Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

piątek, 17 lipca 2015

422.Wizyta na antypodach cz. II

Innym razem, lecz w niewielkim odstępie czasowym, udałem się na dalekie południe - do tzw. "Miasteczka Wilanów". Jak się okazało, przejeżdżałem w swym życiu parę razy obok miejsca w którym je wzniesiono (podziwiając łączaste łany szumiących chwastów), lecz teraz znalazłem się w samym sercu tej dla jednych - oazy wyjątkowości i lepszości, a dla innych - legowiska zastrachanych lemingów.

Przespacerowałem się uliczkami rozglądając się ciekawym okiem. Architektura - styl tzw. nowopolski grodzony, w odmianie zredukowanej - na wysokość, tzn. przeważnie 3-4 piętra, a nie żyłowanie do 10-go, jak dla "pospolitaków". Marcin się teraz pewnie zgorszy, a ja w jego oczach stoczę się na samo dno bezguścia, lecz mogę z pewnym wahaniem przyznać, że domy wyglądają nie tak najgorzej. Owszem, z jednej strony takiej oceny jest wciąż żywa pamięć o koszmarze architektury postmodernistycznej z lat dziewięćdziesiątych, z drugiej zaś przekonanie, że to nie jest architektura ani luksusowa, ani wybitna, lecz w gruncie rzeczy przeciętna, pospolita, taka, która powinna być pewnym standardem, na tle którego korzystnie prezentowałyby się budowle wyróżniające się, lecz, nie do końca wiedzieć czemu, u nas jest ta przeciętność prezentowana jako wielkomiejsko-stołeczny luksus. 

Sądzę także, że dla "miasteczka Wilanów" Wielka Wyciskarka, znana także jako Świątynia Opaczności, pardon, Opatrzności Bożej, jest prawdziwym błogosławieństwem - na tle tego arogancko dominującego w przestrzeni paskudztwa architektura budynków mieszkalnych wręcz zyskuje.

Zwraca uwagę niewielka ilość sklepów i punktów usługowych powodująca pewną martwotę ulic. A wyodrębnienie tego osiedla i naturalne odseparowanie (aleją Wilanowską i kartofliskami) od reszty miasta potęguje wrażenie schludnej sypialni. Może jestem archaicznym szczurem śródmiejskim, lecz uważam, że tętno wielkomiejskiego życia tworzą sklepy i knajpy. Kamienice z mieszkaniami zamiast lokali usługowych na parterze kiedyś uchodziły w Warszawie za "lepsze" i czcigodni mieszczanie chętniej tam zamieszkiwali właśnie dlatego, że oferowały więcej ciszy i spokoju, gdyż na takiej ulicy brakowało ruchu i gwaru. Tyle tylko, że to były ulice stosunkowo krótkie, a nie jak np. taka Sarmacka, która mierzy kilometr(!), a naliczyć na niej można mniej niż tuzin punktów handlowo-usługowych, w dodatku skupionych w dwóch domach.

A figurek żadnych nie kupiłem - było ich jeszcze mniej niż ludzi na ulicach.

6 komentarzy:

  1. wprawdzie w innych miastach, ale podobnie postrzegamy pojęcie miasta, nie napiszę dużego, bo przy Warszawie brzmiałoby to zabawnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niepotrzebnie się wzdragasz - Poznań i Wrocław są dużymi miastami.

      Usuń
  2. Od 5 kondygnacji w budynku musi już być winda, a to dziś znacznie podraża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, ale nie sądzę by to w realiach Wawy miało jakieś istotne znaczenie - na Skoroszach ciągną w górę, nawet na 10 pięter, zaś w Wilanowie (i nie tylko tam) stawiają 3- i 4-piętrowe z windami. Niski dom ma kojarzyć się z luksusem, bo jest mniejsze grono lokatorów, co ustawia dom na przeciwległej pozycji do zatłoczonego wysokiego bloku.

      Usuń
    2. To faktycznie wyższa klasa, skoro 4 piętrowce z windami. Właśnie przy windach ekonomicznie jest postawić 10-kę, bo opłaty za windę i utrzymanie nie są aż takim obciążeniem dla kilku ludzi w klatce.

      Usuń
  3. Nie zgorszę się, w końcu byłem również na Białołęce i Białołęki nic nie pobije.

    OdpowiedzUsuń