Tydzień przemknął niepostrzeżenie. Szedł schematem tak utartym, że dzień z dniem zlewał się w jeden obraz, identyfikowany tylko spoglądaniem w kalendarz i plan lekcji. Nawet odwiedziny Emusia dziś zdają się czymś odległym i nierzeczywistym, tak nieistotnym, że tylko notatka na blogu o nich przypomina. Praca, a raczej wytwarzane przez nią napięcie i stan totalnego "zakręcenia", całkowicie zdominowała wszystko inne.
Zaszedłem do pedagożki obgadać pewne sprawy wychowawcze i organizacyjne - biedaczka ledwie przytomna i psychicznie wyczerpana. Niektóre klasy potrafią człowieka wykończyć - wiem o tym doskonale, doświadczając tego co dzień. Tempo i nawał pracy są takie, że brakuje czasu, siły i świeżości umysłu, żeby przygotowywać się należycie do pracy z takimi klasami.
Pensum nauczycielskie ma głęboki sens - ta praca wymaga kreatywności, a kreatywność wymaga wypoczętego, sprawnego umysłu. Człowiek mający poczucie, że kończy dzień "jak wymłócony", nie będzie kreatywny. Tym bardziej, że z każdym przepracowanym rokiem wszystkie stresy zawodowe osadzają się w nim i kumulując wyniszczają psychikę, a ta rzutuje na strukturę fizyczną, by rykoszetując od niej (przez schorzenia) spotęgować dysfunkcję psychiki. Psychologowie/psychoterapeuci mają obowiązek superrewizji - sądzę, że nauczyciele też go powinni mieć. Jego brak wielu z nas mogło zaobserwować w postaci wypalonych, zdziwaczałych nauczycieli, na poły groteskowych, na poły zaś groźnych w swej nieobliczalności - smutne dowody wyniszczenia psychiki zawodowym stresem. Mało kto by uwierzył, że te nieszczęsne stworzenia 20 czy 30 lat wcześniej mogły być ciepłymi, życzliwymi i otwartymi na uczniów lubianymi psorami, których niedostatecznie wentylowana psychicznie praca wyniszczyła i wypaczyła. Niczym orkowie, którzy podobno powstali ze zdegenerowanych torturami i udręką przez Morgotha pojmanych elfów. To swoiście gorzki paradoks, że najbardziej zagrożone wypaleniem, zgorzknieniem i zdziwaczeniem są właśnie osoby najcieplejsze, empatyczne i najbardziej życzliwe ludziom, zaś bardziej odporne i bezpieczniejsze od wypalenia są osoby chłodne, zdystansowane od pracy i problemów uczniów.
Dobrze, kiedy człowiek ma do kogo wrócić z pracy, bezpiecznie, spokojnie rozładować napięcie rozmową, przytuleniem, pocałunkiem. Kiedy ma o kim myśleć "prywatnie", kiedy nie całą uwagę, nie wszystkie emocje angażuje w uczniów, bo część ich zachowuje dla najbliższych. Źle kiedy jest sam - i w pracy i w domu. Sam na sam ze stresem, z myślami, ze znużeniem.
"Bo dobre serce także zgubnym może być!
Szczęśliwy kto uniknął go!"
To aby wrócić do domu, do kogoś i być szczęśliwym to oczywiście pozytywna teoria, którą sobie wmawiamy. Może spojrzeć na rodziny żyjące obok nas, gdzie zdarzają się dwa koszmary jednocześnie. W pracy i w domu. Bo czy wszyscy żyją w domach szczęśliwie, przytulają się do siebie, rozmawiają i nie kłócą się prawie codziennie? Też z założenia chciałbym być z kimś i prowadzić radosne, szczęśliwe życie, wyjeżdżać na wakacje itp. Ale przy wyborze wybieram opcje - jestem sam, albo inaczej wybieram jeden koszmar nie dwa. Im później tym trudniej dopasować klocki naszej gry, do klocków jego gry. One stają się mało kompatybilne.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, są rodziny szczęśliwe. Tego nie wiesz, czy tworząc własną rodzinę, przeżyjesz koszmar, bo będą w niej kłótnie, itp. czy będziesz tryskał szczęściem, bo będziesz miał tak wspaniałą rodzinę. Każdy kij ma dwa końce, w życiu warto być optymistą niż pesymistą.
OdpowiedzUsuńW życiu warto być realistą z nutką pesymizmu na pierwszym msc. i optymizmu na drugim msc. Czemu tak. Znam już jakąś ilość ludzi i przesadny optymizm w dzisiejszych czasach bez odpowiedniego, trwałego zabezpieczenia finansowego w momencie nastania komplikacji powoduje u tych ludzi trudności w pozbieraniu się do kupy. Wtedy wysiadają i widać to dobrze. Lekki pesymista jest na takie okazje zabezpieczony i jak obserwuję lepiej znosi stany porażki.
UsuńLekki pesymizm jest bezpieczniejszym wyborem, ale optymizm jest cechą nośniejszą, dającą większe prawdopodobieństwo sukcesu. Myślę, że znoszenie proażek zależy raczej od solidności konstrukcji psychicznej niż od optymizmu lub pesymizmu. Słaby optymista załamie się od porażki, zaś słaby pesymista ją przyciągnie.
Usuńcytat: "Ale przy wyborze wybieram opcje - jestem sam, albo inaczej wybieram jeden koszmar nie dwa."
Nie zgadzam się z założeniem, że skoro są związki nieudane, to lepiej być samotnym. To jak uznać, że: wracam z pracy tak strasznie zmęczony, że chciałbym się położyć, ale łóżko może być niewygodne, więc może lepiej postoję sobie. ;-P Są tu nie dwie, lecz trzy opcje - tak jak pisał Kamil.
Ej Aberfeldy, spokojnie, każda zawodowa kariera to kilogramy stresu, u mnie tez spoznisz sie jeden dzien z wyslaniem pisma albo zle wypelnisz weksel i juz cale zycie z dlugami, jak oskarza cie o blad w sztuce :) Grunt to po prostu rzetelnie wykonywac swoje obowiazki i nie myslec po pracy o pracy ;)
OdpowiedzUsuńJestem jak najdalszy od sugerowania, że tylko w moim zawodzie mamy do czynienia ze stresem. To zupełnie oczywiste, że każdy zawód w mniejszym lub większym stopniu generuje coś takiego.
UsuńJednak chciałbym zwrócić uwagę, że w belferce problemem jest zastosowanie w praktyce Twojej ostatniej rady, gdyż po pracy trudno nie myśleć o pracy, skoro znaczną jej część wykonujemy w domu, po przyjściu ze szkoły. W rezultacie u nas "po pracy" znaczy - przed snem, a to niewielka część doby. ;-P
Jakże prawdziwa ta końcówka - tylko zawsze zastanawiam się skąd się to bierze...
OdpowiedzUsuńZ nas, ludzi - z tego jak się traktujemy nawzajem. Widzimy w drugim człowieku nie współplemieńca, lecz groźnego konkurenta. Przeskoczyliśmy do tyłu cywilizację i odżył w nas przodek sprzed rewolucji neolitycznej - wędrujący w małej grupie po terenie ubogim w zasoby i postrzegający inne grupy jako śmiertelnych wrogów, gdyż aspirowali do tych samych zasobów co jego grupa.
Usuń