Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

sobota, 7 września 2013

224.Żyj i pozwól żyć innym

Właściwie nie powinno już, a jednak wciąż mnie dziwi to, jak bardzo ludzie kochają wtrącać się w cudze życie, oraz uzurpować sobie prawo do głoszenia co, kto, kiedy, jak POWINIEN i NIE POWINIEN. 
Co to kogo obchodzi jak kto chodzi ubrany, jaką ma fryzurę, co ogląda, czego słucha, co czyta, z kim chodzi, co robi itp. itd.? Gdybym chciał te trzyliterkowce z końca poprzedniego zdania zamienić w wyczerpanie listy, to sądzę, że nie potrafiłbym, bo moja wyobraźnia nie ogarnia rozległości zakresu cudzych spraw, które ludzie MUSZĄ skomentować w formie wyżej wymienionej dyrektywy.

Zaskakująco wielu ludzi nie rozumie, że sam fakt iż coś im się nie podoba, bądź czegoś nie akceptują, nie jest jeszcze wystarczającym powodem do głoszenia tego publicznie. Jeśli ktoś ich zapyta o zdanie w tej sprawie, mają pełne prawo wygłosić swoją opinię, ale z zaznaczeniem, że jest to tylko ich osobista opinia. Każdy ma prawo do własnego zdania - jego problem czy to jest stanowisko mądre, czy głupie. 

Przekroczeniem granicy jest propagowanie tego stanowiska, zwłaszcza w formie zachęcania innych do uznania, że coś "powinno być" zakazane lub nakazane. Jeśli coś w otoczeniu ci szkodzi - masz prawo domagać się usunięcia zagrożenia. Ale to, że coś ci się nie podoba, to jeszcze wcale nie oznacza że ci szkodzi, choć wielu bardzo chętnie taką interpretację rozciąga. Ta szkoda musi być obiektywna i rzeczywista, a nie subiektywna i niesprecyzowana.

Wielu ludzi ma problemy z zaakceptowanie inności - najróżniejszej. Wielu tak wielkie, że zachęca innych do uznania, że tak być NIE POWINNO, przynajmniej TU. Niektórzy z nich uważają się za tolerancyjnych, gdyż podkreślają, że ONI mogą sobie być jacy chcą, BYLE NIE TU.

Jednym przeszkadzają Żydy, Arabusy, Ruskie, czarni itp. Innym - pedały, cioty i inne zboczeńce. Jeszcze innym - stare co leci na młode, młode co się puszcza ze staruchami, stare pudła co młodzieżówy strojem udają, gówniarzeria poprzebierana jak idioci. Jeszcze innym - ci co w niedzielę dywan trzepią i do marketu jeżdżą, co szpanują dziwacznym jedzeniem, zamiast normalnie schabowego z kapustą, co zamiast łazienkę jak ludzie kafelkami, to jak idioci drewno kładą. I tak dalej, i tak dalej. Nie sposób przewidzieć co się rodakom nie spodoba - może wszystko. Plecak chłop nosi zamiast torby? Wydorośleć! W conversach po 35. roku życia chodzi? Znienawidzieć! Chłopak w kiecce przyszedł? Won z lekcji!

Nie jestem pewien z czego się taka postawa bierze, ale chyba z lęku przed innością czyli nowością. Z chęci funkcjonowania w świecie bezpiecznym - bo znanym, oraz z wątłej samooceny budującej niewiarę, że z nowym sobie poradzimy, więc lepiej je potępić i odpędzić. Wszystko to jest dla mnie jakąś formą niedojrzałości. Świat w którym żyjemy jest tak wielki i zróżnicowany, że nie ma mowy, by wszystko co w nim spotkam podobało mi się. A więc jasnym jest, że wiele rzeczy nie spodoba mi się, ale jeśli chcę lub muszę w nim funkcjonować, to muszę zaakceptować te rzeczy (cały czas z zastrzeżeniem o nie wyrządzaniu krzywdy i szkody). W zamian za to mam prawo oczekiwać by działało to i w drugą stronę - jeśli komuś sie nie podoba co robię, to nie może mi tego wytykać, ani mnie krytykować, chyba że sam go poproszę o wygłoszenie opinii. 

Żyj i pozwól żyć innym. Nie wtrącaj się w cudze życie a inni niech nie wtrącają się w twoje. Pogódź się z tym, że fakt iż coś ci się nie podoba nie jest wystarczającym by odmówić temu istnienia, bo dzięki temu sam będziesz mógł egzystować po swojemu. Na tym między innymi polega dojrzałość.

19 komentarzy:

  1. Powyższy post wywarł na mnie ogromne wrażenie. Jest mądry, napisany dojrzałym stylem - przypomina artykuł w jakimś popularnonaukowym magazynie. Dostrzegasz zjawiska, których inni nie widzą bądź udają, iż o ich istnieniu nic nie wiedzą. Myślę, że taka postawa wynika też z wewnętrznego egoizmu i braku zdolności do przejawienia jakiejkolwiek formy empatii. W dzisiejszych czasach większość ludzi żyje z przekonaniem 'Przecież ja wszystko wiem najlepiej, powinieneś zawsze słuchać moich rad'.

