tag:blogger.com,1999:blog-11961795684978162542024-02-21T06:24:09.293+01:00Dziennik pustelniAberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.comBlogger1224125tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-22163155369873892372022-05-03T13:02:00.005+02:002022-05-03T13:07:09.141+02:001224.Problem spotkań z absolwentami<p style="text-align: justify;"><b>Ciąg dalszy odpowiedzi na komentarz Polly do blotki nr 1223.</b></p><p style="text-align: justify;">Tylko na takich spotkaniach czuję się nieco niezręcznie. Nie jestem dobry w small talku, żeby nawijać muszę mieć jakieś konkrety, a główny problem chyba jest taki, że oni mają za sobą już różne przeżycia, różne doświadczenia z pomaturalnych czasów, a dla mnie są częścią zamkniętej przeszłości. W pewnym sensie oni poszli dalej, a dla mnie zatrzymali się kiedyś. To sprawia, że trudno się rozmawia bo o czym? Co robili po maturze, co robią teraz itp. - wygląda to jak odpytanie. Z kolei co ja im mogę powiedzieć ze swojej strony? Co u mnie? O swoich prywatnych sprawach nie mówię w pracy nikomu. Co w szkole? To co się w niej dzieje z perspektywy "biurka" jest obce ich perspektywie "ławki", poza tym łatwo otrzeć się o psucie wspomnień o szkole, jeśli będzie się mówić szczerze. Wyjdę przy tym na tylko narzekającego frustrata. Względnie - zacznę mówić o rzeczach dla nich egzotycznych. Oni nie znają już kontekstu do późniejszych zdarzeń na tratwie; rotacja personelu sprawia też, że coraz więcej belferstwa to ludzie dla nich obcy. Wspomnień wspólnych przeżyć - niewiele przecież było, także z uwagi na pandemię i zdalne nauczanie. Do tego mam pewną niegasnącą rezerwę, czy nie wchodzę (za bardzo 😇) w tryb dzielenia się zakumulowaną mądrością życiową i nie zaczynam popierdalać jak jakiś rabin z Lubartowa.</p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com23tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-36905906338646945742022-05-01T18:45:00.001+02:002022-05-01T18:45:51.839+02:001223.Pożegnanie klasy<p style="text-align: justify;">No i poszły mi dzieci. Smutno. A i tak dopiero za jakiś czas do mnie to w pełni dotrze. Bo na razie, to jestem cały zmaltretowany zeszłym tygodniem. </p><p style="text-align: justify;">Dzika galopada nie dająca chwili nawet na to, by się jakoś przygotować do pożegnania. Jakiś brak zrozumienia dla potrzeby przeżycia chwili rozstania. Trzy lata człowiek współpracował z grupą, jakoś się przejmował, czuł odpowiedzialny, uczestniczył w jakichś więziach i interakcjach, w jakimś tam stopniu zaangażował emocjonalnie w rozwój tych młodych wyjątkowo fajnych ludzi. A rozstał - jak zwykle, nagłym cięciem. Jakby nagle nasze jadące dotąd razem wagoniki najechały na rozjazd i mój pojechał w lewo, a oni swoim w prawo. Wiem, że większości już nigdy nie spotkam.</p><p style="text-align: justify;">Zrobiłem co mogłem, żeby chociaż te ostatnie nasze godziny jakoś ułożyć tak, by oddzielić administracyjne obowiązki (wydanie dokumentów, zebranie podpisów na trzech listach itp.) od rozdania świadectw i od pożegnania.</p><p style="text-align: justify;">Dostałem od nich piękne pamiątki; postarali się. Usłyszałem mnóstwo podziękowań i zapewnień jaki to jestem super, jak to zmieniłem ich postrzeganie różnych spraw i w ogóle. Kilku chciało pożegnalnych przytulasków, to porobiliśmy "misia". Paru się poryczało. Ja sam w trakcie pożegnalnej przemowy musiałem się mocno skoncentrować, żeby utrzymać emocje pod kontrolą; chyba jednak coś zauważyli. Puściły mi trochę następnego dnia, niespodziewanie, na ulicy. </p><p style="text-align: justify;">Jakoś tak potem zdałem sobie sprawę, że tego dnia uścisnąłem więcej ludzi, niż przez całe swoje dotychczasowe (podziecięce) życie.</p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-42861097180705576122022-04-29T19:41:00.004+02:002022-04-29T19:43:37.761+02:001222.Ryga, Kanion i Pepanc<p style="text-align: justify;">Ćwierćżywy i obolały jak pieprzony skurwysyn po sprincie maratońskim tego tygodnia. Dziś od rana miałem zasadnicze, bardzo absorbujące zajęcie - usilne starania, żeby do Rygi nie pojechać; i żeby oddychać, bo mi się pospinało tak, że przerwy między oddechami zaczęły się robić jakoś nietypowo długie. Cztery dni narastającego zapierdolu z dorzucanymi rozpaczliwie bezrozumnie dodatkowymi atrakcjami, w warunkach porażającej indolencji w warunkach pracy. Na deser owego czwartego dnia występ w roli tytułowej w przedstawieniu "Obrzucanie belfra gównem" z udziałem gwiazdy sceny - psychopapy. I powrót do domu o dziewiątej wieczorem.</p><p style="text-align: justify;">Długo pracuję, ale jeszcze czegoś takiego nie miałem, żebym musiał się miotać po szkole w poszukiwaniu możliwości wydrukowania świadectw, bo dyrekcji czemuś nie mogło się zakotwiczyć w świadomości, że zapewnienie odpowiedniej*) drukarki do tego celu, to jest jej elementarny obowiązek, a nie problem wychowawcy. </p><p style="text-align: justify;">Zero myślenia o wychowaniu, o budowaniu relacji, o pracy wychowawcy. Dostrzeganie i przydzielanie zadań bez cienia refleksji o jakimś szerszym kontekście. Zarządzanie wg Wyższej Szkoły Gorącego Kartofla. W ostatnim tygodniu przed zakończeniem zajęć, o którym można mieć wiedzę z parudziesięciu lat bo to stały element gry, z kompletną bezmyślnością wpycha się dodatkowe zadania. Wychowawcy mający pełne ręce roboty, dostają jeszcze dodatkowe zadania. Kurwa pierdolona mać. A tego, że elementem składającym się na pracę wychowawczą szkoły, na klimat szkoły, na jej wizerunek w środowisku (i pewnie na jeszcze parę innych istotnych kwestii) jest także stworzenie wychowawcom możliwości <b>godnego</b> pożegnania się z ich klasami, to niestety nawet pociskiem przeciwpancernym do zakutych łbów się nie wbije. Kiedy próbuje się coś takiego wskazywać, to patrzą jakby w suahili do nich mówili. </p><p style="text-align: justify;">To jest tak dramatyczny rozjazd, przepaść wielkości Wielkiego Kanionu, między tym co te dzieciaki mnie czy koleżance żegnając się mówili, jacy to my jesteśmy MEGA, ile to oni skorzystali, jak oni się pod naszym wpływem zmienili, a tym jak dyrekcja widzi nas i nasze zadania w tej końcówce. W deklaracjach to naturalnie łohoho! jaki to wychowawca jest ważny i jego praca jest i w ogóle i w szczególe! Tylko dramat polega na tym, że im się te wygłaszane komunały nijak nie przekładają na tworzenie warunków do pracy tych wychowawców. Wytłumaczyć tego nie sposób, w praktyce liczy się tylko to, żeby komuś pracę wcisnąć, gdzieś zadanie upchnąć, a jakie to może mieć negatywne oddziaływania, to tego się w ogóle nie przyjmuje do wiadomości, nawet jak się dobija do wrót, trąbi i krzyczy. Byle tylko na stołku się utrzymać.