Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

czwartek, 25 września 2014

366.Mój wiek umysłowy

Wrzesień się kończy, ani się człowiek obejrzał. Na tratwę Meduzy zajrzało parę ex-moich diabląt weneckich. O dziwo znaleźli chwilę, żeby i do mnie zagadać. Poczułem się troszkę dziwnie, kiedy patrząc na nich - absolwentów, przypomniałem sobie kiedy zobaczyłem ich po raz pierwszy - jedno miotało się między stolikami komisji rekrutacyjnej próbując przypomnieć sobie do której klasy składało papiery, do drugiego dzwoniłem z informacją o wolnym miejscu i wkrótce pojawiło się idąc pustym korytarzem, a ja, nie wiedzieć skąd, od razu zorientowałem się, że to do mojej klasy, trzecie wciąż widzę przez otwarte drzwi sekretariatu jak stoi i mozolnie gryzmoli podanie o przyjęcie do szkoły. Wszystko to jakby było wczoraj, wciąż ostre, świeże wspomnienie. A to już ponad trzy lata! I tak - niepostrzeżenie - życie przemija.

Zmora zawodowa - sprawdzanie prac, zagościła już na dobre. Myśli zaabsorbowane pracą.

Letni ból niespełnionych nadziei ustąpił jesiennej goryczy rezygnacji. To jeszcze nie jest pogodzenie z losem, lecz tylko świadomość tego losu. Pogodzenie wciąż przede mną.

Jedna tylko rzecz mnie rozbawiła nieco - zabawa w określanie wieku umysłowego na stronie www.arealme.com/mental/pl Otóż okazało się, że moj wiek umysłowy to... 22 lata! 

czwartek, 18 września 2014

365.Nasze zwierzę narodowe

Już czuję rytm roku szkolnego - dzień mija za dniem, niepostrzeżenie mija kolejny tydzień. Praca siedzi w głowie królując tam niepodzielnie. Z rzadka tylko na chwilę przepchnie się ku uwadze smutna myśl na temat mojego życia, lecz wnet zanika.

Atmosfera w pracy kiepska. Dziś musiałem z gaśnicą skakać, bo zaczęło dymić na jednym z przedmiotów u moich bambini. Znajomość miejscowych realiów podpowiada mi, że tę gaśnicę to sobie mogę... wsadzić, bo tu potrzebna będzie cysterna, więc po prostu będzie się jarać długo, zatruwając dymem okolicę, a pewnego pięknego dnia być może, iż strzeli ogień taki, że hoho.

Poza tym w pracy zachrumkało mi coś pod nogami. Bliższe oględziny pozwoliły bez pudła określić kto mi to, jakże polskie, zwierzątko w tym miejscu umieścił. Jakże miło.

Biedny Emuś ma ostatnio fatalny okres. Zderzył się z ludzką małością i tchórzostwem, z nikczemną chciwością i ze straszliwym skurwysyństwem - wszystko spod naszej tęczowej flagi. Bardzo mi go szkoda, nie zasłużył sobie na takie traktowanie; zresztą nikt inny też. I to jeszcze wszystko tak naraz, w ciągu paru dni.

niedziela, 14 września 2014

364.Enklawa

Jak dziś pięknie na dworze! Ciepło, lecz nie upalnie, słonecznie. Jakby pożegnanie lata, które na odchodnym próbuje nam pokazać jak przyjemnym być może, byśmy tęskniej je wspominali kiedy nadejdą jesienne i zimowe mroki i chłody. 
Wyszedłszy od rodziców nie chciałem iść prosto do domu, wiec ruszyłem spacerem przez Starówkę. Wstyd troszkę - warszawiak od urodzenia, a tak rzadko tam bywam, niektórych zaułków nigdy w życiu nie widziałem. Jak piękne są niektóre zakątki tej, malutkiej przecież, cząstki Warszawy!
Kościelną zaszedłem do stareńkiego kościoła Nawiedzenia Najśw. Maryi Panny. Uwielbiam budowle z surowej cegły; jaka szkoda, że tak niewiele gotyku u nas przetrwało. Pieszą dotarłem na Rynek nowomiejski, z niego zaś Starą na południe. Potem cichą, pozbawioną tłumów Brzozową i Celną przez Kanonię dotarłem na pełen ludzi i rozgardiaszu Plac Zamkowy. 
Zabudowa Brzozowej jest fantastyczna - stareńkie kamieniczki, wąskie i szerokie, z wejściami niknącymi w głębi potężnych murów przyziemia. Po wschodniej stronie zabudowa opadająca stromą skarpą ku Wiśle daje niezwykły kontrast między obiema pierzejami ulicy. Wspaniały klimat miejsca! Przyszły mi na myśl czarno-białe fotografie Polski z lat 50. - małe miasteczko ze starą zabudową, silne kontrasty słońca i cienia, leniwy nastrój pełni letniego dnia. Enklawa ciszy otoczona prawdziwie warszawskim tłumnym zgiełkiem. Przypomina mi mnie.