Niespodziewanie zjawił się Emuś. Trudno nie zauważyć tradycyjnego związku między rozejściem się z chłopakiem, a zwiększeniem częstotliwości kontaktów (z 2-3-miesięcznych interwałów na circa 1-miesięczne). Zgadało się nam o kabaretach (od "Ucha prezesa" którego nie oglądał a słyszał, się zaczęło) i wyszło, że gusta mamy mocno różne. Ja zasadniczo od rozwiązania kabaretu "Potem" kabaretów nie oglądam, bo mi się dominujący typ humoru nie podoba.
Emuś pokazał mi jakiś skecz policjantem, księdzem i gospodynią tegoż, nie pamiętam nazwy ani jego, ani kabaretu. Zaśmiewał się cały czas, a ja... khehm... ciut mniej. W ogóle właściwie.
Puściłem mu jedną z "Bajek dla potłuczonych" Potemowców - siedział z nieco zbolałą miną. "Laskowika i Smolenia" z góry zastrzegł, że nie zna tamtych czasów i trzeba by mu wszystko tłumaczyć. Ostatecznie wygłosił konstatację: "Bo tobie to te kabarety to się takie przaśne wydają, prawda? A ja właśnie takie lubię oglądać" Cóż, wychowany na peerelowskich kabaretach lubię gry słów, aluzyjną grę z widzem, humor mniej dosłowny, a bardziej domyślny. Nie mam poczucia, że jestem lepszy czy coś, bardziej ą&ę. Po prostu inny.
Lecz miło było tak posiedzieć choć króciutko obok kogoś i choćby nieśmieszne skecze razem pooglądać.