</p><p style="text-align: justify;">______________________________________</p><p style="text-align: justify;">*) to znaczy na przykład z tonerem, nie brudzącej ani gniotącej papieru i takie tam.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-66331178236211829352022-04-24T19:30:00.007+02:002022-04-24T23:21:37.364+02:001221.Ostatnie dni<p style="text-align: justify;">Święta w Dziedzicowie. Pierwszy raz nie u Rodziców. Również pierwszy raz oglądałem Pałac na Wodzie. Zgrabny domek, z zewnątrz wydaje się o wiele mniejszy niż w środku. Przynajmniej jeśli patrzyć na parter, bo piętro ciasne i klaustrofobiczne, z niebezpiecznymi schodami. Posesja nieco deprymuje brakiem roślinności (<b>wszystko</b> wycięte i zasypane, trawa ma dopiero wykiełkować). Za Chiny nie chciałbym mieszkać na takim zadupiu.</p><p style="text-align: justify;">Świadectwa mam już prawie gotowe, arkusze zrobi się później. Nagrody nabyte, pozostaje trzymać kciuki, żeby doszły na czas i były w należytym stanie (naszukałem się ich jak cholera).</p><p style="text-align: justify;">Trochę przykro się robi na myśl, że już odchodzą. Trzy lata sponiewierane zdalnym nauczaniem zleciały jak z bicza strzelił. To była nieprzeciętna klasa, żadna z moich pozostałych się do nich nawet nie zbliżała. Właściwie z tego względu to powinno być moje ostatnie wychowawstwo.</p><p style="text-align: justify;">Obejrzałem kilka odcinków "Heartstopper" - świeżej premiery na Netfliksie. Raczej sympatyczne; zresztą nie jestem targetem dla takich fabuł. Szkoda, że za mojej młodości nie było takich filmów; o tyle młodzi mają trochę łatwiej. Nie poprawiło nastroju.</p><p>Przeczytałem sobie: </p><p>"Materiał na chłopaka" Alexis Hall - fajne, całkiem przyjemnie się czytało;</p><p style="text-align: justify;">"Simon oraz inni homo sapiens" Becky Albertalli - głównie z ciekawości co to takiego że zekranizowano, zgrabna błahostka dla małolatów;</p><p style="text-align: justify;">"Zostawiłeś mi tylko przeszłość" Adama Silvery - w sumie znośnie się czytało, dość ciekawy pomysł i ogólnej konstrukcji i stopniowego budowania obrazu Theo innego niż by się można było z samego początku spodziewać;</p><p>"Nasz ostatni dzień" - tegoż, bardzo smutne, nie powinienem raczej czytać takich historii. Jednak i tak pewnie sięgnę po następną książkę Silvery, jeśli takową napisze.</p><p><br /></p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com24tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-56280109289011308142022-04-02T11:51:00.000+02:002022-04-02T11:51:07.371+02:001220.Hobsbawm Błahostki Ośnieżenie<p style="text-align: justify;">To ma być kwiecień?! Za oknem jakieś szaleństwo! Wszystko drugi dzień obsrane tym białym gównem, które nadal sypie. Biedne drzewa oblepione grubo, aż mi się ich szkoda zrobiło, bo już pierwsze rozwijające się pączki miały. Obawiam się czy nie pomarzły na amen w tych warunkach. </p><p style="text-align: justify;">Mieliśmy dzień otwarty, online prowadzony, więc stres był czy wszystko zagra, czy sprzęt nie fiknie, czy człowiek co trzeba kliknie. A że każdy siedział sam, to nawet nie było jak na szybko pomocy zorganizować gdyby coś się potentegowało. Mało snu, plus inne jeszcze obowiązki do wykonania, plus napięcie, plus wczorajszy wiatr ze śniegiem prosto w twarz w drodze powrotnej i mnie trochę przewiało. Mam nadzieję, że przez weekend wydobrzeję na tyle że nie trzeba będzie iść do lekarza, któren jak zwykle da mi jakiś losowo dobrany i nie działający antybiotyk.</p><p style="text-align: justify;">Skusiłem się na promocję i zarejestrowałem na HBO MAX. Oferta w porównaniu z nawet przechodzonym Netflixem wydaje się skąpa, by nie powiedzieć ubogawa. Zacząłem oglądać "Zakazane imperium" Martina Scorsese - zapowiada się ciekawie, szczególnie warstwa wizualna robi wrażenie - bardzo dopracowana i stylowa.</p><p style="text-align: justify;">Zacząłem czwarty (ostatni) tom Hobsbawma - o XX wieku. Ciekawe i wartościowe, choć jego sympatia do ZSRR szczególnie w szerokich okolicach i trakcie II wojny światowej, budzi zastrzeżenia co do ujmowania roli tego państwa. Innymi słowy - widać jak jego lewicowość negatywnie wpływa na obiektywizm historyka. </p><p style="text-align: justify;">Do podusi skonsumowałem romansidełka dla młodzieży: </p><p style="text-align: justify;">>> "Przewodnik dla dżentelmena o występku i cnocie" i "Przewodnik dla damy po halkach i korsarstwie" Mackenzi Lee. Rozczarowujące raczej, takie sobie błahostki do lektury w pociągu i pozostawienia tamże.</p><p style="text-align: justify;">>> "Raczej szczęśliwy niż nie" Adama Silvery. Mam wrażenie, jakby to był materiał na opowiadanie rozciągnięty w książkę.</p><p style="text-align: justify;">>> "A jeśli to my" Becky Albertalli i Adama Silvery. Sympatyczne, ale oryginalne chyba tylko z uwagi na brak pospolicie poprowadzonego happy endu.</p><p style="text-align: justify;">Cóż, podobno na starość człowiek dziecinnieje. Być może coś w tym jest. 😒</p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-10532437858770678182022-03-27T22:02:00.007+02:002022-03-28T06:42:20.424+02:001219.Drugi dystrybutor<p style="text-align: justify;">Tak sobie myślę po kolejnej radzie, że przy wejściu na pokład naszej tratwy, obok dystrybutora z płynem dezynfekcyjnym powinien stać drugi - z maścią, maścią na ból dupy. Schodziłaby szybciej niż płyn. Bo niektóre wychowawce to wrażliwe są nadzwyczajnie co do swojego władztwa - oni tam carem samodzierżcą i nie daj Boże, żeby choć rant zelówki zobaczyli co na ich teren nadepnął.