Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

niedziela, 1 maja 2022

1223.Pożegnanie klasy

No i poszły mi dzieci. Smutno. A i tak dopiero za jakiś czas do mnie to w pełni dotrze. Bo na razie, to jestem cały zmaltretowany zeszłym tygodniem. 

Dzika galopada nie dająca chwili nawet na to, by się jakoś przygotować do pożegnania. Jakiś brak zrozumienia dla potrzeby przeżycia chwili rozstania. Trzy lata człowiek współpracował z grupą, jakoś się przejmował, czuł odpowiedzialny, uczestniczył w jakichś więziach i interakcjach, w jakimś tam stopniu zaangażował emocjonalnie w rozwój tych młodych wyjątkowo fajnych ludzi. A rozstał - jak zwykle, nagłym cięciem. Jakby nagle nasze jadące dotąd razem wagoniki najechały na rozjazd i mój pojechał w lewo, a oni swoim w prawo. Wiem, że większości już nigdy nie spotkam.

Zrobiłem co mogłem, żeby chociaż te ostatnie nasze godziny jakoś ułożyć tak, by oddzielić administracyjne obowiązki (wydanie dokumentów, zebranie podpisów na trzech listach itp.) od rozdania świadectw i od pożegnania.

Dostałem od nich piękne pamiątki; postarali się. Usłyszałem mnóstwo podziękowań i zapewnień jaki to jestem super, jak to zmieniłem ich postrzeganie różnych spraw i w ogóle. Kilku chciało pożegnalnych przytulasków, to porobiliśmy "misia". Paru się poryczało. Ja sam w trakcie pożegnalnej przemowy musiałem się mocno skoncentrować, żeby utrzymać emocje pod kontrolą; chyba jednak coś zauważyli. Puściły mi trochę następnego dnia, niespodziewanie, na ulicy. 

Jakoś tak potem zdałem sobie sprawę, że tego dnia uścisnąłem więcej ludzi, niż przez całe swoje dotychczasowe (podziecięce) życie.

17 komentarzy:

  1. Jest inaczej, jak wiemy, że rozstanie nastąpi od chwil, które powodują nagłe rozstania. O ile w tych pierwszych niejako jesteśmy w stanie zaplanować, by to odbyło się w jakiejś dobrej atmosferze, to nie zawsze tak wychodzi. Czynniki zewnętrzne, ludzkie wpływające na obszar, w którym sie poruszamy są nieprzewidywalne. To właśnie one często powodują, że misterne plany legają w gruzach mimo naszych starań. Jest to trudny zawód, bowiem okresowo wpisane są w nań właśnie takie rozstania.
    Po dwudziestu paru latach, jako przewodniczący klasy, zrobiłem spotkanie klasowe w szkole w "naszej" klasie. Siedzieliśmy w ławkach jak dawniej, a wychowawczyni odczytała listę obecności. Wtedy też były chwile wzruszenia. Po spotkaniu w szkole, by pozostawić budynek w spokoju, przenieśliśmy się wraz z wychowawczynią do lokalu. Nie pamiętam, czy to u się opisywałem. Nie było na nim dwu osób.
    Wychowawczyni zawsze mówiła nam, że byliśmy wyjątkową klasą, na spotkaniu to przypomniała.
    W drugim przypadku, kiedy rozstanie następuje nagle, często jest tak, że wiele zrobilibyśmy inaczej, gdybyśmy wiedzieli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A propos "drugiego przypadku" to "Nasz ostatni dzień" Adama Silvery odnosi się do tych kwestii.

      Usuń
  2. Pracujesz z pasją, możesz być z siebiu dumny :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pasją, ale chyba raczej w ewangelicznym znaczeniu... ;-)

      Na wiele mi się ta duma nie przyda. :-/

      Usuń
  3. A co fajnego dostałeś? Serwis obiadowy na sześć osób*? :D
    _______
    * wydaje mi się, że na coś tak atrakcyjnego poszła nasza składka przy pożegnanie wychowawcy w klasie maturalnej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myśmy naszej wychowawczyni kupili jakiś drobiazg z biżuterii.

