Niezachęcająca jesienna szarówka. Poranny ziąb. Koc na kołdrze, ta zaś dzięki temu naciągnięta na głowę. Grunt to ciepło.
Od weekendu chodziło mi po głowie czy by nie wybrać się z Emusiem w środę do kina. Jeszcze wczoraj rankiem sprawdzałem repertuar, ale już po powrocie z pracy wstrzymałem się z telefonem, dziś zaś zrezygnowałem zupełnie. Spiętrzenie prac do sprawdzania i widok zasłanej nimi półki sprawiły, że myśl o stracie wieczoru obudziła zbyt silne wyrzuty sumienia. Nie do końca jestem pewien czy w istocie to sumienie czy raczej niedowartościowane emocje; nie mogę także wykluczyć, że po prostu głupota.
Praca to jedyna sfera moich osiągnięć jaką mam w życiu, która tworzy jakąś moją jakość. Odłożenie sprawdzenia prac i opóźnienie ich oddania naturalnie nie spowodowałoby, że zawaliłoby się niebo, ale poczułbym się źle - że pracuję nie dość, że za słabo się staram. I tak zresztą mam takie poczucie, że powinienem być lepszym nauczycielem, być starannie przygotowanym w różnych miejscach, w których teraz jadę na rutynie i intuicji, ale robienie zaległości w pracach to byłoby już zbyt wiele. Kłaniają się wdrukowane w dzieciństwie wzorce zachowań, których zmienić nie potrafiłem.
Kino z Emusiem zapewne sprawiłoby mi przyjemność, tym bardziej, że nie pamiętam kiedy ostatnio byłem w kinie (dla własnej przyjemności a nie służbowo) - chyba jakoś na początku roku, na "Hobbicie". Właściwie mam świadomość, że to głupie rezygnować z przyjemności w imię obowiązku, którego nikt poza mną nie dostrzeże, a tym bardziej - nie doceni. Jednak praca i obowiązek to grunt, a znajomości to ulotny miraż. Cóż z tego, że ostatnio Emuś dokaloryzowany tortem zdrzemnął się przytulony do mnie, kiedy i tak jesteśmy tylko "kolegami"? Koledzy pojawiają się, koledzy i znikają - nierzadko bez słowa. A praca trwa, mój jedyny obok smutku towarzysz wędrówki. Nielubiany, lecz wierny. Ceniony - bo jedyny.
"A praca trwa, mój jedyny obok smutku towarzysz wędrówki. Nielubiany, lecz wierny. Ceniony - bo jedyny." Czyżbyś chciał napisać, że bez niej usychałbyś jak roślinka pozbawiona wody, nudziłbyś się podobnie jak 374, który już nie wie co ma z sobą zrobić? A co z zainteresowaniami, ich realizacją, tą pożywką dla ducha?
OdpowiedzUsuńMoże nie usychał, ale dół głęboki - co wakacje to przeżywam. To nie nuda, lecz stykanie się z pustym emocjonalnie, samotnym życiem, z gorzką świadomością, że się je zmarnowało. Zainteresowaniami wypełniałem sobie tę pustkę przez ćwierć wieku, aż dotarło do mnie, że to tylko ersatz, plaster i apaszka na ropiejącą ranę.
UsuńTo może ta otoczka złożona z "liczb" jak to ująłeś w kolumnie po prawej stronie, jednak chroni w pewien sposób przed samotnym życiem, a natłok liczb, który ostatnio i tak wydatnie się zmniejszył nie pozwala na chwilę refleksji o samotnym życiu i jego zmarnowaniu.
OdpowiedzUsuńWydaje się to całkiem prawdopodobne. Pozostaje (zupełnie szczerze i bez ironii) życzyć, żeby taka refleksja nie pojawiła się.
UsuńWydaje się, że na podstawie ostatnich lat, a nawet dekady to raczej szybko nie nastąpi. Nie wiem czy to na szczęście czy nie, ale okaże się w przyszłości. Na razie z moim brakiem asertywności reguluję to na tylę na ilę mogę i (jak czytasz) jakoś to leci.
OdpowiedzUsuńUważaj na siebie, moje doświadczenia wskazują na to, że takie drzemanie w przytuleniu z kimś, z kim jest się "tylko kolegami", może być dla Misiów-Przytulanek niebezpieczne emocjonalnie...
OdpowiedzUsuńAbsolutly_amateur
Wiem A_a, wiem. Aż nadto dobrze wiem. Masz zupełną słuszność.
UsuńPewnie do śmierci będę pamiętał jak po naszym trzecim spotkaniu, a pierwszej (i ostatniej) nocy to zrozumiałem. Nigdy w życiu tak się nie poryczałem jak wtedy. :-x
Dobrze Cię rozumiem :(
UsuńAbsolutly_amateur