</p><p style="text-align: justify;">Kombinacja głupoty i niewzruszonego przekonania o swojej racji jawi się jako trudna do zniesienia. Za pierwszym razem, na roboczym zespole mogę wytłumaczyć czemu <i>cośtam</i> - nie ma sprawy, po to między innymi taki zespół jest. Ale jak na posiedzeniu plenarnym słyszę te same banialuki od nowa, to już mnie zaczyna nosić. Bo dziewczę "wie że prawo zabrania", nie umie wskazać ani przepisu który by to choćby sugerował, ani przedstawić uzasadnienia "czemu nie", tylko z oślim uporem powtarza to co jej akurat pasuje, zupełnie nie zważając na szkodliwą głupotę forsowanego stanowiska. A że załoga naszej tratwy ma dużą łatwość przegłosowywania czegokolwiek, choćby to miała być deklaracja płaskości Ziemi, to takie najgłupsze nawet, ale z niezachwianą pewnością siebie głoszone pomysły są niebezpieczne. Bo mogą przejść w głosowaniu. Trudno też nie zauważyć zupełnego braku refleksji u sporej części załogi, że w pewnych sprawach które ich nie dotyczą, wypadałoby może przychylić się do zdania tych, którzy sprawą są żywotnie (bo zawodowo) zainteresowani, a nie głosować jak im widzimisię ignoranta akurat podszepnie. Chodzi o coś takiego (przykładowo), że jak wychowawcy optują za jakimś rozwiązaniem uzasadniając to merytorycznie, to reszta - której wychowawstwo nie grozi (bo albo niezdatni, albo unikający) i o robocie wychowawczej nie mają zielonego pojęcia, mogliby zachować dość przyzwoitości i rozsądku i nie głosować przeciw wychowawcom.</p><p style="text-align: justify;">A mnie się udało dzisiaj przespać siedem godzin, może nawet ponad siedem! Rekord tego roku chyba. No, naturalnie nie ciągiem, tylko w sumie, z dwoma czy trzema przerwami, ale to i tak niezwykłe, na tle standardu "pięć godzin, sumując". Pospinane mam już nie tylko plecy, ale większość mięśni. Bywa że nie mogę zaczerpnąć głębiej powietrza. Do dupy z takim życiem.</p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-81719395329953776092022-03-16T20:37:00.004+01:002022-03-16T23:46:25.022+01:001218.O ogrze, rycerzu i zmęczonym głupcu<p style="text-align: justify;">Mam nadzieję, że zrobi się wreszcie stabilniej cieplej, a nie jak ostatnio koło (albo i pod...) zera kiedy wychodzę rankiem do roboty.</p><p style="text-align: justify;">Dyrekcja "niby patrzy, niby słucha, tymczasem już blisko klamki..." a ty człowieku przytomniejesz po chwili z dołożoną robotą. Strategia mamusina - "oj, weź jeszcze ten kawałeczek, przecież to odrobina taka, co to dla ciebie!". I tak jakoś nie wiadomo jak, niepostrzeżenie zrobiło mi się 27 godzin przy tablicy. A ja już zmęczony jestem, nie wróciłem jeszcze do formy sprzed epidemii i zdalnego. Może nigdy już nie wrócę, bo przecież człowiek się starzeje.</p><p style="text-align: justify;">W klasach pojawiają się coraz to nowi uczniowie z Ukrainy. Poza wyjątkowymi przypadkami, o nauce nie ma mowy, bo nie znają polskiego na tyle, żeby orientować się co się robi na lekcji. Niektórzy rozumieją piąte przez dziesiąte z mowy, ale tekstu już nie przeczytają. Pojawiają się już zupełnie idiotyczne pomysły na prowadzenie komunikacji z takimi uczniami (po angielsku!). W praktyce realizujemy z nimi opiekę, a nie naukę. Robić z nimi nie ma co. Jak to są jedna, dwie osoby na klasę (30 osób!), to nie mam jak ogarniać dwóch tak różnych trybów. Oceniać tym bardziej nie ma za co. Jak ma wyglądać klasyfikowanie ich i promocja - nie wiemy. Więc sobie siedzą jak na tureckim kazaniu, a my udajemy, że nie ma problemu.</p><p style="text-align: justify;">Dzięki Bogu zmora studniówkowa już za mną. Jednego dnia praca i studniówka. Wstałem o szóstej i położyłem się spać w pół do piątej. Za stary na takie maratony jestem. Za to dostatecznie głupi, bo się zgodziłem niechętnie i warunkowo na kolejne wychowawstwo. Oczywiście dyrekcja usłyszała tylko to co chciała z tej warunkowej zgody. Jedzenie kiepskie tak, że połowę z tego co skosztowałem zostawiłem po pierwszym kęsie.</p><p style="text-align: justify;">Jednemu z tatusiów z komitetu studniówkowego wyraźnie pomyliła się studniówka dziecka z derbami drużyn piłkarskich, które zabezpieczałby ze swoim plutonem ZOMO i dawał niezłe popisy. Budził przy tym niesmak świadków z wyjątkiem wdzięcznej za pomoc i zaangażowanie dyrekcji, najwyraźniej zupełnie nie dopuszczającej do siebie myśli, że za niektóre wyskoki tego pana, to ona miałaby nieliche kłopoty, jako że dyrektor szkoły ostatecznie odpowiada za wszystko.</p><p style="text-align: justify;">Jeden z maturzystów doznał iluminacji rycerskiej. Posiadłszy informację o wtargnięciu intruza w sferę jego zastrzeżonej wyłączności i naruszeniu czci damy, w tym wypadku zlokalizowanej w jednym z półdupków (nie wnikał już który konkretnie padł ofiarą tej bezczelnej uzurpacji), ruszył energicznie pokazać łachudrze czym się kończą takie wtargnięcia na pański teren. Kmiotek oklepany należycie przepędzonym został, cześć damy zrekonstruowano; tylko niestety honornego rycerza pachołkowie miejscowi bez żadnego dla wysokiego stanu respektu sponiewierali haniebnie, co gorsza na oczach osłupiałej całym zajściem gawiedzi.