    To niezwykle interesujące zjawisko, ponieważ takie zachowanie wydaje się być czymś irracjonalnym w dobie powszechnie panującej znieczulicy. Niby nie interesujemy się życiem innych, ale jednak staramy się wtrącić swoje trzy grosze. Możliwe, iż wśród Polaków zaczynają odzywać się pierwotne instynkty z przeszłości - przekonanie o własnej wielkości i byciu najlepszym w każdej dziedzinie życia, ksenofobia, megalomania.

    Sztuką jest pozostać sobą w tym szalonym świecie i nie zwariować. Cieszę się, że wciąż mogę spotkać na swojej drodze ludzi takich jak Ty - inteligentnych, dojrzałych, dostrzegających istotne problemy i wrażliwych na niekorzystne zmiany zachodzące w społeczeństwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to już się chyba rozstrzygnęło, kto będzie pisał moją hagiografię. :-)

      Wiesz, myślę że opisana w notce postawa tylko na pozór jest irracjonalna w dobie znieczulicy. One mogą sobie wspaniale koegzystować w tych samych osobach. Znieczulica to dystansowanie się od innych w obawie, że zbliżenie się do nich może nas coś kosztować, że będzie wymagało od nas poniesienia jakichś kosztów, uczynienia jakiegoś wysiłku, a my swoje zasoby (psychiczne, materialne, fizyczne itp.) chcemy zachować tylko dla siebie i ewentualnie swoich najbliższych.
      Zaś postawa, o której pisałem, to dyktowanie jak powinno być w lokalnym środowisku, żebyśmy się w nim dobrze czuli, narzucanie innym jak powinni się zachowywać wedle uznania niezadowolonego, ale nie ma w tym żadnej sugestii ponoszenia przez niego jakichkolwiek kosztów z tego tytułu. I to jest wspólne, co pozwala obu postawom istnieć w tej samej jednostce: to po prostu dwa różne przejawy tego samego egoizmu.
      Dla społeczeństwa to postawa zabójcza, ale i zatruwająca samego egoistę, będąc źródłem jego niewygasłej frustracji i czyniąc go przez to trwale nieszczęśliwym, gdyż nigdy wszyscy pozostali ludzie nie będą zachowywali się tylko wedle jego wyobraźni i wygody.

      Usuń
    2. Hahahaha! :P Nigdy nic nie wiadomo. :)

      Zawsze znajdzie się ktoś, kto wyłamie się z systemu, komu coś nie będzie odpowiadało. Uważam to za pozytywny aspekt w tej kwestii. Niemożliwym jest wepchnięcie wszystkich do jednej ramy, określonej formy. Jakby to powiedział sam Witold Gombrowicz: „Nie ma ucieczki przed formą, jak tylko w inną formę”. Nasz świat skalany jest przez przepisy prawne, nakazy, zakazy, różnego rodzaju normy społeczne i etyczne. Oczywiście, nie wszystkie z nich są złe. Zasady są ludziom potrzebne do prawidłowego funkcjonowania, lecz mówi się, iż ograniczają one jednostki wybitnie zdolne, stworzone do rzeczy wielkich. Bez nich zapanowałby bezgraniczny chaos i zamęt. Jest to niezwykle problematyczne zagadnienie. Każdy powinien indywidualnie poszukać swojego złotego środka, który pozwoli mu żyć godnie, w zgodzie z własnym sumieniem i przede wszystkim uczciwie, moralnie w stosunku do pozostałych. Idąc tym tropem myślowym, na horyzoncie pojawia się niebezpieczeństwo związane z przesuwaniem granicy moralności. Kiedy kończy się dobre postępowanie, a zaczyna się złe i nieludzkie? Różne kultury mają na to pytanie odmienną odpowiedź.

      Jak najbardziej zgadzam się z Tobą, że egzystowanie w tak toksycznym środowisku czyni nawet samego egoistę nieszczęśliwym człowiekiem. Wpada on w wir owiany paradoksem, ponieważ chcąc dla siebie jak najlepiej, gotuje sobie okropny los. To wszystko stanowi jedno wielkie błędne koło. Nasuwa mi się na myśl kolejne pytanie: Jak przerwać ten niepoprawny cykl?

      Usuń
    3. Hoho! Filozoficzne pytanie. Próbując na nie odpowiedzieć mam niejakie obawy, czy nie mierzę ponad siebie. Ale jeśli miałbym obstawiać z marszu jakiś czynnik przerywający, to wskazałbym na pokorę.
      Trzeba zaakceptować własną niedoskonałość - świat nie będzie idealny wedle naszego wyobrażenia ideału, a my nigdy go takim nie stworzymy, choćbyśmy nie wiadomo co robili. Nie jestesmy ani pępkiem świata, wokół którego wszystko powinno się obracać, ani nic nie wartym śmieciem - jesteśmy człowiekiem jak inni; coś nam pasuje, coś nam nie będzie pasować. To normalne, że w życiu jedne sprawy się udają, inne nie, ale cały sekret udanego życia polega nie na tym że wszystko się udało, lecz na tym, by ogólny bilans wyszedł dodatni.
      Trzeba też uznać za realną własną siłę i zdolności, które pozwolą nam zmierzyć się z nowym wyzwaniem życiowym, choćby diametralnie różnym od wszystkiego co nas w życiu dotąd spotkało. Trzeba sobie zaufać i polubić siebie. A jeśli siebie lubimy, to potrafimy sobie wybaczyć porażki, pogodzić się z nimi i iść dalej, nie robiąc z nich tragedii roztrząsanej w nieskończoność.

