Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

314.Marnotrawny

I po świętach. Niedziela brzydka, poniedziałek ładny.

Kiedy szedłem wczoraj do rodziców na świąteczne śniadanie, przyszło mi na myśl czemu (między wieloma inymi) nie idę tam radośnie i w doskonałym nastroju. Bo można by to odczytać jako swoistą porażkę - przychodzi znów sam, nie założył rodziny, nie ma żony, nie wyprodukował nastepnego pokolenia, faceta zresztą też nie ma skoro już taki jest. Majątku nie zrobił, zarabia tyle, by koniec z końcem związać i nic więcej. Po takich szkołach jakimś cudem nie ustawił się na resztę życia.

Wyszedł z tego domu w świat przed laty i wciąż wraca taki sam, wciąż z pustymi rękami. I nie chodzi tu o jakieś artykułowane oczekiwania rodziców, jakieś aluzje czy coś w tym rodzaju, nie - ten temat nie istnieje. Świadomie jakoś nigdy o tym tak nie myślałem, ale w podświadomości najwyraźniej gdzieś mi to siedziało. Myślę, że tu chodzi nie tyle o to, że ich jakoś zawiodłem wyżej wymienionymi, ile że mi tego brakuje. Nie w sensie ściśle wyliczonym: że żona, że pieluchy itp. ale - własnej rodziny, mojej, z mojego starania i wyboru, a nie zastanej w momencie przyjścia na świat.

Zdaję sobie sprawę ze szkodliwości ustawiania sobie życia pod kątem oczekiwań innych, ale nie o to tutaj raczej chodzi. Poczucie winy wobec rodziców, że gdzieś tam jakoś ich pozawodziłem swoim życiem to mam już jakoś przepracowane - radziłem sobie jak mogłem, żyłem jak mi wychodziło, wybierałem jak potrafiłem z tym wyposażeniem psychicznym jakie miałem. Potężnie wdrukowana w dzieciństwie zasada, że głównym zadaniem dziecka jest to, by rodzice byli z niego zadowoleni, bardzo już zblakła i osłabła i dziś jest już tylko cieniem dawnej dyrektywy rządzącej. Ale właśnie... mówi się o cieniach przeszłości - to widać jeden z nich.

12 komentarzy:

  1. Widać sprawa nie lekka... Szarość, samotność, to wszystko otacza wielu ludzi. Dobrze o tym wiesz, smutna prawda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, faktycznie raczej z gatunku tych mniej wesołych. ;-)

      Usuń
  2. Nie myśl tak o sobie. Dlaczego zawsze ludzie źle o sobie myślą, zamiast cieszyć się z dobrych stron (zawsze się takie znajdą)? Rozchmurz się. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre masz serduszko, Kaemku, ale obawiam się, że Twa zdolność zaklinania rzeczywistości wymaga jeszcze troszkę dopracowania - wezwanie nieskuteczne. ;-P

      Achtung! Achtung! Nie bierz poniższego do siebie, jako niewdzięcznego nakłapania na Ciebie. To co napisałeś po prostu zainspirowało mnie do pewnych przemyśleń.

      Sądzę, że istnienie dobrych stron nie ma większego znaczenia z tego względu, że każdy człowiek jest zawsze mieszanką pozytywnych, neutralnych i negatywnych elementów. Jeśli w tej zawiesinie dominują elementy negatywne (mówimy oczywiście o subiektywym postrzeganiu), to fakt występowania elementów pozytywnych nie ma większego znaczenia.

      Przykładowo: niesiesz kubek z herbatą, bardzo chce ci się pić. Nagle upuszczasz kubek na podłogę - herbata wylała się, ale kubek cały, nic się nie obtłukło. Jesteś zmartwiony, że nie możesz zaspokoić pragnienia, a ktoś cię pociesza: oj, nie zamartwiaj się, dojrzyj w tym pozytywną stronę - kubek ci się nie stłukł! A co ci w tym momencie po kubku, kiedy ty pić chciałeś i to jest dla ciebie ważne, a nie jakiś kubek, choćby z innej perspektywy jakoś cenny.

      Usuń
    2. Wiesz, to trochę tak jak śpiewa Anna Maria Jopek " szczęście to ta chwila co trwa".
      Co żałować, nad rozlaną herbata. Czasu nie cofniesz, ale kubek cały, zrobisz sobie nową, może nawet lepszą

      Usuń
    3. "Nie ten, to następny!" ;-P

      Usuń
  3. Co masz na myśli "nie ten, to następny"?

    Ja odniosłem się do sensu szukania pozytywnych stron różnych sytuacji.
    Skupienie się na negatywnych aspektach niczemu nie służy, tak samo jak na rozpamiętywaniu przeszłości.
    "radziłem sobie jak mogłem, żyłem jak mi wychodziło, wybierałem jak potrafiłem z tym wyposażeniem psychicznym jakie miałem."
    Sam widzisz. I to jest sedno. Żyjemy jak umiemy. Zawodzimy rodziców? Hm wiesz, nasi rodzice pewnie zawodzili swoich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrozumiałem co miałeś na myśli, ale nie mogłem się powstrzymać od zacytowania dość popularnej "mądrości" branżowej, bo skojarzenie nasuwało się wprost natrętnie. ;-))

      Celna uwaga, że "nasi rodzice pewnie zawodzili swoich". Wychodzi na to, że przerwiemy tę tradycję. :-)

      Usuń
  4. Nie jestem zwolennikiem "nie ten, to następny".
    No chyba, że już nic nie da się zrobić. Czasami życie zmusza do szukania następnego.

    Ja tam może kiedyś adoptuję sobie dziecko. Chyba chciałbym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli jesteś dobrym człowiekiem, to serdecznie i szczerze Ci życzę, żeby Ci się to zamierzenie udało. Mi się czasem odzywa ból, że nie mam i nie będę miał dzieci, ale częściej uważam, że to dobrze, bo od wielu lat obawiam się, że mógłbym nieświadomie powielać błędy moich rodziców. A tej tradycji to już wystarczy. Nie chciałbym, aby moje dziecko czuło to co ja.

      Usuń
    2. Każdy popełnia błędy. Ważne żeby się uczyć na swoich i cudzych. Wiesz jak się czułeś i wiesz dlaczego. To duża wiedza. Byle dobrze ją wykorzystać.
      Tak z moich przemyśleń nt. dzieci. Dziwne, że rodzice tak mało czasu poświęcają dzieciom. Później narzekają, że nie mają z nimi kontaktu.
      Sam pewnie widzisz po uczniach i ich rodzicach jakie mają relacje i jak przekłada się to na relacje z rówieśnikami.
      Jak to ktoś powiedział;
      "Jak zmierzyć miłość ofiarowaną dziecku?
      - czasem mu poświęconym".

      Usuń
    3. Zgadzam się w zupełności co do Twoich przemyśleń nt. dzieci.

      Usuń