</p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-83887177075453911292022-03-06T23:18:00.007+01:002022-03-06T23:44:05.169+01:001217.Bezsilność<p style="text-align: justify;">Co i rusz zerkam na wiadomości z wojny. Zdumiewa jak nagle wojna wybuchła tuż koło nas. Tyle dekad spokoju i teraz takie coś. Jestem pod dużym wrażeniem skuteczności oporu Ukraińców, nie sądziłem że tak dobrze wytrzymają. Mam poważne obawy, ile my byśmy na ich miejscu wytrzymali; innymi słowy - czy NATO w ogóle zdążyłoby nas uratować. Zadziwia mnie nieporadność armii rosyjskiej - nie spodziewałem się takiej fajtłapowatości jak w najgorszych występach rosyjskich/radzieckich sił zbrojnych w historii. To wygląda niemal jak powtórka pierwszej wojny czeczeńskiej, a przecież wydawało się (nie tylko mnie, ale i publikującym ekspertom), że wyciągnęli wnioski z tamtej kompromitacji i druga wojna czeczeńska oraz wojna z Gruzją w 2008 oznaczały nową armię rosyjską. Publikowane zdjęcia zdradzają zdumiewające lekceważenie zasad prowadzenia działań przyjętych nawet jeszcze przed II wojną światową (np. odstępy między pojazdami w marszu). Toż już nasze Wojsko Polskie za nieboszczki sanacji wiedziało, że wobec zagrożenia lotniczego trzeba kolumny rozciągać, żeby się pojazdy nie tłoczyły, a w strefie frontowej poruszać się marszem ubezpieczonym. A tu np. stłoczone porozbijane pojazdy na uliczce flankowanej z obu stron domkami z gęstą roślinnością - wymarzone miejsce na zasadzkę dla lekkiej piechoty. Przerażająca niekompetencja z tego zdaje się wylewać.</p><p style="text-align: justify;">Robi wrażenie medialna płaszczyzna konfliktu - Rosja przegrała na niej wojnę totalnie. Ponad 50 lat po wojnie wietnamskiej (--> rola fotografii i telewizji) mieć takie podejście do mediów i propagandy, to jednak trzeba być wyjątkowo tępym arogantem.</p><p style="text-align: justify;">Ciekawe jak ta wojna wpłynie na stosunki polsko-ukraińskie. Określiłbym siebie jako bardzo umiarkowanego optymistę mającego pewną delikatną nadzieję, że może poprawią się. Umiarkowanie płynie z tego co wiem od rodziny o nastawieniu lokalnych polityków lwowskich do Polski i Polaków. Może otrzeźwieją, albo ich społeczeństwo spacyfikuje. Chociaż czy my możemy rozsądnie liczyć na coś takiego w odniesieniu do naszych Braunów, Kowalskich czy Korwinów...? No właśnie. :-(</p><p style="text-align: justify;">Wkurwia mnie ostatnio Bonito. Nie polecam już. Zamówienie z terminem kilkudniowym dostawy, czekają do ostatniego dnia albo dzień później, i przysyłają zawiadomienie, że anulują zamówienie. Tłumaczenie standardowe - dostawca niedobry w błąd ich wprowadził, albo błąd w stanach magazynowych, co na jedno wychodzi; a towar naturalnie niedostępny już. Tylko tak się składa, że w godnym zaufania sklepie towar ten jest w tej samej chwili oferowany jako "dostępny w hurtowni". I tak już kolejny raz.</p><p style="text-align: justify;">Przydałoby się może zacząć leczyć ten mój zakupoholizm. Lecący na pysk kurs złotego i wojna dostarczają mu mocnego alibi (firmy rosyjskie i ukraińskie). Ale może już nie warto - po cóż się starać i wysilać?</p><p style="text-align: justify;">Niedobrze mi się robi na myśl o tym tygodniu w pracy, a zwłaszcza o jego końcu. Kurwa mać. Bezsilność.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-22863567635890739222022-02-24T23:29:00.000+01:002022-02-24T23:29:05.307+01:001216.Za stary srałek z Kongresówki<p>No i wybuchła wojna. Najbardziej zadziwia mnie rosyjska retoryka - taka mieszanka mentalności Kalego, bezczelności i zakłamania, to jednak jest klasą sama dla siebie. Prędzej czy później my będziemy następni - Rosja nie zapomniała, że Kongresówka była kiedyś częścią Imperium.</p><p style="text-align: justify;">Podanie przewidywanych ocen zachowania uaktywnia niektórych rodziców. Nawet tych, którzy na zebraniu ostatni raz byli dwa lata temu, logują się do dziennika dwa razy na rok, a maile od wychowawcy otwierają po pół roku, lub wcale. Od rana moja skrzynka pocztowa (w dzienniku) jest zasypywana wiadomościami, ledwie nadążam na nie odpowiadać.</p><p style="text-align: justify;">Co i rusz zachodzą uczniowie z prośbą o opinię na temat rozwoju wydarzeń. Znaleźli sobie analityka i eksperta militarnego... marszałek Aberfeldy - doradca do spraw strategii. <b>:-/</b> Przez to nie udało mi się zdążyć wyskoczyć do domu na obiad między lekcjami i radą. W efekcie siedzę w szkole ciągiem od ósmej do prawie ósmej. Za stary jestem na takie maratony. </p><p style="text-align: justify;">Dyrekcja już sobie mnie zaklepała na nowe wychowawstwo. Kurwa mać. Tak bym chciał odpocząć. Od wychowawstwa, albo jeszcze lepiej od wszystkiego. Nie nadaję się na wychowawcę, czuję się jak hochsztapler w tej roli. A tymczasem maksimum sukcesu na jaki mogę liczyć, to uniknięcie tego czy innego profilu (klasy). Srałek nie marszałek.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com21tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-66982664005915987322022-02-21T21:18:00.004+01:002022-02-21T22:45:14.358+01:001215.Zakończenia i powroty<p style="text-align: justify;">Smutny przykład (kolejny) serialu, który był kontynuowany, choć twórcy stracili pomysł na sensowną kontynuację. "Rita". Jeśli ktoś chciałby zacząć, to polecam, ale tylko pierwsze trzy sezony. Czwarty i piąty są kiepskie i lepiej je sobie z góry odpuścić, żeby nie psuć wrażenia po pierwszych. Przeklikałem je na szybko, bo oglądać tej kaszany w normalnym tempie się nie dało. Jakby wyrzucili pierwszego scenarzystę i zatrudnili po taniości jakiegoś "studenta"; bardzo kiepskiego "studenta".</p><p style="text-align: justify;">Nie wiem co teraz oglądać.</p><p style="text-align: justify;">Powrót do pracy stacjonarnej, tzn. z uczniami w szkole - trudny (nie tylko moje odczucie). Ośrodek snu jakby to przeczuwał i postanowił wczoraj w nocy nie uaktywniać się zbyt nachalnie. Już rośnie stosik prac do sprawdzenia, a ja się snuję po mieszkaniu jak półprzytomny i do pracy nie za bardzo zdolny. </p><p style="text-align: justify;">Czemuś mi się wydało, że "Spisane własną krwią" to tom kończący cały cykl przygód Claire Beauchamp-Randall-Fraser-Grey-Fraser, tymczasem okazało się, że tom ten kończy się urwaniem fabuły, a w listopadzie zeszłego roku ukazał się tom dziewiąty, zaś w pisaniu jest tom następny. Dziesięć tysiącstronicowych cegieł (a może to już nie cegły, a bloczki?), bez deklaracji, że na tym się skończy to jednak dość imponujące. I może zaczyna się robić nieco przytłaczające... Zwłaszcza, że fabułę można by spokojnie bez szkody zmieścić w objętości rzędu 1/2 bądź 2/3 tego co wydrukowano.