      Usuń
    4. Nie ma się czego obawiać! :) Dziękuję Ci za tę fascynującą dyskusję. Uczestnictwo w niej sprawia mi nie lada frajdę.

      Mówiąc kolokwialnie, większość opowiedziałaby się za stwierdzeniem, że pokora odeszła już dawno do lamusa. Szkoda, iż społeczeństwa zatracają to, co pozostawili dla nich przodkowie. Ludzie nie uczą się na własnych błędach. Ludzkość wciąż zalicza podobne porażki. Kluczem do sukcesu jest akceptacja samego siebie, dostrzeżenie własnych niedoskonałości i przywar, praca nad własną osobowością oraz zminimalizowaniem wad, gdyż nie zawsze można je całkowicie wyeliminować.

      Wydaję mi się, że nasze życie stałoby się nudne i monotonne, kiedy to wszystko byłoby takie poukładane, idealne, nieskazitelnie. Podążanie za równowagą, dodatnim bilansem, sprawia, że życie człowieka nabiera tempa, staje się kolorowe. Dzięki temu poznajemy samych siebie, kształtujemy swój światopogląd, dokonujemy gradacji wartości, które dla nas coś znaczą. Życie to prawdziwy egzamin, test weryfikujący nasze umiejętności. Zgodzę się z teorią, iż to od nas samych w dużym stopniu zależy, jak będzie wyglądała nasza egzystencja. Inni mogą nam jedynie pomóc skierować nasze życie na właściwy tor. Nikt za nas nie podejmie pewnych decyzji, nie dokona ważnych wyborów, nie ułoży nam codzienności. I to właśnie sprawia, że życie jest piękne! :)

      Usuń
    5. Lecz dla wielu ludzi to, co tak ładnie opisałeś jako czynniki sprawcze piękna życia, jest przerażające. Wygodę i bezpieczeństwo stawiają ponad możliwość wyboru. Niepewność jutra jawi im się nie jako wartość dająca możliwości, lecz jako brzemię które muszą, ku swej zgryzocie, dźwigać przez życie.

      Usuń
    6. Jednak czasami warto trochę popracować i zrezygnować z wszelkich wygód na rzecz czegoś znacznie cenniejszego. :) Marzenia, pragnienia, aspiracje i plany na przyszłość mogą okazać się skuteczną bronią w walce z niepewnością jutra. Niestety, w dzisiejszych czasach ludzie zatracają swą indywidualność, chętnie stają się częścią szarej, bezkształtnej i bezmózgiej masy. Zachowują się jak maszyny bez serc, pozbawione duszy, działają schematycznie. Silnie odczuwają bezsens istnienia i wypełniającą ich życie pustkę.

