Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

czwartek, 19 lipca 2012

5.Spowiedź młodzieńca - dojrzałego

Nerwy: czy zdam maturę, czy zdam wstępne na studia, nad głową wisi wojsko tylko czekające potknięcia. Udało się - dostałem się na dość elitarny wtedy kierunek. Rychło jednak zaczęły się problemy - to nie był kierunek dla mnie. Znalazłem się na nim zresztą dość przypadkowo - zdawałem nań ze względu na zestaw przedmiotów, a z niego chciałem się przenieść na wymarzony. Niestety, z poczatku mi się spodobał, a rodzice półprzytomni z dumy i snobizmu chyba na mszę ukradkiem dawali, żebym kierunku nie zmieniał. To że jest mi na nim coraz trudniej nic ich nie obchodziło, ani pojąć nie mogli, nawet gdyby próbowali.

Nim podjąłem decyzję o zmianie studiów straciłem kilka lat. Po drodze zahaczyłem o szeregi naszej walecznej armii i mogłem obejrzeć ją sobie od środka. Nie polecam tego nikomu, kto nie jest wielkim fanem takich organizacji.

W czasach studiów przeżyłem pierwszy coming-out - bez jakichś negatywnych następstw. Zacząłem  wysuwać nos ze skorupki węsząc za tęczowym światem. Niestety, jego oględziny, eufemistycznie rzecz ujmując, nie przypadły mi do gustu, zaś kontakty z tzw. środowiskiem zniesmaczyły mnie do tego stopnia, że uznałem iż nie chcę mieć z tym wszystkim nic wspólnego. Tu niestety kłaniał się mój... sam nie wiem, jak to określić: idealizm? romantyzm? czy może  po prrostu durna naiwność? Ostro widziałem poziom emocjonalny rodziny w której się wychowałem i marzyłem żeby mieć taką w której członkowie szanują się, kochają, są dla siebie dobrzy, kochaja się, nie mają zachowań przemocowych. Nie udało mi się dostrzec najmniejszych szans na osiągnięcie czegoś takiego. Zamiast tego kontentować się seksem w parku, w szalecie, w krzakach?! Nie, po prostu nie. To był mój świadomy wybór.

Problemy ze studiami, brak pracy, wykruszenie się kolegów szkolnych, rodzinka, tęczowe rozczarowanie - wszystko to sprawiło, że swoją orientację uznałem za dopust boski. Cóż, słodkich pierniczków dla wszystkich nie starczy i tak - widać to ja wyciągnąłem tę krótszą słomkę. 

Postanowienie wsparte silną wolą okazało się być nad podziw trwałe - nawet kiedy skończyłem studia - jedne, drugie, dostałem wreszcie pracę i to taką o której dawno temu marzyłem, do kwestii orientacji już nie wracałem. Traktowałem to jako zamknięty rozdział, zamknięty także w sensie: "Nie wchodzić, nie zaglądać, nie wspominać!" Absorbująca emocjonalnie i psychicznie praca świetnie pomagała odwrócić uwagę. W końcu chyba sam uwierzyłem, że nie jestem homo. Homo to było to dawno temu, co było i minęło i nie ma. A teraz jest teraz i nie jestem żadnym gejem. Potęga wyparcia. Aż sam z niedowierzaniem dziś na to patrzę.

Łaska boska, że nigdy nie przyszło mi na myśl próbować wypierać homoorientację poprzez związek z kobietą. Z tego mogę być dumny - że przyzwoitość się trzymała i nie popełniłem takiej podłości, by unieszczęśliwić jakąś dziewczynę, która by mi zaufała.

Któregoś dnia poczułem się tym wszystkim tak zmęczony, że machnąłem ręką i przestałem uciekać przed sobą. Zabawne, że nie było to spowodowane żadnym konkretnym wydarzeniem, nie było żadnego zdarzenia czy rozmowy. Po prostu - przyszła myśl i nie została przepędzona. Ot tak! zakończyłem ten proces. Jakbym oznajmiał sobie "Od dziś nie jem smażonego!" Wyoutowałem się przed kilkoma ważnymi dla mnie osobami - przyjęły to bardzo dobrze. Rodzicom nie powiedziałem - nie odczułem takiej potrzeby. Jak spytają powiem prawdę, ale żeby samemu lecieć i mówić - nie chce mi się, jest mi obojętne czy wiedzą czy nie wiedzą. To w gruncie rzeczy smutne jak ułożyli relację emocjonalną ze swoim jedynym synem.

Dziś żyję z tym wszystkim pogodzony, co nie znaczy uszczęśliwiony ;-) - nie ulega dla mnie wątpliwości, że jako heteryk miałbym w życiu łatwiej. Moje zdanie na temat naszego tęczowego światka nie zmieniło się zbyt znacznie w stosunku do czasu pierwszego CO. Próby znalezienia sobie kogoś (partnera) spełzają na niczym.  Cóż, w tym wieku w tym środowisku to już do spalarni odpadów, a nie do układania sobie z kimś życia - tak mniej więcej można by ująć tęczowy vox populi.

Ale dziwić się temu nie należy, bo przecież пряников всегда не хватает на всех...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz