Weekend był i się zmył. Znów zwróciłem uwagę na awanturę wokół "Kamieni na szaniec" Roberta Glińskiego - tym razem sam reżyser zabrał głos dając odpór. Do tej pory to krytycy ziali ogniem na twórcę i dzieło, a teraz można było ujrzeć kontratak. Filmu nie widziałem, więc się na jego temat wypowiadać nie zamierzam, ale zwróciłem uwagę na pewien powtarzający się element - w tych atakach pobrzmiewa mi znajoma nuta. Odnoszę wrażenie, że krytyków rozsierdziła nie tyle niezgodność dzieła artystycznego z książką, czy tzw. prawdą historyczną, ile z ich wyobrażeniem tamtych wydarzeń i postaci. Przyglądając się ich wypowiedziom nabieram wrażenia, że jest to wyobrażenie mocno idealizujące - widzą przeszłość nie tyle taką jaką była, ile jaka ich zdaniem powinna być - uznając jednocześnie swoją wizję za autentyczną rzeczywistość. A za tym "powinna być" kryje się bogaty wachlarz emocji pozytywnych i negatywnych.
Interesujące jest że atakuje się film (być może słusznie) za niezgodność z prawdą, oceniając go na podstawie zgodności z książką. A przecież ta książka to nie wierny, możliwie bezstronny opis ludzi i zdarzeń, tylko kiepska literacko hagiografia z wyraźnie propagandowym założeniem pisana. Trudno mieć pretensje do Aleksandra Kamińskiego, że ją napisał - myślę, że okoliczności całkowicie go usprawiedliwiają i z tego punktu widzenia dobrze postąpił pisząc tę książkę. Ale wynoszenie jej na piedestał, a zwłaszcza traktowanie jako niepodważalnego źródła historycznego dla dziejów Szarych Szeregów jest nieporozumieniem. Sądzę, że "Kamienie na szaniec" posłużyły jako budulec współczesnego harcerskiego mitu i z tego tytułu podlegają bezwzględnej obronie przed jakimikolwiek odmiennymi interpretacjami (dość przypomnieć zeszłoroczne oburzenie na sugestie dr Janickiej że bohaterowie książki mogli darzyć się uczuciem innym niż tylko przyjacielskie).
Zresztą podobne emocjonalne reakcje budzą jakiejolwiek krytyczne wypowiedzi na temat wysiłku żołnierza polskiego, zwłaszcza w II wojnie. Dla niemałego grona pasjonatów prawda historyczna jest dopuszczalna tylko w takim zakresie, w jakim zgodna jest z ich wyobrażeniem na temat ówczesnych wydarzeń, a te bywają nader luźno związane z realiami. Przykładem takiego szczególnie drażliwego tematu może być bitwa o Monte Cassino i faktyczny rozmiar naszego wkładu w to zwycięstwo. Nie daj Boże napisać jaką faktycznie rolę odegrał w bitwie II Korpus na tle reszty sił alianckich, czy wyrazić krytyczną opinię o naszym dowodzeniu i skutku w postaci rozmiaru strat. A już wspomnieć, że Niemcy wycofali się na rozkaz bo ich Francuzi i Anglicy oskrzydlili, to jak przyznać się do babki Żydówki, dziadka w Wehrmachcie i pracy dla Putina.
Irlandczycy też mieli w historii nie lekko, może nawet gorzej niż my, a jednak potrafią o niej przynajmniej choć inaczej śpiewać. Ballada o epizodzie z klęski rewolucji irlandzkiej 1798 r. w znakomitym wykonaniu Dublinersów.
A TU wcześniejsze ich wykonanie jeszcze ze znakomitym Lukem Kellym.
No i oczywiście tłumaczenie reżysera o braku wątku homoseksualizmu, który był podejrzewany u niektórych głównych postaci.
OdpowiedzUsuńGdyby Gliński na coś takiego się poważył, to chyba co najmniej Auto-da-fé twórcy i wykonawców mogłoby zmyć (choć trochę) taką hańbę uczynioną patriotyczno-narodowo-katolickiej tradycji.
UsuńCzytałem książkę jako lekturę obowiązkową , robiła wrażenie,ale jako źródła prawdy historycznej już wtedy jej nie odbierałem. Nie wiem ale miałem z tym problem. Natomiast o samym filmie oglądałem już kilka programów kulturalnych, które zamiast mnie zachęcić do obejrzenia robią odwrotną robotę. Tygodnik kulturalny w TVP Kultura i wywiad z jednym z odtwórców ról zniszczył resztki moich chęci na obejrzenie tego dzieła poczekam na emisję w TV.
OdpowiedzUsuńTeż się do kina nie wybieram. Zapewne wyjdzie z jakąś gazetą i trafi do sklepików z tanimi płytami na Centralnym - stamtąd może zaczerpnę.
Usuńa Ty żyjesz?:P coś cicho ostatnio tu :P
OdpowiedzUsuńŻyję. A cicho bo nie bardzo mam o czym i po co pisać (w sensie: rzeczy o jakiejś, choćby skromnej, wartości).
Usuń