      Usuń
  2. Dzięki za mądre słowa i możliwość refleksji. Dialog poniżej wpisu:D:D.. Moja propozycja jest jeszcze jedna w temacie, trochę adwokat diabła, bo z Panami się zgadzam. Jednakowoż - czy można pójść jeszcze krok do przodu? Cenię sobie właśnie i zdziwnie;), i "pokorę", i wnioski podobne do pracy nad sobą, autorefleksji.. Tylko jest taki mały szkopuł - czy nie tworzy się w ten sposób kolejne "my i oni"?.. Ci wtrącający się, ja nazywam "wiemlepiejmami";).. czy można ich cenić, kochać, akceptować, być za nich odpowiedzialnymi? Całkiem serio.
    Z wieloma refleksjami i niepokojami jakie tu padają się zgadzam i dodatkowo w tle pytanie mam - co można z tym zrobić.. Moje tezy robocze do tej pory, dość trywialne, ale w kontekście naszej rzeczywistości rozpatrywane: być może to młodzi mają wystaczająco energii, potrzeb innowacji, świeżego spojrzenia, a co najważniejsze odwagi - bo najmniej do stracenia (w sensie dorobku, jeszcze nie ustabilizowanej sytuacji społeczno-ekonomicznej itp) w przypadku radykalniejszych zmian(ad "Folwark.."). Czy da się im zaufać i ich wspierać?
    "Zgoda buduje.." (ad "Żyj i pozwól..") - odnoszę wrażenie, że właśnie potrzeba nam obecnie większej jedności, wspólnoty - realnej i opartej na prawdziwych, trwałych podstawach. Banał, wręcz śmieszne, nie wspominając o tym, że hasełko wszędzie się pojawiające;) tym bardziej skojarzenia budzić może.. Natomiast mnie interesuje zagadnienie oddolnie. Coraz częściej mówimy o różnicach, dzielących różnicach, niestety.. w tym kontekście są odbierane chyba próby przedstawiania i przybliżania "mniejszości".. Ano nawet to "zaszufladkowanie" pojęciowe, niezaprzeczalnie przez pryzmat jakiejś niezbywalnej cechy i szacunek potrzebny.. Tymczasem niezwykle trudno może w tym odnaleźć to co wspólne, podkreślenie podobieństw wszelakich, to zanika przy przybliżaniu, wyliczaniu i doprecyzowaniu różnic. Moje zdziwienie, na przełomie wielu lat - a przecież też banał - zbliżając się do osób, jednostek tak różnych mojej osobie najdobitniej odnajduję wspólne przymioty, niejako kwintesencję tego co człowiecze, społeczne, w czym recepta "żyj i pozwól żyć innym";). Natomiast prawda też taka, że jesteśmy jednostkowi (czy dbamy o swój indywidualizm czy nie) i w otoczeniu podobnych, bliskich osób nierzadko następuje właśnie odwrotna sytuacja - przy wielu podobieństwach te kilka różnic może powodować chęć odcięcia się, zdystansowania, zaskoczenie, czy nierzadko rozczarowania. Wzajemne poznanie, potrzeba życia obok siebie, współpracy, dialogu.. najprościej dialogu, wielu dialogów pojedynczych;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam takie przekorne pytanie do autora notki, z całą sympatią, czysto intelektualnie, by zdobyć wiedzę. Mamy tu do czynienia ze zdziweniem wobec osób, jednostek, dokładnie ich zachowań, być może cech (nabytych, bądź przy wrodzonych predyspozycjach) - czy to jest coś trochę podobnego z półki - krytyjuję i źle się czuję z czymś czego nie rozumiem. Oczywiście w myśl dobrej zasady - zatrzymuję to dla siebie, "wiemlepiejstwa" nie uprawiam wobec nich.. A czy jest możliwy krok dalej - w sensie dogłębnej potrzeby zrozumienia, dialogu, poprzez to co wspólne, człowiecze wyjście naprzeciw i.. Tak, to prowadzi do dalszego trudniejszego kroku - współodpowiedzialności i świadomości wpływu na osoby trzecie. Jak? Jak tego się nauczyć? Którymi ścieżkami..? Czy taka nieomalże "praca u podstaw" z otoczeniem ma sens?
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  3. Czy można kochać itp. wtrącających się? Niestety bywa, że nie ma innego wyjścia, choć czasem miałoby się ochotę tak wtryniający się w ludzką prywatę łepek ukręcić u samej nasady. Tak jest, kiedy postawę opisaną reprezentują najbliżsi.

    Co do akcentowania różnic, to sądzę, że w pewnym zakresie jest to powrót do przeszłości, zniesionej epoką kapitalizmu i jego dążenia do unifikacji. Średniowiecze było czasem licznych partykularyzmów składających się na bogactwo kulturowe społeczności europejskich. To kapitalizm preferujący dla swej wygody ujednolicanie i eszelonowanie społeczeństwa, wsparty niechcący duchem Oświecenia, wpoił nam przekonanie, że różnice są nienaturalne i zagrażające. Chyba nieświadomie wzmocnił swój przekaz skojarzeniem ze stareńkim, grubo przedneolitycznym przeświadczeniem, że obcy = zagrożenie, uzyskując powszechny dziś pogląd, że inny = zagrożenie.

    Niewątpliwie jednak zasadna jest obawa, iż dziś wahadło zdaje się zbyt mocno wychylać na stronę indywidualizmu, gdyż obserwujemy w miejsce zdrowej równowagi między indywidualizmem i kolektywizmem, szkodliwy i groźny egoizm.

    Praca nad sobą i nad ważnymi dla nas ludźmi z naszego otoczenia sens naturalnie ma, ale czy starczy nam umiejętności i wytrwałości oraz siły na takie długofalowe przedsięwzięcie to już inna sprawa, w każdym przypadku trudna do określenia. Kluczowe, jak sądzę, jest przyjęcie ostrożnego założenia, że trwała i dogłębna zmiana nie będzie osiągalna, a sukcesem będzie jakakolwiek zauważalna zmiana. Osobowość dorosłego człowieka jest już tak okrzepłą i mało podatną na zmiany strukturą, że lepiej nie wyobrażać sobie zbyt wiele. Pytanie czy tak pesymistyczny cel nas zadowoli, zwłaszcza w kontekście wymaganego wysiłku i czasu?

