Zimno, plucha, paskudnie. Marznę w mieszkaniu. Stos prac do sprawdzenia topnieje stanowczo zbyt wolno. Zimno i stres źle wpływają na moją sylwetkę - podżeram słodycze. Obawiam się, że w tym tempie wkrótce nie będzie śladu po tym jak bez wysiłku zeszczuplałem kilka lat temu. Cóż, wtedy nadzieja na znalezienie jednak sobie kogoś zdziałała cuda. Teraz jej już nie ma i z niepokojem obserwuję siebie halsującego w stronę kuchni.
Wyprowadza mnie z równowagi potworne lenistwo młodzieży. Ich rozpaczliwe wysiłki aby nie uczynić najmniejszego choćby wysiłku przekraczają pewną granicę - swoistej estetyki, sprawiają wrażenie odrażającego wicia się czegoś oślizgłego i obrzydliwego. Boję się tego, że pewnego dnia przestanę ich lubić i będę patrzył na nich jak na tępą, wulgarną masę, pełną pretensji i wysokiego mniemania co to im się nie należy, na pustactwo przekonane o swojej wysokiej wartości, na to polskie cwaniactwo, ociekające tupetem i pewne swego sprytu - czym z wolna od niektórych poczynając, się stają. Boję się, że stykając się z takimi ludźmi sam będę się zmieniał na gorsze.
jako pedagog masz tutaj duże pole do popisu, możesz próbować kształtować te młode umysły żeby wyrosły na przyzwoite jednostki, chociaż podobno występuje coraz większa ich oporność na takie próby :P
OdpowiedzUsuńPo latach owego "popisu" mam ochotę na wypis. ;-)
UsuńProblem z tym kształtowaniem polega na tym, że po pierwsze potrzeba do tego "troszkę" innych warunków, niż 2 spotkania w tygodniu w grupie trzydziestoosobowej.
Po drugie zaś, potrzeba jeszcze choć trochę chęci i wysiłku ze strony owych "młodych umysłów", a problem leży właśnie w tym, że ich zdaniem chęć i wysiłek są zbyt wielkim wyrzeczeniem, by mogli się na nie zdobywać częściej niż raz od wielkiego dzwonu.