Wreszcie zrobiło się cieplej. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby taka pogoda (słońce tak, upały precz!) była przez większość lata.
Postanowiłem zrobić sobie mikro-wycieczkę - pojechałem do Międzylesia i wróciłem częściowo pieszo. Nigdy w życiu tam nie byłem, a przecież formalnie to jeszcze wciąż w granicach Syreniego grodu. Wahałem się bardzo czy jechać, czy pójść tylko do pobliskiego spożywczaka po drobne zakupy. Wyszedłem po zakupy, ale w trakcie drogi jakoś tak mimochodem, bez wyartykułowanej decyzji skierowałem się na Centralny i wsiadłem na pętli w "525". Wysiadłem na drugim końcu trasy, tuż za Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu, i w drogę powrotną ruszyłem nieśpiesznym spacerkiem. Nastrój trochę mi psuł (aż rozważałem czy nie wysiąść i nie wrócić do domu) ból w mostku, który trzymał całą drogę. Na szczęście później w marszu minął. W sumie zrobiłem prawie 5 kilometrów, po czym wsiadłem w autobus, który dowiózł mnie do Warszawy. ;-)
Ładnie było w Aninie, szczególnie piękne sosny urzekały i kusiły wizją osiedlenia się; budziły też skojarzenia z letniskiem na którym spędziłem pierwsze lata tego bezużytecznego życia. Fajnie było też popatrzeć na różnorodność domów - od przedwojennych willi, po najnowsze wykwity nowobogactwa. Z jednej strony - piękna przyroda, ale z drugiej izolacja od ludzi i infrastruktury, a po zmierzchu już i nie bardzo jest dokąd i po co z domu wyjść. Wiosną i latem ładnie, ale jesienią i zimą ponure pustkowie. Bez samochodu tam, to jak inwalidztwo narządu ruchu - można od biedy się ruszać, ale o jakimkolwiek najmarniejszym komforcie życia można zapomnieć. Jednak dzielnice wielkomiejskie oferują potężne udogodnienia, których piękne sosny nie przebiją.
Z Centrum do Anina "525" jedzie tylko ok. 30 minut, więc nie jest to w gruncie rzeczy jakiś strasznie długi czas - tyle jedzie metro z Placu Wilsona na Kabaty, ale tam wisi się tylko na tej jednej linii autobusowej (pomijam linie łączące z innymi peryferiami). A auto równa się korki. Poza tym: odległości, liczba i różnorodność sklepów - wielkomiejskie dzielnice jednak zdecydowanie przeważają.
Spacer był i się zbył.
no cóż, ja zrobiłem sobie sprzątającą niedzielę... wolałbym Twoją opcję spędzenia czasu ;) choć spacery zostawiam sobie na zbliżające się wakacje, w końcu trzeba będzie jakoś zabić samotność :P
OdpowiedzUsuńJej się nie da zabić. :-(
UsuńA ja po imprezowej sobocie z radością niedzielę spędziłem, chodząc po Warszawie od 12 do 17. I popieram - słońce tak, upał nie.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak te termostaty macie ustawione, u mnie upał jak najbardziej. Wtedy czuję się jak ryba w wodzie, w ogóle powinienem się urodzić w basenie morza śródziemnego, a nie tu na płn. kontynentu. No cóż, wyczekuję dni z temp. 35C i wyższą.
OdpowiedzUsuńW przeciwieństwie do Cb. jak jestem u kumpla w wawce, to napawam się centrum wawki, wszak przyjeżdżam tam z wioski, to co innego. Cb. ciągnie odwrotnie.