</p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-32879370729932762852022-02-13T19:14:00.006+01:002022-02-15T20:23:20.749+01:001214.Książki i filmy<p style="text-align: justify;">Obejrzałem sobie "Frontier" - słusznie od początku nie miałem przekonania do zabrania się do tego serialu. Niezła scenografia i charakteryzacja, a reszta właściwie nudna i nie wciągająca. Declan Harp w wykonaniu Jasona Momoi zbliżał się raczej do groteski niż do dramatyzmu. Alun Armstrong sprawiał zaś wrażenie, jakby jego Lord Benton był postacią raczej z universum Jamesa Bonda.</p><p style="text-align: justify;">"Traitors" - dziwne, sprawiające osobliwe wrażenie, że tak jakby nie bardzo wiadomo po co ten serial powstał.</p><p style="text-align: justify;">Wcześniej był drugi sezon "Wiedźmina". Obejrzałem, ale mam wrażenie, że poruszył mnie jak miseczka owsianki z cukrem. W gruncie rzeczy ta ekranizacja jest trochę nijaka, szybko wylatująca z pamięci.</p><p style="text-align: justify;">"Zadzwoń do Saula" - absolutnie niestrawne. Bohater budził moją irytację od samego początku i po chyba drugim odcinku wyrzuciłem z uczuciem ulgi.</p><p style="text-align: justify;">Bardziej z chęci zakończenia już i zamknięcia, niż z ciekawości co do fabuły - ostatni sezon "Sabriny". Właściwie tylko dla wdzięku Gavina Leatherwooda (swoją drogą, cóż za idiotyczne nazwisko).</p><p style="text-align: justify;">"Monachium - w obliczu wojny" - raczej jako wizualna ciekawostka, z bardzo dobrym Jeremym Ironsem w roli Neville'a Chamberlaina i groteskowo pokazanym Hitlerem. Merytorycznie - dyskusyjne, z uwagi na nader wąskie spojrzenie na tamte zdarzenia.</p><p style="text-align: justify;">"Książęta" - właściwie typowy (by nie rzec: banalnie schematyczny...) romans i niezbyt wysilony aktorsko, ale jak nakręcą drugi sezon to sobie z zainteresowaniem (a może nawet z przyjemnością?) obejrzę. Choć właściwie nie powinienem, bo mi się po tym smutno zrobiło.</p><p style="text-align: justify;">Oglądam "Ritę" - pierwsze odcinki niezłe; pomyślałem, że scenarzysta pracował w szkole, albo ma bardzo dobre źródło informacji wśród belferstwa. Scenki i postacie wydały mi się nader znajome.</p><p style="text-align: justify;">Poczytuję ostatni tom (tomiszcze) Gabaldonów. Budzi mój szczery podziw umiejętność tak obszernego rozpisywania się, jaką posiada autorka. Dlatego bywa, że prześlizguję się wzrokiem po akapitach, nie mając poczucia zbytniej straty dla śledzenia fabuły. A ta ostatnia w ostatnim tomie wykonała parę zaskakujących zwrotów. </p><p style="text-align: justify;">Z poważniejszej lektury - jakby ktoś chciał sobie poczytać o XIX wieku w Europie, ale w wyraźnie innym stylu niż to praktykują nasi historycy, to niech się nie boi sięgnąć po prace Erica Hobsbawma (wydane przez Krytykę Polityczną). Leciwe, sprzed circa 50 lat, ale inna perspektywa i wiele ciekawych informacji poszerza horyzonty. Lewicowość autora zaś grzeczna i trzymana na krótkiej smyczy.</p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-1008036114084100262022-02-12T17:28:00.002+01:002022-02-12T17:28:28.473+01:001213.Wynurzenie - zanurzenie<p style="text-align: justify;">I po "urlopie". Z jednej strony ferie zimowe to niezła sprawa, bo można odsapnąć po męczącym pierwszym półroczu i klasyfikacji śródrocznej. Z drugiej jednak, to żaden odpoczynek, bo bieg trwa nadal i z kołowrotka tylko na chwilę się zeszło, nie tracąc go z myśli bądź podświadomości. Pisałem już o tym, że w wakacje napięcie schodzi ze mnie dopiero po trzech, czterech tygodniach od zakończenia roku i ostatniej rady. Koleżanki, z którymi rozmawiałem mają podobnie - jedna z nich wszelkie swoje wyjazdy urlopowe z zasady planuje nie wcześniej niż na ostatni tydzień lipca.</p><p style="text-align: justify;">Paskudna pogoda tych dwóch tygodni lutego nie działała pokrzepiająco. Plus 8-9 stopni w lutym?! Do tego te upierdliwe deszcze... I ponuro. Bleueee. A ja się muszę ruszać. To pandemiczno-zdalne uziemienie wciąż mi się czkawką odbija. Stare kości nie ruszane się zastały, a mięśnie pokurczyły i pozrastały. Czuję się jakby przez te dwa lata przybyło mi co najmniej dziesięć lat. I te ustawicznie spinające się mięśnie... Irytujące i męczące.</p><p style="text-align: justify;">W ciągu kilku minionych miesięcy obkupiłem się w różne fikuśne narzędzia modelarskie, no i czuć ten komfort pracy w dobrze wyposażonym warsztacie. Gdybym tylko jeszcze nie bał się malowania aerografem. Brzmi głupawo, zważywszy że zacząłem go używać jakieś 30 lat temu, ale jakoś nie mam zaufania ani poczucia pewności w posługiwaniu się tym chimerycznym narzędziem do precyzyjnych kamuflaży. W efekcie mam już trzeci model sklejony, a nie pomalowany (z najnowszej "produkcji"). Bo w skali 1:35 bez aerografu, to jednak na dłuższą metę ani rusz.</p><p style="text-align: justify;">Zadzwoniła koleżanka podzielić się emocjami na okoliczność powrotu do pracy.</p><p style="text-align: justify;"><i>- Wiesz, nie mam najmniejszej ochoty ruszyć czegoś do roboty. Wiem, że muszę, ale tak bardzo mi się nie chce. Ale "nie chce" nie w tym sensie, że z lenistwa, tylko... jak to powiedzieć...?</i></p><p style="text-align: justify;"><i>- Że nie chce ci się zanurzyć w gównie?</i></p><p style="text-align: justify;"><i>- [westchnienie] Jak ty to doskonale ująłeś. Tak, dokładnie to.</i></p><p style="text-align: justify;"><i><br /></i></p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-9378750899858222252022-01-24T18:44:00.002+01:002022-01-24T18:45:21.283+01:001212.Jak grad<p style="text-align: justify;">Ostatnie dwa tygodnie ciężkie zdrowotnie - stres mnie wykańcza. Mało, gęsto rwanego, snu. Wstaję gorzej się czując niż kiedy się kładłem. Sobota - wielkie ryskie podsumowanie tego pierdolonego maratonu.</p><p style="text-align: justify;">Po Nowym Roku ustawicznie parę klas na zdalnym. Dziś od rana zdalne posypały się jak grad. Już ponad pół szkoły mamy <i>extra muros</i>. Z moich klas tylko 1/4 została w ławkach. Wszystkie zaplanowane na ten tydzień prace poszły się... no, niedomówienie takie.</p><p style="text-align: justify;">Małe sukcesiki czy satysfakcje, w rodzaju ulepienia z marszu, pierwszy raz w życiu, imitacji osłony na lufę Panzerhaubitze 2000 (upierdliwy Revell), wydają się kamyczkami rzucanymi w otchłań Sahary.