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm.. Zaczynając od końca, bo to zdaje się jest kluczowe dla moich poszukiwań. Właśnie to założenie - o okrzepłości i małej podatności osób dorosłych na zmiany. Takie czynniki jak np. choroba, zagrożenie życia, nieoczekiwane radykalne zmiany otocznia, bądź z natury swojej (wg mnie) rozwijające się, dojrzewające, osiągające kolejne etapy (czyli zmienne, nawet jeśli w jednym kierunku, to jednak zmienne w strumieniu czasu) relacje, na tyle głębokie międzyludzkie - istotnie wpływają na zmianę zachowań. Nie chcę wchodzić zbyt głęboko w zagadnienie, czy to zaprzecza założeniu, czy jest czymś obok - chociażby uruchomieniem, uwypukleniem predyzpozycji.. Podejrzewam, że takie zmiany są możliwe w różnych kierunkach. Natomiast dla mnie ważne jest to, że możliwe - daje nadzieje. Tyle.
    Ostrożne założenie akurat zawierać się może w pokorze, tak myślę - nie chodzi o cel, który uświęcać ma, bądź prowadzić pod mur wyczerpania środków a sam proces i możliwość. Zaniechała bym kaluklacji jednak, w bilansie zysków i start możliwych, aczkolwiek rozumiem i podzielam przekonanie o potrzebie ostrożności.
    Jak, wg mnie, ma się indywidualizm do egoizmu, bo to faktycznie kontekstowe. W gruncie rzeczy, wg mnie indywidualizm jest niezbywalny. Jestestwo - osoba, z konieczności unikatowa. (Tabula rasa Locka wg mnie nie ma miejsca, czyli faktycznie w kwestii oświecenia muszę sobie przypomnieć, dzięki. Natomiast wpływ otoczenia, życie w danym środowisku, podatność mniejsza/większa, mniej czy bardziej uświadomiona plus wychowanie - to również należy brać pod uwagę) Czy to czynić musi z ludzi egoistów - mam nadzieję, że nie. Dla mnie "egoizm" przejawia się w działaniach. Świadoma indywidualności, różnic i podobieństw "egoistką" być nie muszę, chyba w ten sposób.
    Różnice są ważne, istotne, dla jednostki, dla otoczenia jednostki i są etapy ich odkrywania, bądź uwidocznienia. I w tym zawiera się odpowiedzialność otoczenia by szanować. Natomiast drugą niejako powinnością jest, wg mnie, również wskazanie możliwości i taki sam szacunek wobec podobieństw.
    I właśnie poprzez podobieństwa płaszczyzna porozumienia, dialogu, współpraca, koegzystowanie możliwe. O właśnie poprzez różnice - inspiracje, bodźce do "ukrytych" predyspozycji również. Jedno i drugie cenne.
    Jeśli rozumiem - zgadzamy się w tym punkcie, że to tzn wahadła wychylenie.. Hmm mnie lekko niepokoją obserowowane takie ślady "mizantropii". Zagłębianie się w sfery człowieczeństwa, psyche itp. niestety, wg mnie, niespójnymi wycinkami i zbyt małą wiedzą dysponując, nierzadko prowadzi do wniosków, że człowiek w swej niedoskonałości, okrucieństwie, zakłamaniu.. Może stąd - zaniechanie, rezygnacja bądź "walka".
    Takie zwrócenie się ku temu co hmm dobre w naturze ludzkiej, twórcze, szukanie predyspozycji nie tylko w sobie, ale i innych, być może pozwoliło by wyrównać to zjawisko.
    Wracając do ludzi, którzy wtrącają się/oceniają/"nakazują"/"zakazują" - poza tym, że z pewnością były/są/może będą takie jednostki i ma to sens w tej różnorodności się realizując - być może większość jednak przyjmuje taką postawę, bo im jest trudno - właśnie poprzez walkę i świadomość niedoskonałości, kiedy tak niewiele o podobieństwach realnych i tym co hmm dobre w ludziach? Może to ich sposób na wybiórczo i nietrafnie nierzadko podkreślany indywidualizm, z konieczności prowadzący do "nienaturalnego" uczucia osamotnienia i ich walka z tym? Nieświadomy - i stąd radykalizmy?
    Stąd moje uwagi i pytanie o możliwości postrzegania inaczej siebie nawzajem, włączając wtrącaczy;) - chęć do dialogu (dokładnie jednostka z jednostką), kochania (bardzo uogólniając, w sensie "afirmacji"). Czyli niejako pierwszego kroku, inspiracji, chęci zrozumienia, pomimo chęci ukręcenia.
    Jeszcze nie wiem czy jest w tym sens, czy już desperacja, ale ponoć najskuteczniejsza metoda "pokochaj swojego wroga";)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaznaczyłem "zły i szkodliwy" egoizm, gdyż sam w sobie nie jest on niedobrą cechą, raczej świadectwem mądrości ewolucji, a potępianie w czambuł egoizmu jest niezbyt przemyślanym działaniem, gdyż każdy powinien dbać przede wszystkim o siebie, a potem dopiero o innych. "Poświęcenie się bez reszty innym" moim zdaniem nie świadczy o szlachetności i cnocie, lecz prędzej o nieuporządkowanej czy może nawet nieprawidłowej psychice. Istotna jest równowaga i umiar.
