Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

środa, 1 października 2014

367.Towarzysz wędrówki

Niezachęcająca jesienna szarówka. Poranny ziąb. Koc na kołdrze, ta zaś dzięki temu naciągnięta na głowę. Grunt to ciepło.

Od weekendu chodziło mi po głowie czy by nie wybrać się z Emusiem w środę do kina. Jeszcze wczoraj rankiem sprawdzałem repertuar, ale już po powrocie z pracy wstrzymałem się z telefonem, dziś zaś zrezygnowałem zupełnie. Spiętrzenie prac do sprawdzania i widok zasłanej nimi półki sprawiły, że myśl o stracie wieczoru obudziła zbyt silne wyrzuty sumienia. Nie do końca jestem pewien czy w istocie to sumienie czy raczej niedowartościowane emocje; nie mogę także wykluczyć, że po prostu głupota.

Praca to jedyna sfera moich osiągnięć jaką mam w życiu, która tworzy jakąś moją jakość. Odłożenie sprawdzenia prac i opóźnienie ich oddania naturalnie nie spowodowałoby, że zawaliłoby się niebo, ale poczułbym się źle - że pracuję nie dość, że za słabo się staram. I tak zresztą mam takie poczucie, że powinienem być lepszym nauczycielem, być starannie przygotowanym w różnych miejscach, w których teraz jadę na rutynie i intuicji, ale robienie zaległości w pracach to byłoby już zbyt wiele. Kłaniają się wdrukowane w dzieciństwie wzorce zachowań, których zmienić nie potrafiłem.

Kino z Emusiem zapewne sprawiłoby mi przyjemność, tym bardziej, że nie pamiętam kiedy ostatnio byłem w kinie (dla własnej przyjemności a nie służbowo) - chyba jakoś na początku roku, na "Hobbicie". Właściwie mam świadomość, że to głupie rezygnować z przyjemności w imię obowiązku, którego nikt poza mną nie dostrzeże, a tym bardziej - nie doceni. Jednak praca i obowiązek to grunt, a znajomości to ulotny miraż.  Cóż z tego, że ostatnio Emuś dokaloryzowany tortem zdrzemnął się przytulony do mnie, kiedy i tak jesteśmy tylko "kolegami"? Koledzy pojawiają się, koledzy i znikają - nierzadko bez słowa. A praca trwa, mój jedyny obok smutku towarzysz wędrówki. Nielubiany, lecz wierny. Ceniony - bo jedyny.

8 komentarzy:

  1. "A praca trwa, mój jedyny obok smutku towarzysz wędrówki. Nielubiany, lecz wierny. Ceniony - bo jedyny." Czyżbyś chciał napisać, że bez niej usychałbyś jak roślinka pozbawiona wody, nudziłbyś się podobnie jak 374, który już nie wie co ma z sobą zrobić? A co z zainteresowaniami, ich realizacją, tą pożywką dla ducha?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie usychał, ale dół głęboki - co wakacje to przeżywam. To nie nuda, lecz stykanie się z pustym emocjonalnie, samotnym życiem, z gorzką świadomością, że się je zmarnowało. Zainteresowaniami wypełniałem sobie tę pustkę przez ćwierć wieku, aż dotarło do mnie, że to tylko ersatz, plaster i apaszka na ropiejącą ranę.

      Usuń
  2. To może ta otoczka złożona z "liczb" jak to ująłeś w kolumnie po prawej stronie, jednak chroni w pewien sposób przed samotnym życiem, a natłok liczb, który ostatnio i tak wydatnie się zmniejszył nie pozwala na chwilę refleksji o samotnym życiu i jego zmarnowaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje się to całkiem prawdopodobne. Pozostaje (zupełnie szczerze i bez ironii) życzyć, żeby taka refleksja nie pojawiła się.

      Usuń
  3. Wydaje się, że na podstawie ostatnich lat, a nawet dekady to raczej szybko nie nastąpi. Nie wiem czy to na szczęście czy nie, ale okaże się w przyszłości. Na razie z moim brakiem asertywności reguluję to na tylę na ilę mogę i (jak czytasz) jakoś to leci.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uważaj na siebie, moje doświadczenia wskazują na to, że takie drzemanie w przytuleniu z kimś, z kim jest się "tylko kolegami", może być dla Misiów-Przytulanek niebezpieczne emocjonalnie...
    Absolutly_amateur

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem A_a, wiem. Aż nadto dobrze wiem. Masz zupełną słuszność.
      Pewnie do śmierci będę pamiętał jak po naszym trzecim spotkaniu, a pierwszej (i ostatniej) nocy to zrozumiałem. Nigdy w życiu tak się nie poryczałem jak wtedy. :-x

      Usuń
    2. Dobrze Cię rozumiem :(
      Absolutly_amateur

      Usuń