym być wykładowcą akademickim. Hm może pewnego dnia.
OdpowiedzUsuńA skąd mi się to wzięło? Chciałbym przekazać, to czego się dowiedziałem, tego czego sam się uczyłem w różnych miejscach, bo to co na uczelni, było dla mnie za mało. I mało rozwijające. Mało konkretne. Wiedza "lekko" przestarzała i teoretyczna.
Chciałbym im przekazać, że najważniejsze to podążać własną ścieżka, bo wtedy jesteśmy stanie obronić swoją pracę.
A z liceum pamiętam dwie Panie. Ogromne autorytety dla mnie. Byłaby to ogromna przyjemność spotkać Je. Pewnego dnia.
Też bym wolał na uczelni, zważywszy na to czym się stało dziś liceum ogólnokształcące. Ale niestety - nie dla psa kiełbasa. :-(
Usuń