    Źródeł radykalizmu wyrażającego się w potępianiu odstępstw od norm grupowych szukałbym w dominacji postawy konformistycznej, którą prezentuje ~70-80% populacji, a korzeniami sięga ona dawnych czasów (preneolitycznych jeszcze, a więc większości czasu istnienia naszego gatunku), kiedy warunki przetrwania grup ludzkich były bardzo trudne i nietypowe zachowania jednostki stanowiły potencjalne zagrożenie egzystencjalne dla całej grupy. Dziś został nam po tym atawizm niechęci dla niekonwencjonalności i lęku przed innością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ale w tym szkopuł, że "egoizm" - jakkolwiek nie wartościować - czy nie mamy nad nim kontroli, bądź możliwości kontroli? Ratio. W sytuacjach stabilnych oczywiście kluczowy jest umiar i niewarte zaniedbanie mogące płynąć z braku zachowania odpowiednich proporcji, popieram. Natomiast nierzadko, naprawdę bywają sytuacje, okoliczności jednostkowe, wyjątkowe, dla nas, ale i nie jesteśmy sami, w otoczeniu, dla innych. Gdy czas i miejsce na bilans zysków i strat, to w pierwszej kolejności - takie oceny również ratio mogą mieć miejsce, natomiast "wyłamanie" się z "egozimu", w danej chwili jednostkowej chyba ma jak najbardziej sens.
      Czy "cnoty"? trudno definiowalne pojęcie, jak większość pewnie, i próby zbiżenia się ku określeniu, te rzetelniejsze, zawsze chyba zawierają i pierwiastki złożoności natury ludzkiej. Nie kreskówkowe czarno/białe, dobro/zło, tylko złożoność, kiedy a skutkuje b, w otoczeniu okoliczności, cech, predyspozycji c, przy czym bilansując więcej z tego ogólnie korzyści;).
      W skrótowym komentarzu starałam się punkt ciężkości skierować na to czy jest możliwy krok dalej, tzn poza określeniem postawy "wtrącania się" jako szkodliwej, unikanie przy własnym zrozumieniu, następny etap - hmm podjęcia próby zmian (bez młotków, terapii szokowo-odwykowych;), wspólna praca, bądź hmm wypracowywanie nowych modeli ratując/modyfikując poszczególne relacje?). Druga kwestia, że dostrzegając niepokoje, wręcz "wojenki", polemiki, ataki nieustannie tu, teraz, w społeczeństwie zastanawiam się, jak temu przeciwdziałać. O ile konformizm, całkiem możliwe, ale w jakim stopniu, proporcjach.. W takim razie może potrzeba zbliżenia, nie kontrolowania, nie wpływu, to krótkotrwałe i nieefektywne, ale wręcz już coś na kształt metody "majeutycznej". O, stratą czasu i zbędnym mi się wydawało, bo jeszcze te parę latek temu w bilansie oceniałam - większości to zbędne i się świetnie obywają.
      Zaniechała bym naprawdę hipotez i wniosków z teorii ewolucyjnych, w większości form. To bardzo interesująca płaszczyzna, nadal "płodna", świetny model i obrazowanie świata, ale niestety wywołuje wiele nieporozumień i nadbudowy światopogladowej w nurcie popularnonaukowym. Zaniechałabym na rzecz być moze równowagi i przypomnienia o rozumności ludzkiej(oddzielnie i bez poddefiniowania, prób wyprowadzania z t.e.) Nie jestem przeciw bynajmniej, ani nie mam kontr propozycji - zauważam jednak, że nie jest "teorią wszystkiego" i być może nie będzie. Dlatego siegnięcie do innych płaszczyzn naukowych, światopogladowych, inspirujących być moze powinno uzupełniać. Na potrzeby teraźniejsze, bez naukowego "oczekiwania" i "wiary" na rozstrzygnięcie tez, założeń towarzyszących bilogiczno-fizykalnym teriom naukowym nadal (tzn "pokora" naukowa^^)
      Wracając do "wtrącania się" - różne formy przybiera, różnie realizowane zależnie od jednostek.. Natomiast mnie niezmiernie dziwi jedno - po co.. Z jednej strony właśnie nierzadko chybione "wiemlepiejstwo" (bez prób zrozumienia, czy dostrzeżenia indywidualizmu osobowo-czaso-przestrzennego), z drugiej brak chęci ponoszenia jakiejkowliek odpowiedzialności, ryzykowanie tychże środków, o których była mowa. Korzyści, czy sa jakieś korzyści? - coś w naturze ludzi, w różnorodności obajawiające się w jednostkach hmm pełniej - czyli płynąca "przyjemność" z samorealizacji (?). Jednak właśnie nierzadko prowadzi chyba dodatkowo do frustracji, rozłamów, oddalenia poprzez niemożliwość realizacji.. Stąd moja sugestia - być może to pewien rodzaj bezradności, przyjęcie sztucznych i bynajmniej nie ogólnych, prawideł, jakiś (w prostocie pozornej atrakcyjność jedyną upatruje) "norm", "wywalczanie" ich wokół.. bo w świecie nie ma ładu, autorytetów (klasycznie, nie "populistycznie"), jednoznacznie dookreślonych wartości? Skutki takie, że wtrącacze odsuwają się od nas, my od nich.. Dziel i rządź? ;) Tylko kto na tym korzysta?
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Mimo wszystko nie daje mi to spokoju, myślowo-hioptetycznie, bo to rozważania.. No dobrze, a taki model czysto abstrakcyjny - pozostaje te 70-80%, załóżmy - i co wtedy? Czy zanikną sytuacje "wtrącania się", "radykalizmu" itp..? Czy kolejne wyregulowanie do być moze 70-80%? Statystyka krucha rzecz - mimo wszystko jak wobec tego spojrzeć na rozwój społeczny/cywilzacyjny - czy nowe jakości, czy nihil novi?
      Pozdrawiam serdecznie, z nadzieją, że to nie jest męczący temat;)