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-40751443602313186612022-01-13T22:04:00.000+01:002022-01-13T22:04:12.226+01:001211.Wanienka<p style="text-align: justify;">Klasyfikacja śródroczna za mną. Zrobiłem chyba życiówkę w sumie i w pojedynczej klasie. Postawionych jedynek znaczy. Mam niezachwiane poczucie, że wszystkie zasłużone. Przykre i dołujące. </p><p style="text-align: justify;">Do tego głęboki absmak z rady. Jak się agresywnego, przemocowego chama przez długie lata hoduje w poczuciu bycia wyjątkowym i niezastąpionym, to nie należałoby się dziwić, że zachowuje się stosownie i jakby splunął ludziom w twarz. Zamiast ostracyzmu durnie go milusio i przyjaźnie traktowali, a teraz dokonują "odkrycia". Zawsze taki był!</p><p style="text-align: justify;">Rodzice generalnie kulturalni i rzeczowi, z jednym wyjątkiem. Papcio praktycznie niepoczytalny, ewidentnie nie radzący sobie z traumą życiową i nową dlań rolą "rodzica w szkole". Miałem wrażenie z całej rozmowy, jakby ustawił między nami wanienkę z gównem i ustawicznie gmerał w nim patykiem. Okropność.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-91491999710490257592022-01-06T16:15:00.000+01:002022-01-06T16:15:22.479+01:001210.Kręgi srebrzyste<p style="text-align: justify;">...kosą zataczane...</p><p style="text-align: justify;">Późną zimą (chyba to w marcu było?) zobaczyłem na drzwiach klatki klepsydrę. Nazwiska zmarłego nie kojarzyłem, potencjalnego kandydata spośród sąsiadów wykluczyłem, bo mi wiek nie pasował, Uznałem, że widać jakiś były mieszkaniec. Jakoś tak dwa, może trzy miesiące później naszła mnie refleksja, że coś dawno jednego z sąsiadów nie widuję, a chyba mało prawdopodobne, żeby aż na tak długo wyjechał. Przypomniałem sobie tamtą klepsydrę i tym razem przemyślałem wiek zmarłego w odniesieniu do własnego. Kurde, to nie on był taki stary, tylko ja się za młodszego czułem. I murek na podwórku na którym z trudem oddychając przysiadywał z browarkiem w garści z leżącym obok flegmatycznym psiskiem pozostał już na zawsze pusty. Widywałem czasem wdowę wyprowadzającą psa na spacer, aż w grudniu zawisła kolejna klepsydra. Domyśliłem się, że młodzi ludzie zapełniający któregoś dnia kontenery rzeczami osobistymi i książkami likwidowali mieszkanie po tej (bezdzietnej) sąsiadce. Porachowanie czasu zasugerowało, że chyba jeszcze nie zdążyła na dobre ostygnąć jak się krewni już do dzieła wzięli.</p><p style="text-align: justify;">Uczeń mi umarł. Wszyscy odetchnęli, że ze szpitala wyciszony i nareperowany wyszedł, a on chyba już miał wszystko poukładane jak odejść.</p><p style="text-align: justify;">Od przychodni wiadomość, że umarła moja lekarka pierwszego kontaktu. Rzadko u niej bywałem, ale w sumie dzięki niej przypadkiem <i>skrytognojka</i> się wykryło.</p><p style="text-align: justify;">W Sylwestra szwendając się z nudów po sieci trafiłem na stronę mojego dawnego ogólniaka i w roczniku wydawanym przez stowarzyszenie absolwentów znalazłem nekrolog koleżanki z klasy. No, to zaczęliśmy wymierać...</p><p style="text-align: justify;"><br /></p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-61645314824363832942021-10-24T13:22:00.001+02:002021-10-24T13:22:22.954+02:001209.Po aberfeldzku i à la PepecheZa oknem piękne słońce. Wczoraj, kiedy wychodziłem pogoda była nieładna, wietrzna i do opadów się sposobiąca. A dziś kiedy siedzę w domu, piorę i przed pracą uciekam - śliczna słoneczność. Rzut oka na termometr podpowiada wprawdzie, że ten widok to pułapka, bo pięć stopni to już przedpole zimy, ale i tak szkoda troszkę.<div>Nadzieja - prawda że słabowita i rachityczna - że może jednak hipoteza iż dzieci przez dwa lata zdalnego oduczyły się uczyć jest przesadzonym czarnowidztwem, rozwiewa się jak sen złoty z każdą lekcją i sprawdzianem. Dramatycznie to wygląda. Tylko klasy maturalne jeszcze jakoś próbują się trzymać, ale i w nich jest źle - jeśli na sprawdzianie w klasie rozszerzonej stawiam połowie jedynki, to nie jest dobrze. A praca z podstawowej faktografii i orientacji w problemach.</div><div style="text-align: justify;">Z ulgą patrzę na konto ocen - stawiam przyzwoite ilości, a więc założenie, że kryzys w tym zakresie wynikał tylko ze zdalnego nauczania, a nie był trwałą zmianą, okazuje się prawidłowe. Nadal mnie wzdryga na samo przypomnienie uczestniczenia w tej fikcji i kwitowania swoim podpisem tego żałosnego przedstawienia. </div><div style="text-align: justify;">O ile ja utrzymuję tempo przyzwoite - przynajmniej jedna ocena miesięcznie na ucznia, o tyle koleżanka Pepesza rozkręca się, że łohoho! Tysiączek już nabiła. Przodowniczka pracy. Profesora oświaty jej dać. A to nie przedmiot ścisły, gdzie - jak to widujemy w pokoju - sprawdzająca przeleci szybko wzrokiem po pracy, spojrzy na wynik i cyk - ocenka. Ja czytam dokładnie, zaznaczam błędy nie tylko merytoryczne, ale i językowe, dopisuję uwagi czego zabrakło, jak być powinno itp. Mimo zwięzłości adnotacji - czasu zajmuje to sporo i mózg omłaca, że sama słoma z niego zostaje. Jest zaś tajemnicą poliszynela - sama zresztą tego w smalltalkach Pepeszka nie ukrywa, że nie czyta sprawdzanych prac, ale dyrekcja taktownie udaje że o niczym nie wie, choć jakim cudem mogłaby nie wiedzieć, to pozostaje zagadką.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-82005486984650843442021-10-16T15:37:00.004+02:002021-10-17T12:03:45.565+02:001208.Wycieczki za miasto<p style="text-align: justify;">Pojechałem ze Schwester na Wólkę groby dziadków i babć ogarnąć. Pamiętam pierwszą mą bytność w tym miejscu - kiedy babcię chowaliśmy, jeszcze za nieboszczki komuny - łysy wygwizdów to był, przygnębiający lodowatą pustką niemal po horyzont gdzie majaczyła ściana lasu za ogrodzeniem. Dziś było pięknie - drzewa i krzewy ślicznie się rozrosły i w swym urozmaiconym bogactwie tworzą piękne wielobarwne obrazy. Pogoda też szczęśliwie dopisała. A i my bez spięcia - o dziwo - się obeszliśmy. Prawie pół dnia nam jednak na całej wyprawie zeszło, bo grób dziadków wściekle atakuje bluszcz z sąsiedztwa i przycinanie tego gąszczu zajęło nam sporo czasu (i wysiłku).