Naruszyłem utrwaloną tradycję zgodnie z którą niedzielne popołudnie i wieczór są przeznaczone na Arbeitfieber na okoliczność zbliżającego się poniedziałku. Postanowiłem odwiedzić Emusia, zamiast miotać się po mieszkaniu między sprawdzaniem po jednej klasówek i zażeraniem emocji słodyczami. To był dobry pomysł, bo zajął mi umysł czym innym. Szkoda, że Emuś niechcący naprowadził rozmowę na niezbyt przyjemne wspomnienia. Wydawało mi się, że mam je już bardziej wyciszone - okazuje się, że emocje wciąż żywe, choć słabsze niż kiedyś. Ale w sumie dobrze że pojechałem - to miły chłopak, przy którym mam, tak rzadką przecież, okazję uśmiechnąć się.
Jednak po wyjściu zrobiło mi się smutno, jak wtedy, kiedy po wycieczce uczniowie rozchodzą się i rozjeżdżają odebrani przez rodziców, odjeżdża autokar i zostaję na parkingu sam, by samotnie, pustą ulicą ruszyć do siebie.
Tekst wieczoru:
"Musisz sobie kogoś znaleźć! Nie możesz JUŻ rezygnować!" powiedział młodzian do równo dwa razy starszego.Rozum swoje, emocje swoje. Nie mam już ani nadziei, ani planów. Tempi passati.
a ja czasami uważam, że ludzie zbyt mocno uzależniają swoje szczęście od bycia czy nie bycia z kimś :>
OdpowiedzUsuńGdybyś napisał, że "wielu ludzi" to bym się zgodził z taką opinią.
UsuńDla niektórych szczęście, to właśnie mieć kogoś bliskiego...
OdpowiedzUsuńOtóż to!
UsuńA nie lepiej taki nastrój zgonić na brzydką. jesienną pogodę? : )
OdpowiedzUsuńProszę, proszę! Któż to, ach któż to, nam wrócił! :-)
UsuńNiestety nastrój nie jest zależny od pogody, przynajmniej ten powyższy.
:-)
Usuń