      Usuń
  6. Praca nad sobą, praca z drugim człowiekiem (tak właśnie, zamiast: nad nim), jako zasada oczywiście słuszne i godne polecenia, jednak w praktyce (życia) - dostępne nielicznym i jeszcze rzadziej podejmowane. W wymiarze indywidualnym - cenne i ubogacające, ale w wymiarze społecznym - niezauważalne, gdyż (społeczeństwo) to zbyt wielka i bezwładna masa, by takie wyrafinowane i specjalistyczne oddziaływania mogły wywrzeć dostrzegalny wpływ.
    Co do "rozumności ludzkiej", to podchodzę z dużym dystansem do wiary w jej moc, gdyż jest to tylko humanistyczny mit. Tak naprawdę ludźmi kierują emocje, a nie ludzie rozumem, więc budowanie czegokolwiek na wierze w ludzką rozumność jest mocno ryzykownym.

    OdpowiedzUsuń
  7. :D rozumność "mitem" na przykładzie dyskutującej chociażby, nie warte wiary:P Tak poważniej - emocje, intencje, "zbiorowy entuzjazm" czy w drugą stronę - czasem odnoszę wrażenie, że to i tak lepsze od apatii. Chyba nie ma potrzeby ani temu zaprzeczać, że tak jest, ani się wyrzekać. Nic tak skrajnego. Natomiast o "micie" to nie pamiętałam, nawet do tej pory nie do końca wiem cóż to ten "humanizm":D:D. [Tzn nie rozumiem, nie chwytam, bardziej kojarzę jako w "opozycji" do czegoś powstały. Słabe. Podobnie słabym wydawał mi się zawsze "ateizm"]. Mimo wszystko nie uważam by nadużycie gdzieś stosowane faktycznie musiało prowadzić do odrzucenia, umniejszenia zjawiska. Myślenie, rozumność ma miejsce, wszelkie moje obserwacje to potwierdzają. Może jako przykład, postulat Brouwera, matematyka - który chociażby wskazuje na ten rodzaj aktywności umysłowej, która ponoć (badania etc) spotykana w każdej kulturze, pozwala wyabstrahować dwójkę (z jednynką/jednostkowością nie ma problemu, na dwójkę trzeba popracować i ludzie wszyscy ten rodzaj pracy podjąć są w stanie:D).
    Skłonności/predyspozycje/warunki mamy. Owszem zakładam, człowiek - istota rozumna, ale nie mam żadnych tez, ani doświadczeń które by unieważniły to założenie. Wobec tego właśnie możliwa jest praca z innymi osobami. Ba, wręcz stawiam tezę, że może by troszku zacząć przypominać - że to da się rozwijać, nad tym pracować. Po co? Ano dostęp do informacji jest b.duży chyba niespotykany w skali dziejów (bez wartościowania) - rozumowo można je obrabiać, przetwarzać. Oczywiście nie tylko to jest ważne, ale ten aspekt mnie interesuje. Manipulacje, wiarygodność źródeł itp.. przecież właśnie na drodze rozumowania jesteśmy w stanie właściwie sami sobie z tym poradzić. Wobec tego wyposażyć w narzędzia, być może. Taka moja teza. Stąd mowa o "afirmacji", bo zdaje sobie sprawę, że to tytaniczne wręcz zadanie. Podobnie o jedności - w odniesieniu do tej skali, więcej jednostek, więcej dialogów. Podejrzewam nawet, że "wtrącaczy" np można szanować i czerpać od nich wiedzę. Dokładnie dialog, czy poddjęcie próby zracjonalizowania, uszczegółowienia tego co ich poglądami/opiniami/ocenami - poprzez pytania szczegółowe chociażby dając szansę na zaowocowanie i zainspirowanie do tej "aktywności" (jakie kwiatki z tego wyjść mogą, nie wiem, bo nie o to chodzi - niech myśli za siebie). Dlaczego więc ludzie nie chcą podejmować takiej aktywności, być może - brak narzędzi, nie widzą potrzeby hmm wysiłku?
    Owszem, to są tylko słowa i brzmią ogólnikowo. Nawet zdaję sobie sprawę, że podobnie do "hasełek". Była podejmowana kwestia czytelnictwa - chociaż naprawdę do tej pory nie rozumiem na podstawie czego wnioski, że marnie to wygląda (w moim otoczeniu większość czyta) - próby zorganizowania czytania, audiobooki i podobne akcje. Ponoć osoby, które nie czytają/zaniechują z powodu trudności, wysikłu jaki im to przysparza.. Czytanie?! Chociaż przyszło mi do głowy, że jeśli faktycznie znaczna część poprzestaje na "opracowaniach, "streszczeniach", "kompediach", ewent. "romansach" i tego typu literaturze - to racja, męczące. Podobne refleksje mam ostatnio w kwestii mediów. Generalnie zrezygnowałam już parę lat temu i sporadycznie robie przeglądy/podglądy - szok. Jeśli faktycznie z tym mają głównie do czynienia ludzie.. ratunek w dialogach, narzędziach do samodzielnego myślenia, bo odcinać się od społeczeństwa też chyba nie warto.
    Pozdrawiam i miłego poniedziałku życzę