</p><p style="text-align: justify;">Idąc przez cmentarz utyskujemy na zwyczaj umieszczania na nagrobku maksymalnie lakonicznych informacji: imię, nazwisko, daty roczne urodzenia i śmierci lub tylko śmierci i... koniec. W skrajnych przypadkach imię nazwisko i "żył/a lat ileśtotam". A kiedy umarł/a? Czort znajet. Fatalną manierą jest nie umieszczanie nazwiska panieńskiego żony, co powoduje, że często nie bardzo wiadomo jakie zależności łączyły pochowane w tym grobie osoby. Dobrym obyczajem byłoby podać choć zawód zmarłego/ej, może tytuł naukowy (ale nie "magister"!😁). Bez tego cmentarz zmienia się w miejsce nieco schizofrenicznego pomieszania - półanonimowość nagrobków nadaje charakteru im prywatnego, kiedy ich ostentacyjna okazałość (materiał i forma) wyraźnie sugerują ambicje okazowania się w przestrzeni publicznej. Nasuwa się pytanie, czy nie mamy tu do czynienia z przejawem pewnej naszej hipokryzji - udajemy, że chodzi nam o upamiętnienie zmarłego, a w rzeczywistości głównie zależy nam na popisaniu się przed żyjącymi, zaś zmarły staje się co najwyżej pretekstem.</p><p style="text-align: justify;">W połączeniu z niedawną wycieczką szkolną (w charakterze opiekuna-dozorcy) do podwarszawskiego muzeum to wyrobiłem swoją normę wyjazdów za półdekadę... albo i więcej.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-71854470206409393022021-10-15T19:02:00.002+02:002021-10-15T19:02:36.864+02:001207.Przed pójściem spać<p> Znalezione na Głównej...</p><p><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://img4.dmty.pl//uploads/202110/1633953550_x203wb_600.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="584" data-original-width="600" height="427" src="https://img4.dmty.pl//uploads/202110/1633953550_x203wb_600.jpg" width="439" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: center;">Kobieta? Jak to - kobieta?!</p><p style="text-align: center;">😠</p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-56912095062892375912021-09-21T23:27:00.000+02:002021-09-21T23:27:37.719+02:001206.Kolejna reforma w oświacie<p style="text-align: justify;">No i uchylił pokrywki dzbanek, pokazując co nakisił. Podwyżka pensji o 1/4 - brzmi wspaniale! Podwyżka wymiaru pracy o 1/4 - oj tam, oj tam! Nieważne, skoro więcej pieniędzy będzie! </p><p style="text-align: justify;">Obawiam się, że na naszej tratwie (i innych podobnych jej jednostkach dryfujących) bez problemu znajdą się osoby uważające ministerialną propozycję za bardzo dobrą ofertę, wartą oklasków i poparcia. Ogarnięcie, że "podwyżka" od przyszłego roku w ogóle pomija kwestię galopującej inflacji i faktycznie będzie obniżką, to raczej takie osoby przerasta. Obniżką podwójną, bo dla części ludzi zabraknie godzin do pełnego wymiaru zatrudnienia. Ja np. w tym momencie nie miałbym etatu, gdyby policzono go po nowemu. Do tego w ramach ograniczania biurokracji doszłoby dokumentowanie ośmiu godzin tygodniowo na inne działania, którego dziś nie ma. Analfabeci funkcjonalni będą jednak bić brawo.</p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com30tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-42277641597204720072021-09-18T13:31:00.001+02:002021-09-18T13:33:46.650+02:001205.Hipopotam, który...<p style="text-align: justify;">...myślał, że jest kozicą. </p><p style="text-align: justify;">Nie mam problemu z wchodzeniem po schodach po dwa stopnie, nawet na piąte czy szóste piętro, ale być może zaczynam mieć problemy z koordynacją. Zapieprzając wczoraj na najwyższy pokład tratwy źle stanąłem na zakręcie schodów i coś mi się stentegowało w kolanie. Do domu dokuśtykałem zatrzymując się co kilkadziesiąt metrów, jak jakiś pierdolony paralityk, klnąc jak szewc. W nocy nie za bardzo szło zasnąć. Plany weekendowej eskapady na przedmieścia w poszukiwaniu jesiennego przyodziewku musiałem odwołać. Mocno upierdliwe i irytujące jest pamiętanie, że po własnym mieszkaniu trzeba się teraz inaczej ruszać i głupie wstawanie z krzesła wymaga odmiennych ruchów. Mam nadzieję, że do poniedziałku z grubsza minie. 😡</p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-8206666323395660492021-09-15T21:23:00.007+02:002021-09-16T21:21:17.149+02:001204.Starocie na karuzeli<p style="text-align: justify;">W pracy galop bez okienek - wszystkie zapchane zastępstwami. Sale nadal przypisane do klas (teoretycznie) więc ganiamy między salami, co sprawia, że z przerw niewiele mi zostaje. Starzy ludzie powinni się ruszać, żeby im się kości nie zastały, więc to tak bardzo dobrze, że mogę sobie poganiać po wszystkich kondygnacjach np. lekcja na I piętrze, do jaskini belferskiej na parterze klucz oddać, potem na drugie piętro na dyżur, po dzwonku na parter po klucz i do podziemi na następną lekcję. A to tylko ruchy w pionie, zaś nasza tratwa jest długa jak tankowiec.</p><p style="text-align: justify;">Po pracy coś na szybko zjem i mnie ścina sen. Po dwóch godzinach takiej drzemki mam z głowy zaśnięcie w nocy o sensownej porze, co sprawia, że śpię za krótko. Następnego dnia jestem niedospany i po pracy znów mnie ścina. I tak się to kręci jak jakaś pieprzona karuzela.</p><p style="text-align: justify;">Co dzień po parędziesiąt godzin do obsadzenia zastępstwami. To jest zajeżdżanie ludzi. A to nie są młodzi ludzie - średnia wieku w naszym zawodzie to tylko kilka lat poniżej mojego. Uczniów za to nie trzeba zastępować. Ilu by nie przyszło, lekcję się robi. A absencja od 25% do >50%. Ledwie zdążyłem wyczyścić skrzynkę pocztową i pozaznaczać wszystkie zwolnienia i usprawiedliwienia, a już nowe wiadomości. W trzy dni miałem ich chyba więcej niż średnio w miesiącu przychodzi.