Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

czwartek, 23 lutego 2017

578.Dramat pączkowy

Narodowy Dzień Dyspensy od Obżarstwa, więc trzeba skorzystać! Koło południa wybrałem się w tradycyjne miejsce zakupu przepysznych pączków, czyli do cukierni Wróbla na Noakowskiego. Stamtąd miałem pójść do rodziców, żeby zrobić małą naprawę zamówioną przez ojca; przy okazji zaniósłbym im pączki. 

Naiwnie ucieszyłem się widząc z oddali brak kolejki na ulicy. Dochodząc zastanowił mnie widok jakiejś starszej pani, która zajrzała przez drzwi i odeszła - ki czort? przecież tam w środku nie ma miejsca na tłum, ceny zwykłe, więc co ją odstraszyło? Kiedy wszedłem zatkało mnie... Ani...jednego...pączka... Jak jakieś groteskowe szyderstwo na półkach były tylko faworki! Szok. Po prostu szok.

Po drodze nie było gdzie porządnego kupić, a przynajmniej nie stojąc w absurdalnej kolejce na ulicy lub słono przepłacając jak u pewnej celebrytki, gdzie zresztą też był ogonek przed sklepem. Do rodziców przyszedłem z pustymi rękami. Okazało się zresztą, że zdążyli zaopatrzyć się sami.
O. -Chcesz może pączka? Z Biedronki. Jeden nam jeszcze został. Z herbatką?
M. -Nie dawaj mu przecież tego pączka! On się nie nadaje do jedzenia.

Później zaniosłem im od Gieryszewskiego, szczęśliwie trafiając na moment, kiedy kolejka nie wyogoniła się jeszcze na ulicę.

Na wieczór zaanonsował się z (jak zwykle chwilową) wizytą Emuś.
Mr A. -Zjesz pączka czy będziesz robił sceny?
E. -A, bo to Tłusty Czwartek... No zjem. Ale tylko JEDNEGO!

Wyszedłem wobec tego po południu, żeby mu kupić świeżego, a nie z porannego wypieku. Idę do Wróbla, założywszy, że tamto południowe to może był jakiś incydentalny wypadek. Pół do czwartej, wchodzę, a tam... prawie pusto! Dosłownie kilku jakichś pudrowanych oszustów przycupniętych w kącie, a moich ulubionych pysznych wróblowych lukrowanych pączusiów... NIE MA! 

Co ja się nałaziłem, żeby jednak jakieś dobre Emusiowi kupić... Od placu Politechniki po plac Bankowy się zlatałem.

I koniec. Szlus. Cukiernia Wróbel trafia na moją listę uraz - jak mi nie przejdzie, to moja noga więcej u nich nie postanie. Tyle lat zakupów, tyle lat wierności konsumenckiej i tak to zniszczyć? O-b-u-r-z-a-j-ą-c-e. Naprawdę, życie mieszkańca Pierwszego Świata jest takie ciężkie i okrutne! :-(

12 komentarzy:

  1. Dwa pączki były od cukierni Kiliana a jeden z Lukullusa. Pyszne wszystkie, ale trzy mi naprawę starczą. I pół tacki faworków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do lukullusowych pączków zraziłem się odkrywszy, że nadzionko umieszczane jest po usmażeniu dźganą szprycą, a nie zawinięte przed smażeniem. Niby sadzą się na luksusy, a maszynową fuchę odwalają. A w smaku zupełnie nijakie.

      Usuń
  2. heh, a mi się z domu nie chciało ruszać po te pączki :D zjem w następnym tygodniu, codziennie rano, jak idę do pracy, mijam stragan z pączkami :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jedz czasem ze straganu - pomyśl o higienie!

      Usuń
    2. Nie "albo" - toż właśnie zatruć się może. A przytyć od jednego pączka to nie przytyje. :-)

      Usuń
    3. pewnie i tak nie kupię, bo zazwyczaj nie mam na to czasu :P ale dziękuję za troskę :P

      Usuń
    4. Zależy jak duży to pączuś.

      Usuń
    5. dobra, jednak dziś kupiłem dwa, tyle o nich pisaliście, że zachciało mi się pączków :D

      Usuń
    6. A gdzie kupiłeś? Czy sssmaczne były, mój ssskarbie? :-D

      Usuń
    7. w markecie :D:D:D za słodkie były, ale co tam :P

      Usuń
    8. Ale one mają być słodkie!

      Usuń