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozumność naturalnie istnieje, ale raczej jako umiejętność, bądź zdolność, niż jako istotny czynnik kierujący ludzkim postępowaniem.
    Co do wzmiankowanej (w drugim akapicie) aktywności - sądzę, że trop niechęci do wysiłku jest trafny. Człowiek jest istotą z natury leniwą i pobudza się do działania kiedy widzi, bądź czuje potrzebę. A w kontaktach międzyludzkich, jeśli takiej potrzeby wyraźnie sobie nie uświadamia, to wygodniej mu jest machnąć ręką i zrezygnować. A i to o ile w ogóle wcześniej nie zagrają mu emocje (te wspomniane wcześniej z rodziny "ukręcania łebka"). W społeczeństwach mniej mobilnych i bardziej zamkniętych ludzie w mniejszym stopniu mogli sobie pozwolić na takie "odpuszczenie" bądź "skreślenie" drugiego człowieka - będąc na siebie skazanymi ludzie musieli podejmować wysiłek współpracowania ze sobą i pracy nad sobą. Dziś wysiłek nie jest w cenie, a mobilność pozwala na opuszczenie nazbyt wymagającej społeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Etam, statystyka;). Czy jest to czynnik kierujący postępowaniem czy nie, o tym z pewnością jakaś część ludzi świadomie decyduje. Prawdopodobnie większość dysponuje czynnikami wewnętrznymi złożonymi(sumy podczynników), prostymi - tak więc "instynkty" (mechanizm, zakorzenione, stadne.. może być, nie chodzi o to by temu zaprzeczać, ale że to jakaś część i nie w każdej sytuacji kluczowa), emocje, nawyki nabyte w życiu osobniczym (w sensie algorytmów, "automatu", podświadome "naśladownictwo", nałogi) i również racjonalne myślenie (wyrafinowane, obliczone na efekt, świadome, odpowiedzialne, skalkulowane) i to załóżmy występować może w różnych proporcjach zależnie od osoby, zależnie od czasoprzestrzeni w której znajduje się dana jednostka. Jakiejś części być może z braku wysiłków, wiedzy, doświadczeń (sytuacji, okoliczności "zmuszających" - tak jak w przykładzie) się to nie wykształci, bądź w niewielkim, trudno kontrolowanym stopniu. O tym, że ludzie myślą, w sposób złożony, abstrakcyjny czy się z tym ujawniają czy nie, jestem dość gruntownie przekonana od dawna. Natomiast szkopuł w tym, że mogą tego używać jako narzędzia, użytecznego narzędzia. Zgodzę się, że skoro nie muszą, to po co mają się męczyć, chyba nie dla idei;). I postawiłam hipotezę, że jednak może się to przydać obecnie/aktualnie/w przyszłości, a szczególnie coś co jeśli ulegnie zaprzeczeniu, to zamyka kwestię i "spór" nierozstrzygnięty - autorefleksja. Czyli to co po dokonaniu czynów, po wydarzeniach niezależnych, gdy emocje opadną, bądź nie będą miały kluczowego wpływu, do określnia miejsca swojego. Analiza/autorefleksja/dookreślenie się.
      Animozje, to jest takie pojęcie, które ja świetnie znam i wiele osób się dziwi, bądź musi sprawdzić a cóż to;). Tylko nawet wobec tego jest wiele dróg, chociażby autorefleksja i przepraszam z lub bez wyjaśnienia.. No mniejsza. Tzn - owszem jest istotne to czy problem zaistniał z realnego konfliktu interesów, czy pozornego. To ostatnie się zdarza dość często chyba, szczegónie jeśli oparte na domysłach, odbiorach przez pryzmat własnej osoby itp. Nie, oczywiście, że wiem i naiwna nie jestem - zjawisko tak czy inaczej czasem powraca w recydywie;) Czasem nie warto i się nie upieram na generalizacje czy warunek konieczny. Natomiast bardzo podoba mi sie to sformułownie - "wymagającej". Bo to chyba da się ocenić, wyprowadzić takie wnioski na podstawie rozumowania właśnie. A to czego się od nas wymaga:D:D, przecież to niezwykle cenne w życiu. I kwestia czy chodziło o realne wymagania, bądź w jakim stopniu wykonalne. W tym momencie magiczne słówko, którego przyznam nie lubię, kompromis ;)(nie lubię przez nadużycia i kojarzy się z - ani jedno, ani drugie nie usatysfakcjonowane;), ale w niektórych okolicznościach bywa czymś w co warto zaiwestować).

      Dziękuję bardzo za uwagi. Sporo do przemyślenia:D. [znalazłam właśnie materiał, który w pewnym stopniu zawiera kilka interesujacych mnie kwestii, zupełnie przypadkowo i sporo wątków mniej interesujących http://www.youtube.com/watch?v=IHj5fQmKXrk hmm a może zostawię jako łamigłówkę, co wyłowiłam i chciałam przemyśleć:). Niezobowiązująco, szczególnie, że nie zakładam iż to może okazać się ciekawe. I czasopodkradacz, ale może na chwilę kiedyś, niezagospodarowaną. Nic pilnego. Pozdrawiam]

      Usuń
    2. Dziękuję - obejrzę, ale nie teraz (tylko sprawdziłem czy link działa).

      Usuń