Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

wtorek, 3 września 2013

221.Wymłócony

Pierwszy dzień zajęć dydaktycznych (tak to się fachowo nazywa). Jakże krzepiący i motywujący widok tych samych znudzonych twarzy, dokumentnie mających gdzieś to, że do nich mówię i co mówię, skoncentrowanych na swoich smartfonach, rozwalonych  na krzesłach i ławkach, demonstrujących swą głeboką frustrację i poczucie krzywdy z powodu konieczności przyjścia do szkoły i pójścia na lekcje.

Podręczników oczywiście brak, chociaż zgodnie z przepisami naszego, pożal się Boże, ministerstwa zatroskanego o naszą młodzież uciskaną przez złe szkoły i wrednych nauczycieli,, lista podręczników została wywieszona w necie już w czerwcu. Próba obejścia tego deficytu nieudana, z powodu apatii i znudzenia grupy zdegustowanej pomysłem stukniętego (- to eufemizm taki) belfra, który na pierwszej lekcji oczekuje jakiejkolwiek pracy, choćby polegającej na przypomnieniu sobie najogólniejszych rzeczy z polskiego i wykonaniu niezbyt skomplikowanego myślenia, by odpowiedzieć na zadane pytanie (jakże trudne np. o co ogólnie walczyli Trojanie, a o co - Grecy? Przy okazji zresztą się dowiedziałem, że w tak ogóle to tam się bili Rzymianie).

Po dwóch lekcjach patrzyłem z autentycznym niedowierzaniem na zegarek, bo miałem poczucie jakby minęło tych lekcji już sześć co najmniej. Zakończywszy parę godzin później zajęcia, czułem się jak wymłócony. Fizycznie nie zmęczony, ale psychicznie - jak przepuszczony przez wyżymaczkę i odwirowany w młynie kulowym. Perspektywa, że muszę jeszcze przygotować jakieś lekcje na jutro wydawała mi się w tym stanie umysłu dość abstrakcyjna.

Zastanawiam się nad kupieniem sobie do pracowni prywatnej drukarki. Niezbyt mi się uśmiecha wydawanie własnych pieniędzy na wyposażenie miejsca pracy, ale z jednej strony obawiam się, że (przy takim obłożeniu pracą) mogę zapominać przygotować coś w domu, a z drugiej zaś - nie chcę w szkole chodzić po prośbie i żebrać o wydrukowanie czegokolwiek, czy to z racji niechęci do popadania w zależność, czy to z racji po prostu braku czasu na przerwach. Ludziom z zewnątrz wydaje się, że nauczyciel na przerwie to tylko siedzi sobie w pokoju i kawkę popija. Może i są tacy, ale mnie przeważnie przerwy mało na oblecenie tego co muszę pozałatwiać.

4 komentarze:

  1. Nie daj się tym małym potworkom! Teraz mogę to spokojnie napisać, gdyż już nie stoję po tamtej stronie barykady. Mam świadomość tego, że uczniowie nie doceniają pracy nauczyciela, ponieważ chyba trochę też tak postępowałem. Dopiero teraz po zakończeniu etapu edukacyjnego, którym było liceum, zaczynam uświadamiać sobie, ile zawdzięczam pedagogom (oczywiście nie wszystkim, niektórzy to czyste zło wcielone w ludzką postać!).

    Nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak mógłbym przyjść na lekcję bez podręcznika bądź nieprzygotowany, lecz, niestety, takie zjawisko jest coraz bardziej powszechne. Podziwiam Cię za to, że potrafisz się jeszcze w tym wszystkim odnaleźć. W przeszłości marzyłem o zostaniu nauczycielem, podoba mi się charakter tej pracy. W sumie, to chyba nadal pragnę nim zostać, ale nie wiem, czy sobie poradzę z takim brzemieniem na plecach. Nauczyciel to zawód, który wymaga samorozwoju, ciągłej nauki, systematyczności. Jako belfer też ma się zadania domowe do wykonania w postaci przygotowania toku lekcji.

    Trzymam za Ciebie kciuki i życzę powodzenia w edukowaniu młodych ludzi. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za słowa otuchy - to miłe z Twojej strony.

      Co do "niedaniasię" to jest pewna trudność - i Herkules dupa, kiedy wrogów kupa. Ten zawód przede wszystkim wymaga bardzo silnej i bardzo odpornej psychiki.

      Usuń
  2. Nie wyobrażam sobie pracować z takimi. Mi wystarczy posłuchać ich pięć minut i mam dość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja ich słucham i oglądam po kilka godzin dziennie. :-(

      Usuń