Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

środa, 5 lipca 2017

639.Podanie

- Byleby mnie zaprosili na rozmowę! Wtedy to już praktycznie załatwione, że mam robotę. Bo wiesz przecież, że ile razy byłem na rozmowie, to dostawałem pracę! No może nieskromnie, ale ja mam gadane i wypadam świetnie.

Nawet jeśli to przechwałki, to nie odbiegające daleko od rzeczywistości - Emuś faktycznie robił na dyrektor(k)ach bardzo dobre wrażenie. Podziwiam i zazdroszczę tej jego samooceny, nie tylko w tym zresztą się wyrażającej. Moja leży na drugim biegunie... wczepiona weń pazurami.
Dziś jednak, pewność siebie mojego kolegi zadrżała. Nie dość, że dyrektorka odpowiedziała, że jeśli będą zainteresowani to odezwą się (dopiero) za tydzień, to jeszcze dowiedział się ile CV wpłynęło na to ogłoszenie o pracę. 400. I to było nawet nie pół etatu!


- Panie Aberku! Telefon w sprawie rekrutacji.
- Dzień dobry! Aberfeldy z komisji rekrutacyjnej. Słucham.
- Proszę pana, bo moja córka, eee... ńdobry, no bo moja córka nie dostała się do państwa szkoły, tylko do innej do której nie chciała, i co zrobić, żeby dostała się do was?

[Skoro nie chciała się do tamtej dostać, to po cholerę wpisała ją sobie do formularza rekrutacyjnego? No, ale wiem, że to pytanie niedyplomatyczne i retoryczne.]

- Złożyć oryginały dokumentów do szkoły, w której jest na liście zakwalifikowanych do przyjęcia, żeby nie została na lodzie, bez miejsca w żadnej szkole. A potem napisać podanie i złożyć je u nas - z prośbą o przyjęcie. Z tym, że będziemy je rozpatrywać najwcześniej w końcu sierpnia.
- Aha, to ja teraz składam.
- Proszę pani... Proszę je napisać na papierze i przynieść do nas.
- A... aha...
- I bardzo ważne - żeby w nim był podany telefon kontaktowy pod którymś będzie ktoś decyzyjny. Bo kiedy mamy miejsce, to dzwonimy. Jeśli nikt nie odbiera, to przepadło i dzwonimy do następnego kandydata.
- Rozumiem, to ja podaję numer...
- Szanowna pani... on na podaniu ma być napisany. A podanie przyniesione do nas.
- A... eee... yyy... Dobrze, to ja napiszę.

Aż serce rośnie na takie promienne perspektywy przyszłości!

poniedziałek, 3 lipca 2017

638.Droga przodków

Emuś w wirze angażów - mimo że wydawało się, iż już sobie prace na przyszły rok zaklepał, to jednak wciąż przegląda oferty i śle CV. Równolegle - dzwoni do mnie i "się konsultuje". Ciekaw jestem ile razy jeszcze zmieni zdanie i konfigurację prac do września.

Lubiłem sobie marzyć, jakby to było fajnie, gdybyśmy nie spieprzyli wojny 1831 r. i wygrali tzw. powstanie listopadowe. Ostatnio zaś naszła mnie dość niespodziewanie następująca refleksja: co z tego, żebyśmy wygrali na polu bitwy, kiedy zapewne działalibyśmy podobnie jak dziś, i po góra 2-3 dekadach zmarnowalibyśmy to zwycięstwo staczając się w durne spory, dając prymat emocjom nad rozumem. To zaś otworzyłoby drogę do kolejnego rozbioru, który - zgodnie z tradycją - sami byśmy ułatwili. 

Churchill (podobno) powiedział coś, co mnie przez wiele, wiele lat bulwersowało jako podłe, niesprawiedliwe oszczerstwo: "Polacy - najdzielniejsi z dzielnych, rządzeni przez najnikczemniejszych z nikczemnych". Lecz obserwowanie naszych poczynań przez ostatnie kilka lat skłoniło mnie do zmiany zdania - my naprawdę mamy jakąś taką niedojrzałość jako naród, że nie potrafimy wynosić do władzy ludzi właściwych, względnie najlepszych. Wybieramy i popieramy miernoty i łajdaków, dajemy im odpowiedzialność za nasze życie, mienie i los, i nie rozliczamy ich z łotrostw, nieudolności i nieszczęść jakie na nas sprowadzili. Stawiamy na piedestał ludzi, którzy zasługują na sąd. Mijają stulecia, a my nie wyciągamy wniosków ze swojej głupoty i niedojrzałości, kroczymy drogą przodków i popełniamy takie same błędy.

sobota, 1 lipca 2017

637.Stolarka i smęty

Wczoraj konsultacja hydrauliczna u rodziców, dzisiaj - robótka stolarska u Schwester. Potem wysłuchiwanie żalów i smutów M. na temat przemian naszego społeczeństwa w kontekście zmarniałej kondycji belferskiego stanu. 

Już za mojej młodości szkolnej słychać było opinie, że do zawodu nauczycielskiego jest nabór negatywny, lecz zdaniem M. teraz jest on dotkliwym faktem. Liczyła osoby na zadowalającym ją poziomie inteligencko-kulturalnym na naszej tratwie i wyszło jej, że nie musi wszystkich palców ręki angażować. Z rozmów ze znajomymi i własnych obserwacji wyciąga podobne wnioski pewnej degrengolady w innych szkołach i instytucjach nie związanych ze szkolnictwem. Nie mam takiej skali porównawczej jak ona, ale też dostrzegam, że jakby coś nam poziom kulturowo-społeczny opadł. Na przykład z pewnym delikatnym już (bo się przyzwyczaiłem) zdziwieniem przyjmuję do wiadomości, że można być bardzo dobrym nauczycielem języka i nie lubić czytać żadnych książek.

M. policzyła sobie ile będzie zarabiać po wakacjach i zaczęła się zastanawiać nad jakąś dodatkową pracą, bo jej się domowy budżet nie domknie. Na razie kiepsko to wygląda - pomysły i szanse.