Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

sobota, 12 października 2013

237.Zza mgielnej waty

Wyjść z pracy w piątek o piątej to... ulga? Nie wiem. Miałem pewne obawy, że momentami chyba idę niezbyt pewnie, a zatrzymuję się przed zebrą niezbyt stanowczo. Przeszło mi przez myśl, że znudzony a nadgorliwy patrol mógłby mnie wylegitymować za nietrzeźwość. Wprawdzie upojenia alkoholowego nie sposób byłoby stwierdzić, bo ostatnie procenty były na imieninach tydzień wcześniej, ale jak krawężusie normy patrolowej nie wyrobili, to mogą na takie niuanse nie zwracać uwagi. 

Właściwie nie czułem zmęczenia fizycznego, ani psychicznego, miałem tylko wrażenie, jakby mi się delikatnie i niuansowo rozjeżdżała synchronizacja między myśleniem i działaniem a otoczeniem. Tak jakby oddzielała nas cieniutka jak muślin, nienamacalna warstewka mgielnej waty.

Teraz też nie czuję zmęczenia, ale na tyle już znam siebie, by wiedzieć że to pozory - po prostu organizm wciąż jest zmobilizowany i spięty. Silnik pracuje, tylko chwilowo na luzie bo wysprzęglony, ale wie że zaraz znowu zostanie wrzucony bieg. Weekend nie jest więc żadnym realnym odpoczynkiem. Rzeczywiste "odpuszczenie" nastąpiłoby dopiero po 2-3 tygodniach urlopu - dopiero wtedy mój organizm wierzy, że nie musi już być spięty w gotowości do pracy. 

Przez głowę mimowolnie przelatują obrazki z minionego tygodnia, scenki, zdarzenia, przeżywane wciąż na nowo, z wątpliwościami i sugestiami czy reakcja była trafna, czy błędna, co można było zrobić lepiej a co tylko inaczej. Po głowie kołaczą się przykrości i frustracje z przypominanych zachowań uczniów. Wśród nich przemykają od czasu do czasu, niczym rybki w Bałtyku, refleksje na temat własnego życia, bilansu, perspektyw, sensu. 

Mówi się, że dobrze jest mieć poza pracą jakieś hobby, jakąś pasję, która byłaby wytchnieniem i odskocznią od stresu. To jak najbardziej słuszna rada, ale co z tego, kiedy po 30 lekcjach  w tygodniu jestem tak wypruty, że nie mam siły żeby sięgnąć po pilnik czy pędzel, nie mówiąc o wykrzesaniu z siebie jakiegokolwiek zainteresowania wieżą "Panthery" czy śmigłem "Spitfire'a".

Patrzę na pasek wypłaty i zastanawiam się czy te niecałe 400 złotych jest wartych o przeszło 1/3 większej pracy?

Niewątpliwy jednak plus takiego obłożenia pracą, to wyparcie myślenia o sobie i swoich uczuciach.


6 komentarzy:

  1. A no mówi się o tym hobby, i muszę przyznać, że mi brakuje właśnie czegoś takiego. Nawet przechodzą mi przez myśl pewne pomysły, jak np. teatr ale brakuje mi w odpowiednim "czasie" czasu na to.

    Także pozostaje mi pozazdrościć tym co potrafią poświęcić się hobby!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zazdrość, lecz spróbuj jednak na ile to możliwe wykrawać czas i pieniądze na swoje przyjemności, na to co Cię interesuje.

      Usuń
  2. To co mnie interesuje to moje studia, nauka, a praca obecnie to tylko przymus wykrawania kasy na przyjemności (czyt. studia). Także może i wszystko co mam, co robię jest tym co chcę i co mnie pociąga hehe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro tym co Cię interesuje są studia, to czemu narzekasz na brak hobby? ;-P
      Jak dla mnie hobby to coś robionego poza nurtem aktywności zawodowej, i studia obejmującym. Ale nie aspiruję do jedynego właściwego rozumienia - każdy patrzy na to po swojemu.

      Usuń
  3. Bo czasem chciałbym się oderwać od hobby i robić coś innego tak dla rozluźnienia ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież dopiero co chciałeś jakieś mieć, a teraz już chcesz się od niego odrywać? Znaczy od tego co go jeszcze nie masz? Cóż za przyszłościowo myślący młody człowiek! :-D

      Usuń