</p><p style="text-align: justify;">Siedziałem do późna kończąc materiały do zapoznania maturzystów z procedurami maturalnymi. Pięknie zrobione, zapisane. Niestety dopiero na lekcji okazało się, że owszem - zapisane, ale część na dysku, a nie na pendraku którego wziąłem. Nie wypadało kląć przy uczniach i dyrekcji. Problem częściowo się zredukował, bo okazało się że żaden ze szkolnych rzutników jakie zabezpieczyłem - nie działa i nie wyświetlę nawet tego co wziąłem. Miło byłoby założyć, że dyrekcja widząc takie działanie szkolnego sprzętu wyciągnie jakieś praktyczne wnioski co do wyposażenia placówki i działania odpowiedzialnych pracowników, ale byłoby to raczej założenie skrajnie naiwne.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-86825857333282984552021-09-07T20:43:00.003+02:002021-09-07T20:43:25.612+02:001203.Dziurka w denku<p style="text-align: justify;">Siedem godzin na fullobrotach. Na przerwach dyżury, rada, gaszenie "pożarów". Nie było kiedy herbaty zrobić. </p><p style="text-align: justify;">Uwielbiam wieczorne telefony z informacją: "Masz w klasie aferę!" Następnego dnia jest latanie i próba jakiegoś takiego pokierowania sprawy, żeby nie było huku, a zwłaszcza żeby się gros nie skupiło na mnie, że nic nie zrobiłem, nie pomogłem i w ogóle. Jasio do grupy pani Kowalskiej nie pójdzie, bo chce być w grupie lepszej, z wyższym poziomem nauczania, a poza tym (jak się zdaje) pani Kowalskiej nie lubi i uważa, że ona nie zna dobrze języka którego uczy. Więc nie i koniec. W tle grzejący silniki i ładujący amunicję rodzic. Ostatecznie sprawa Jasia załatwiona. Ciekaw jestem tylko, czy nie okaże się, że Stasio, Franio i kolejni nie dojdą do podobnego wniosku i staną okoniem wobec przenosin.</p><p style="text-align: justify;">Znalazłem salę na zajęcia z maturzystami - sukces. Szkoda tylko, że nie ma rzutnika. Jest krucyfiks, ale to jednak nie to samo.</p><p style="text-align: justify;">Ciekawa sprawa - whisky stojąca nietknięta od czerwca właśnie zaczęła niknąć w oczach. Może się dziurka w denku zrobiła... albo co...?</p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-57314996952232342522021-09-03T22:08:00.000+02:002021-09-03T22:08:25.320+02:001202.Zaskoczenie<p style="text-align: justify;">Lekcje, szkolenie, zebranie - na zakładkę, galopem, w napięciu. Od rana do zmroku. Następnego dnia na dyżur przed pierwszą lekcją, a potem ciurkiem 8 godzin. Za stary już jestem na takie maratony. Po powrocie zjadłem co się udało znaleźć w opustoszałej lodówce i padłem. Nie wiem kiedy teraz uda mi się zasnąć, bo jak się zdrzemnę późnym popołudniem, to nie mogę zasnąć nawet po drugiej w nocy. Plecy, szyja i głowa bolą. W robocie jak zwykle bałagan, szereg rzeczy (z organizacji) nie przygotowanych. Można powiedzieć, że nowy rok szkolny znowu zaskoczył osoby odpowiedzialne (nie wszystkie, ale i tak aż nadto dość, żeby wkurzało).</p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-47887298165863324902021-08-25T16:40:00.007+02:002021-08-25T16:40:42.118+02:001201.Wybitnie<p style="text-align: justify;">Zimno, wietrznie, paskudnie. To ma być lato? To jakaś kpina.</p><p style="text-align: justify;">Jutro już do pracy. Cieszę się na to, jak prawdziwy Polak na uchodźców. Kiedy pomyślę, że mam wracać do tego chaosu i niepewności, to mi się niedobrze robi. Jak policzyłem sobie, kiedy mniej więcej zeszedł stres po zakończeniu roku, a nie wszedł jeszcze nowy na okoliczność powrotu, to wyszedł mi niecały tydzień - tyle było powiedzmy, że odpoczynku. Szkoda tylko, że nie bardzo go zauważyłem. Wybitnie kiepskie wakacje.</p><p style="text-align: justify;">Powinienem się ucieszyć, że wyniki tubkowania bardzo dobre, ale radości starczyło na kwadrans. Reszta mnie przytłacza. Mam wrażenie, że ta rurka, którą w zaworze bezpieczeństwa nadmiar uchodzi, to mi się zatkała. Wybitnie kiepskie samopoczucie.</p><p style="text-align: justify;">Panthera, o dziwo, prawie skończona. Na Netflixie oglądam <a href="https://www.imdb.com/title/tt2741602/?ref_=nm_flmg_act_1" target="_blank">"Black list"</a> - interesujące. Choć przykro patrzeć na Jamesa Spadera - jak się zestarzał; niby trudno się dziwić, w końcu rocznik 1960, ale ja go wciąż pamiętam z czasów "Barw prawdy" czy "Gwiezdnych wrót". Przy niektórych aktorach mam wrażenie, jakby mi się zgubiło 20-30 lat ich kariery i nie zauważyłem jak się przez ten czas zmieniali. Może to przez to, że w ostatnich latach XX wieku oglądałem dużo filmów na kasetach, a po 2000 roku oglądałem już tylko kupne na płytach (siłą rzeczy znacznie mniej) - zanim pojawił się Netflix. I stąd ta dziura kilkunastoletnia właściwie.</p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-1196179568497816254.post-56950057502449449572021-08-16T20:02:00.000+02:002021-08-25T16:23:24.987+02:001200.Posuwanie<p> <span style="text-align: justify;">Coroczne posuwanie w diskotubce, Poprzednie znosiłem jakoś dużo lepiej. Chyba tzw. całokształt kształtuje to teraźniejsze odczucie. Info o rezultatach będzie wyjątkowo późno, akurat w środku przygotowań do nowego roku szkolnego. Cóż za wyborny wybór momentu.</span></p><p style="text-align: justify;">Nie jestem pewien czy lektura filmowa ostatnich dwóch tygodni była w tych okolicznościach rozsądnie dobrana. <a href="https://www.imdb.com/title/tt6470478/?ref_=ttfc_fc_tt" target="_blank">"Good doctor"</a> z Freddiem Highmorem. Koncepcja lekarza z autyzmem jakoś wydaje mi się naciągana. Przypomniał mi się od razu <a href="https://www.imdb.com/title/tt0096569/?ref_=fn_al_tt_1" target="_blank">"Doogie Howser - lekarz medycyny"</a> - brama do popularności Neila Patricka Harrisa. Nie umiem wystarczająco niedwuznacznie zdefiniować swych odczuć na temat takich filmów, ale coś mi w tak fundamentowanych fabułach przeszkadza.</p><p style="text-align: justify;">No i właściwie to urlop w tym roku trwał mi niecały tydzień. Urlop rozumiany nie jako (tylko) czas, kiedy się nie pracuje, ale jako czas, kiedy choć trochę człowiek uwolni się od stresów i ze zdumieniem odkrywa, że nic go nie boli i może normalnie oddychać i zrobić coś, co mu kiedyś sprawiało przyjemność. Za krótko niestety to było, żeby skończyć Pantherę.</p>Aberfeldyhttp://www.blogger.com/profile/15116594518807005285noreply@blogger.com10