Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

sobota, 17 października 2015

437.Zgrzyty mamuta

Pierwszy od kilku lat wyjazd z miasta. Zwiedziłem sobie trzy muzea, lecz wrażenia mam mieszane. 

Muzeum na zamku w Ciechanowie. 
Widać znaczne środki finansowe (europejskie) pozyskane i zainwestowane, ale ekspozycja dość skromna, forma (tzw. multimedialność) nie przesłania niezbyt obfitego przekazu. Ponadto aranżacja salek w wieżach z jednej strony zdradza pewną pomysłowość, jednocześnie jednak miejscami zalatuje nieco kiczem i tandetą. Do tego zaskakuje zupełny brak sklepiku, w którym można by nabyć jakieś pamiątki, literaturę bądź mapy. Pomijam już dość kontrowersyjny pawilon wstawiony w środek zamku.

Muzeum pozytywizmu w Gołotczyźnie.
Nazwa tak przesadzona w stosunku do oferty, że niemal bulwersująca. Dworek Aleksandry Bąkowskiej wypełniony eksponatami od Sasa do lasa, zda się na zasadzie "co nam wpadnie w ręce to wstawiamy i wieszamy". Od starych olejnych portretów ludzi, których związek z okolicą i pozytywizmem pozostaje nieznany lub nad wyraz wątpliwy, przez plansze z natłokiem fotografii dotyczących okolicznych przedsięwzięć aż po, być może mające jakąś wartość artystyczną, obrazy jakiegoś lokalnego twórcy (twórców?). Całość tworzy kakofonię treści i stylów, w tandetno-kiczowatych wnętrzach - te panele (?) na podłodze i schody z balustradą zdradzające umiłowanie oferty popularnych marketów budowlanych i lakierów "Sosna. Połysk". W sumie dość straszne.

Willa "Krzewnia" Aleksandra Świętochowskiego sprawia dużo lepsze wrażenie - widać pewną jednolitość koncepcji aranżacji i jej realizacji. Prawie oryginalny układ wnętrz z XIX w. jest interesującym przykładem willowej adaptacji dworkowego układu z centralną sienią, tu przeobrażoną w hall. Do tego stosunkowo obfity wystrój pomieszczeń w miarę udanie stara się obrazować wygląd prowincjonalnego mieszkania z przełomu stuleci.

Tyle, że nazwanie tego wszystkiego muzeum pozytywizmu to jednak grube nieporozumienie, bo o tym pozytywiźmie to tam jest tyle, co kot napłakał.

Muzeum romantyzmu w Opinogórze.
Kiedyś było to muzeum Zygmunta Krasińskiego i to było jak najbardziej OK; obecna nazwa sugeruje coś, czego tam prawie nie ma. Jest Zygmunt i jego papcio Wincenty, są  szwoleżerowie, ale romantyzm to tam jest pośrednio - tyle ile w rzeczonym Zygmuncie, więc nazwa jest po prostu ewidentnym nadużyciem wprowadzającym w błąd. Wystawa "militarna" w oficynie nawet zgrabna, choć mam pewne zastrzeżenia*). Za to nowe inwestycje w parku i wokół zdumiały mnie - oranżeria, którą Krasińscy z pewnością chcieli zbudować, ale nie zbudowali, to my ją wznieśliśmy "trochę" później, i jest, i voilà. Ogromne rozłożyste gmaszysko "wozowni" u stóp pałacyku sprawia wrażenie inwazji pomarańczowego grzyba rozlewającego się wokół wzniesienia. Całość kojarzy mi się z amerykanizmem - budujemy park rozrywki i wyciskania mamony. Być może to skrzywienie zawodowe historyka-mamuta, niepojmującego tzw. nowoczesności.

Reasumując, ja rozumiem, że marketing, że trzeba na siebie zarabiać i przyciągać klientów, a nie każde muzeum ma mnóstwo atrakcyjnych zbiorów, ale biznes to nie wszystko i wypadałoby nie przekraczać granic, przed którymi placówka kultury wyższej jaką jest muzeum powinna się zatrzymać.

W sumie w tych przedsięwzięciach zobaczyłem przebłyski czegoś, czego bardzo nie lubię, a zdarza mi się spotykać u niektórych ludzi pochodzących z małych miasteczek. Przypomniał mi się także pewien cytat z serialu "Kariera Nikodema Dyzmy", ale tego już nie przytoczę, bo mnie tu zhejtują jako wielkostołecznego aroganta i krawaciarskiego szowinistę.


__________________________________________________
*)  Amaranty na prezentowanych mundurach jawią mi się raczej kryptokarmazynami względnie karminami. No i ewidentnie austriacki Uhlan (obraz Adalberta von Kossaka (sic!)) opisany jako ułan Księstwa Warszawskiego to kompromitacja.

10 komentarzy:

  1. Muzea dziś mają chyba specyficzną klientelę, do której można zaliczyć ludzi takich jak Ty, czyli zainteresowanych tematem i wycieczki szkolne napędzające budżet muzeów, czyli przesunięcie pieniędzy wewnątrz samego m-ta. Reszta to czasem zachodzi przy okazji nocy muzeów i jeszcze trzeba pamietać o zbłakanych. Jeżeli więc pojawia się tandeta to chyba dla najliczniej odwiedzająych, czyli wycieczek szkolnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, właśnie ja byłem z wycieczką. :-(
      Uważam jednak, że uczniom należy przedstawiać rzeczy dopracowane i wartościowe, a nie chałturę, jak to się niestety nierzadko dzieje.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Tia - jak Kossak i lanca, to naturalnie musi być polski ułan.

      Było kiedyś takie powiedzenie, dziś brzmiące absolutnie egzotycznie: "Kiedy nie potrafisz, nie pchaj się na afisz!".

      Usuń
    2. To chodzi i dziedzica Pruskiego z filmu "Miś", podobnie jak (las) z filmu "Nic śmiesznego".

      Usuń
  3. Zapraszam Cię po odbiór wyróżnienia Liebster Award:
    http://adam-madulski.blogspot.com/2015/10/liebster.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wyróżnienie - to miłe. Muszę jednak przyznać, że cała ta akcja jawi mi się jako zbyt skomplikowana i obca, bym podjął jakieś działania inne niż podziękowanie.

      Usuń
    2. Aberfeldziu ależ proszę Cię uprzejmie. Nie musisz brać udziału w tej zabawie, jeśli nie masz na to ochoty:)

      Usuń
  4. Zamek w Ciechanowie - aż mi się ciepło zrobiło na te wspomnienie :) Mieszkałem w Czarnej Dziurze całkiem niedaleko, a do Opinogóry jeździliśmy na szkolne wycieczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że ową Czarną Dziurę należy rozumieć metaforycznie. Tym niemniej miło mi, że choć niechcący wzbudziłem jakieś przyjemniejsze emocje u Szanownego Czytelnika. :-)

      Usuń