Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

niedziela, 26 marca 2017

593.Weekendowy odpoczynek

Och, jakie piękne słońce! Śliczny poranek. Aż przyjemnie wyjrzeć za okno jak ładnie... zaraz... a gdzie się słoneczko podziało?! No, ładnie było i się zmyło. Jak metafora życia - ciesz się szybko chwilą, bo zaraz nie będziesz miał z czego. Szaro, ponuro. Jak na niedzielę przystało, żeby na poniedziałek człowieka nastroić.

Wczoraj było trochę latania - do supermarketu, do rodziców, do Biedrony i ani się obejrzałem, jak już było późne popołudnie. Drobne ogarnięcie jakichś domowych spraw i zdumienie - już szósta minęła. Jak siadłem do kompa, żeby z pustelni na jakikolwiek świat popatrzeć, tak szybko poczułem że mnie ścina. Doczłapałem do sofy, poleżeć chwilę - obudziłem się o pół do dziesiątej. To zresztą i tak lepiej, bo w tygodniu to mnie łapie blackout przy sprawdzaniu prac tak, że tylko je odgarnę i kładę głowę na blacie i tak łapię kwadrans drzemki. Potem tak zarwawszy cykl snu miałem problem z zaśnięciem, a do tego przecież jeszcze noc krótsza z uwagi na zmianę czasu. Ewidentnie jednak organizm potrzebował w końcu odreagować ostatni tydzień, albo i dwa tygodnie.

Zaskoczył mnie ojciec. Mniej tym, że coraz mniej klapuje (dopytywał się matki gdzie jest plac ABC, który jest ze 100 metrów od ich chałupy), a bardziej, że na moje oznajmienie iż zaraz im przyniosę wodę mineralną (bo się wnusio, co ją zwykle im przywozi, gdzieś zapodział) zaprotestował, żebym nie chodził, bo oni sami sobie po butelce przyniosą: "Człowieku! Ty za dwa lata 50 lat skończysz! Oszczędzaj nogi! Żylaki! Stawy! Nie chodź!" Zdumiewające, że pamięta ile mam lat, bo na ogół zapamiętanie mojej daty urodzenia przekraczało jego możliwości. A inna rzecz, że nie pisnąłem nawet o tym, że faktycznie nogi mam już nie takie jak dawniej, bo by mi spokoju nie dał histeryzując i dziurę w brzuchu wiercąc.

Teraz jest sobie pół do dziesiątej, a przede mną robota - prace do sprawdzenia, prace do przygotowania, plus zlecenie z mostka tratwy naszej, bo "on już bokami robi i muszę to zrobić". Rzuciłem smętnym okiem na poklejone figurki - poczekają sobie jeszcze na jakąkolwiek farbę, poczekają. Nie ma to jak weekendowy odpoczynek.

W piątek zaś strajk belferski - rzecz rzadsza niż narodziny nowego jednorożca. Trzeba będzie znaleźć sobie jakieś zajęcie.

1 komentarz:

  1. Nie posiadłem, niestety, umiejętności drzemania. Zazdroszczę tym, którzy potrafią się przyłożyć na kwadrans a potem wstają jak nowo narodzeni.

    OdpowiedzUsuń