      A ja dostałem kubek z moją zabawnie udekorowaną facjatą, obraz przedstawiający mnie w ujęciu gloryfikująco-hagiograficznym w technice fotograficznej kunsztownie w ramy i szybę oprawion, wreszcie pomysłowe i zabawne tableaux klasy.

      Usuń
    2. Pomysłowe i faktycznie sympatyczne.

      Usuń
    3. Takie pamiątki są najfajniejsze.

      Usuń
  4. oj no faktycznie to musiała być wyjątkowa klasa biorąc pod uwagę, że nie jesteś nauczycielem 5 minut. Zawsze jest szansa, że jak byli zgrani i lubili swoje towarzystwo to będą się spotykać i może nawet zaproszą Cię kilka razy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co ciekawe, nie tworzyli monolitu, tylko byli podzieleni na grupki towarzyskie, lecz mimo to tolerowali się i jakoś akceptowali nawzajem.

      Usuń
    2. nie znam klas monolitycznych. W każdej w której byłam (2 podstawówki, liceum, szkoła policealna a potem studia) zawsze były grupki. Każda szkoła to zrzut różnych osobowości i dziwadeł nie zawsze wszyscy lubią wszystkich, nie zawsze każdy z każdym ma tematy. U mnie się większość też tolerowała choć raczej nie wchodziła sobie w drogę.

      Usuń
    3. Naturalnie, choć zdarzały się klasy tak podzielone, że niezdolne do podstawowej choćby współpracy.

      Usuń
    4. na szczęście na taką nigdy nie trafiłam choć w LO miałam w klasie garstkę chłopaków (6 na 20 kilka dziewczyn) niby się trzymali razem ale z nami dziewczynami zupełnie nie. Do tego stopnia że kiedyś poszliśmy wszyscy na wagary po czym oni wrócili do szkoły i na nas nakablowali. Potem się trochę zmieniło bo jeden chłopak stworzył parę z dziewczyną z klasy a drugi którego notorycznie niszczyli i wyśmiewali był moim sąsiadem i akurat ja miałam w dupie, że go tępią. Ja go lubiłam. Co ciekawe był słabym ogniwem a po szkole najlepiej wylądował. Jest poszukiwanym człowiekiem od krążenia pozaustrojowego, zarabia kasę i jest rozrywany przez szpitale a pozostała 5 albo studiów nie pokończyła albo z żałosnym wynikiem. Nie ma się czym chwalić

      Usuń
    5. To dość ciekawe, jak późniejsze losy potrafią się układać zupełnie inaczej niż by na pozór to wyglądało w szkole. Mieliśmy kolegę, który od pierwszej klasy wybierał się na prawo, czytywał sobie kodeks karny na przerwach itp. A potem nie zdał egzaminów wstępnych, na inne studia nie poszedł i został z maturą. Smutne, że syna wzmacniał w tym, żeby na studia nie iść, bo jemu się do niczego w życiu nie przydały i chyba chłopak skończył tylko technikum.

      Usuń
    6. o tak, bardzo ciekawe. Najzdolniejszy chłopak w mojej klasie w LO poszedł na Politechnikę i nawet I roku nie przeszedł jak go wylali. Potem skończył jakieś inne lżejsze studia i teraz jest kierownikiem w Miejskich Wodociągach (wiem bo robiłam kilka lat temu spotkanie klasowe i tam go znalazłam), inny skończył studia prywatne jakiś przypadkowy kierunek (zaczynał co roku coś innego i nie kończył a też wiem bo na jednym kierunku się spotkaliśmy ja też zrezygnowałam wtedy) i nawet nie wiem co teraz robi. A miał być policjantem bo oboje rodzice policjanci ale nie zdał egzaminu praktycznego. Generalnie bardzo ciekawie ludzie polądowali. Koleżanka która była słaba z chemii matmy i fizyki jest pielęgniarką (w głowe zachodzę jak to możliwe tam się ciągle coś liczy przecież)

      Usuń
    7. Koleżanka pielęgniarka ma kalkulator. :-)

      Usuń